- Hermiono, chyba bracia ci się pomylili. To na Freda lecisz, nie na mnie. No chyba, że chcesz grać na dwa fronty - żażartował George.
Szatynka spojrzała się na niego z nieco oburzoną miną, ale potem postanowiła odegrać się ciętą ripostą za to co powiedział.
- Och, no wiesz George... Wiem, że jesteście z Fredem bliźniakami i w ogóle, i na pierwszy rzut oka to wydajecie się nawet podobni - mówiła Hermiona spokojnym tonem, ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. - ale jak tak się przyjrzeć to Fred jest dużo przystojniejszy, i co najważniejsze - zabawniejszy.
George popatrzył na Gryfonkę zbulwersowanie. Zmrużył oczy i przygryzł dolną wargę, jakby się nad czymś zastanawiał. Dziewczyna właściwie powinna już iść, ale chęć usłyszenia odpowiedzi Weasleya była silniejsza.
- No cóż, tak ci się tylko wydaje, bo bujasz się w moim bracie. Jak to jest... "Kiedy kogoś kochasz, nie zauważasz jego wad". Coś w tym stylu. Tak naprawdę ja jestem lepszy od Freda, ale ty nie widzisz świata poza nim, więc... - odrzekł rudowłosy i uśmiechnął się triumfalnie, gdy zobaczył jej zaskoczoną minę.
- O co ci właściwie chodzi? - zapytała.
- Nie jestem ślepy - powiedział George.
- Ale głupi owszem - oznajmiła Hermiona i zachichotała.
- Ja jestem głupi? Błagam. Czy to ja podkochuję się w mniej idealnym pod każdym względem bliźniaku Weasley? - zapytał chłopak i lekko poruszył brwiami, a Hermiona, która opierała się barkiem o pobliską ścianę, lekko uśmiechnęła się na jego słowa.
- Nie. I dzięki Bogu. To by było dziwne. Nawet zważając na wasze usposobienie - zaśmiała się Hermiona, a George spojrzał na nią tak, jakby chciał przekazać jej słowa "Tak, to naprawdę było bardzo śmieszne...", jednak to wcale nie zdemotywowało dziewczyny przed dalszym irytowaniem chłopaka. - Zresztą nie boisz się, że pójdę do Freda i mu to wszystko powiem? W końcu niedawno się pogodziliście i... - zaczęła dziewczyna, ale George jej przerwał.
- Jasne, że możesz iść i mu to powiedzieć. Jesteśmy egoistycznymi dupkami. Każdy z nas uważa, że jest lepszy, przystojniejszy bla bla, bla bla. To nic nowego. On o mnie powiedziałby to samo.
- Wasze relacje mnie zachwycają - powiedziała ironicznie dziewczyna.
- Nie masz rodzeństwa, więc tego nie zrozumiesz.
- I tu masz rację. Kontakty między rodzeństwem już na zawsze pozostaną dla mnie czarną magią.
- No chyba, że masz jakieś zaginione rodzeństwo czy coś w tym stylu.
- Czy wyglądam na bohaterkę powieści sensacyjnej? - spytała Hermiona z rozbawieniem w głosie.
George spojrzał się na dziewczynę tak, jakby rozważał poważnie jej słowa. Gryfonka starała się nie uśmiechać, widząc jego podejrzliwy wyraz twarzy, ale niewiele z jej trudów wychodziło i ciągle dziwnie się szczerzyła.
- A wiesz, że to nawet możliwe - oznajmił Weasley.
- A to niby dlaczego? - zapytała szatynka.
- No cóż... Fred jest dość zawrotną częścią twojego życia - oznajmił George.
Gdy Hermiona usłyszała słowa chłopaka, jej twarz przybrała bardzo zdziwiony wyraz. Oparła się dłonią o framugę drzwi i zapytała:
- Co właściwie masz na myśli?
- Och... No wiesz... Nie to, że coś insynuuję, ale tak ostatnio spędzacie razem więcej czasu i pomyślałem... - mówił Gryfon, którzy widząc zdezorientowanie dziewczyny, nieco się zmieszał.
Szatynka spojrzała na niego oskarżycielskim tonem, nawet jeśli tego nie planowała. Po prostu trudno było słuchać jej tego osądu, który miał być tylko żartem, ale najwyraźniej ona odebrała to trochę inaczej.
- To źle myślałeś. Dlaczego wszyscy sądzą, że Fred i ja... My jesteśmy tylko przyjaciółmi. A nawet gdyby... gdyby to było coś więcej, miałbyś niewiele do powiedzenia w tej sprawie. - wyrzucała z siebie gwałtownie słowa Gryfonka. Nie myślała nad tym co mówiła, była nawet pewna, że będzie żałować tych słów, ale w tamtej chwili ważne było tylko utarcie nosa zbyt pewnemu swoich racji George'owi. - To bardzo nietaktowne z twojej strony tak imputować komuś swoje racje... i ja chyba już sobie pójdę. - oznajmiła smętnie Hermiona, kończąc swój wywód i ruszyła w stronę dziury za obrazem.
Usłyszała, że George za nią idzie, ale nie odwróciła się, tylko przyśpieszyła kroku. Dobry humor całego poranka nagle jej minął. Chłopak wkurzył ją swoimi słowami i być może były to tylko żarty, ale tak czy owak musiała poczekać aż spłynie z niej to rozzłoszczenie i pomyśleć o tym na spokojnie.
Pomyśleć... No jasne. Panna Granger tylko to potrafi. Analiza wszystkiego dookoła. Emocje ludzkie to dla niej rzecz dziwna i ewidentnie niepotrzebna.
Kiedy Gryfonka wyszła na korytarz, spostrzegła, że mimo iż znajduje się na siódmym piętrze, jest dziwnie pusto. Zdziwiło ją to, ale ruszyła w stronę biblioteki. W drodze do niej, Hermiona czuła, że szargają nią różne emocje, począwszy od smutku na złości kończąc, ale nie dała się im ponieść. Już kilka razy to zrobiła, a te sytuacje wiele dobrego jej nie przyniosły. Drgnęła lekko na tę myśl, jakby z zimna, mimo że w szkole było ciepło. Nie była zła na George'a, a raczej na siebie. On chciał tylko zażartować, a ona jego żart zinterpretowała jak jakieś oskarżenie. Niepotrzebnie na niego nakrzyczała, czasami rudowłosy naprawdę jest irytujący, a ta sytuacja jest potwierdzeniem tego, ale to nie powód, żeby na niego naskakiwać. W skrócie - ona po prostu gubiła się w tych wszystkich uczuciach. Sama nie wiedziała już czy z Fredem są bardziej znajomymi, bardziej przyjaciółmi czy... czy czymś więcej. Ostatnimi czasy Gryfonka często omylnie odbierała słowa i gesty ludzi wokół. Nie można było jednak jej za to winić. W końcu każdy czasami gubi się we własnym postrzeganiu świata. Tak czy owak, dziewczyna postanowiła, że przeprosi George'a jak tylko nadarzy się okazja. Miała już dość sprzeczek, a rozsądek podpowiadał jej, żeby choć na jakiś czas postarała się opanować swoje wewnętrzne przekonanie o bronieniu własnego zdania. W końcu nie zawsze musi mieć rację, więc powinna to sobie uświadomić.
