Miniaturka
Fremione "Nasze magiczne miejsce" Cz. 3
Hermiona Weasley! Jak to pięknie brzmi! - powiedziała entuzjastycznie Ginny.
Wszyscy siedzieli w salonie, przyozdobionym na tę okazję przez panią Weasley. Wcześniej było tu mnóstwo mebli, więc kiedy nagle zniknęły, to pomieszczenie wydawało się większe niż zazwyczaj. Na środku stał stał wielki stół z jedzeniem, oczywiście przygotowanym przez panią domu, a z boku stał wielki gramofon. Pokój ozdobiony był w piękne białe wstęgi na ścianach i białe róże dookoła. Nie było sensu rozkładać namiotu, skoro właściwie na weselu było obecnych tylko kilka osób. Jednak Fred i Hermiona byli bardzo szczęśliwi. Liczyła się tylko ich miłość, nic więcej. Przynajmniej tego dnia.
- Tak się wszyscy żenią, że zaraz Weasley będzie najpopularniejszym nazwiskiem na świecie - powiedziała teściowa Hermiony.
Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi pani Weasley. Wszyscy się żenią?
- Emm… dlaczego… - zaczęła dziewczyna, ale przerwał jej bliźniak jej męża, który prawie zadławił się tortem.
- Fred, nie powiedziałeś jej? - zapytał brata z urazem widocznym na twarzy.
- Nie miałem okazji…
George tylko potrząsnął głową i uśmiechnął się szeroko do szatynki.
- Za tydzień żenię się z Katie! - oznajmił radośnie chłopak.
Hermionę na początku bardzo zdziwił ten fakt, ale potem bardzo się ucieszyła.
- To genialnie! Bardzo się cieszę, George! - dziewczyna wyraziła swoje zdanie na ten temat.
- To miło z twojej strony. Równa z ciebie czarownica, Hermiono. Gdyby mój braciszek pierwszy cię nie docenił, to może… - zaczął rudowłosy, ale przestał kiedy dostał kawałkiem tortu w twarz - Ejj! Fred, ja tylko żartowałem - żachnął się bliźniak. Wszyscy zaśmiali się, widząc jednego z braci umazanego tortem, w dodatku z tak oburzoną miną. W pewnej chwili Fred wstał ze swojego krzesła i stanął przed dziewczyną. Wyciągnął rękę w jej stronę.
- Czy mogę szanowną panią prosić do tańca? - spytał szarmancko.
Jego żona lekko się uśmiechnęła i spojrzała mu w oczy.
- Z takim miłym mężczyzną zawsze - wyszeptała.
Chłopak złapał ją za rękę i pociągnął na środek salonu. Cała rodzina wodziła za nimi wzrokiem.
Kiedy stanęli już na środku parkietu, nagle zgasły światła. Spanikowana Hermiona wyszeptała do Freda:
- Freddie, co się dzieje? - zapytała.
Nie usłyszała odpowiedzi. Poczuła tylko jego palce na swoich wargach i ciche "Cśśś" wydobywające się z jego ust.
Nagle usłyszała huk dochodzący z innego pokoju. Do pokoju wleciały piękne, kolorowe światełka która zatrzymały się przed parą. Zaczęły formować się w jakiś napis.
"KOCHAM CIĘ HERMIONO! I ZAWSZE BĘDĘ! NIE WIDZĘ ŚWIATA POZA TOBĄ! OSZALAŁEM PRZEZ CIEBIE, OSZALAŁEM DLA CIEBIE!"- głosił napis z kolorowych fajerwerków.
Przez chwilę wisiał w powietrzu, a potem rozmył się, zamieniając się wielkie serce z "H+F" w środku.
Po tym wydarzeniu światła znów się zaświeciły. Fred spojrzał na swoją żonę. Miała łzy w oczach. Przestraszył się. Czy aby to się jej nie podobało?
- Kochanie…
- Freddie! To takie piękne! Też cię kocham nad życie! To był twój prezent dla mnie? - zapytała dziewczyna.
Mężczyźnie spadł kamień z serca. Czyli te łzy w jej oczach, były łzami wzruszenia.
- Tak, to było dla ciebie - powiedział rudowłosy i uśmiechnął się lekko.
Szatynka nagle posmutniała.
- Kochanie, ale ja nic dla ciebie nie mam… - rzekła zrezygnowana.
Fred zaśmiał się cicho.
- A mówią, że jesteś najinteligentniejszą czarownicą w magicznym świecie. Głupiuśka ty Hermiono, oj głupiuśka. Dla mnie najlepszym prezentem jest to, że jesteś tu ze mną. To bezcenny prezent - powiedział jej mąż.
Szatynka rzuciła się chłopakowi na szyję i zaczęła go całować.
- Halo! Wiemy, że się kochacie i w ogóle, ale może nie każdy lubi takie widoki? Zresztą chyba mieliście tańczyć - rzekł George - No Ej! - krzyknął w stronę Ginny, która w imieniu brata rzuciła w twarz rudowłosego kawałek tortu.
Nagle muzyka z gramofonu zaczęła grać melancholijną muzykę. Fred złapał w objęcia Hermionę i zaczęli obracać się po parkiecie.
***
Dziewczyna pierwsza poszła do pokoju. Para postanowiła spać w starym pokoju Percy'ego. Miał podwójne łóżko i był jednym z większych pomieszczeń w domu. Fred został jeszcze chwilę z rodziną. Hermiona spojrzała przez okno na gwieździste niebo. Właściwie dopiero w tamtej chwili doszło do niej, że już oficjalnie jest partnerką Freda. Pomyślała też, że to prawdopodobnie ostatnie piękne chwile dziś w tym miejscu, bo już jutro wraca do przyjaciół.
Postanowiła przebrać się w piżamę. Już miała zdjętą prawie całą suknię ślubną, gdy usłyszała skrzypienie drzwi za jej plecami.
Fred widząc swoją żonę w jedynie kusej, koronkowej bieliźnie dosłownie zwariował. Żadne z nich nie planowało czegoś takiego jak noc poślubna, ludzie podczas wojny mają inne zmartwienia na głowie. Wtedy jednak rudowłosemu uderzyła krew do głowy. Widział piękną kobietę, w samej bieliźnie, która w dodatku go kochała. Czy mężczyźnie potrzeba czegoś więcej?
Doskoczył do niej szybko i oplótł ją dłońmi w pasie. Zaczął całować ją po szyi. Dziewczyna wplotła dłonie w jego rude włosy. Kiedy skończył pieścić jej szyję, pocałował szatynkę namiętnie w usta. Hermiona jeździła rękoma po jego plecach. Kiedy oderwali się od siebie, dziewczyna spojrzała chłopakowi w oczy. Były pociemniałe z pożądania. Drgnęła, lekko przestraszona.
- Nie bój się kochanie. Do niczego nie dojdzie, jeśli nie będziesz tego chciała - wyszeptał jej do ucha, przygryzając jego płatek.
Hermiona słysząc jego zachrypnięty z pożądania głos, poczuła jakieś dziwne uczucie w podbrzuszu. Z zaskoczeniem stwierdziła, że czując na sobie błądzące po jej ciele ręce Freda, odczuwa jego dotyk dużo intensywniej niż wcześniej. Tymi dotykami rozpalał żar w ciele dziewczyny, opuszkami palców znacząc drogę ognia na jej ciele. Z każdą chwilą coraz bardziej płonęła. W akcie desperacji sięgnęła rękoma do koszuli męża i zaczęła ją rozpinać. Dotykanie jego ciała sprawiało jej nie lada przyjemność. Kiedy już odpięła ostatni guzik jego ubrania, zdjęła je z niego i rzuciła w kąt. Mimo faktu, że Fred ostatnio schudł, to i tak był dobrze zbudowany. Dotknęła dłońmi jego torsu, wodząc po nim palcami. Chłopak z uśmiechem na twarzy przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Podniecała go jej niepewność i niewinność. Była śliczna i delikatna, jak kwiatek, który ktoś hodował tylko dla niego. Nie skrzywdziłby jej za żadne skarby świata.
Fred,
który nie mógł już opanować pożądania, wpił się w jej wargi. Wziął
dziewczynę w ramiona i w drodze do łóżka pocałował ją delikatnie w
czoło.
Hermiona, której znów udzieliła się żądza tej nocy, szepnęła:
- Kochanie… Ja nigdy nie…
- Będę delikatny.
Położył dziewczynę na łóżku i zapytał:
- Jesteś tego pewna?
Szatynka pocałowała go w czubek nosa.
- Jak niczego innego - powiedziała cicho.
Oboje wyłączyli myślenie. W tamtej chwili nie było ważne nic z zewnętrznego świata. Tylko ich ciała i umysły, splecione w euforii owej nocy. Cieszyli się swoją bliskością, swoją miłością. Każdy dotyk ust, każdy jęk i westchnienie, było darem.
Żądza rozlewała się w ich ciałach, prosząc o najmniejszy dotyk. Ich obcowanie ze sobą było przepełnione pasją i pożądaniem. Dotykali swoich ciał, pragnąc zapamiętać każdy ich skrawek. Każda komórka ich ciał, pragnęła tej bliskości już od dawna. Tylko do nich dotarło to dopiero teraz. Może i był to zwierzęcy instynkt, ale przepełniony ludzką miłością. Każdy dotyk, ruch i pocałunek był nią przepełniony. Dali się ponieść emocjom, dali się ponieść chwili. To była bez wątpienia najlepsza spontaniczna decyzja w ich życiu. To była bez wątpienia najpiękniejsza noc w ich życiu.
Dziewczyna stała już przed Norą, gotowa wracać do przyjaciół. Oboje mieli łzy w oczach. Fred ze smutku, a Hermiona z poczucia winy. Narobiła mu nadziei, a teraz tak po prostu odchodzi. Była na siebie za to strasznie zła.
- Wiesz, że nie mogę Freddie… Muszę do nich wracać. Beze mnie sobie nie poradzą - szeptała przez łzy.
Na te słowa rudowłosy zrobił zbolała minę.
- A ja cię nie potrzebuję?! Jestem twoim mężem! Boję się o ciebie! Miłość też jest ważna! Nie wolno tak jej lekceważyć! - krzyknął w stronę szatynki.
- Ale ja muszę…
- Nic nie musisz Hermiono. To twoje życie. Możesz z nim robić co chcesz!
- Mam rozumieć, że każesz mi narazić życie moich przyjaciół, tylko dlatego, że ty jesteś zbyt Egoistyczny, żeby pogodzić się z tym, że ktoś potrzebuje mnie bardziej od ciebie?! - wrzasnęła rozzłoszczona dziewczyna.
Do chłopaka chyba wtedy dotarło, że nie może tak mówić. Spuścił głowę na ziemię i wymamrotał tylko:
- Masz rację. Jestem egoistyczny. Strasznie egoistyczny. Jeśli jednak egoizm ma mi pomóc w zatrzymaniu ciebie tu, to będę taki do końca życia.
- Ratowanie świata wymaga poświęceń, Freddie. Nasza miłość dziś jest trudna, ale jak to wszystko się skończy, będzie przepiękna - wyszeptała dziewczyna, trzymając dłonie na jego twarzy.
Rudowłosy lekko się uśmiechnął, ale uśmiech nie objął jego smutnych oczu.
- Hermiono, kochanie, moja miłości, obiecaj mi jedną rzecz. Nie daj się zabić. Zrób to dla mnie - rzekł Fred.
Szatynce popłynęły łzy po twarzy.
- Obiecuję. Wrócę tu żywa. Dla ciebie. Ty też mi coś obiecaj. Nie martw się o mnie. Śpij zdrowo, nie zarywaj nocy. Spójrz - powiedziała i wyciągnęła dwie karty czystego pergaminu ze swojej torby - Zrobiłam to dla nas. Zaczarowałam te kartki tak, że gdy napiszesz coś na swojej, to wtedy to samo pojawi się na mojej. I na odwrót. Bez względu na odległość. To nie do wykrycia, spokojnie. Tak będziemy mogli rozmawiać - wytłumaczyła mężowi.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i pocałował dziewczynę w usta.
- Jesteś najmądrzejszą czarownicą na świecie, kochanie. Będę mieć z tobą kontakt. To niesamowite - powiedział rozradowany Fred.
- Muszę już iść. Wrócę już niedługo, zobaczysz. Nawet nie zauważysz, a będę z powrotem. Kocham cię - dziewczyna pocałowała chłopaka szybko w usta i teleportowała się sprzed Nory.
Może nie będzie tak źle, jak mu się wydawało?
- Muszę się z nim spotkać! On musi o tym wiedzieć! - krzyczała.
- To zbyt ryzykowne! Nie możesz mu po prostu o tym napisać? - zapytał Ron podejrzliwie.
Hermiona skrzywiła się na propozycję Rona.
- On zwariuje ze zmartwienia jak to zrobię - wytłumaczyła.
- A jak tam pójdziesz, to będzie chciał cię zatrzymać! - mówił Weasley.
- Tylko mu powiem i tu wrócę. Już raz chciał mnie zatrzymać i mu na to nie pozwoliłam!
- Ale… - zaczął chłopak, ale przerwał mu Harry.
- To ważne dla Hermiony, Ron. Powinniśmy jej pozwolić powiadomić o tym Freda - powiedział Harry.
- Och, dziękuję Harry, dziękuję! Niedługo wrócę, obiecuję! - rzekła dziewczyna i teleportowała się do Nory.
- Sporo ryzykujemy, wiesz o tym? - zapytał z wyrzutem Ron.
- Wiem, ale oni się kochają. Nie chcę niszczyć ich miłości w ten sposób - powiedział brunet.
- Kto tam? - dziewczyna usłyszała głos pani Weasley.
- Hermiona Granger… Znaczy się Hermiona Weasley.
Molly Weasley otworzyła drzwi i uścisnęła szatynkę.
- Tak się cieszę, Hermiono! Co cię tu sprowadza? - zapytała kobieta.
