Fremione Miniaturka

 Miniaturka

 Fremione "Nasze magiczne miejsce" Cz. 2


 Zwykle piszę kilka słów ode mnie na końcu, ale w tym wypadku muszę napisać to na początku. Dzielę jednak miniaturkę na 3 części, bo napisało mi się tego definitywnie za dużo jak na 2 części. Mam już prawie dokończoną część 3, więc spodziewajcie się jej za kilka dni. To by było na tyle. 
Miłego czytania ^^


Pół roku później znów byli razem na swojej polanie. Był maj roku 1997. Hermiona i Fred byli parą. Przez te pół roku chłopak przychodził w to miejsce dla Gryfonki. Mimo iż już skończył szkołę, w Hogwarcie był przynajmniej raz na tydzień. Dla niej. Nikt oprócz nich i George'a nie wiedział o ich związku. Nie to, że nie chcieli nikomu powiedzieć. Po prostu byli dla siebie nawzajem, a nie dla innych. Nie chcieli sensacji.  Związek największego rozrabiaki magicznego świata i panny Wszystko-Wiem Granger na pewno by się nią stał. Co do George'a… Historia ta była zabawna jak sami bracia Weasley.
Miesiąc po ich pocałunku, uczniowie dostali możliwość wyjścia do Hogsmeade. Kiedy  szatynka przekazała to Fredowi, chłopak bardzo się ucieszył.
- To genialnie Hermiono! To będzie nasza pierwsza randka z prawdziwego zdarzenia! Pójdziemy do Trzech Mioteł, O! I do Zonka, wiesz on był inspiracją dla mnie i George'a podczas wymyślania dowcipów… - mówił radośnie Weasley.
Hermionie na myśl jego humoru, przyszedł na myśl mały chłopiec który cieszy się z nowej miotły. Był wtedy taki uroczy.
- Fred? - powiedziała i spojrzała na niego.
- Tak?
- Ja jeszcze nie powiedziałam, że gdziekolwiek się z tobą wybieram.
Były Gryfon momentalnie zbladł. Rzeczywiście nie spytał się dziewczyny czy chce się z nim udać do Hogsmeade. Co jeśli… Co jeśli ona wcale nie chce tam z nim iść?
Szatynka widząc smutną minę chłopaka, nie mogła już udawać niedostępnej. Rzuciła mu się na szyję.
- Och, ty głuptasie! Jasne, że z tobą pójdę! - rzekła całując go w czoło.
Fred się rozluźnił. Czyli kocha go tak, jak on ją!
Z radości wywołanej tym faktem, przysunął dziewczynę do siebie i czule ją pocałował.
- To się genialnie składa, że wybierasz się ze mną do Hogsmeade, bo mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką niespodziankę? - zapytała zaciekawiona Gryfonka.
Rudowłosy tylko pokręcił głową.
- Niespodzianka, niespodzianką Hermiono. Nie wolno zdradzać niespodzianek.
Tydzień po tym zdarzeniu szatynka jak obiecała, udała się z chłopakiem do pobliskiej wioski. Uczniowie przypatrywali im się z zaintrygowaniem, ale chyba żaden z nich nie zgadł, że są parą. Byli właśnie w Trzech Miotłach kiedy Gryfonka zapytała:
- Fred? Pamiętasz jak mówiłeś mi o jakieś niespodziance?
- Wszystko w swoim czasie - powiedział uśmiechając się tajemniczo.
Kiedy wyszli z pubu, chłopak szepnął do niej:
- Twoja niespodzianka właśnie się zaczyna Hermiono.
Po czym złapał ją za rękę i pociągnął w stronę jakiegoś budynku.
Budynek był na zewnątrz jeszcze niepomalowany, a rolety w oknach były zasunięte. Dziewczynę bardzo zdziwiło to miejsce. Dlaczego Weasley ją tu przyprowadził?.
- Teraz zamknij oczy - rozkazał rudowłosy.
Szatynka go posłuchała, ale już po chwili poczuła dłoń na swoich powiekach.
- Ej…
- To tak na wszelki wypadek - powiedział rozbawiony chłopak.
Dziewczyna już coś chciała mu odpowiedzieć kiedy poczuła, że Fred bierze ją za rękę i otwiera drzwi. Pociągnął ją za sobą do wnętrza budynku. W pomieszczeniu było bardzo cicho, słychać było tylko tykanie zegara. Z pewnością było tu też cieplej niż na dworze.
- Możesz otworzyć oczy - usłyszała głos chłopaka, który zdjął rękę z jej oczu. To co ujrzała otwierając oczy było wspaniałe. Wnętrze budynku było kolorowe, wszędzie było pełno różnorakich pięknych i ciekawych przedmiotów, a wszystko to było zwieńczone piękną wystawą, ciągle zasłoniętą przez rolety.
- To… To jest genialne, Fred! Jak to ty tu…? Tylko ciągle nie rozumiem…
- Pomyśl Hermiono, pomyśl! - podpowiedział zaciekawionej dziewczynie.