Hermiona będąc już w bibliotece, udała się do swojego ulubionego stolika przy oknie. Usiadła na krześle i sięgnęła pierwszą lepszą książkę z półki obok, którą okazała się być książka o tytule "Najwięksi gracze Quidittcha XX wieku". Jeśli ktokolwiek zobaczyłby ją czytającą tę lekturę, pomyślałby "Hermiona Granger? To ona w ogóle wie co to Quidittch?" A i owszem. Szatynka wiedziała czym jest ta dyscyplina sportowa, nawet jej się podobała. No cóż, może faktycznie nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w graniu w Quidittcha (może poza tymi lekcjami na pierwszym roku), ale to nie znaczyło, że nie może jej się ten sport podobać. Zawsze go lubiła, ale sporo osób w jej gronie nim się interesowało, więc jakoś sobie to wybiła z głowy. Gryfonka zaczęła czytać właśnie rozdział drugi, zatytułowany "Najbardziej uwielbiani przez publikę gracze Quidittcha", kiedy spostrzegła zmierzającą w jej stronę Ginny Weasley. Dopiero po chwili dotarło do dziewczyny, że trzyma w rękach książkę o ulubionym sporcie rudowłosej, co za tym idzie, sporcie o którym Weasley'ówna z pewnością sądziła jak wiele innych osób, że Hermiona się nim nie interesuje. Nagle szatynka upuściła książkę na podłogę gwałtownie, jakby nagle zaczęła parzyć. Upadła na ziemię, otwierając się mniej więcej w połowie. Na jej nieszczęście Ginny była już dosłownie dwa kroki od niej i szybko się schyliła, żeby ją podnieść. Wtedy Hermiona dostrzegła, że książka otworzyła się na opisie Wiktora Kruma. Ginny spojrzała na przyjaciółkę ze zdziwieniem widocznym w oczach. Hermiona lekko się zdenerwowała, bo wiedziała co młodsza Gryfonka musiała sobie o tym pomyśleć. "Pewnie czyta książkę o Quidittchu, bo jest w niej Krum." Rudowłosa na pewno tak pomyślała, co zresztą było prawdą. Chwyciła książkę i usiadła naprzeciwko dziewczyny, z widocznym zaintrygowaniem w spojrzeniu.
- A więc, Wiktor Krum... Cały czas cię interesuje? Sądziłam, że byłaś z nim na balu i tyle - oznajmiła Ginny.
Hermiona spojrzała na nią z irytacją i wywróciła oczami. Wesley'ówna mogła podać dłoń Lavender i Parvati. Jakieś wyimaginowane romanse jej zawsze w głowie. Chyba nigdy nie zrozumie akurat tego toku myślenia dziewcząt.
- Bo to było tylko tyle. Z Wiktorem jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Rudowłosa lekko pokręciła głową, słysząc sztywną odpowiedź przyjaciółki.
- Zawsze tak mówisz - odparła zrezygnowana.
Szatynka wyrwała Gryfonce z rąk książkę, kiedy ta wpatrywała się w nią, czekając na jakieś wyjaśnienia i zaczęła:
- Ginny, spójrz tylko. Czy ta książka nosi tytuł "Wiktor Krum - najprzystojniejszy gracz Quidittcha"? - zapytała Hermiona, wskazując na okładkę - Po prostu czytałam tą książkę, upadła i otworzyła się na tej stronie. To cała fascynująca historia - wytłumaczyła dziewczyna.
Najmłodsza latorośl Weasleyów przyglądała się przez chwilę przyjaciółce, jakby spodziewała się, że szatynka coś przed nią ukrywa, ale potem chyba uwierzyła w jej wersję zdarzeń.
- No dobrze... Ale to nie zmienia faktu, że czytasz książkę o Quidittchu.
- A czy to jakieś zakazane?
- No nie, ale jakoś nigdy się tym nie interesowałaś.
- To wyobraź sobie, że nagle zaczęłam się interesować. Czy to już koniec przesłuchania? - zapytała Hermiona.
- No tak... A czy w tej książce jest coś o Harpiach z Holyhead? Albo Gwenog Jones lub Gwendolinie Morgan? Bardzo lubię tą drużynę, więc tak sobie pomyślałam, że coś o nich może tam pisać - odparła radośnie Ginny, zupełnie zapominając o jej nietakcie, kiedy pytała o Wiktora Kruma. Wychyliła się lekko, spoglądając na książkę, którą ciągle w dłoniach miała Hermiona. Dziewczyna tylko westchnęła zrezygnowanie i podała przyjaciółce książkę. Na Ginny nie sposób się denerwować czy obrażać. Po prostu jej radosne i optymistyczne usposobienie to uniemożliwiało.
- Możesz ją wypożyczyć, jeśli to cię interesuje. Ja wzięłam tą książkę z nudów - odrzekła starsza Gryfonka. - Chciałaś o czymś porozmawiać czy tak po prostu tu przyszłaś? - zapytała Hermiona, kiedy rudowłosa schowała książkę, którą podała jej przyjaciółka do swojej torby.
- Chciałam cię zapytać o te spotkania na których Harry miałby nas uczyć obrony przed czarną - wyjaśniła swobodnie Ginny. - Tak sądziłam, że cię tu znajdę. Jednak wracając do tej całej sprawy - Harry powiedział mi o tym niedawno. Powiedział też, że to był twój pomysł. Chciałam się po prostu dowiedzieć o tym odrobinę więcej.
Hermiona popatrzyła na dziewczynę z uśmiechem na ustach. Bardzo podobał jej się ten pomysł i była z niego naprawdę dumna, więc cieszyła się, gdy ktoś się nim interesował. W końcu sam Harry zgodził się wprowadzić go w życie, więc teraz musi być tylko lepiej.