- Muszę się zobaczyć z Fredem.
- Ach, no tak. Masz szczęście, bo akurat tutaj jest - rzekła pani domu - FRED! MASZ GOŚCIA! - krzyknęła w stronę schodów.
Drzwi na trzecim piętrze nagle się otworzyły. Rudowłosy mężczyzna stanął przy barierce schodów. Patrzył w stronę drzwi, które teraz zasłaniała jego matka. Kobieta odsunęła się, ukazując mu widok Hermiony stojącej w drzwiach. Stał tak przez kilka sekund, niezdolny do wyduszenia z siebie choćby słowa. Wydawało mu się, że ma omamy.
- Cześć Freddie! - zawołała szatynka w stronę swojego męża.
Fred słysząc słowa dziewczyny, był już pewny, że to nie sen. W mgnieniu oka zbiegł po schodach na parter. Doskoczył do Hermiony i nie zważając na obecność mamy obok, pocałował ją czule w usta. Na ten widok pani Weasley w duchu się uśmiechnęła .
Kiedy już się od siebie oderwali, na twarzy Freda malował się promienny uśmiech.
- Co tu cię sprowadza kochanie? - zapytał troskliwie.
- Em… Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
- Oczywiście - powiedział jej mąż i złapał ją za rękę, ciągnąc ją za sobą po schodach. Weszli do starego pokoju bliźniaków.
Usiedli obok siebie na kanapie. Cały czas trzymali się za ręce.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytał chłopak spokojnie.
- Wiesz Freddie… Emm… Nie bardzo wiem jak ci to powiedzieć… - jąkała się szatynka.
- Mów śmiało - zachęcił ją rudowłosy.
- Bomisięwydajeżejestemwciąży - powiedziała na jednym wdechu Hermiona.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- A może tak wolniej i wyraźniej? - zaproponował.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i oznajmiła:
- Wydaje mi się… że jestem w ciąży…
Fred na te słowa jakby skamieniał. Nie odzywał się przez chwilę, starając się to wszystko dokładnie przeanalizować. Kiedy jednak doszedł do niego sens słów żony, uśmiechnął się szeroko.
- Na Merlina! Hermiono! To wspaniale! To genialnie! Będziemy mieć dziecko… Będę ojcem, a ty matką! - powiedział radośnie.
Dziewczyna najwyraźniej nie podzielała jego entuzjazmu. Była smutna i zmartwiona.
- Kochanie, a ty się nie cieszysz? - zapytał niepewnie Fred.
Hermiona uśmiechnęła się blado i powiedziała:
- Cieszę się. Cieszę się, że mogę mieć dziecko właśnie z tobą. Tylko pomyśl. Jest wojna, ludzie boją się o swoje życie. To nie najlepszy okres na wychowywanie dziecka.
- Masz rację. Jeśli okaże się, że naprawdę jesteś w ciąży, to wyjdę ze skóry, żeby naszemu dziecku nie stała się krzywda. Będzie naszym oczkiem w głowie - obiecał Fred - A właściwie to dlaczego uważasz, że możesz być w ciąży? - zapytał.
- Wiesz, mam większy apetyt, ciągłe mdłości od ślubu i zmienne nastroje. To może jeszcze o niczym nie świadczyć, ale moja mama mi kiedyś opowiadała, że będąc ze mną w ciąży miała tak samo - rzekła cicho Hermiono. Wspomnienia o rodzicach, którzy są teraz nie wiadomo gdzie i jej nie pamiętają, ciągle bolały.
- Chodźmy do mojej mamy. Ona na pewno będzie wiedzieć czy nosisz w sobie dziecko. Robiła to już dość często - powiedział mężczyzna i złapał szatynkę w ramiona.
- Ej! Jeszcze umiem chodzić o własnych siłach! - żachnęła się dziewczyna.
- To tak na wszelki wypadek.
- Czy to zaklęcie…
- Nie, ono się nie myli. Zresztą ja, matka siedmiorga dzieci, mogę ci z ręką na sercu powiedzieć, że twoje objawy ewidentnie wskazują na ciążę.
Hermiona musiała złapać się za ramię Freda, bo zrobiło jej się słabo. Co innego spekulować o domniemanej ciąży, a co innego mieć to czarno na białym.
- I co teraz? - zapytał cicho Fred.
- Nie wiem co ustalicie kochani, ale jedna rzecz mnie niepokoi. Jeśli wierzyć waszym zapewnieniom, to Hermiona powinna być w 2 miesiącu ciąży. Jednak jej brzuch wygląda przynajmniej jakby była w 4… Byłam raz w ciąży z bliźniętami i muszę wam powiedzieć, że moim zdaniem nosisz w sobie w więcej niż jedno dziecko kochanieńka - wyszeptała pani Weasley do dziewczyny.
Była Gryfonka na te słowa dostała jakiegoś ataku paniki. Zaczęła się trząść i szlochać w ramionach męża.
- O, nie… nie, nie, nie… I co my teraz zrobimy? Muszę wracać do Harry'ego i Rona… Dlaczego akurat teraz? - szeptała roztrzęsiona Hermiona.
- Cśśś… Wszystko będzie dobrze, zostaniesz ze mną - oznajmił cicho Fred, całując żonę w czubek głowy.
- CO? NIE, NIE, NIE! Muszę wracać do przyjaciół! Oni beze mnie sobie nie poradzą! - krzyknęła przestraszona dziewczyna.
Chłopak mocniej ją do siebie przytulił, próbując ją uspokoić, po czym spojrzał w jej zapłakane oczy i rzekł:
- Kochanie, jak ty sobie to wyobrażasz? Pomyśl o naszych dzieciach. Muszą być bezpieczne - wytłumaczył Fred.
Przez chwilę Hermionę nawiedziła wizja jej samej, z ogromnym brzuchem podczas wyprawy z Harrym i Ronem. Wtedy dotarło do niej, że byłaby tylko utrudnieniem. Mają na głowie horkruksy, a gdyby z nimi została, to musieliby jeszcze opiekować się nią, nie mówiąc już w ogóle o bezpieczeństwie dla jej samej i dzieci. Ciągle jednak chciała jak najlepiej dla swoich przyjaciół. Bała się o nich.
- Ale… ale… Co… Co z Harrym i Ronem? - zapytała dziewczyna, ciągle zestresowana.
Fred uśmiech się lekko i powiedział:
- Coś wymyślimy. Nie bój się. Teraz najważniejsze są nasze dzieci i ty. Harry i Ron na pewno to zrozumieją.
Pani Weasley z dumą przypatrywała się synowi, który z całą pewnością wydoroślał. Jeszcze nie widziała go tak zmartwionego i troskliwego. Fascynujące jak miłość potrafi zmieniać ludzi.
- Hermiono - Molly Weasley zwróciła się do synowej - moim zdaniem powinnaś tu zostać. Nie ze względu na siebie, ale na dzieci. Harry i Ron sobie poradzą - kobieta poparła syna i lekko uśmiechnęła się do dziewczyny. Szatynka odwzajemniła uśmiech i poczuła na swojej twarzy dotyk dłoni Freda, który opuszkami palców wytarł jej łzy z policzków.
- No, kochana, na pewno jesteś zmęczona. Powinnaś się wyspać. Czekają cię wielkie zmiany. Powinnaś się do nich przygotować - oznajmiła z uśmiechem pani Weasley.
- Pójdę z nią - powiedział Fred, biorąc dziewczynę w ramiona. Hermiona nawet nie protestowała. Była strasznie zmęczona i jedyne o czym myślała, to długi i kojący sen.
Hermiona spojrzała mu w oczy z miłością.
- Nie wiem. Chciałabym, żeby to były dziewczynki - wyznała szatynka.
- Dlaczego? - zapytał jej mąż.
Hermiona przysunęła się bliżej Freda, całując go lekko w szyję, po czym rzekła:
- Och, no wiesz… Małe dziewczynki bawią się lalkami i same marzą o tym, że kiedyś będą mieć własne córeczki. Wyobrażają sobie, że będą je czesać, ubierać w śliczne sukienki i czytać im bajki. Sama tak to sobie wyobrażałam tylko, że w mojej wersji uczę moją córeczkę czytać i pokazuję jej te niesamowite magiczne umiejętności. Myślę, że właśnie dlatego chciałabym, żeby to były dziewczynki.
Fred na słowa żony zaśmiał się cicho.
- A ty? Chciałbyś, żeby to byli chłopcy czy dziewczynki?
- To do przewidzenia, ale chciałbym mieć synów. Zawsze sobie wyobrażałem, że będę ich uczył żartów i dowcipów, żeby byli drugimi po mnie i George'u żartownisiami Hogwartu - oznajmił Weasley.
- Zawsze może to być i chłopiec, i dziewczynka - zauważyła dziewczyna.
- To byłby doskonały kompromis - wyznał Rudowłosy.
Hermiona, której znów udzieliła się żądza tej nocy, szepnęła:
- Kochanie… Ja nigdy nie…
- Będę delikatny.
Położył dziewczynę na łóżku i zapytał:
- Jesteś tego pewna?
Szatynka pocałowała go w czubek nosa.
- Jak niczego innego - powiedziała cicho.
Oboje wyłączyli myślenie. W tamtej chwili nie było ważne nic z zewnętrznego świata. Tylko ich ciała i umysły, splecione w euforii owej nocy. Cieszyli się swoją bliskością, swoją miłością. Każdy dotyk ust, każdy jęk i westchnienie, było darem.
Żądza rozlewała się w ich ciałach, prosząc o najmniejszy dotyk. Ich obcowanie ze sobą było przepełnione pasją i pożądaniem. Dotykali swoich ciał, pragnąc zapamiętać każdy ich skrawek. Każda komórka ich ciał, pragnęła tej bliskości już od dawna. Tylko do nich dotarło to dopiero teraz. Może i był to zwierzęcy instynkt, ale przepełniony ludzką miłością. Każdy dotyk, ruch i pocałunek był nią przepełniony. Dali się ponieść emocjom, dali się ponieść chwili. To była bez wątpienia najlepsza spontaniczna decyzja w ich życiu. To była bez wątpienia najpiękniejsza noc w ich życiu.
***
- Hermiono, zostań tu ze mną. Błagam cię. Zrobię wszystko - prosił Fred.Dziewczyna stała już przed Norą, gotowa wracać do przyjaciół. Oboje mieli łzy w oczach. Fred ze smutku, a Hermiona z poczucia winy. Narobiła mu nadziei, a teraz tak po prostu odchodzi. Była na siebie za to strasznie zła.
- Wiesz, że nie mogę Freddie… Muszę do nich wracać. Beze mnie sobie nie poradzą - szeptała przez łzy.
Na te słowa rudowłosy zrobił zbolała minę.
- A ja cię nie potrzebuję?! Jestem twoim mężem! Boję się o ciebie! Miłość też jest ważna! Nie wolno tak jej lekceważyć! - krzyknął w stronę szatynki.
- Ale ja muszę…
- Nic nie musisz Hermiono. To twoje życie. Możesz z nim robić co chcesz!
- Mam rozumieć, że każesz mi narazić życie moich przyjaciół, tylko dlatego, że ty jesteś zbyt Egoistyczny, żeby pogodzić się z tym, że ktoś potrzebuje mnie bardziej od ciebie?! - wrzasnęła rozzłoszczona dziewczyna.
Do chłopaka chyba wtedy dotarło, że nie może tak mówić. Spuścił głowę na ziemię i wymamrotał tylko:
- Masz rację. Jestem egoistyczny. Strasznie egoistyczny. Jeśli jednak egoizm ma mi pomóc w zatrzymaniu ciebie tu, to będę taki do końca życia.
- Ratowanie świata wymaga poświęceń, Freddie. Nasza miłość dziś jest trudna, ale jak to wszystko się skończy, będzie przepiękna - wyszeptała dziewczyna, trzymając dłonie na jego twarzy.
Rudowłosy lekko się uśmiechnął, ale uśmiech nie objął jego smutnych oczu.
- Hermiono, kochanie, moja miłości, obiecaj mi jedną rzecz. Nie daj się zabić. Zrób to dla mnie - rzekł Fred.
Szatynce popłynęły łzy po twarzy.
- Obiecuję. Wrócę tu żywa. Dla ciebie. Ty też mi coś obiecaj. Nie martw się o mnie. Śpij zdrowo, nie zarywaj nocy. Spójrz - powiedziała i wyciągnęła dwie karty czystego pergaminu ze swojej torby - Zrobiłam to dla nas. Zaczarowałam te kartki tak, że gdy napiszesz coś na swojej, to wtedy to samo pojawi się na mojej. I na odwrót. Bez względu na odległość. To nie do wykrycia, spokojnie. Tak będziemy mogli rozmawiać - wytłumaczyła mężowi.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i pocałował dziewczynę w usta.
- Jesteś najmądrzejszą czarownicą na świecie, kochanie. Będę mieć z tobą kontakt. To niesamowite - powiedział rozradowany Fred.
- Muszę już iść. Wrócę już niedługo, zobaczysz. Nawet nie zauważysz, a będę z powrotem. Kocham cię - dziewczyna pocałowała chłopaka szybko w usta i teleportowała się sprzed Nory.
Może nie będzie tak źle, jak mu się wydawało?
***
Dwa miesiące po ślubie, w styczniu 1998 roku, Hermiona bardzo pokłóciła się ze swoimi przyjaciółmi.- Muszę się z nim spotkać! On musi o tym wiedzieć! - krzyczała.
- To zbyt ryzykowne! Nie możesz mu po prostu o tym napisać? - zapytał Ron podejrzliwie.
Hermiona skrzywiła się na propozycję Rona.
- On zwariuje ze zmartwienia jak to zrobię - wytłumaczyła.
- A jak tam pójdziesz, to będzie chciał cię zatrzymać! - mówił Weasley.
- Tylko mu powiem i tu wrócę. Już raz chciał mnie zatrzymać i mu na to nie pozwoliłam!