- Czekaj, Czekaj… Czy ty… Czy wy… - myślała na głos Gryfonka.
- Tak! Zakładamy z Georgem punkt "Magicznych Dowcipów Weasleyów" w Hogsmeade! - rzekł rozradowany rudowłosy.
- Naprawdę? To wspaniale! - szatynka zapiszczała jak mała dziewczynka - Chwileczkę… Czy to znaczy, że…
- To dokładnie znaczy to co myślisz! Dzięki temu będę mógł być w Hogwarcie prawie codziennie!
- Będę się z tobą widzieć w każdy dzień, Freddie! - zawołała ucieszona Hermiona.
Chłopak roześmiał się szczerze, widząc tak radosną szatynkę.
Złapał ją w pasie i okręcił kilka razy w powietrzu. Oboje śmiali się z radości wywołaną niespodzianką Freda.
Po chwili Weasley postawił dziewczynę na ziemi i wplótł dłoń w jej włosy.
- Freddie… - wyszeptała.
- Wiesz, że uwielbiam jak tak do mnie mówisz? - zapytał namiętnie.
- Yhym - zamruczała Hermiona, wspinając się na palce. Oplotła swoje ręce wokół jego szyi i pocałowała go namiętnie.
Całowali się tak jakby miał się skończyć świat. Przez ten pocałunek przekazali sobie wszystkie uczucia jakie do siebie żywili - miłość, namiętność, tęsknotę. Całowaliby się tak jeszcze długo gdyby nie pewna zaistniała sytuacja.
Usłyszeli za ich plecami chrząknięcie. Odskoczyli od siebie jak poparzeni, aby zobaczyć kto im przeszkodził.
W wejściu do sklepu stał George. W rękach trzymał jakieś pudło, a na jego twarzy malował się chytry uśmieszek.
- No, no… Co ja tutaj widzę. Zamierzałeś mi kiedyś powiedzieć? - zapytał bliźniaka George.
Hermiona i Fred byli cali czerwoni na twarzy przez wzgląd, że młodszy bliźniak zastał ich w takiej… sytuacji.
- I nie mów mi, że to nic poważnego. Stoję tu już wystarczająco długo, żeby wywnioskować kilka spraw.
Starszy z braci nagle sprawiał wrażenie jakby uraziły go słowa brata. Podszedł do swojej dziewczyny, objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy. Gryfonka na ten gest wyraźnie się zarumieniła.
- Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby nazwać uczucie jakim darze Hermionę niepoważnym. Kocham ją. To nie jest nie poważne uczucie - odpowiedział Fred śmiało.
Hermiona tylko wtuliła się w niego bardziej i spojrzała w jego brązowe oczy, przekazując mu, że i ona go kocha.
George wyglądał na trochę zdezorientowanego całą sytuacją. Kiedy doszły do niego słowa bliźniaka, uśmiechnął się szeroko.
- To dobrze. Cieszę się twoim szczęściem braciszku. Już od jakiegoś czasu zastanawiałem się gdzie ty tak często znikasz. Po prostu zaskoczył nie fakt, że tak przeciwne osobowości jak wy mogą być ze sobą… No tego… szczęśliwe - rzekł chłopak stojący w drzwiach - Swoja drogą, dlaczego jeszcze nie ogłosiliście tego światu? - zapytał.
- Głównie dlatego, że większość zareagowałaby tak jak ty. Nie chcemy sensacji. Zwłaszcza w tych czasach… - rzekł Fred.
- Jasne, rozumiem. Powiecie innym kiedy uznacie to za słuszne. Będę trzymał język za zębami - powiedział George - Co to ja tu? Aha, miałem zanieść to pudło na Pokątną. Cześć brachu, Cześć Hermiono! - krzyknął i deportował się sprzed drzwi.
Para przez chwilę stała zmieszana całą sytuacją, ale już po chwili wrócił im dobry humor.
- Na czym to my stanęliśmy…? - zapytał namiętnie Fred.
***
I taka to była historia. George o dziwo nie powiedział nikomu o związku jego brata. Hermionie przypomniało się to zdarzenie tego owego majowego dnia, po półrocznym byciu z Fredem. Były  Gryfon siedział obok niej, przytulając szatynkę do siebie.
- Hermiono, musimy już iść - rzekł spokojnie.
Dziewczyna ocknęła się ze wspomnień, spojrzała na niego i kiwnęła lekko głową. Dziś mają ogłosić światu swój związek. To wszystko będzie na ustach tylu ludzi. Nie będą mogli już dłużej traktować tego jak swojej słodkiej tajemnicy.
***
- Nawet nieźle to przyjęli - powiedziała nastolatka.
Byli znowu na swojej polanie, tyle, że leżeli na brzegu jeziora, obserwując gwiazdy.
Fred prychnął na słowa Hermiony.
- Jeśli niezłą relacją można nazwać kompletny szok malujący się na ich twarzach.
- Ale jak już do nich to wszystko doszło, to się ucieszyli - broniła rodziny chłopaka, Gryfonka.