- Tak, to mój pomysł. To była właściwie tylko luźna propozycja, a że Harry na początku się nie zgodził, to jakoś go nie planowałam dokładniej. Uważam zwyczajnie, że Harry mógłby nauczyć nas tego i owego pod względem obrony przed czarną magią w praktyce, a nie tylko w teorii.
- To wspaniały pomysł! - oznajmiła radośnie Ginny, a Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało. - To miłe ze strony Harry'ego, że się zgodził. Wiesz gdzie moglibyśmy się spotykać? I kogo właściwie Harry miałby uczyć? - zapytała.
- Jeszcze o tym nie myślałam - szatynka wzruszyła ramionami i pokręciła głową, słysząc słowa rudowłosej - Sądzę, że mógłby uczyć każdego kto by tego zechciał. Masz może jakiś pomysł co do pomysłu miejsca spotkań?
Ginny oparła łokcie o blat stołu przy którym siedziały razem z Hermioną i zamknęła oczy, zastanawiając się nad jej pytaniem.
- A co myślisz o Trzech Miotłach? - spytała młodsza Gryfonka, otwierając oczy.
Szatynka zastanawiała się chwilę po czym niepewnie pokręciła głową.
- Odpada. Zbyt wielu ludzi tam przychodzi. Ktoś mógłby donieść o naszym spotkaniu Umbridge.
- Pokój Wspólny Gryffindoru? - zasugerowała znów Ginny.
- Też raczej nie. W końcu nie każdy z Gryffindoru przecież musi chcieć uczestniczyć w naszych spotkaniach, a ktoś z innych domów może chciałby się uczyć. Zresztą tak czy owak tam jest za mało miejsca - wytłumaczyła Hermiona.
- Sugerujesz, że ktoś, dajmy na to ze Slytherinu, chciałby uczęszczać na zajęcia Harry'ego? - spytała zdziwiona rudowłosa.
Szatynka spojrzała na nią pytająco, a potem tylko wzruszyła ramionami.
- No cóż, nie chcę wpychać całego Slytherinu do jednego worka, ale miałam na myśli głównie Ravenclaw i Hufflepuf. Hogwart to nie tylko dom lwa i węża.
- Masz rację... Ja tylko... Nieważne. Ej, a może ta gospoda w Hogsmeade, jak ona się nazywała? "Pod świńskim łbem"? Nie przychodzi tam podobno wielu ludzi... - zaproponowała Ginny.
Hermiona mrugnęła kilka razy powiekami, jakby zastanawiała się, czy aby to co przed chwilą powiedziała jej przyjaciółka, było tylko marą senną albo zwyczajnym żartem. Kiedy nie zauważyła cienia rozbawienia u rudowłosej, oburzyła się i założyła ręce na piersi.
- Ginny! Zdajesz sobie sprawę, jacy ludzie tam przychodzą? Jaki to jest "lokal"? - szepnęła do dziewczyny, jakby to, że rozmawiają o tym miejscu, miałoby jej w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Chociaż znając Umbridge i jej inwigilację, lepiej było dmuchać na zimne. - Owszem, może i mało ludzi tam przychodzi, ale jakich!
Ginny zmarszczyła czoło na te słowa, jakby zastanawiała się, dlaczego Hermiona jest czasami tak strasznie poważna.
- Hagrid tam chodzi i jest "takim człowiekiem"? Bo nie wydaje mi się - zauważyła panna Weasley.
- Zauważ, że Hagrid ma 3 metry wysokości, jest no... "dość" postawny i jest półolbrzymem!
Ginny tylko kwaśno spojrzała na Hermionę, jakby chciała jej coś na to odpowiedzieć, ale nie mogła znaleźć żadnych argumentów.
- No dobrze, to masz lepszy pomysł? Nie musimy się przecież w tym barze spotykać na ćwiczenia czy coś... To może być tylko spotkanie organizacyjne. Potem może znajdziemy lepsze miejsce. - starała się przekonać przyjaciółkę rudowłosa. Kiedy zauważyła, że Hermiona się waha, dodała. - Zgódź się, Hermiono. I tak nic lepszego nie wymyślisz.
Szatynka kiwnęła lekko głową, a gdy zobaczyła uśmiech na twarzy Ginny, pokręciła niezauważalnie głową. jakby sama nie mogła uwierzyć, że się na to zgodziła. Ciągle miała jednak przeświadczenie, że to nie był najlepszy pomysł.
- To super, że to mamy ustalone. Idę powiedzieć o tym Harry'emu, i Susan, i Michaelowi, i Lunie, i... - rudowłosa zeskoczyła z krzesła, nadal wyliczając osoby, którym musi powiedzieć o spotkaniu i ruszyła w stronę wyjścia z biblioteki, ale Hermiona złapała ją za nadgarstek, zatrzymując ją. Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę pytająco.
- Może to potem? Spotkanie w końcu nie ucieknie. Teraz proponuję śniadanie - uśmiechnęła się Gryfonka.
- Och... No tak. Jestem nawet głodna - oznajmiła Ginny, a jakby na potwierdzenie tych słów zaburczało jej w brzuchu, na co obie dziewczęta się zaśmiały.
Ginny złapała Hermionę pod ramię i powiedziała:
- Nich żyje Hermiona, której powaga i rozwaga czasami jest przyćmiewana dzięki odwadze - zapiszczała radośnie.
- Ej, ej... Moja powaga i rozwaga nie raz uratowały ci tyłek! - zaprotestowała żartobliwie szatynka.
- Co racja, to racja - oznajmiła młodsza Gryfonka i śmiejąc się z Hermioną, ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
***
- Ta Umbridge powariowała, a z nią całe ministerstwo! Po szkole lata pełno nargli, gnębiwtrysków, w ministerstwie hodują akwawirusy, które mają być w armii Korneliusza Knota, a oni się przejmują tylko stanowiskami! - mówiła oburzona Luna, na tyle głośno, żeby okoliczni uczniowie, słysząc jej słowa, odsunęli się od niej ze zdziwieniem, a nawet z przerażeniem na twarzy. Neville, który stał naprzeciwko Luny, także odrobinę się zdziwił, ale chyba tym, że coś mogło wyprowadzić Krukonkę z równowagi, niż jej słowami.