- Ale… - zaczął chłopak, ale przerwał mu Harry.
- To ważne dla Hermiony, Ron. Powinniśmy jej pozwolić powiadomić o tym Freda - powiedział Harry.
- Och, dziękuję Harry, dziękuję! Niedługo wrócę, obiecuję! - rzekła dziewczyna i teleportowała się do Nory.
- Sporo ryzykujemy, wiesz o tym? - zapytał z wyrzutem Ron.
- Wiem, ale oni się kochają. Nie chcę niszczyć ich miłości w ten sposób - powiedział brunet.
***
Szatynka aportowała się przed drzwi Nory. Zapukała w nie lekko.- Kto tam? - dziewczyna usłyszała głos pani Weasley.
- Hermiona Granger… Znaczy się Hermiona Weasley.
Molly Weasley otworzyła drzwi i uścisnęła szatynkę.
- Tak się cieszę, Hermiono! Co cię tu sprowadza? - zapytała kobieta.
- Muszę się zobaczyć z Fredem.
- Ach, no tak. Masz szczęście, bo akurat tutaj jest - rzekła pani domu - FRED! MASZ GOŚCIA! - krzyknęła w stronę schodów.
Drzwi na trzecim piętrze nagle się otworzyły. Rudowłosy mężczyzna stanął przy barierce schodów. Patrzył w stronę drzwi, które teraz zasłaniała jego matka. Kobieta odsunęła się, ukazując mu widok Hermiony stojącej w drzwiach. Stał tak przez kilka sekund, niezdolny do wyduszenia z siebie choćby słowa. Wydawało mu się, że ma omamy.
- Cześć Freddie! - zawołała szatynka w stronę swojego męża.
Fred słysząc słowa dziewczyny, był już pewny, że to nie sen. W mgnieniu oka zbiegł po schodach na parter. Doskoczył do Hermiony i nie zważając na obecność mamy obok, pocałował ją czule w usta. Na ten widok pani Weasley w duchu się uśmiechnęła .
Kiedy już się od siebie oderwali, na twarzy Freda malował się promienny uśmiech.
- Co tu cię sprowadza kochanie? - zapytał troskliwie.
- Em… Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
- Oczywiście - powiedział jej mąż i złapał ją za rękę, ciągnąc ją za sobą po schodach. Weszli do starego pokoju bliźniaków.
Usiedli obok siebie na kanapie. Cały czas trzymali się za ręce.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytał chłopak spokojnie.
- Wiesz Freddie… Emm… Nie bardzo wiem jak ci to powiedzieć… - jąkała się szatynka.
- Mów śmiało - zachęcił ją rudowłosy.
- Bomisięwydajeżejestemwciąży - powiedziała na jednym wdechu Hermiona.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- A może tak wolniej i wyraźniej? - zaproponował.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i oznajmiła:
- Wydaje mi się… że jestem w ciąży…
Fred na te słowa jakby skamieniał. Nie odzywał się przez chwilę, starając się to wszystko dokładnie przeanalizować. Kiedy jednak doszedł do niego sens słów żony, uśmiechnął się szeroko.
- Na Merlina! Hermiono! To wspaniale! To genialnie! Będziemy mieć dziecko… Będę ojcem, a ty matką! - powiedział radośnie.
Dziewczyna najwyraźniej nie podzielała jego entuzjazmu. Była smutna i zmartwiona.
- Kochanie, a ty się nie cieszysz? - zapytał niepewnie Fred.
Hermiona uśmiechnęła się blado i powiedziała:
- Cieszę się. Cieszę się, że mogę mieć dziecko właśnie z tobą. Tylko pomyśl. Jest wojna, ludzie boją się o swoje życie. To nie najlepszy okres na wychowywanie dziecka.
- Masz rację. Jeśli okaże się, że naprawdę jesteś w ciąży, to wyjdę ze skóry, żeby naszemu dziecku nie stała się krzywda. Będzie naszym oczkiem w głowie - obiecał Fred - A właściwie to dlaczego uważasz, że możesz być w ciąży? - zapytał.
- Wiesz, mam większy apetyt, ciągłe mdłości od ślubu i zmienne nastroje. To może jeszcze o niczym nie świadczyć, ale moja mama mi kiedyś opowiadała, że będąc ze mną w ciąży miała tak samo - rzekła cicho Hermiono. Wspomnienia o rodzicach, którzy są teraz nie wiadomo gdzie i jej nie pamiętają, ciągle bolały.
- Chodźmy do mojej mamy. Ona na pewno będzie wiedzieć czy nosisz w sobie dziecko. Robiła to już dość często - powiedział mężczyzna i złapał szatynkę w ramiona.
- Ej! Jeszcze umiem chodzić o własnych siłach! - żachnęła się dziewczyna.
- To tak na wszelki wypadek.
***
- Tak Hermiono, bez wątpienia jesteś w ciąży - szepnęła pani Weasley.- Czy to zaklęcie…
- Nie, ono się nie myli. Zresztą ja, matka siedmiorga dzieci, mogę ci z ręką na sercu powiedzieć, że twoje objawy ewidentnie wskazują na ciążę.
Hermiona musiała złapać się za ramię Freda, bo zrobiło jej się słabo. Co innego spekulować o domniemanej ciąży, a co innego mieć to czarno na białym.
- I co teraz? - zapytał cicho Fred.
- Nie wiem co ustalicie kochani, ale jedna rzecz mnie niepokoi. Jeśli wierzyć waszym zapewnieniom, to Hermiona powinna być w 2 miesiącu ciąży. Jednak jej brzuch wygląda przynajmniej jakby była w 4… Byłam raz w ciąży z bliźniętami i muszę wam powiedzieć, że moim zdaniem nosisz w sobie w więcej niż jedno dziecko kochanieńka - wyszeptała pani Weasley do dziewczyny.
Była Gryfonka na te słowa dostała jakiegoś ataku paniki. Zaczęła się trząść i szlochać w ramionach męża.
- O, nie… nie, nie, nie… I co my teraz zrobimy? Muszę wracać do Harry'ego i Rona… Dlaczego akurat teraz? - szeptała roztrzęsiona Hermiona.
- Cśśś… Wszystko będzie dobrze, zostaniesz ze mną - oznajmił cicho Fred, całując żonę w czubek głowy.
- CO? NIE, NIE, NIE! Muszę wracać do przyjaciół! Oni beze mnie sobie nie poradzą! - krzyknęła przestraszona dziewczyna.
Chłopak mocniej ją do siebie przytulił, próbując ją uspokoić, po czym spojrzał w jej zapłakane oczy i rzekł:
- Kochanie, jak ty sobie to wyobrażasz? Pomyśl o naszych dzieciach. Muszą być bezpieczne - wytłumaczył Fred.
Przez chwilę Hermionę nawiedziła wizja jej samej, z ogromnym brzuchem podczas wyprawy z Harrym i Ronem. Wtedy dotarło do niej, że byłaby tylko utrudnieniem. Mają na głowie horkruksy, a gdyby z nimi została, to musieliby jeszcze opiekować się nią, nie mówiąc już w ogóle o bezpieczeństwie dla jej samej i dzieci. Ciągle jednak chciała jak najlepiej dla swoich przyjaciół. Bała się o nich.
- Ale… ale… Co… Co z Harrym i Ronem? - zapytała dziewczyna, ciągle zestresowana.
Fred uśmiech się lekko i powiedział:
- Coś wymyślimy. Nie bój się. Teraz najważniejsze są nasze dzieci i ty. Harry i Ron na pewno to zrozumieją.
Pani Weasley z dumą przypatrywała się synowi, który z całą pewnością wydoroślał. Jeszcze nie widziała go tak zmartwionego i troskliwego. Fascynujące jak miłość potrafi zmieniać ludzi.
- Hermiono - Molly Weasley zwróciła się do synowej - moim zdaniem powinnaś tu zostać. Nie ze względu na siebie, ale na dzieci. Harry i Ron sobie poradzą - kobieta poparła syna i lekko uśmiechnęła się do dziewczyny. Szatynka odwzajemniła uśmiech i poczuła na swojej twarzy dotyk dłoni Freda, który opuszkami palców wytarł jej łzy z policzków.
- No, kochana, na pewno jesteś zmęczona. Powinnaś się wyspać. Czekają cię wielkie zmiany. Powinnaś się do nich przygotować - oznajmiła z uśmiechem pani Weasley.
- Pójdę z nią - powiedział Fred, biorąc dziewczynę w ramiona. Hermiona nawet nie protestowała. Była strasznie zmęczona i jedyne o czym myślała, to długi i kojący sen.
***
- Jak myślisz? To chłopcy czy dziewczynki? - zapytał Fred, leżąc w łóżku i przytulając swoją żonę do siebie.Hermiona spojrzała mu w oczy z miłością.
- Nie wiem. Chciałabym, żeby to były dziewczynki - wyznała szatynka.
- Dlaczego? - zapytał jej mąż.
Hermiona przysunęła się bliżej Freda, całując go lekko w szyję, po czym rzekła:
- Och, no wiesz… Małe dziewczynki bawią się lalkami i same marzą o tym, że kiedyś będą mieć własne córeczki. Wyobrażają sobie, że będą je czesać, ubierać w śliczne sukienki i czytać im bajki. Sama tak to sobie wyobrażałam tylko, że w mojej wersji uczę moją córeczkę czytać i pokazuję jej te niesamowite magiczne umiejętności. Myślę, że właśnie dlatego chciałabym, żeby to były dziewczynki.
Fred na słowa żony zaśmiał się cicho.
- A ty? Chciałbyś, żeby to byli chłopcy czy dziewczynki?
- To do przewidzenia, ale chciałbym mieć synów. Zawsze sobie wyobrażałem, że będę ich uczył żartów i dowcipów, żeby byli drugimi po mnie i George'u żartownisiami Hogwartu - oznajmił Weasley.
- Zawsze może to być i chłopiec, i dziewczynka - zauważyła dziewczyna.
- To byłby doskonały kompromis - wyznał Rudowłosy.
Pocałował
Hermionę delikatnie w czoło. Szatynka zawsze reagowała na dotyk ust
Freda bardzo intensywnie. Mimo, że był jej mężem, na ten gest
zarumieniła się bardzo. Sam mężczyzna z zachwytem wpatrywał się w swoją
żonę. Nie będzie musiał się o nią martwić, bo teraz jest już przy nim.
Wspaniale było móc z nią pisać przez te trzy miesiące, bo lepszy taki
kontakt, jak żaden, ale kontakt twarzą w twarz jest czymś nadzwyczaj
lepszym. No i kiedy już się z nią spotkał, przyniosła takie cudowne
wieści. Fred przejechał palcami po jej zarumienionym policzku, co
sprawiło, że dotychczas jego lekki róż, zamienił się w intensywny
szkarłat. Spojrzał w oczy dziewczyny i ujrzał w nich zawstydzenie, a
zarazem zaintrygowanie. Musnął jej wargi swoimi i pochylił się nad
Hermioną, lekko podciągnął jej bluzkę i pocałował ją delikatnie w
brzuch. Potem się do niego przytulił, ciągle składając na nim pocałunki.
Zaczął też szeptać jakieś słowa.
- Tata tu jest maluchy, nie bójcie się - mówił cicho.
Słysząc słowa Freda, Hermionie rozpłynęło się serce. Mimo faktu, że rudowłosy dopiero dziś dowiedział się, że zostanie ojcem, już pokochał te dzieci całym sercem. Nie mogła wybrać lepszego ojca dla swoich dzieci, nie mogła wybrać lepszego mężczyzny z którym chce spędzić życie. Fred Weasley jest przykładem osoby, której nie należy oceniać po pozorach. Na pierwszy rzut oka - dowcipniś i zbyt dziecinny chłopak, który w rzeczywistości okazał się być odpowiedzialnym i troskliwym mężczyzną. To miłość zamieniła małego chłopca w mężczyznę. Miłość, która zaskakuje bardzo często. I w tym pozytywnym, i także w tym negatywnym sensie.
Fred, który właśnie wyszedł z kuchni, podszedł lekkim krokiem w stronę swojej żony.
- W czym mam ci pomóc, kochanie? - zapytał troskliwie, z nutą sarkazmu w głosie.
Dziewczyna tylko spojrzała się na niego z przymrużonymi oczyma i powiedziała:
- Pomóż mi wstać! - odpowiedziała szatynka z irytacją w głosie. Była już w szóstym miesiącu ciąży i była tak "okrąglutka", jak to lubił nazywać ją jej mąż, że trudno jej było nawet wstać z kanapy o własnych siłach. Tak, więc czy chciała czy nie, była zdana na łaskę Freda.
Rudowłosy patrzył z góry na Hermionę z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- A może tak proszę? - zasugerował.
Żona mężczyzny przewróciła oczami. Była Gryfonka już wiedziała, że Fred ma ten swój żartobliwy humor. Nie chodzi o to, że nie lubiła jego poczucia humoru. Ona naprawdę je uwielbiała, ale ostatnimi czasy, Weasley znalazł sobie nowe hobby, jakim było właśnie irytowanie dziewczyny. Może to przez ciąże była tak drażliwa, ale naprawdę było jej ciężko ze stoma centymetrami w obwodzie brzucha, i bez jego zgryźliwości. Nie ważne czy żartobliwych.
- Tak pogrywasz? Proszę bardzo, idź sobie, sama sobie poradzę i bez twojej pomocy - oznajmiła śmiało Hermiona.
Fred tylko kiwnął głową z dziwnym uśmiechem na twarzy i odsunął się od kanapy. Szatynka odsunęła koc którym była przykryta i podniosła się z lekkim trudem do pozycji półsiedzącej. Złapała się za oparcie kanapy i już prawie z niej wstała, kiedy jakby jakaś niewidzialna siła, ściągnęła ją na nią z powrotem. Próbowała tak jeszcze dwa razy, bez większego skutku. Fred, który stał w kącie, przyglądał się poczynaniom Hermiony. Wiedział co za chwilę nastąpi. Znał swoją żonę aż za bardzo, żeby tego nie przewidzieć.