Ginny doskoczyła do Luny, z którą chodziła do klasy i zapytała się o co chodzi, a Hermiona stanęła trochę z tyłu, obok Neville'a. Nie to, że nie lubiła Luny, była naprawdę pozytywną osobą, ale jej historie o nieistniejących magicznych stworzeniach i zanadto wielka naiwność, w pewien sposób odpychały ją od tej dziewczyny.
- Co tu się dzieje? - zapytała Ginny Lunę i Neville'a.
- Sama zobacz - oznajmił Gryfon i wskazał na ścianę.
Kiedy dziewczęta spojrzały w górę, ujrzały ogromny plakat, który przedstawiał złośliwie uśmiechającą się Umbridge, która machała do fotografa. Wytłuszczoną czcionką było napisane:
MINISTERSTWO CHCE ZREFORMOWAĆ SYSTEM EDUKACJI *
DOLORES UMBRIDGE PIERWSZYM W HISTORII "WIELKIM INKWIZYTOREM"
Kiedy rudowłosa to zobaczyła, przez chwile wyglądała jakby się czymś zachłysnęła, zresztą Hermiona była nie mniej zaskoczona. Jeśli zaskoczeniem można było nazwać to uczucie. Ginny zaczęła dyskutować z Gryfonem i Krukonką, a Hermiona, ciągle wpatrywała się w plakat... Wielki Inkwizytor. Czyli Umbridge dopięła swego. Choć nie, ona przecież dąży do objęcia stanowiska dyrektora Hogwartu. Tak czy owak, teraz była kimś więcej niż nauczycielem, i oficjalnie stała się szpiegiem ministerstwa, pod przykrywką właśnie tego inkwizytora. Szatynka jeszcze raz spojrzała na plakat, ale wcześniejszego zdjęcia już nie było. Teraz plakat przedstawiał Dolores w towarzystwie obecnego Ministerstwa Magii, a pod spodem znów widniał jakiś tekst:
" Zupełnie nieoczekiwanie Ministerstwo Magii wydało wczoraj wieczorem dekret, zapewniający mu bezprecedensowy zakres kontroli nad Szkołą Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
"Od pewnego czasu Minister był coraz bardziej zaniepokojony tym, co się dzieje w Hogwarcie", powiedział młodszy asystent Ministra, Percy Weasley. "Chciał też w ten sposób odpowiedzieć na liczne głosy zaniepokojonych rodziców, którzy sądzą, że szkoła dryfuje w kierunku, którego nie pochwalając".
Nie po raz pierwszy w ostatnich tygodniach Knot wykorzystuje nowe przepisy prawne, aby wpłynąć na polepszenie sytuacji w szkole czarodziejów. 30 sierpnia został wydany Dekret Edukacyjny Numer 22, zgodnie z którym, jeśli aktualny dyrektor nie jest w stanie znaleźć kandydata na stanowisko nauczyciela, Ministerstwo może samo wybrać odpowiednią osobę.
"Właśnie dzięki temu dekretowi mogła zostać nauczycielem w Hogwarcie Dolores Umbridge, która, jak można się było spodziewać, odniosła natychmiastowy sukces, dokonując rewolucyjnych zmian w metodzie nauczania obrony przed czarną magią i dostarczając Ministrowi rzeczowej informacji o tym, co naprawdę dzieje się w Hogwarcie.
"Ministerstwo skorzystało też z możliwości, które daje Dekret Edukacyjny nymer 23, powołując nowy rząd, a mianowicie "Wielkiego Inkwizytora Hogwartu"
Po przeczytaniu tej wzmianki z Proroka Codziennego, Hermione jakby wmurowało w ziemie. Wiedziała, że Ministerstwo nie wierzy w historię Harry'ego, ale nie sądziła, że w tym miejscu pracują tak strasznie zapatrzeni w siebie ludzie. Nawet gdyby Voldemort nie wrócił, ten rząd prędzej czy później by upadł. O ile wcześniej narzekali na nudne zajęcia Umbridge, dziewczyna miała przeświadczenie, że dopiero teraz zacznie się rygor. Szatynka spojrzała w bok i zobaczyła swoich przyjaciół, jak i uczniów, którzy z takim samym szokiem wpatrywali się w ścianę.
- Niemożliwe - szepnęła Ginny. - I to jeszcze mój brat... Co za palant!
- Nie wolno tak mówić o swoim rodzeństwie, Ginny - zauważyła Luna, przekrzywiając głowę i patrząc na Gryfonkę.
- Gdybyś miała za braci takich palantów, też byś tak mówiła.
- Chciałabym mieć rodzeństwo. Łowiłabym z nim albo nią Plumpki, czytała Żonglera... - odparła rozmarzonym głosem blondynka.
- Proszę bardzo, możesz wziąć sobie któregoś z mojego braci. Do wyboru, do koloru. Czasami mam ich naprawdę dość.
Luna spojrzała dziwnie na rudowłosą, po czym się lekko uśmiechnęła.
- Dziwne... - oznajmiła tajemniczo.
- Niby co jest dziwne? - zapytał Neville, który przysłuchiwał się rozmowie dziewcząt.
- Wszyscy Weasleyowie są tacy zabawni. To u was rodzinne? - zapytała.
Hermiona doskoczyła do Ginny, łapiąc ją za ramiona i odpowiedziała na pytanie Luny:
- Dokładnie. Jak ich kolor włosów. A teraz wybaczcie, ale pamiętasz Ginny, po co tu przyszłyśmy?
- Na śniadanie?
- Na śniadanie. Dokładnie. Chodźmy już, bo zaraz umrę z głodu - odparła szatynka.
***
- Jak myślisz, Harry już wie? - zapytała Hermiona Ginny, gdy weszły do Wielkiej Sali.
- Jeśli jest już na śniadaniu to pewnie tak.
Starsza z Gryfonek zaczęła rozglądać się po sali. W pomieszczeniu było wiele osób, a co za tym szło, był straszny gwar. Wiele osób wyglądało na oburzone (dziewczyna pomyślała, że pewnie wiadomością o nowej posadzie Umbridge), ale gdy szatynka spojrzała w stronę stołów Slytherinu, ujrzała złośliwie uśmiechające się osoby i ogólnie dziwnie radosne. W tamtej chwili przypomniała sobie słowa Ginny o Slytherinie i spotkaniu z Harrym. Tak, w tej sytuacji na pewno wiele osób z domu węża chciałoby uczęszczać na te zajęcia. Spojrzała także w stronę stołu nauczycielskiego. Było przy nim zaskakująco mało nauczycieli. Zanim dziewczęta się obejrzały, znalazły się przy stołach Gryffindoru. Hermiona zobaczyła Harry'ego, siedzącego w towarzystwie Deana Thomasa. więc podeszła do Gryfonów, witając się z nimi i usiadła obok Pottera. Rudowłosa ciągle stała obok stołu swojego domu, wpatrując się tępo w jakąś część sali, jakby się nad czymś zastanawiając. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się dookoła. Kiedy spostrzegła, że nie ma przy niej Hermiony, spojrzała wprost, gdzie siedzieli Gryfoni wpatrujący się w nią ze zdziwieniem. Podeszła do nich szybkim krokiem i usiadła obok Hermiony, pytając radośnie:
- Co się tak wpatrujecie we mnie? Wyładniałam ostatnio?
Wszyscy zaśmiali się, słysząc słowa Ginny, a ona sama wyszczerzyła się wesoło.
- Zawsze wyglądasz ładnie - oznajmił Harry, uśmiechając się do Weasley'ówny.
Dziewczyna oddała uśmiech, lekko się rumieniąc.
- Odpowiedziałabym ci tym samym, ale jeszcze Michael będzie zazdrosny - zachichotała rudowłosa. - Lepiej pójdę się z nim przywitać - oznajmiła i udała się w stronę Ravenclawu. W tym czasie do stołu dosiadł się Seamus, który zaczął dyskutować nad czymś z siedzącym naprzeciwko Deanem. Korzystając z okazji, Gryfonka postanowiła omówić z przyjacielem pewną sprawę. Hermiona wzięła miskę ze stołu i nałożyła sobie owsiankę.
- Pewnie słyszałeś, co Harry? - zapytała Hermiona, zaczynając jeść.
- O czym? - przez chwilę brunet wydawał się strasznie rozkojarzony, ale potem pokiwał lekko głową, patrząc na przyjaciółkę. - No tak. Słyszałem. Niefajna nowina.
- I chyba nie chcesz wycofać się z tej nauki?
- Jak łamać zasady to po całości, co nie?
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła tłumaczyć chłopakowi to co ustaliły razem z Ginny.
- "Pod świńskim łbem"? - zdziwił się Harry.
- Dla mnie też to nie najlepszy pomysł, ale to tylko na początek, później znajdziemy inne miejsce.
Brunet pokiwał głową ze zrozumieniem.
- W takim razie kiedy możemy urządzić coś w rodzaju spotkania organizacyjnego? - zapytała Hermiona.
- Dopiero na początku grudnia chyba jest następne wyjście do Hogsmeade... - zauważył smętnie Harry. On też chciałby mieć to już za sobą.
- Och, szkoda, że tak długo trzeba będzie czekać. Ale przynajmniej mamy czas, żeby jako tako wszystko obmyślić, co?
- Przynajmniej to.
Wtedy szatynka spojrzała w stronę przyjaciela i dopiero dostrzegła, że mimo iż stół zawalony był wszelkiego rodzaju jedzeniem, talerz Harry'ego był pusty.
- Nic nie jesz? - zapytała lekko zmartwiona Hermiona.
- Nie, po prostu jakoś nie mam apetytu - odpowiedział zdawkowo brunet.
- Na pewno? Wydajesz się zmartwiony, a przynajmniej zamyślony.
- Myślałem o Cho. Wczoraj znowu przypadkiem na nią wpadłem i starała się mnie wypytać o Cedrika. Nie wiem co o tym myśleć. Może ona po prostu udaje, że mnie lubi, po to, żebym jej o tym opowiedział?
- Och, nie mam pojęcia, Harry. Cho wydaje się być miłą dziewczyną. Może jeśli jej powiesz, że to dla ciebie trudny temat, bo wciąż się obwiniasz o jego śmierć, to przestanie tak nalegać? No i jej reakcja tez może dużo wskazać - zaproponowała Hermiona, zmartwionym tonem. Harry nie dość, że jest szykanowany przez Proroka, mało kto mu wierzy, że Voldemort wrócił i jeszcze Umbridge gra mu na nosie, to jeszcze ma problemy miłosne. Nie to, że problemy miłosne są jakieś ogromne w porównaniu z jego innymi problemami, ale widać, że się nimi przejmuje. No i okazało się, że ma jeszcze przynajmniej jeden.
Kiedy Hermiona skłoniła Harry'ego do zjedzenia kilku kanapek, mówiąc, żeby się nie przejmował na zapas, w ich stronę zmierzała właśnie Angelina, w stroju kapitana Quidditcha. Przywitała się zwyczajnym "cześć" i zwróciła się do Harry'ego.
- Mamy dziś trening o 18, musimy potrenować przed meczem ze Ślizgonami. Błagam cię Harry, postaraj się chociaż nie dostać dzisiaj szlabanu od Umbridge. To ważny trening - powiedziała Johnson nieco błagalnym tonem.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję - wzruszył ramionami Harry, a Angelina zrobiła kwaśną minę.
Wtedy zdarzyło się coś, czego Hermiona nie mogła zrozumieć jeszcze przez długi czas. Kapitan drużyny Gryfonów zwróciła się do Hermiony, uśmiechając się szeroko. I to wcale nie był złośliwy uśmiech! (a przynajmniej na taki nie wyglądał).
- Pozdrów ode mnie Freda, kiedy będziesz się z nim widziała, a czuję, że niedługo się zobaczycie - oznajmiła i pożegnała się z Gryfonami, oddalając się w stronę wyjścia z zamku.
Szatynkę po tym zdarzeniu dosłownie wmurowało w ziemię. Nie to, że nie lubiła Angeliny, ale jakoś nigdy specjalnie się z nią nie przyjaźniła, więc zdziwiła ją jej życzliwość, a co dopiero jej słowa** No chyba, że były jakąś ironią. Dziewczyna spojrzała w bok, na Harry'ego, który wpatrywał się w nią pytająco.
- O co jej chodziło? - zapytał.
- Też chciałabym wiedzieć - odrzekła z prawdą Hermiona.
Brunet nie drążył dalej tematu, najwyraźniej chciał dać czas Hermionie na przemyślenie tego wszystkiego. Jednak szatynka nie miała go wiele na to, bo wróciła Ginny, która usiadłszy obok, zaczęła rozmawiać z nią o różnych rzeczach (i osobach, mając na myśli usposobienie młodej Weasley'ówny).