- Freddie? Możesz pomóc mi wstać? Proszę… - poprosiła dziewczyna z niemrawą miną, odwracając głowę w stronę męża.
Fred zaśmiał się cicho, idąc w stronę Hermiony.
- No, nie wiem, nie wiem… Moja mama kazała ci tu siedzieć i się nie nadwyrężać - kontynuował grę Weasley.
Szatynka, najwyraźniej coraz bardziej poirytowana, westchnęła ciężko.
- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dlaczego wszyscy obchodzą się ze mną jak z jajkiem? - zapytała.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale jesteś w ciąży, kochanie - odparł Fred.
- No właśnie niestety zauważyłam. I to ty mi to zrobiłeś! Nie myśl, że dam ci się po tym wszystkim tknąć, chociażby palcem - oznajmiła Hermiona, na co Fred wymamrotał pod nosem "Jeszcze zobaczymy" - A teraz ładnie proszę "Możesz mi pomóc?"
Rudowłosy tylko spojrzał się na nią tajemniczo.
- Za całusa.
- To ma być jakiś szantaż? - spytała sarkastycznie dziewczyna.
- Nie, skąd. To zapłata za pomoc - odrzekł Fred.
Hermiona już miała mu coś odszczekać, ale w jej głowie zrodził się nagle iście szatański plan. Uśmiechnęła się lubieżnie i zrobiła słodką minkę.
- No niech ci będzie, Freddie. Tylko mi pomóż.
Rudowłosy uśmiechnął się triumfalnie.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - rzekł, pomagając żonie wstać.
Kiedy Hermiona stała już na dwóch nogach obok kanapy, dostrzegła, że Fred schyla się, żeby ją pocałować. Wtedy też postanowiła wcielić swój plan w życie. Kiedy jego usta były tylko kilka centymetrów od jej, przyłożyła do nich dłoń i odsunęła chłopaka lekko od siebie. Fred wyglądał na zaskoczonego, obserwując Hermionę. Szatynka przybliżyła swoją twarz do twarzy rudowłosego, całując go w policzek. Fred już wiedział, że wywinęła się z pocałunku przez "kruczek w umowie".
- Nie sprecyzowałeś o jaki całus ci chodziło - wyszeptała mężczyźnie do ucha.
Fred lekko drgnął, czując oddech żony przy swoim uchu. Przysunął się bliżej niej i ujął jej twarz w dłonie. Nagle wpił się w jej wargi bez pytania. Hermiona wyglądała, jakby chciała protestować, ale po chwili i ona oddała pocałunek. Rudowłosy całował ją czule i delikatnie, jakby chciał pokazać jej, że jego prośba nie była żadnym podstępem. Jakby chciał po prostu pokazać jej, że jest najważniejszą osobą w jego życiu.
Kiedy się od siebie oderwali, oboje szeroko się uśmiechali i trzymali się za ręce. Czasami zapominali jak są dla siebie nawzajem ważni, a takie chwilę jak te im o tym przypominały.
- To gdzie chciałaś iść? - zapytał Fred.
- Do ogrodu. Wiesz, jest tak pięknie na dworze…
Weasley schylił się i wziął swoją żonę w ramiona. Hermiona mogła chodzić o własnych siłach, niemniej było to dla niej dość męczące, więc nie protestowała.
Będąc w ogrodzie, Fred posadził Hermiomę na ławce, a sam usiadł obok niej, obejmując żonę ramieniem. Dziewczyna wtuliła się w ramię męża, obserwując przyrodę dookoła oraz czując na swojej twarzy lekki powiew wiatru. Siedzieli tak w ciszy, myśląc o różnych rzeczach. Myśli Hermiony zaprzątali Harry i Ron. Bardzo się o nich martwiła, nie miała z nimi kontaktu. Wiedziała tylko, że żyją i "sobie radzą". Nie wiedziała czy znaleźli pozostałe horkruksy, nie wiedziała czy udało im się je zniszczyć. Mimo wszystko w nich wierzyła. Wierzyła, że uda im się pokonać Voldemorta, i żałowała, że nie może im w tym pomóc.
Fred myślał o miłości, która może zostać przerwana w każdej chwili. Bliźniacy musieli zamknąć swój sklep, bo zostali uznani za "sprzymierzeńców Pottera". Tyle osób ginęło, znikało. To z pewnością był jeden z najciemniejszych czasów w świecie czarodziejów. Jednak Fred nie odczuwał tego tak bardzo. Była obok niego Hermiona, a on, pojąc się miłością do niej, nie zauważał tych złych rzeczy. Miłość jest niesamowitym uczuciem, ale niestety często niesie ze sobą złudne nadzieje.
- Wiesz co mi to odrobinę przypomina? Nasze magiczne miejsce - odezwała się nagle Hermiona, przerywając ciszę.
- Kocham cię - ni stąd, ni zowąd powiedział Fred.
Była Gryfonka uśmiechnęła się blado i pocałowała męża w usta. Kiedy się od niego oderwała, powiedziała:
- Ja ciebie też. Nad życie.
- Nad życie - wyszeptał Fred.
Małżeństwo siedziało jeszcze w ogrodzie przez długi czas, myśląc i rozmawiając o rzeczach błahych, jak i bardzo poważnych. Oboje potrzebowali siebie bardziej niż im się wydawało.
- Ledwo chodzisz kochanie, a chcesz walczyć ze śmierciożercami? Nie uważasz, że to już nawet śmiesznie brzmi? - zapytał delikatnie Fred.
Dziewczyna tylko założyła ręce na klatkę piersiową i popatrzyła się na niego wściekle.
- A ten znowu swoje! Czy choć ten jeden raz, nie mógłbyś żartować w tak poważnej sprawie? Zresztą nic ci do tego, idę tam i już! - zaperzyła się szatynka, wyciągając swoją różdżkę z kieszeni.
- Hermiono… Nie powinienem się wtrącać, ale mając na uwadze dobro waszych dzieci… - zaczął łagodnie George.
- NO NIE! DZIECI I DZIECI! A CZY KTOŚ WIE CZEGO JĄ CHCĘ?! CHCĘ IŚĆ TAM I POMÓC MOIM PRZYJACIOŁOM W POKONANIU VOLDEMORTA! - wrzasnęła dziewczyna, przy okazji wybuchając płaczem.
Fred chciał przytulić swoją żonę, ale ta go gwałtownie odepchnęła.
- No jasne! Zostawcie mnie tu samą! Niech sobie umieram ze zmartwienia, czy wam się czasem coś nie stało! Genialnie! Po prostu genialnie! - oburzyła się dziewczyna.
- Hermiono, to przecież nic takiego - powiedział George.
Szatynka tylko prychnęła.
- Och, tak… Walka na śmierć i życie, to rzeczywiście nic takiego - oznajmiła sarkastycznie.
- Mogę tu, przecież z tobą zostać. Już to mówiłem - rzekł Fred.
- Z twojej litości, to ja dziękuje. Potem będę wysłuchiwać, że ominęła cię "niezła zabawa". W takim razie idź sobie tam sam - oburzyła się Hermiona.
Fred tylko westchnął ciężko.
- No dobrze. Możesz ze mną iść - oznajmił rudowłosy.
Cała złość nagle uszła z dziewczyny, kiedy usłyszała słowa swojego męża. Rzuciła mu się w ramiona i namiętnie go pocałowała.
- Dziękuję Freddie… Dziękuję… Wiesz jakie to dla mnie ważne - szeptała między pocałunkami.
Mężczyzna tylko uśmiechnął się blado.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - przyznała Hermiona, patrząc rudowłosemu w oczy.
- I nasze dzieci też bardzo kocham - oznajmił Fred, schylając i całując żonę w brzuch.
- Ja też je bardzo kocham.
Nagle chłopak podszedł do najbliższej komody i wziął w dłonie, stojący na nim srebrny pucharek. Podszedł z nim do Hermiony.
- Wypij to i możemy ruszać - rzekł, a widząc podejrzliwy wzrok dziewczyny, dodał - To na wzmocnienie. Moja mama to dla ciebie przygotowała. - powiedział, podając szatynce pucharek.
Hermiona złapała naczynie i spojrzała tajemniczo na jego zawartość. Było w nim odrobinę jakiegoś szmaragdowego płynu. Popatrzyła podejrzliwie na Freda i George'a, po czym w końcu wypiła napój.
Trochę zakręciło się jej w głowie.
- Kocham cię! Nie zapominaj o tym! Przepraszam! - zawołał Fred, a szatynka poczuła, że traci grunt pod nogami, a oczy same jej się zamykają.
Hermiona gwałtownie otworzyła oczy. Leżała na jakimś łóżku. Lekko przechyliła głowę w bok i zobaczyła, siedzącą obok niej zmartwioną Ginny, która twarz miała ukrytą w dłoniach.
- Ginny… - zaczęła dziewczyna, a nawet ją samą przestraszyła słabość własnego głosu.
Ruda spojrzała w jej stronę, a na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Doskoczyła natychmiast do niej i przytuliła ją mocno.
- Och, Hermiono… Jak dobrze, że wreszcie się obudziłaś! Tak długo spałaś… Prawie tydzień… Wszyscy tak się martwili.
Szatynka tylko kilka razy mrugnęła powiekami i spojrzała Ginny w oczy.
- Już po wszystkim? - zapytała roztrzęsionym głosem.
Jej przyjaciółka pokiwała głową.
- No i jak? Kto zwyci… - zaczęła, ale ruda jej przerwała.
- No jak to kto? HARRY OCZYWIŚCIE! - oznajmiła uradowana.
Hermiona na te słowa uśmiechnęła się szeroko. Wreszcie nadszedł koniec tych mrocznych dni! Dobro zwyciężyło, a zło poszło w niepamięć.
- Zaczekaj… Zaraz wszystkich zawołam! - powiedziała Ginny i wybiegła z pokoju.
Hermiona była zła na Freda za jego podstęp, ale w euforii tej radosnej wiadomości, była mu gotowa to wybaczyć. Najważniejsze było to, że teraz ich miłość stanie się taka piękna, jak to sobie zawsze wyobrażała. Ich dzieci będą się wychowywać w spokojnym i dobrym świecie. Ta świadomość była ostatnimi czasy czymś tak nierealnym, że teraz nawet było jej ciężko w to wszystko uwierzyć.
Dziewczyna prowadziła tak ze sobą monolog wewnętrzny, gdy drzwi do pokoju w którym się znajdowała, znowu się otworzyły.
Zaczęli wchodzić nimi jej przyjaciele, a od niedawna także jej rodzina: Ginny, Bill, Fleur, Charlie, Pan Weasley, George, a był nawet Percy, który przez kilka lat był skłócony z rodziną.
Na samym końcu weszli Ron i Harry. Hermiona była tak radosna z faktu, że im nic się nie stało, że zupełnie nie zauważyła nieobecności Freda i jego matki. Doskoczyła do przyjaciół i uścisnęła ich mocno, co teoretycznie powinno jej się nie udać, bo przecież zwykle musiała prosić kogoś o pomoc, przy wstawaniu z łóżka czy kanapy, ale widocznie rozradowanie zadziałało motywująco i w tym przypadku.
- HARRY! RON! Nic wam nie jest! - Hermiona krzyknęła radośnie.
Jej przyjaciele uśmiechnęli się do niej szeroko.
- My też się cieszymy, że nic ci nie jest! - odparł Harry.
Dziewczyna na słowa chłopaka głośno się zaśmiała i lekceważąco machnęła ręką.
- No jasne! Ja najwyżej mogłam zasnąć na śmierć, ale jestem pewna, że walka z Voldemortem musiała być bardziej efektowna i emocjonująca! - oznajmiła szatynka, a wszyscy się zaśmiali - Siadajcie i opowiadajcie!
Wszyscy opowiedzieli jej bitwę ze szczegółami, zgrabnie omijając wcześniej ustalone fragmenty. Wiedzieli, że wcześniej czy później o to zapyta, ale sami nie chcieli na razie wchodzić na ten niepewny grunt.
- Naprawdę udało wam się znaleźć te pozostałe horkruksy? To wspaniale! - oznajmiła Hermiona - Aż żałuję, że nie mogłam tam z wami być! No, ale to sprawka Freda. Już mu mówiłam, że po tym wszystkim będzie miał zakaz zbliżania się do mnie - zaśmiała się szatynka, a wszyscy jakby się nagle spięli. Dziewczyna też to zauważyła, bo zapytała:
- O co chodzi? Powiedziałam coś nie tak?
- Nie, bo wiesz… - zaczął Ron - Jesteś pewna, że to tylko bliźniaki? Jak dla mnie to pięcioraczki przynajmniej. Jesteś wielka jak balon - zażartował rudowłosy, na poczekaniu zmieniając temat.
Hermiona zaśmiała się, a wszyscy obecni w pokoju odetchnęli z ulgą.
- Tak uważa wasza mama… Chwileczkę… Gdzie ona jest? - zapytała zdziwiona dziewczyna.
Rodzina Weasley wiedziała, że nie może już wymijać tego tematu. Ginny odezwała się pierwsza:
- Jest w Św. Mungu - oznajmiła spokojnie.
Hermiona poczuła jakby serce podeszło jej do gardła. Tak bardzo się cieszyła z wygranej, że nie pomyślała o rannych, czy ofiarach. Co jeśli… Co jeśli pani Weasley coś się stało?
- Jak to? Czy coś się jej stało? - zapytała drżącym głosem Hermiona - I gdzie jest Fred?
- Nie, nic jej nie jest - odparł Ron.
- Jednak Fred… - zaczął Harry.
- On… - kontynuował George.
- Widzisz 'Ermiona - rzekła Fleur.
- Był wybuch ściany i … - mówił Percy.
- Spowodował go Rookwood… - dodał Bill.