Kiedy już w Wielkiej Sali zrobiło się mniej tłoczno, bo spora część uczniów udała się na zajęcia, w drzwiach stanął wysoki, szczupły chłopak o płomiennie rudych włosach, a obok niego stała niemalże jego kopia. Bliźniacy Weasley ruszyli wolnym krokiem w stronę stołów swojego domu, rozmawiając i śmiejąc się przy tym wesoło. Hermiona zauważyła ich kątem oka, nadal rozmawiając z Ginny, lekko się uśmiechnęła na ich widok. Bracia przystanęli w połowie drogi, zastanawiając się gdzie można by usiąść. George zauważył płomienną czuprynę ich siostry i machnął do Freda, że tam mogą pójść. Panna Granger wpadła w małą panikę, bo nagle przypomniała sobie poranną sprzeczkę z Georgem, a co najważniejsze jej temat i mimowolnie jej poliki zarumieniły się ze wstydu. W tamtej chwili najchętniej schowałaby się za przyjaciółką albo weszła pod stół, byleby nie musieć rozmawiać z bliźniakami razem. W końcu jeszcze nie przeprosiła George'a, a Fred... Ona sama nie wiedziała co ją z nim łączy. Potrzebowała czasu, żeby to przemyśleć, a trudno było jej o tym myśleć, jak ciągle na niego wpadała! Tak czy owak, wiedziała, że nie ma sensu odwlekać nieuniknionego, więc wbiła tylko wzrok w swoją prawie pustą miskę owsianki. Może Ginny i Harry zajmą rozmową braci na tyle, że ona będzie mogła zatopić się w swoim obezwładniającym poczuciu wstydu. Może.
Kiedy bliźniacy dotarli do miejsca w którym siedzieli Gryfoni, usiedli naprzeciwko nich, witając się z nimi. Wszyscy oprócz Hermiony, ciągle tępo wpatrującej się w stół, odwzajemnili powitanie. George widocznie chyba ciągle skrępowany, zaczął rozmawiać z Harrym o treningu Quidditcha, ale Fred nie miał zamiaru poddać się tak łatwo.
- Hermiono? - zwrócił się w stronę dziewczyny.
Szatynka odruchowo podniosła głowę, słysząc swoje imię i przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały, ale ona potem znowu wbiła wzrok w stół. Wiedziała jednak, że zareagowała, więc przynajmniej niekulturalnym byłoby teraz udawać, że nie usłyszała Freda. Dlatego wzięła głęboki oddech i znów podniosła wzrok.
- Hej - odparła nieco speszona.
Starszy z bliźniaków Weasley przyglądał się jej uważnie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak... Tylko trochę źle się czuję. To nic takiego - odparła zdawkowo.
Fred już miał coś powiedzieć, ale na jego nieszczęście w tamtej chwili, Ginny zwróciła się do obu swoich braci.
- Wy mnie prześladujecie! Gdzie nie idę, tam chwilę potem pojawiacie się wy. To nie do zniesienia! - powiedziała oburzona rudowłosa, zakładając ręce na swojej piersi.
- O co znowu chodzi? - zapytał Harry, który nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
Fred wyszczerzył się zawadiacko w stronę dwójki Gryfonów.
- No bo widzisz... Ostatnio tak sobie z Georgem przechadzaliśmy się po Hogwarcie, bez celu właściwie - mówił bliźniak, a Ginny z każdym słowem wypowiedzianym przez brata, robiła się coraz bardziej czerwona na twarzy. - Aż tu wchodzimy do pewnej pustej klasy i... - nie dane było dokończyć chłopakowi swojej historii, bo wtrąciła się jego siostra.
- Nawet nie próbuj tego mówić! - warknęła rozzłoszczona rudowłosa.
- ... i zastaliśmy ją w "pewnej" sytuacji - dokończył za brata George i obaj się zaśmiali, ale Ginny wcale nie było do śmiechu.
Hermionę mimo wszystko w pewien sposób rozbawiła ta sytuacja, więc i ona uśmiechała się, a jej uśmiech można by uznać za radosny. Fred nagle odwrócił się w jej stronę, a widząc ją tak wesołą, nie mógł się powstrzymać się, żeby nie puścić jej oka. Dziewczyna natychmiast zrobiła się czerwona na twarzy, ale ewidentnie nie ze złości. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i starała się zakryć dłońmi swoje zaróżowione poliki. Jednak nie wiedziała, że całej tej sytuacji, którą ewidentnie można by uznać za niewinny flirt (przynajmniej ze strony Freda) przygląda się pewna osoba. Wtedy niespodziewanie Ginny złapała Hermionę za ramię i szepnęła jej do ucha:
- Chodź, musimy o czymś porozmawiać. Będę u siebie w dormitorium.
Szatynka chciała zapytać o czym niby miały by porozmawiać, ale ta wyskoczyła z ławki., żegnając się z braćmi i Harrym i udała się w stronę wyjścia z sali.
Hermiona stała jeszcze przez chwilę przy stole, starając się pojąć nagłą zmianę nastroju przyjaciółki.
- To ten... Ja już lepiej pójdę - wymamrotała, żegnając się z przyjaciółmi, ale naprawdę zapadły jej w pamięć tylko słowa Freda.
- Spójrzcie tylko, bliźniacy Weasley pojawiają się na horyzoncie, a Hermiona już czuje się lepiej. Miło nam było poprawić humor, madame - zażartował Fred i uśmiechnął się szelmowsko. Szatynka tylko uśmiechnęła się ciepło i pobiegła w stronę wyjścia, bo nie chciała znowu zarumienić się w jego obecności.
Kiedy dziewczyna szła po schodach, pomyślała, że to wcale nie bliźniacy Weasley poprawili jej humor, ale dokładniej jeden z nich. Spróbujcie zgadnąć który.
* - Fragment z książki "Harry Potter i Zakon feniksa, dokładniej ze stron 342 - 343, odrobinę przeze mnie pozmieniany.
** - Jakby się ktoś zastanawiał, to przypomnę, że Hermiona nie wie o incydencie z wynalazkiem bliźniaków, bo kiedy George mówił o tym swoim przyjaciołom, była w swoim dormitorium. Odsyłam zapominalskich do rozdziału 5.
- Dopiero na początku grudnia chyba jest następne wyjście do Hogsmeade... - zauważył smętnie Harry. On też chciałby mieć to już za sobą.
- Och, szkoda, że tak długo trzeba będzie czekać. Ale przynajmniej mamy czas, żeby jako tako wszystko obmyślić, co?
- Przynajmniej to.
Wtedy szatynka spojrzała w stronę przyjaciela i dopiero dostrzegła, że mimo iż stół zawalony był wszelkiego rodzaju jedzeniem, talerz Harry'ego był pusty.
- Nic nie jesz? - zapytała lekko zmartwiona Hermiona.
- Nie, po prostu jakoś nie mam apetytu - odpowiedział zdawkowo brunet.
- Na pewno? Wydajesz się zmartwiony, a przynajmniej zamyślony.
- Myślałem o Cho. Wczoraj znowu przypadkiem na nią wpadłem i starała się mnie wypytać o Cedrika. Nie wiem co o tym myśleć. Może ona po prostu udaje, że mnie lubi, po to, żebym jej o tym opowiedział?
- Och, nie mam pojęcia, Harry. Cho wydaje się być miłą dziewczyną. Może jeśli jej powiesz, że to dla ciebie trudny temat, bo wciąż się obwiniasz o jego śmierć, to przestanie tak nalegać? No i jej reakcja tez może dużo wskazać - zaproponowała Hermiona, zmartwionym tonem. Harry nie dość, że jest szykanowany przez Proroka, mało kto mu wierzy, że Voldemort wrócił i jeszcze Umbridge gra mu na nosie, to jeszcze ma problemy miłosne. Nie to, że problemy miłosne są jakieś ogromne w porównaniu z jego innymi problemami, ale widać, że się nimi przejmuje. No i okazało się, że ma jeszcze przynajmniej jeden.
Kiedy Hermiona skłoniła Harry'ego do zjedzenia kilku kanapek, mówiąc, żeby się nie przejmował na zapas, w ich stronę zmierzała właśnie Angelina, w stroju kapitana Quidditcha. Przywitała się zwyczajnym "cześć" i zwróciła się do Harry'ego.
- Mamy dziś trening o 18, musimy potrenować przed meczem ze Ślizgonami. Błagam cię Harry, postaraj się chociaż nie dostać dzisiaj szlabanu od Umbridge. To ważny trening - powiedziała Johnson nieco błagalnym tonem.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję - wzruszył ramionami Harry, a Angelina zrobiła kwaśną minę.
Wtedy zdarzyło się coś, czego Hermiona nie mogła zrozumieć jeszcze przez długi czas. Kapitan drużyny Gryfonów zwróciła się do Hermiony, uśmiechając się szeroko. I to wcale nie był złośliwy uśmiech! (a przynajmniej na taki nie wyglądał).
- Pozdrów ode mnie Freda, kiedy będziesz się z nim widziała, a czuję, że niedługo się zobaczycie - oznajmiła i pożegnała się z Gryfonami, oddalając się w stronę wyjścia z zamku.
Szatynkę po tym zdarzeniu dosłownie wmurowało w ziemię. Nie to, że nie lubiła Angeliny, ale jakoś nigdy specjalnie się z nią nie przyjaźniła, więc zdziwiła ją jej życzliwość, a co dopiero jej słowa** No chyba, że były jakąś ironią. Dziewczyna spojrzała w bok, na Harry'ego, który wpatrywał się w nią pytająco.
- O co jej chodziło? - zapytał.
- Też chciałabym wiedzieć - odrzekła z prawdą Hermiona.
Brunet nie drążył dalej tematu, najwyraźniej chciał dać czas Hermionie na przemyślenie tego wszystkiego. Jednak szatynka nie miała go wiele na to, bo wróciła Ginny, która usiadłszy obok, zaczęła rozmawiać z nią o różnych rzeczach (i osobach, mając na myśli usposobienie młodej Weasley'ówny).
Kiedy już w Wielkiej Sali zrobiło się mniej tłoczno, bo spora część uczniów udała się na zajęcia, w drzwiach stanął wysoki, szczupły chłopak o płomiennie rudych włosach, a obok niego stała niemalże jego kopia. Bliźniacy Weasley ruszyli wolnym krokiem w stronę stołów swojego domu, rozmawiając i śmiejąc się przy tym wesoło. Hermiona zauważyła ich kątem oka, nadal rozmawiając z Ginny, lekko się uśmiechnęła na ich widok. Bracia przystanęli w połowie drogi, zastanawiając się gdzie można by usiąść. George zauważył płomienną czuprynę ich siostry i machnął do Freda, że tam mogą pójść. Panna Granger wpadła w małą panikę, bo nagle przypomniała sobie poranną sprzeczkę z Georgem, a co najważniejsze jej temat i mimowolnie jej poliki zarumieniły się ze wstydu. W tamtej chwili najchętniej schowałaby się za przyjaciółką albo weszła pod stół, byleby nie musieć rozmawiać z bliźniakami razem. W końcu jeszcze nie przeprosiła George'a, a Fred... Ona sama nie wiedziała co ją z nim łączy. Potrzebowała czasu, żeby to przemyśleć, a trudno było jej o tym myśleć, jak ciągle na niego wpadała! Tak czy owak, wiedziała, że nie ma sensu odwlekać nieuniknionego, więc wbiła tylko wzrok w swoją prawie pustą miskę owsianki. Może Ginny i Harry zajmą rozmową braci na tyle, że ona będzie mogła zatopić się w swoim obezwładniającym poczuciu wstydu. Może.
Kiedy bliźniacy dotarli do miejsca w którym siedzieli Gryfoni, usiedli naprzeciwko nich, witając się z nimi. Wszyscy oprócz Hermiony, ciągle tępo wpatrującej się w stół, odwzajemnili powitanie. George widocznie chyba ciągle skrępowany, zaczął rozmawiać z Harrym o treningu Quidditcha, ale Fred nie miał zamiaru poddać się tak łatwo.
- Hermiono? - zwrócił się w stronę dziewczyny.
Szatynka odruchowo podniosła głowę, słysząc swoje imię i przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały, ale ona potem znowu wbiła wzrok w stół. Wiedziała jednak, że zareagowała, więc przynajmniej niekulturalnym byłoby teraz udawać, że nie usłyszała Freda. Dlatego wzięła głęboki oddech i znów podniosła wzrok.
- Hej - odparła nieco speszona.
Starszy z bliźniaków Weasley przyglądał się jej uważnie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak... Tylko trochę źle się czuję. To nic takiego - odparła zdawkowo.
Fred już miał coś powiedzieć, ale na jego nieszczęście w tamtej chwili, Ginny zwróciła się do obu swoich braci.
- Wy mnie prześladujecie! Gdzie nie idę, tam chwilę potem pojawiacie się wy. To nie do zniesienia! - powiedziała oburzona rudowłosa, zakładając ręce na swojej piersi.