Hermiona słysząc to wszystko, poczuła ostry ból w klatce piersiowej, który jakby stopniowo zniżał się względem jej ciała. Chwilę potem poczuła go już w okolicach swojego brzucha. Krzyknęła głośno i znów zrobiło jej się ciemno przed oczami.
- Ginny? Pani Weasley? - zapytała cicho.
Słysząc słowa dziewczyny, ruda zaszlochała głośno, na co jej matka pogłaskała ją po włosach.
- Spokojnie Ginny. Hermiona nie będzie ci miała tego za złe - wyszeptała Molly.
- Ale to moja wina… - zaszlochała znów dziewczyna, na co teraz i jej pani Weasley starła łzy z policzków.
Matka Freda znów odwróciła się w stronę szatynki i spytała:
- Jak się czujesz kochanieńka?
- Dobrze, tylko trochę kręci mi się w głowie… Co się stało Fredowi? - zapytała łamiącym się głosem.
- Och, no wiesz… Fred… - zaczęła Molly Weasley.
- A może będę mógł jej sam o tym powiedzieć? - usłyszała głęboki, ale słaby głos, z lewej strony od swojego łóżka. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła swojego Freda Weasleya. Był cały w bandażach, miał wiele ran na twarzy i ogólnie wyglądał na bardzo słabego, ale na jego ustach malował się szeroki uśmiech. Jej oczy zaszkliły się momentalnie. Wyciągnęła rękę w jego stronę, aby upewnić się, że to nie sen. Fred z lekkim trudem złapał jej rękę. Oboje byli zbyt słabi, żeby do siebie podejść, czy żeby chociażby porozmawiać, więc wpatrywali się w siebie z wielkim uśmiechem na twarzy oraz z wielką miłością w oczach.
- Freddie… Ty żyjesz… - wyszeptała nagle Hermiona.
- Ledwo, ale żyję - uśmiechnął się Fred.
- Przepraszam za tamto… Za to, że tak na ciebie nakrzyczałam… Tak mi wstyd…
- Nie masz za co, to ja powinienem przeprosić ciebie. Źle się zachowałem, ale tak strasznie się o ciebie bałem - oznajmił cicho Fred.
- To teraz nie ważne. Ważne jest to, że ty jesteś ze mną, a ja z tobą. To najważniejsza rzecz w moim życiu - powiedziała Hermiona.
- W naszym życiu - poprawił ją Fred.
- No właśnie. I tu ci się dziwię. To co zrobiłam było okropne… Przeze mnie trafiłaś do szpitala… Twoje dzieci… Mogło im się coś stać i to moja wina! - zaskomlała Ginny.
- Och, tak… Trafiłam do szpitala, ale na trzy dni, moje dzieci mają się dobrze, no i nie zrobiłaś tego specjalnie! To cię zupełnie usprawiedliwia. Zresztą uważam, że gdybyście przekazali mi to w inny sposób, no nie wiem… "Fred jest ranny i jest w bardzo ciężkim stanie" to bez wątpienia dostałabym zawału na miejscu. Twój pomysł mnie przed tym uchronił - zauważyła szatynka.
Ruda uśmiechnęła się i mocno przytuliła się do dziewczyny.
- Hermiono, jak ja się cieszę, że jesteś częścią naszej rodziny! Jesteś taka cudowna pod każdym aspektem! Fred nie mógł lepiej trafić! - zapiszczała wesoło Ginny.
- Och, ty też jesteś wspaniała! Jesteś taka wesoła i opiekuńcza. Harry nie mógł trafić lepiej! - oznajmiła wesoło Hermiona, na co obie dziewczyny głośno się zaśmiały.
Mimo iż obie dziewczyny znały się od bardzo dawna, dopiero ostatnie wydarzenia, tak je ze sobą scaliły. Wojna może i niszczy wiele rzeczy, ale czasami zdarza się, że stworzy albo scementuje fundamenty miłości czy przyjaźni. Obie dziewczyny czuły, że to początek wielkiej więzi.
***
- Dlaczego oni nie mogą mnie stąd już wypuścić? Czuję się już dobrze… Jak tak dalej pójdzie, to nie wypuszczą mnie do narodzin naszych dzieci - marudził Fred.
Hermiona, która siedziała na szpitalnym łóżku Freda, zachichotała pod nosem.
- Bycie zdrowym, a czucie się dobrze, to dwie różne rzeczy - zauważyła dziewczyna i pocałowała rudowłosego w czubek nosa.
Chłopak przyciągnął byłą Gryfonkę do siebie i pocałował ją czule w usta. Mimo, że z Fredem byli małżeństwem już od prawie 8 miesięcy, ciągle patrząc, całując, i dotykając chłopaka, Hermiona miała w brzuchu takie same motyle, jak wtedy, gdy przyszedł na błonia, prawie dwa lata temu.
- Musisz wydobrzeć i wyzdrowieć, Freddie - powiedziała dziewczyna, kiedy już przestali się całować.
Fred zrobił smętną minę i tylko pokiwał głową.
- Wiem, ale chciałbym spędzać z tobą trochę więcej czasu niż tylko te dwie godziny szpitalnych odwiedzin.
- Tata tu jest maluchy, nie bójcie się - mówił cicho.
Słysząc słowa Freda, Hermionie rozpłynęło się serce. Mimo faktu, że rudowłosy dopiero dziś dowiedział się, że zostanie ojcem, już pokochał te dzieci całym sercem. Nie mogła wybrać lepszego ojca dla swoich dzieci, nie mogła wybrać lepszego mężczyzny z którym chce spędzić życie. Fred Weasley jest przykładem osoby, której nie należy oceniać po pozorach. Na pierwszy rzut oka - dowcipniś i zbyt dziecinny chłopak, który w rzeczywistości okazał się być odpowiedzialnym i troskliwym mężczyzną. To miłość zamieniła małego chłopca w mężczyznę. Miłość, która zaskakuje bardzo często. I w tym pozytywnym, i także w tym negatywnym sensie.
***
- Freddie! Chodź tu i mi pomóż! - zawołała Hermiona z salonu.Fred, który właśnie wyszedł z kuchni, podszedł lekkim krokiem w stronę swojej żony.
- W czym mam ci pomóc, kochanie? - zapytał troskliwie, z nutą sarkazmu w głosie.
Dziewczyna tylko spojrzała się na niego z przymrużonymi oczyma i powiedziała:
- Pomóż mi wstać! - odpowiedziała szatynka z irytacją w głosie. Była już w szóstym miesiącu ciąży i była tak "okrąglutka", jak to lubił nazywać ją jej mąż, że trudno jej było nawet wstać z kanapy o własnych siłach. Tak, więc czy chciała czy nie, była zdana na łaskę Freda.
Rudowłosy patrzył z góry na Hermionę z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- A może tak proszę? - zasugerował.
Żona mężczyzny przewróciła oczami. Była Gryfonka już wiedziała, że Fred ma ten swój żartobliwy humor. Nie chodzi o to, że nie lubiła jego poczucia humoru. Ona naprawdę je uwielbiała, ale ostatnimi czasy, Weasley znalazł sobie nowe hobby, jakim było właśnie irytowanie dziewczyny. Może to przez ciąże była tak drażliwa, ale naprawdę było jej ciężko ze stoma centymetrami w obwodzie brzucha, i bez jego zgryźliwości. Nie ważne czy żartobliwych.
- Tak pogrywasz? Proszę bardzo, idź sobie, sama sobie poradzę i bez twojej pomocy - oznajmiła śmiało Hermiona.
Fred tylko kiwnął głową z dziwnym uśmiechem na twarzy i odsunął się od kanapy. Szatynka odsunęła koc którym była przykryta i podniosła się z lekkim trudem do pozycji półsiedzącej. Złapała się za oparcie kanapy i już prawie z niej wstała, kiedy jakby jakaś niewidzialna siła, ściągnęła ją na nią z powrotem. Próbowała tak jeszcze dwa razy, bez większego skutku. Fred, który stał w kącie, przyglądał się poczynaniom Hermiony. Wiedział co za chwilę nastąpi. Znał swoją żonę aż za bardzo, żeby tego nie przewidzieć.
- Freddie? Możesz pomóc mi wstać? Proszę… - poprosiła dziewczyna z niemrawą miną, odwracając głowę w stronę męża.
Fred zaśmiał się cicho, idąc w stronę Hermiony.
- No, nie wiem, nie wiem… Moja mama kazała ci tu siedzieć i się nie nadwyrężać - kontynuował grę Weasley.
Szatynka, najwyraźniej coraz bardziej poirytowana, westchnęła ciężko.
- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dlaczego wszyscy obchodzą się ze mną jak z jajkiem? - zapytała.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale jesteś w ciąży, kochanie - odparł Fred.
- No właśnie niestety zauważyłam. I to ty mi to zrobiłeś! Nie myśl, że dam ci się po tym wszystkim tknąć, chociażby palcem - oznajmiła Hermiona, na co Fred wymamrotał pod nosem "Jeszcze zobaczymy" - A teraz ładnie proszę "Możesz mi pomóc?"
Rudowłosy tylko spojrzał się na nią tajemniczo.
- Za całusa.
- To ma być jakiś szantaż? - spytała sarkastycznie dziewczyna.
- Nie, skąd. To zapłata za pomoc - odrzekł Fred.
Hermiona już miała mu coś odszczekać, ale w jej głowie zrodził się nagle iście szatański plan. Uśmiechnęła się lubieżnie i zrobiła słodką minkę.
- No niech ci będzie, Freddie. Tylko mi pomóż.
Rudowłosy uśmiechnął się triumfalnie.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - rzekł, pomagając żonie wstać.
Kiedy Hermiona stała już na dwóch nogach obok kanapy, dostrzegła, że Fred schyla się, żeby ją pocałować. Wtedy też postanowiła wcielić swój plan w życie. Kiedy jego usta były tylko kilka centymetrów od jej, przyłożyła do nich dłoń i odsunęła chłopaka lekko od siebie. Fred wyglądał na zaskoczonego, obserwując Hermionę. Szatynka przybliżyła swoją twarz do twarzy rudowłosego, całując go w policzek. Fred już wiedział, że wywinęła się z pocałunku przez "kruczek w umowie".
- Nie sprecyzowałeś o jaki całus ci chodziło - wyszeptała mężczyźnie do ucha.
Fred lekko drgnął, czując oddech żony przy swoim uchu. Przysunął się bliżej niej i ujął jej twarz w dłonie. Nagle wpił się w jej wargi bez pytania. Hermiona wyglądała, jakby chciała protestować, ale po chwili i ona oddała pocałunek. Rudowłosy całował ją czule i delikatnie, jakby chciał pokazać jej, że jego prośba nie była żadnym podstępem. Jakby chciał po prostu pokazać jej, że jest najważniejszą osobą w jego życiu.
Kiedy się od siebie oderwali, oboje szeroko się uśmiechali i trzymali się za ręce. Czasami zapominali jak są dla siebie nawzajem ważni, a takie chwilę jak te im o tym przypominały.
- To gdzie chciałaś iść? - zapytał Fred.
- Do ogrodu. Wiesz, jest tak pięknie na dworze…
Weasley schylił się i wziął swoją żonę w ramiona. Hermiona mogła chodzić o własnych siłach, niemniej było to dla niej dość męczące, więc nie protestowała.
Będąc w ogrodzie, Fred posadził Hermiomę na ławce, a sam usiadł obok niej, obejmując żonę ramieniem. Dziewczyna wtuliła się w ramię męża, obserwując przyrodę dookoła oraz czując na swojej twarzy lekki powiew wiatru. Siedzieli tak w ciszy, myśląc o różnych rzeczach. Myśli Hermiony zaprzątali Harry i Ron. Bardzo się o nich martwiła, nie miała z nimi kontaktu. Wiedziała tylko, że żyją i "sobie radzą". Nie wiedziała czy znaleźli pozostałe horkruksy, nie wiedziała czy udało im się je zniszczyć. Mimo wszystko w nich wierzyła. Wierzyła, że uda im się pokonać Voldemorta, i żałowała, że nie może im w tym pomóc.
Fred myślał o miłości, która może zostać przerwana w każdej chwili. Bliźniacy musieli zamknąć swój sklep, bo zostali uznani za "sprzymierzeńców Pottera". Tyle osób ginęło, znikało. To z pewnością był jeden z najciemniejszych czasów w świecie czarodziejów. Jednak Fred nie odczuwał tego tak bardzo. Była obok niego Hermiona, a on, pojąc się miłością do niej, nie zauważał tych złych rzeczy. Miłość jest niesamowitym uczuciem, ale niestety często niesie ze sobą złudne nadzieje.
- Wiesz co mi to odrobinę przypomina? Nasze magiczne miejsce - odezwała się nagle Hermiona, przerywając ciszę.
- Kocham cię - ni stąd, ni zowąd powiedział Fred.
Była Gryfonka uśmiechnęła się blado i pocałowała męża w usta. Kiedy się od niego oderwała, powiedziała:
- Ja ciebie też. Nad życie.
- Nad życie - wyszeptał Fred.
Małżeństwo siedziało jeszcze w ogrodzie przez długi czas, myśląc i rozmawiając o rzeczach błahych, jak i bardzo poważnych. Oboje potrzebowali siebie bardziej niż im się wydawało.
***
- Fred! Ja muszę tam iść! - żachnęła się Hermiona.- Ledwo chodzisz kochanie, a chcesz walczyć ze śmierciożercami? Nie uważasz, że to już nawet śmiesznie brzmi? - zapytał delikatnie Fred.
Dziewczyna tylko założyła ręce na klatkę piersiową i popatrzyła się na niego wściekle.
- A ten znowu swoje! Czy choć ten jeden raz, nie mógłbyś żartować w tak poważnej sprawie? Zresztą nic ci do tego, idę tam i już! - zaperzyła się szatynka, wyciągając swoją różdżkę z kieszeni.
- Hermiono… Nie powinienem się wtrącać, ale mając na uwadze dobro waszych dzieci… - zaczął łagodnie George.