- O co znowu chodzi? - zapytał Harry, który nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
Fred wyszczerzył się zawadiacko w stronę dwójki Gryfonów.
- No bo widzisz... Ostatnio tak sobie z Georgem przechadzaliśmy się po Hogwarcie, bez celu właściwie - mówił bliźniak, a Ginny z każdym słowem wypowiedzianym przez brata, robiła się coraz bardziej czerwona na twarzy. - Aż tu wchodzimy do pewnej pustej klasy i... - nie dane było dokończyć chłopakowi swojej historii, bo wtrąciła się jego siostra.
- Nawet nie próbuj tego mówić! - warknęła rozzłoszczona rudowłosa.
- ... i zastaliśmy ją w "pewnej" sytuacji - dokończył za brata George i obaj się zaśmiali, ale Ginny wcale nie było do śmiechu.
Hermionę mimo wszystko w pewien sposób rozbawiła ta sytuacja, więc i ona uśmiechała się, a jej uśmiech można by uznać za radosny. Fred nagle odwrócił się w jej stronę, a widząc ją tak wesołą, nie mógł się powstrzymać się, żeby nie puścić jej oka. Dziewczyna natychmiast zrobiła się czerwona na twarzy, ale ewidentnie nie ze złości. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i starała się zakryć dłońmi swoje zaróżowione poliki. Jednak nie wiedziała, że całej tej sytuacji, którą ewidentnie można by uznać za niewinny flirt (przynajmniej ze strony Freda) przygląda się pewna osoba. Wtedy niespodziewanie Ginny złapała Hermionę za ramię i szepnęła jej do ucha:
- Chodź, musimy o czymś porozmawiać. Będę u siebie w dormitorium.
Szatynka chciała zapytać o czym niby miały by porozmawiać, ale ta wyskoczyła z ławki., żegnając się z braćmi i Harrym i udała się w stronę wyjścia z sali.
Hermiona stała jeszcze przez chwilę przy stole, starając się pojąć nagłą zmianę nastroju przyjaciółki.
- To ten... Ja już lepiej pójdę - wymamrotała, żegnając się z przyjaciółmi, ale naprawdę zapadły jej w pamięć tylko słowa Freda.
- Spójrzcie tylko, bliźniacy Weasley pojawiają się na horyzoncie, a Hermiona już czuje się lepiej. Miło nam było poprawić humor, madame - zażartował Fred i uśmiechnął się szelmowsko. Szatynka tylko uśmiechnęła się ciepło i pobiegła w stronę wyjścia, bo nie chciała znowu zarumienić się w jego obecności.
Kiedy dziewczyna szła po schodach, pomyślała, że to wcale nie bliźniacy Weasley poprawili jej humor, ale dokładniej jeden z nich. Spróbujcie zgadnąć który.
* - Fragment z książki "Harry Potter i Zakon feniksa, dokładniej ze stron 342 - 343, odrobinę przeze mnie pozmieniany.
** - Jakby się ktoś zastanawiał, to przypomnę, że Hermiona nie wie o incydencie z wynalazkiem bliźniaków, bo kiedy George mówił o tym swoim przyjaciołom, była w swoim dormitorium. Odsyłam zapominalskich do rozdziału 5.
Kilka słów od Astry ( I tak wiem, że nikt tego nie czyta, ale zróbcie wyjątek plz)
No więc jestem. Nie było mnie prawie dwa miesiące... I jak ja się mam tłumaczyć teraz proszę bardzo? Obowiązki to straszna rzecz, wie to każdy, a zwłaszcza tak artystyczna dusza jak ja. Na szczęście wykonałam je ładnie, jak to zawsze, gdy byłam mała i dostawałam dobrą ocenę, mój tata mówił "dobra dziewczynka". Jestem po bierzmowaniu, poprawach ocen, zielonej szkole i tysiącu innych bardziej i mniej znaczących rzeczy, więc będę miała teraz od groma czasu na pisanie rozdziałów, więc w wakacje postaram się, żeby był rozdział raz na tydzień, ewentualnie raz na dwa, kiedy będę na krótkich koloniach (jeśli nie będę miała tam dostępu do internetu). Co do rozdziału - miałam go gotowego jakiś czas temu, miałam wprowadzić tylko poprawki, ale OCZYWIŚCIE co? Blogger sobie współpracy odmówił, bo się na moje konto zalogować nie mogłam! Dzięki. Dobra, koniec końców działa już, więc nie dramatyzujmy. Pewne części rozdziału pisałam dosłownie waląc głową w klawiaturę i wołając "weno przybywaj", a inne to lodzio miodzio mi się pisało. Miałam nawet krótką fazę, kiedy chichrałam się z każdego napisanego słowa (nie pytajcie, ja też nie wiem o co chodzi). Tak czy owak, moim zdaniem rozdział jest okej. Oczywiście mogłam go wcześniej dodać, ale miałam wybór - 1. Dodać mało, szybko, ale byle jak , 2.Dodać dużo, długo i (chyba) porządnie. Jak widzicie, wybrałam ta druga opcję (Rozdział ma ponad 5000 tysięcy słów, więc nie narzekajcie mi tu). Na niektóre rzeczy potrzeba czasu (Nie, wcale nie piszę tego, żeby nie dostać od was batów za nieobecność). Rozdział dedykuję Kate Potter, która chyba najbardziej nie mogła doczekać się nowego rozdziału, a ja nawet nie mogłam jej odpisać na komentarze (kochany blogger). Ciekawa jestem twojej miny, kiedy zobaczysz, że jest nowy rozdział (opisz mi to dokładnie w komentarzu :D)
Idę nadrobić zaległości w blogach, a raczej pokomentować wam rozdziały, bo czytałam je, ale nie mogłam ich skomentować (kolejny raz mam przypominać?) Trochę pokapuściłam czas książkowej fabuły względem tego inkwizytora, ale kij z tym. Nie zadawajcie mi pytań, bo ja sama nie wiem co jeszcze tu odwalę. OCH! I ZAPOMNIAŁABYM! Na przeprosiny tak za to czekanie, niedługo dodam miniaturkę i to dość długą. To chyba na tyle.
Macie ciastka (ciekawe czy będą działać na blogerze tak w ogóle) ode mnie za to moje marudzenie coście przeczytali 🍪🍪🍪🍪🍪🍪 🍩🍩🍩🍩.
Pozdrawiam gorąco!
(A rozdział już niedługo, nie lękajcie się, mam już zarys i plan, a to najważniejsze ^^)
- Astrum Confusa