- NO NIE! DZIECI I DZIECI! A CZY KTOŚ WIE CZEGO JĄ CHCĘ?! CHCĘ IŚĆ TAM I POMÓC MOIM PRZYJACIOŁOM W POKONANIU VOLDEMORTA! - wrzasnęła dziewczyna, przy okazji wybuchając płaczem.
Fred chciał przytulić swoją żonę, ale ta go gwałtownie odepchnęła.
- No jasne! Zostawcie mnie tu samą! Niech sobie umieram ze zmartwienia, czy wam się czasem coś nie stało! Genialnie! Po prostu genialnie! - oburzyła się dziewczyna.
- Hermiono, to przecież nic takiego - powiedział George.
Szatynka tylko prychnęła.
- Och, tak… Walka na śmierć i życie, to rzeczywiście nic takiego - oznajmiła sarkastycznie.
- Mogę tu, przecież z tobą zostać. Już to mówiłem - rzekł Fred.
- Z twojej litości, to ja dziękuje. Potem będę wysłuchiwać, że ominęła cię "niezła zabawa". W takim razie idź sobie tam sam - oburzyła się Hermiona.
Fred tylko westchnął ciężko.
- No dobrze. Możesz ze mną iść - oznajmił rudowłosy.
Cała złość nagle uszła z dziewczyny, kiedy usłyszała słowa swojego męża. Rzuciła mu się w ramiona i namiętnie go pocałowała.
- Dziękuję Freddie… Dziękuję… Wiesz jakie to dla mnie ważne - szeptała między pocałunkami.
Mężczyzna tylko uśmiechnął się blado.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - przyznała Hermiona, patrząc rudowłosemu w oczy.
- I nasze dzieci też bardzo kocham - oznajmił Fred, schylając i całując żonę w brzuch.
- Ja też je bardzo kocham.
Nagle chłopak podszedł do najbliższej komody i wziął w dłonie, stojący na nim srebrny pucharek. Podszedł z nim do Hermiony.
- Wypij to i możemy ruszać - rzekł, a widząc podejrzliwy wzrok dziewczyny, dodał - To na wzmocnienie. Moja mama to dla ciebie przygotowała. - powiedział, podając szatynce pucharek.
Hermiona złapała naczynie i spojrzała tajemniczo na jego zawartość. Było w nim odrobinę jakiegoś szmaragdowego płynu. Popatrzyła podejrzliwie na Freda i George'a, po czym w końcu wypiła napój.
Trochę zakręciło się jej w głowie.
- Kocham cię! Nie zapominaj o tym! Przepraszam! - zawołał Fred, a szatynka poczuła, że traci grunt pod nogami, a oczy same jej się zamykają.
***
Hermionę strasznie bolała głowa. Co się
właściwie stało? Wypiła ten napój, który dał jej mąż, a potem straciła
przytomność. No jasne! Eliksir Nasenny! W tym pucharku był eliksir
nasenny! Fred ją oszukał, że jest w nim Eliksir wzmacniający. Czyli, że…
Czyli, że ominęła ją bitwa! Jak on mógł to jej zrobić! Widział jakie to
było dla niej ważne!Hermiona gwałtownie otworzyła oczy. Leżała na jakimś łóżku. Lekko przechyliła głowę w bok i zobaczyła, siedzącą obok niej zmartwioną Ginny, która twarz miała ukrytą w dłoniach.
- Ginny… - zaczęła dziewczyna, a nawet ją samą przestraszyła słabość własnego głosu.
Ruda spojrzała w jej stronę, a na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Doskoczyła natychmiast do niej i przytuliła ją mocno.
- Och, Hermiono… Jak dobrze, że wreszcie się obudziłaś! Tak długo spałaś… Prawie tydzień… Wszyscy tak się martwili.
Szatynka tylko kilka razy mrugnęła powiekami i spojrzała Ginny w oczy.
- Już po wszystkim? - zapytała roztrzęsionym głosem.
Jej przyjaciółka pokiwała głową.
- No i jak? Kto zwyci… - zaczęła, ale ruda jej przerwała.
- No jak to kto? HARRY OCZYWIŚCIE! - oznajmiła uradowana.
Hermiona na te słowa uśmiechnęła się szeroko. Wreszcie nadszedł koniec tych mrocznych dni! Dobro zwyciężyło, a zło poszło w niepamięć.
- Zaczekaj… Zaraz wszystkich zawołam! - powiedziała Ginny i wybiegła z pokoju.
Hermiona była zła na Freda za jego podstęp, ale w euforii tej radosnej wiadomości, była mu gotowa to wybaczyć. Najważniejsze było to, że teraz ich miłość stanie się taka piękna, jak to sobie zawsze wyobrażała. Ich dzieci będą się wychowywać w spokojnym i dobrym świecie. Ta świadomość była ostatnimi czasy czymś tak nierealnym, że teraz nawet było jej ciężko w to wszystko uwierzyć.
Dziewczyna prowadziła tak ze sobą monolog wewnętrzny, gdy drzwi do pokoju w którym się znajdowała, znowu się otworzyły.
Zaczęli wchodzić nimi jej przyjaciele, a od niedawna także jej rodzina: Ginny, Bill, Fleur, Charlie, Pan Weasley, George, a był nawet Percy, który przez kilka lat był skłócony z rodziną.
Na samym końcu weszli Ron i Harry. Hermiona była tak radosna z faktu, że im nic się nie stało, że zupełnie nie zauważyła nieobecności Freda i jego matki. Doskoczyła do przyjaciół i uścisnęła ich mocno, co teoretycznie powinno jej się nie udać, bo przecież zwykle musiała prosić kogoś o pomoc, przy wstawaniu z łóżka czy kanapy, ale widocznie rozradowanie zadziałało motywująco i w tym przypadku.
- HARRY! RON! Nic wam nie jest! - Hermiona krzyknęła radośnie.
Jej przyjaciele uśmiechnęli się do niej szeroko.
- My też się cieszymy, że nic ci nie jest! - odparł Harry.
Dziewczyna na słowa chłopaka głośno się zaśmiała i lekceważąco machnęła ręką.
- No jasne! Ja najwyżej mogłam zasnąć na śmierć, ale jestem pewna, że walka z Voldemortem musiała być bardziej efektowna i emocjonująca! - oznajmiła szatynka, a wszyscy się zaśmiali - Siadajcie i opowiadajcie!
Wszyscy opowiedzieli jej bitwę ze szczegółami, zgrabnie omijając wcześniej ustalone fragmenty. Wiedzieli, że wcześniej czy później o to zapyta, ale sami nie chcieli na razie wchodzić na ten niepewny grunt.
- Naprawdę udało wam się znaleźć te pozostałe horkruksy? To wspaniale! - oznajmiła Hermiona - Aż żałuję, że nie mogłam tam z wami być! No, ale to sprawka Freda. Już mu mówiłam, że po tym wszystkim będzie miał zakaz zbliżania się do mnie - zaśmiała się szatynka, a wszyscy jakby się nagle spięli. Dziewczyna też to zauważyła, bo zapytała:
- O co chodzi? Powiedziałam coś nie tak?
- Nie, bo wiesz… - zaczął Ron - Jesteś pewna, że to tylko bliźniaki? Jak dla mnie to pięcioraczki przynajmniej. Jesteś wielka jak balon - zażartował rudowłosy, na poczekaniu zmieniając temat.
Hermiona zaśmiała się, a wszyscy obecni w pokoju odetchnęli z ulgą.
- Tak uważa wasza mama… Chwileczkę… Gdzie ona jest? - zapytała zdziwiona dziewczyna.
Rodzina Weasley wiedziała, że nie może już wymijać tego tematu. Ginny odezwała się pierwsza:
- Jest w Św. Mungu - oznajmiła spokojnie.
Hermiona poczuła jakby serce podeszło jej do gardła. Tak bardzo się cieszyła z wygranej, że nie pomyślała o rannych, czy ofiarach. Co jeśli… Co jeśli pani Weasley coś się stało?
- Jak to? Czy coś się jej stało? - zapytała drżącym głosem Hermiona - I gdzie jest Fred?
- Nie, nic jej nie jest - odparł Ron.
- Jednak Fred… - zaczął Harry.
- On… - kontynuował George.
- Widzisz 'Ermiona - rzekła Fleur.
- Był wybuch ściany i … - mówił Percy.
- Spowodował go Rookwood… - dodał Bill.
Hermiona słysząc to wszystko, poczuła ostry ból w klatce piersiowej, który jakby stopniowo zniżał się względem jej ciała. Chwilę potem poczuła go już w okolicach swojego brzucha. Krzyknęła głośno i znów zrobiło jej się ciemno przed oczami.
***
Hermionę obudziło ostre światło,
prześwitujące przez jej powieki. Odruchowo otworzyła oczy i zamrugała
kilka razy, próbując przyzwyczaić się do światła. Rozejrzała się po
pokoju. Była w białym, sterylnym pomieszczeniu, które pachniało głównie
środkiem dezynfekującym. Po krótkiej chwili doszło do niej, że jest w
szpitalu. Czuła się jakby odrobinę otumaniona, bo jej wzrok był bardzo
rozmazany i słyszała w uszach jakieś szumienie. W gruncie rzeczy, czuła
się jednak dobrze. Przypomniała jej się sytuacja w której straciła
przytomność. Usłyszała, że Fred miał wypadek. Czy on… Czy on mógł… Nie,
to nie możliwe. ON MUSI ŻYĆ! Może jest ranny, może jest w ciężkim
stanie, ale Hermiona nie miała pojęcia co by było, gdyby Fred… umarł.
Będzie mieć z nim dzieci! Układali swoją wspólną przyszłość po wojnie,
byli dla siebie niczym tlen. Co by było, gdyby tak nagle jednego z nich
zabrakło? Hermiona strasznie żałowała, że przed tym wszystkim tak
nakrzyczała na Freda. Ten wypadek, to była jej wina. Chłopak był pewnie w
podłym nastroju i przez to był rozkojarzony. Dziewczyna zaczęła cicho
płakać, gdy poczuła jak ktoś wyciera opuszkami palców łzy z jej
policzków. Wytężyła wzrok i ujrzała nad sobą Molly Weasley. Obok niej
stała zapłakana Ginny.- Ginny? Pani Weasley? - zapytała cicho.
Słysząc słowa dziewczyny, ruda zaszlochała głośno, na co jej matka pogłaskała ją po włosach.
- Spokojnie Ginny. Hermiona nie będzie ci miała tego za złe - wyszeptała Molly.
- Ale to moja wina… - zaszlochała znów dziewczyna, na co teraz i jej pani Weasley starła łzy z policzków.
Matka Freda znów odwróciła się w stronę szatynki i spytała:
- Jak się czujesz kochanieńka?
- Dobrze, tylko trochę kręci mi się w głowie… Co się stało Fredowi? - zapytała łamiącym się głosem.
- Och, no wiesz… Fred… - zaczęła Molly Weasley.
- A może będę mógł jej sam o tym powiedzieć? - usłyszała głęboki, ale słaby głos, z lewej strony od swojego łóżka. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła swojego Freda Weasleya. Był cały w bandażach, miał wiele ran na twarzy i ogólnie wyglądał na bardzo słabego, ale na jego ustach malował się szeroki uśmiech. Jej oczy zaszkliły się momentalnie. Wyciągnęła rękę w jego stronę, aby upewnić się, że to nie sen. Fred z lekkim trudem złapał jej rękę. Oboje byli zbyt słabi, żeby do siebie podejść, czy żeby chociażby porozmawiać, więc wpatrywali się w siebie z wielkim uśmiechem na twarzy oraz z wielką miłością w oczach.
- Freddie… Ty żyjesz… - wyszeptała nagle Hermiona.
- Ledwo, ale żyję - uśmiechnął się Fred.
- Przepraszam za tamto… Za to, że tak na ciebie nakrzyczałam… Tak mi wstyd…
- Nie masz za co, to ja powinienem przeprosić ciebie. Źle się zachowałem, ale tak strasznie się o ciebie bałem - oznajmił cicho Fred.
- To teraz nie ważne. Ważne jest to, że ty jesteś ze mną, a ja z tobą. To najważniejsza rzecz w moim życiu - powiedziała Hermiona.
- W naszym życiu - poprawił ją Fred.
***
- Ginny, już ci mówiłam, że nie mam ci tego za złe - zachichotała Hermiona, widząc niemrawą minę panny Weasley.- No właśnie. I tu ci się dziwię. To co zrobiłam było okropne… Przeze mnie trafiłaś do szpitala… Twoje dzieci… Mogło im się coś stać i to moja wina! - zaskomlała Ginny.
- Och, tak… Trafiłam do szpitala, ale na trzy dni, moje dzieci mają się dobrze, no i nie zrobiłaś tego specjalnie! To cię zupełnie usprawiedliwia. Zresztą uważam, że gdybyście przekazali mi to w inny sposób, no nie wiem… "Fred jest ranny i jest w bardzo ciężkim stanie" to bez wątpienia dostałabym zawału na miejscu. Twój pomysł mnie przed tym uchronił - zauważyła szatynka.
Ruda uśmiechnęła się i mocno przytuliła się do dziewczyny.
- Hermiono, jak ja się cieszę, że jesteś częścią naszej rodziny! Jesteś taka cudowna pod każdym aspektem! Fred nie mógł lepiej trafić! - zapiszczała wesoło Ginny.
- Och, ty też jesteś wspaniała! Jesteś taka wesoła i opiekuńcza. Harry nie mógł trafić lepiej! - oznajmiła wesoło Hermiona, na co obie dziewczyny głośno się zaśmiały.
Mimo iż obie dziewczyny znały się od bardzo dawna, dopiero ostatnie wydarzenia, tak je ze sobą scaliły. Wojna może i niszczy wiele rzeczy, ale czasami zdarza się, że stworzy albo scementuje fundamenty miłości czy przyjaźni. Obie dziewczyny czuły, że to początek wielkiej więzi.
***
- Dlaczego oni nie mogą mnie stąd już wypuścić? Czuję się już dobrze… Jak tak dalej pójdzie, to nie wypuszczą mnie do narodzin naszych dzieci - marudził Fred.
Hermiona, która siedziała na szpitalnym łóżku Freda, zachichotała pod nosem.
- Bycie zdrowym, a czucie się dobrze, to dwie różne rzeczy - zauważyła dziewczyna i pocałowała rudowłosego w czubek nosa.
Chłopak przyciągnął byłą Gryfonkę do siebie i pocałował ją czule w usta. Mimo, że z Fredem byli małżeństwem już od prawie 8 miesięcy, ciągle patrząc, całując, i dotykając chłopaka, Hermiona miała w brzuchu takie same motyle, jak wtedy, gdy przyszedł na błonia, prawie dwa lata temu.
- Musisz wydobrzeć i wyzdrowieć, Freddie - powiedziała dziewczyna, kiedy już przestali się całować.
Fred zrobił smętną minę i tylko pokiwał głową.
- Wiem, ale chciałbym spędzać z tobą trochę więcej czasu niż tylko te dwie godziny szpitalnych odwiedzin.
- Już niedługo Freddie, już niedługo.
***
- Ughh… Freddie! - zawołała Hermiona z pokoju.
Fred ze zmartwioną miną szybko przyszedł do pomieszczenia.
- Tak, kochnie? - zapytał z troską w głosie.
- Zaczęło się... - oznajmiła dziewczyna z uśmiechem, przenikającym przez ból.
Rudowłosy przez chwilę wyglądał na odrobinę zdezorientowanego, a Hermiona tylko przewróciła oczami i wskazała na swój brzuch.
- Och… No tak! DZIECI! SZPITAL! MUSIMY IŚĆ! - krzyknął, łapiąc swoją żonę w ramiona i teleportował się z nią do Św. Munga.
***
Rodząca kobieta to bardzo dziwne zjawisko. Do takiego wniosku doszedł Fred, siedząc przy swojej żonie przez cały poród. Raz krzyczy imię swojego męża i prosi, żeby przy niej był. Potem nagle wszystko jej się zmienia i wysyła swego wybranka w diabły. Mimo wszystko Fred trwał przy szatynce, trzymając jej dłoń i szepcząc jej do ucha, że ją kocha oraz, że już niedługo to się skończy. Bardzo przeżywał krzyki bólu i rozpaczy Hermiony, ale wiedział, że zostaną jej wynagrodzone małymi, pięknymi istotkami. Istotkami, które będą całym jej życiem.
Fred przez cały poród trzymał się naprawdę nieźle. Miał mocne nerwy, więc to mu w tym na pewno pomogło. Trzymał się aż do pewnej chwili.
- Gratuluję panie Weasley, to trojaczki! - oznajmiła pielęgniarka.
Rudowłosy momentalnie pobladł i wydusił tylko:
- C…Co?
- Dwóch chłopców i jedna dziewczynka - rzekła pielęgniarka, a Fred, który był już blady jak ściana, momentalnie zemdlał.
Fred ze zmartwioną miną szybko przyszedł do pomieszczenia.
- Tak, kochnie? - zapytał z troską w głosie.
- Zaczęło się... - oznajmiła dziewczyna z uśmiechem, przenikającym przez ból.
Rudowłosy przez chwilę wyglądał na odrobinę zdezorientowanego, a Hermiona tylko przewróciła oczami i wskazała na swój brzuch.
- Och… No tak! DZIECI! SZPITAL! MUSIMY IŚĆ! - krzyknął, łapiąc swoją żonę w ramiona i teleportował się z nią do Św. Munga.
***
Rodząca kobieta to bardzo dziwne zjawisko. Do takiego wniosku doszedł Fred, siedząc przy swojej żonie przez cały poród. Raz krzyczy imię swojego męża i prosi, żeby przy niej był. Potem nagle wszystko jej się zmienia i wysyła swego wybranka w diabły. Mimo wszystko Fred trwał przy szatynce, trzymając jej dłoń i szepcząc jej do ucha, że ją kocha oraz, że już niedługo to się skończy. Bardzo przeżywał krzyki bólu i rozpaczy Hermiony, ale wiedział, że zostaną jej wynagrodzone małymi, pięknymi istotkami. Istotkami, które będą całym jej życiem.
Fred przez cały poród trzymał się naprawdę nieźle. Miał mocne nerwy, więc to mu w tym na pewno pomogło. Trzymał się aż do pewnej chwili.
- Gratuluję panie Weasley, to trojaczki! - oznajmiła pielęgniarka.
Rudowłosy momentalnie pobladł i wydusił tylko:
- C…Co?
- Dwóch chłopców i jedna dziewczynka - rzekła pielęgniarka, a Fred, który był już blady jak ściana, momentalnie zemdlał.
***
- No i jak to przyjął? - Hermiona spytała się położnej.
- Tak jak wszyscy - uśmiechnęła się kobieta.
- Czyli jak? - zapytała zaintrygowana dziewczyna.
- Zemdlał - odpowiedziała pielęgniarka, a Hermiona nie wiedziała czy się martwić, czy śmiać.
***
- Cudowni - szepnął Fred, kiedy położna pozwoliła mu wziąć na ręce swoich synów.
Przyglądali się mężczyźnie z zainteresowaniem, a nawet się do niego uśmiechali.
Hermiona
trzymała swoją córkę, która smacznie spała. Dziewczyna przyglądała się z
uśmiechem na twarzy mężowi, który dosłownie emanował szczęściem.
- Jak ich nazwiemy? - zapytała nagle szatynka.
Fred powoli odwrócił wzrok z dzieci na swoją żonę. Popatrzył na nią czule i powiedział:
- Myślałem o Fabianie i Gabrielu. Wiesz, po mnie i George'u - oznajmił rudowłosy.
Hermiona uśmiechnęła się lekko.
- Są wspaniałe - rzekła.
Fred
przysunął się do żony i dotknął policzka dziewczynki, którą trzymała w
ramionach. Malutka zaśmiała się przez sen i obróciła w kocyku. Weasley
na ten widok westchnął urzeczony urokiem swojej córeczki.
- A jak nazwiemy tą młodą damę? - zapytał rudowłosy, ciągle nie odrywając wzroku od dziewczynki.
- Może Harriet? - zasugerowała Hermiona.- Po mamie? - zapytał Fred.
- Dokładnie - oznajmiła dziewczyna.
***
Hermiona
siedziała właśnie w salonie, w nowym domu jej, Freda i ich dzieci. Dom
był niespodzianką mężczyzny na ich trzecią rocznicę ślubu. Miłość
małżeństwa była przez ten czas dokładnie taka sama jak na początku ich
zażyłości. Nie była często usłana różami, ale w miłości chodzi też o to,
żeby przetrwać te gorsze chwile. Dzieci, które były owocem ich miłości,
znaczyły dla nich bardzo wiele.
Była
Gryfonka siedziała w salonie, czytając "Proroka Codziennego", i
korzystając z chwili spokoju, bo jej dzieci smacznie spały w łóżkach na
górze. Było już późne popołudnie i Hermiona zaczynała się martwić, bo
jej mąż już dawno powinien wrócić z pracy. Miała nadzieję, że po prostu
zatrzymały go jakieś sprawy związane ze sklepem. Usłyszała szczęk zamka
frontowych drzwi i już wiedziała, że jej mąż wrócił cały i zdrowy.
Szybko przeszła do korytarza i powitała Freda czułym pocałunkiem. Kiedy
się od siebie oderwali, dziewczyna zauważyła, że mężczyzna jest jakoś
bardzo radosny.
- Dlaczego tak się szczerzysz, Freddie? - zapytała zaciekawiona Hermiona.
- Chodź, opowiem ci - odrzekł jej mąż i złapał ją za rękę, prowadząc do salonu.
Kiedy już usiedli na kanapie, Fred oznajmił:
- Znam tajemnicę naszego magicznego miejsca.
Słowa
rudowłosego bardzo ją zaskoczyły. Już sądziła, że nigdy nie przyjdzie
im się dowiedzieć kto mógłby odpowiadać za to miejsce, a tu taka
niespodzianka.
- Tak? No i kto je stworzył? - zapytała.
-
Wiesz, dziś przyszedłem później, bo miałem jeszcze do załatwienia kilka
spraw w sklepie w Hogsmeade. Kiedy miałem już wracać, pomyślałem, że
dawno nie byłem w naszym miejscu. Teleportowałem się niedaleko i nie
uwierzysz kogo tam spotkałem - mówił Fred - wiesz pewnie, że dziś jest
rocznica ślubu mojego mamy i taty...
- Oczywiście, że wiem. Wieczorem jest przecież przyjęcie w Norze - powiedziała Hermiona.
- No i...? Czy coś ci to nie mówi? - spytał Weasley.
- Chwileczkę... Spotkałeś na błoniach swoich rodziców? - zapytała kompletnie zszokowana dziewczyna.
- Tak - potwierdził Fred.
- I uważasz, że to było ich miejsce? - spytała była Gryfonka.
- Dokładnie tak uważam - oznajmił mężczyzna.
Hermiona zaśmiała się pod nosem.
-
Nie uważasz, że to trochę śmieszne? To tak jakby to miejsce było
przekazywane z pokolenia na pokolenie. Twój ojciec, teraz ty... Cóż, to
niesamowite, mimo iż jestem zaskoczona. Wiesz, nigdy nie sądziłam, że
twój tata jest takim romantykiem - rzekła szatynka.
Fred przytulił swoją żonę i pocałował ją lekko w skroń.
-
Ja też nie, ale pomyśl... Ja również nie jestem, ale dla ciebie
dosłownie zwariowałem z miłości. Może tak samo było z moim tatą?
- Myślę, że tak mogło być.
***
Pięć
lat po ślubie, Fred i Hermiona postanowili odwiedzić swoją polanę. Byli
tam dość często, jak na osoby, które już dawno skończyły naukę w
Hogwarcie. Małżeństwo zrobiło sobie jeden dzień bez jakiejkolwiek
odpowiedzialności. Fred wziął sobie dzień wolnego w pracy, a Hermiona
zostawiła dzieci z Ginny i Harrym, oraz z ich dziećmi. Dziewczyna
siedziała wtulona w ramię męża. Mieli przed sobą jeszcze krótki wypad do
Hogsmeade, ale oboje chcieli tu jeszcze na chwilę przyjść.- Zastanawiałaś się kiedyś, kto sprawił, że przeżyłem? - zapytał nagle Fred.
Hermiona spojrzała na niego jakby pustymi oczami. Ciągle sobie nie wybaczyła swojego zachowanie względem męża przed bitwą. On chciał dla niej dobrze, a ona tak na niego nawrzeszczała. Nie powinna tego robić. Może gdyby tego nie zrobiła, to Fred wyszedłby z bitwy bez najmniejszego zadrapania.
- Wiesz... Opowiadałeś mi tylko o tym wybuchu ściany, Rookwoodzie i Percym... Chyba nie wspominałeś nic o żadnym ratowaniu... - zaczęła delikatnie szatynka.
- Och, tak... Nie uratowała mnie żadna osoba, która wtedy była przy mnie. Uratowała mnie myśl, wspomnienie o tobie. Leżałem tam na podłodze, ledwo żywy, oddychałem z trudem i słyszałem tylko jak wszyscy krzyczą moje imię. I wtedy pomyślałem, że jeszcze tylko raz chciałbym cię usłyszeć, przytulić i pocałować. Pomyślałem o tym co będziesz czuć kiedy dowiesz się o mojej śmierci... Przypomniały mi się wszystkie nasze rozmowy, żarty i śmiechy. Pomyślałem, że chcę przeżyć dla ciebie. Dla ciebie i naszych dzieci. Mimo iż zrobiło mi się ciemno przed oczami, ostatkami sił nie zamykałem oczu. Wiedziałem, że gdy to zrobię, to już nigdy ich nie otworzę. To ty mnie ocaliłaś Hermiono. Żyję tylko dzięki tobie - odparł lekko rudowłosy.
Oczy dziewczyny były pełne łez. On nie ma jej za złe tego przed bitwą. On jej dziękuje za jej miłość do niego.
- Nie rozumiem... Ja myślałam, że ty jesteś zły na mnie za tamto przed tym wszystkim... - szepnęła szatynka.
- Oczywiście, że nie jestem zły. Nie byłaś wtedy sobą. Poniosły cię emocje. Lęk, strach i troska tworzą naprawdę wybuchowe połączenie. Wiem coś o tym - oznajmił Fred.
Wtedy Hermiona zaczęła płakać. Nie ze smutku, ze szczęścia. Ze szczęścia, że pokochał ją taki wspaniały mężczyzna. Fred przysunął się do dziewczyny i zaczął dłońmi ścierać łzy z jej twarzy.
- Nie płacz kochanie, nie płacz - szeptał szatynce do ucha.
- Ja płaczę z radości, Freddie. Z radości wywołanej faktem, że ktoś tak wspaniały zechciał mnie pokochać - powiedziała cicho Hermiona.
- To ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, że taka idealna pod każdym względem osoba jak ty, chciała mnie pokochać. Nie widzę świata poza tobą.
- Ty też jesteś całym moim światem, Freddie - wyszeptała Hermiona między pocałunkami ze swoim mężem.
***
Siedmioletnia
Harriet Weasley przybiegła do kuchni, w której znajdował się jej tata.
Jej zwykle rude włosy, teraz miały odcień intensywnego fioletu, w
dodatku były potargane we wszystkie możliwe strony. Ojciec spojrzał na
dziewczynkę, która miała smętną minę.
- Tato, Fabian i Gabriel znowu sobie ze mnie zażartowali - wyznała Harriet.
Ojciec
uśmiechnął się lekko do córki i wyjął z marynarki swoją różdżkę.
Skierował ją na włosy córki i już po chwili były normalnego koloru i w
normalnym stanie. Mężczyzna schował różdżkę i wziął swoją córkę na
kolana.
- Co znowu zbroili? - zapytał, wycierając dłonią łezkę, która spłynęła po policzku dziewczynki.
-
Chcieli zabrać mi moje książki. Powiedzieli mi, że mi je oddadzą, ale
jak kiedyś im dałam lalkę, to potem mi ją oddali w kawałkach - oznajmiła
smutno córeczka Freda - Nie chciałam im ich dać, bo mama by się potem
gniewała, że zniszczyłam książki, które mi sama dała, i wkradli się do
twojego gabinetu, i zabrali jakieś dziwne wynalazki - wytłumaczyła
Harriet.
Dziewczynka
była dosłownym uosobieniem żony Freda. Była bardzo poukładana i
uwielbiała czytać książki. Synowie mężczyzny byli dosłownie odbiciem
swojego ojca i jego brata. Cały czas stroili sobie ze wszystkiego żarty i
dokuczali siostrze.
- Nie martw się, ja już im pokażę - powiedział Fred.
- Oni nie boją się ciebie tato. Oni się boją mamy - zauważyła córeczka, a rudowłosy lekko się zmieszał.
- Może i mnie się nie boją, ale teraz zaczną! - powiedział ojciec Harriet.
Rudowłosa z zaciekawieniem przyjrzała się mężczyźnie i spytała:
- Co zrobisz tato?
- Schowamy im miotły. Co ty na to? - zapytał Fred.
Dziewczyna
zachichotała i kiwnęła głową. Fabian i Gabriel uwielbiali latać na
swoich miniaturowych wersjach mioteł i bardzo się wściekali, kiedy ktoś
im je zabierał. Kiedy jednak robił to któryś z rodziców mieli niewiele
do gadania.
- Tatusiu... - zaczęła delikatnie Harriet.
- Tak córeczko? - spytał Fred.
- Chciałabym mieć siostrzyczkę. Bracia są do kitu - powiedziała dziewczynka.
Rudowłosy
zaśmiał się szczerze. Mimo tego, że Harriet był głównie uosobieniem
charakteru Hermiony, czasami widać było w jej zachowaniu także geny
Freda.
- No nie wiem kochanie, nie wiem. Musiałabyś się spytać mamusi - wyjaśnił tata Harriet.
Dziewczynka nagle posmutniała.
- Mówiłam już mamie. Powiedziała, że mam już rodzeństwo - oznajmiła smutno.
- Nie przejmuj się. Postaram się jeszcze przekonać mamę - powiedział Fred.
Harriet znowu wrócił humor, bo uśmiechnęła się szeroko i przytuliła do swojego taty.
- Dziękuje tato, dziękuję. Tak bardzo cię kocham - wyznała rudowłosa.
- Ja też cię kocham - rzekł jej ojciec.
Nagle na twarzy Freda pojawił się dziwny uśmieszek.- Harriet, a ty wiesz skąd się biorą dzieci? - zapytał.
Dziewczynka uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Tak, mama mi mówiła. Opowiadała, że przynoszą je sowy albo, że znajduje się je w mandragorach - wyjaśniła mała, a jej tata zaśmiał się głośno, co zmartwiło małą dziewczynkę.
- Tato, czy mama kłamała? - zapytała zmartwiona rudowłosa.
- Nie kochanie, ona nie kłamała. Ona po prostu nie chciała cię straszyć - powiedział Fred.
- Jak to?
- Wiesz, dzieci są ukrywane w wielkich, przerażających jaskiniach, które strzegą wielkie smoki. Jeśli jakiś chłopak i dziewczyna chcą mieć dziecko, to mężczyzna idzie walczyć ze smokiem na śmierć i życie, a jeśli mu się uda, to wyzwalają małe niemowlę spod władzy wielkiej bestii i zostają jego rodzicami - tłumaczył rudowłosy córce, gestykulując każde swoje słowo.
Harriet jak zaczarowana słuchała swojego ojca z wytrzeszczonymi oczami ze zdziwienia.
- Mama nie kazała mi tego tobie mówić, ale ty się nie boisz prawda? - zapytał Fred.
- Nie! Nie boję się tato! To takie fajne! Naprawdę pokonałeś smoka, żebym ja i chłopcy mogli być twoimi i mamy dziećmi? - spytała zafascynowana dziewczynka.
Tata małej na te słowa tylko dumnie wypiął pierś, na co Harriet zachichotała.
- I pokonasz smoka jeszcze raz, żebym mogła mieć siostrzyczkę?
- Dla ciebie kochanie, to mógłbym pokonać nawet sto smoków - rzekł radośnie mężczyzna.
***
- Coś ty powiedział małej o jakiś smokach? - zapytała zirytowana Hermiona.
- Nic. Po prostu trochę zmieniłem wersję twojego "Skąd się biorą dzieci" - wytłumaczył mąż kobiety.
Szatynka przewróciła oczami.
-
Tak, masz naprawdę genialną wyobraźnię. Na tyle, że Harriet ci w to
wszystko uwierzyła, znalazła książkę o smokach, przeczytała jak bardzo
są groźne i zalała się łzami, bo bała się, że coś ci się stanie. Potem
przez prawie dwie godziny musiałam jej tłumaczyć, że te smoki, które
"pokonałeś" wcale nie były takie straszne... - żachnęła się Hermiona.
Fred momentalnie stracił swoją pewność siebie, ale chwilę potem się oburzył.
- No wiesz co... Była ze mnie taka dumna. Teraz pewnie wiele straciłem w jej oczach.
Dziewczyna tylko potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
- A to ile w moich oczach straciłeś, cię nie obchodzi? - spytała.
Fred podszedł do Hermiony i oplótł ją rękoma w pasie, całując ją delikatnie w czoło.
- Ty się nie liczysz. Jesteś we mnie zakochana do szaleństwa - odparł mężczyzna i zaczął rozpinać guziki bluzki żony.
- Ej, Fred... Co ty wyprawiasz? - zapytała zarazem zdziwiona, jaki i coraz bardziej podochocona szatynka.
- Obiecałem Harriet, że będzie miała siostrzyczkę. Ja dotrzymuję słowa - powiedział namiętnie rudowłosy i wpił się w wargi żony.
Uff!
To wreszcie (a może już?) koniec tej historii! Pisząc tą miniaturkę
miałam zarys na coś krótkiego, a wyszły mi trzy naprawdę długie części.
No cóż, dla was to na plus, jednak ja nieźle się namęczyłam w pisaniu
jej. Na początku chciałam uśmiercić Freda, ale chcę, żebyście jeszcze
mieli jakąś emocjonalność i w miarę zdrową psychikę, więc tego nie
zrobiłam. Zresztą, jak pomyślę, że kanoniczny Fred nie żyje to mnie
dosłownie krew zalewa, więc to też na pewno przyczyniło się do mojej
decyzji. Mam nadzieję, że wam się podobało, ja przynajmniej będę wracać
myślami miło do tej miniaturki, bo jestem z niej nawet zadowolona. Pierwszy raz w życiu pisałam "tą" scenę, więc nie mam pojęcia jak mi wyszła. Czekam na wasze komentarze. Co
by tu jeszcze? Już niedługo pojawi się na pewno jakaś nowa miniaturka. I
tutaj moje pytanie do was:
Czy
chcielibyście może coś z innego pairingu? Uwielbiam Fremione i ogólnie
ten blog jest cały o Fremione, ale na propozycje jestem otwarta. To by
było chyba na tyle.
Pozdrawiam gorąco
Astra
FHDGDJHDRDTYDJKEDGDGHJETFJHYETJHMDETRSVYUDR4ESDYETRYTSTFYJHLFDFZSRTERGUGYJERFDMDHFGHDHFRSFXHSTRGFYLWR,JFETFG.
OdpowiedzUsuńI to chyba na tyle. Uspokoiłam się.
FYHH GDXBJDFRDHXGHDFUVGEURGUXFHVDUFZEGFGXHGVUDGVUDUIDF
O jednak nie. Dobra, ale już teraz znowu mogę oddychać w dobrym tempie, więc jest chyba dobrze. O mój Chrystusie Jezusie...
Dobra, jak zawsze polecę po kolei, chociaż nie wiem czy tym razem się uda. I ostrzegam powale trochę caps lockiem, nie bądź zła.
Ślub to wielki cud! Że aż mogłabym krzyczeć AHOJ! i skakać po drzewach! Słodki, że az muszę zjeść cytrynę i zabawny, że no aż no! Tak bardzo mnie śmieszyła wzmianka o tortach i ich lotach w przestrzeni, chociaż to wcale nie było AŻ tak smieszne, ale mnie rozbawiło:'))))))))))) o tak specjalnie tyle buziek!
"TA SCENA" była piękna. Po prostu piękna. Taka zmysłowa i te porównania i wszytsko i ahajjaajjajaj tutaj dokładnie pokazałaś swoje umiejętności w opisach, które tak ubóstwiam. Byłam tak zauroczona tym momentem, ze kiedy mój kuzyn, który wszedł do pokoju w momencie kiedy moje oczy były wilkości 5-złotówek, a "o" z ust przekraczało normy, zapytał mnie: "Czy to co czytasz jest dla Twojego wieku? Dziecko, zaczynam się o Ciebie bać, po raz któryś w ciągu 20 min(mowa tu także o mojej reakcji pod rozdziałem) szczerzysz się jak walnięta idiotka!" I jak tu cymbała nie kochać?:'))
Odejście Hermiony było takie smutne:(( ale wiedziałam, po prostu wiedziałam, że będzie w ciąży i do niego wróci! Muszę popatrzeć, czy przypadkiem nie jestem spokrewniona z Trelawney...:')
I wielki props dla Pottera mojego kochanego!
I wiesz kogo chyba najbardziej pokochałam w tym rozdziale? Nie Freda, nie Hermionę, nie dzieciaki, ale ... pania Weasley:'))) te jej krzyki" FRED! MASZ GOŚCIA!" i "Nie, ono się nie myli. Zresztą ja, matka siedmiorga dzieci, mogę ci z ręką na sercu powiedzieć, że twoje objawy ewidentnie wskazują na ciążę." mnie strasznie rozśmieszyło, bo gdy wyobraziłam sobie Molly, mówiącą to jakos tak sarkastycznie nie wytrzymałam:'))))))
UMARŁAM ZE SŁODYCZY JAKBYM BYŁA W MIODOWYM KRÓLESTWIE! ALE NIE, JA PO PROSTU PRZECZYTAŁAM, JAK FREDA GADA DO BRZUCHA! (jakkolwiek dziwnie to brzmi). I TO MNIE TAK CHOLERNIE WZRUSZYŁO<333
Rozbawiło mnie to droczenie się z okrąglutką Hermioną, no płaczę na przemian ze smiechu i wzruszenia;)
Oh, nie ten moment z Eliksirem Nasennym, ni nie wierzę! Ja w tej scenie, nie wiem nawet czemu, pokochałam George'a:')))
AAAAAAAAAAAA MYSLAŁAM, ŻE UMRE KIEDY FRED UMRZE! I czemu mnie smieszyło, w tak strasznej scenie, to tłumaczenie jak Fred umarł! Jezu, ja jestem jakaś, cytując mojego kuzyna(ten sam cały czas), "posrana w głowę'. Boże, ale myślałam, że jak mi uśmiercisz Freda, to się słowem do Ciebie nie odezwę już!
A moja radość była wręcz nieopisana, kiedy okazało się, że żyje<33 i to wszytsko byo takie kochane:)i on, i Ginny, i pani Weasley i to scena w szpitalu.
Przechodzę już to porodu. No tak Fred, bo co może się innego zacząć? Serial w telewizji?:'))) śmiałam się z tego bardzo hahha
I moment porodu od strony Freda był piękny heheh i jego reakcja na trojaczki( sama się nie spodziewałam!. A potem rozmowa między Hermioną a położną były zdecydowanie najlepszym momentem w całej miniaturce! I wyobraziłam sobie jak wszyscy po kolei mdleją i to musiało by być okropnie smieszne! Jak ja piszę ten komentarz to znowu się śmieję!:'))))
Arturze, nie podejrzewałam cie o taki romantyzm! Ale w końcu syn musiał po kimś to odziedziczyć!
I to wyznanie Freda, no ajajajja
Harriet Weasley, biedactwo moje biedne:') jak ktoś ma takich braci to trzeba współczuć:') czy tylko mnie tak bardzo bawiła histroia o smokach?:'))) nie bój się mała, tata spełni swoja obietnicę;)
Dawno chyba nie było takiego wielkiego komentarza. Ale musisz ponieść AStrum konsekwencje. jak piszesz cos tak wspaniałego, to musisz wiedzieć, że Kate nie będzie wystarczyło napisanie samego "fajnie" ;)
Oj, chyba przeczyatm jeszcze raz:)))
Czekam na rozdział i może na nową miniaturkę?;)
~Kate
Oj ciesz się dziecko okropne! Blogger kazał mi skrócić komentarz, bo był za długi:'))) dlatego wydaje się krótko hahah
UsuńO matko ta miniaturka jest cudowna ❤
OdpowiedzUsuńHermiona w ciąży obłędna,reakcje freda cudowne,był taki kochany 😆
Czekam na kolejną i weny 😊
AAAA!!!!! CUDOWNE! Kiedy czytałam już myślałam, że uśmiercisz Freda, wtedy normalnie tak bym się wściekła, ale na całe szczęście żyje, uf... Wszystko było takie wspaniałe, zakochałam się w tych miniaturkach! <3
OdpowiedzUsuńta miniaturka jest cudowna! Freddie - cudowny! pisz więcej <3
OdpowiedzUsuńMaddie Higgs
Prawie się rozpłakałam bo sama bym chciała kiedyś przeżyć podobną miłość ale życie to nie bajka ani miniaturka... No dobra. Nie wiem tym wymiarze...
OdpowiedzUsuń