Fred oparł się na łokciu i spojrzał jej w oczy.
- Dlaczego to tak wszystkich dziwi? Przecież miłość jest nieprzewidywalna, nie biegnie jednym torem. Kocham cię i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, ale irytuje mnie to podejście do naszej miłości innych ludzi - powiedział zirytowany rudowłosy.
- Ja też cię kocham i tylko to się liczy. Nic więcej.
Siedzieli tak długo wtuleni w siebie, obserwując gwieździste niebo.
- Wiesz, tak sobie ostatnio myślałam o twojej teorii względem tego miejsca. Uważam, że jesteś bardzo inteligentny i teoria jest naprawdę genialna, ale jedna rzecz mi w niej nie pasuje - powiedziała Hermiona, przerywając ciszę między nimi.
Fred odwrócił głowę w jej stronę i rzekł:
- A co konkretnie ci w niej nie pasuje? - zapytał.
- Wiesz z pewnością o tym, że jeżeli ktoś umiera, to jego magia znika również z nim. Jeśli byłoby to miejsce stworzone przez Jamesa Pottera, to z pewnością magia 14-tego lutego zniknęłaby razem z nim.
Weasley przez chwilę się zastanawiał, po czym rzekł:
- Masz rację. Nie pomyślałem o tym. Tylko, że kogo to w takim razie mogłaby być sprawka?
- Nie mam pojęcia - powiedziała zgodnie z prawdą Hermiona.
***
Te wszystkie małe i wielkie wspomnienia związane z Fredem, uderzyły w szatynkę w listopadzie 1997 roku. Siedziała na ich ławce, wspominając lepsze i gorsze chwile. Nie była już uczennicą, choć teraz powinna chodzić na siódmy rok nauki w Hogwarcie. Ona jednak miała obowiązek pomóc Harry'emu w poszukiwaniu horkruksów. Wyrwała się tylko na chwilę, bo dostała wiadomość od Freda. Oboje bali się o życie. Życie siebie nawzajem. Hermiona nie widziała swojego partnera od prawie trzech miesięcy. Serce krwawiło jej z tęsknoty, ale zalecając się do rad swojego przyjaciela, nie spotykała się z nim, mimo jego zakamuflowanych próśb o spotkanie na Potterwarcie. Aż dostała wiadomość. Chłopak nie wysyłał jej wiadomości, nie chciał narażać Jej i siebie. Musiało stać się coś poważnego skoro wysłał jej wiadomość tego dnia. Była krótka i zwięzła, z pewnością nie do odszyfrowania dla postronnego czytelnika.
Dziś, godzina 15, w naszym magicznym miejscu. 
Twój dowcipniś
Dziewczyna była na miejscu kilka minut wcześniej. Wiedziała, że i on za chwilę się pojawi.
W chwili kiedy o tym pomyślała, za jej plecami rozległ się trzask. Spojrzała w tamtą stronę i ujrzała  swoją miłość. Przestraszyła się kiedy zobaczyła w jakim jest stanie. Strasznie schudł i zmarniał. Miał podgrążone oczy i smutny wyraz twarzy. Jednak kiedy ujrzał Hermionę, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Dziewczyna podbiegła do niego szybko i przytuliła go. Dopiero będąc w jego ramionach, poczuła jak bardzo jej go brakowało.
- Nie sądziłem, że się pojawisz - szepnął jej do ucha.
- Och, Freddie, Freddie, Freddie… Tak bardzo się martwiłam - powiedziała szatynka, zaczynając szlochać z rozpaczy. Kiedyś ich miłość była taka radosna i piękna. Co im z niej pozostało?
- Nie płacz kochanie. Jestem tu z tobą. Ja też się martwiłem. Tak strasznie za tobą tęskniłem - powiedział Fred, ocierając łzy z jej twarzy.
- Freddie, dlaczego miałam tu przyjść? - zapytała Hermiona. Z jednej strony nie chciała wypuszczać go z ramion, czuła się w nich taka bezpieczna, ale z drugiej nie mogła go tak narażać. Nie mieli wiele czasu, a tak wiele spraw do omówienia.
- Usiądźmy na chwilę - powiedział chłopak, wskazując na ławkę.
Dziewczyna usiadła spory kawałek od niego. Bała się, że jak znowu zacznie się do niego przyzwyczajać, to będzie trudniej jej stąd odejść. A musiała wrócić do przyjaciół.
Fred widząc dystans Hermiony, bez skrępowania złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
Nachylił się nad jej uchem i zaczął do niej szeptać:
- Zostań ze mną Hermiono. Tak bardzo się o ciebie boję. Każdej nocy myślałem gdzie jesteś i co robisz. Nie masz pojęcia ile nocy nie spałem z nerwów. Potrzebuję cię całym sobą. Nie potrafię bez ciebie żyć. Myśl, że może ci się coś stać jest dla mnie nie do zniesienia. Zostań ze mną, tylko o to proszę.
Dziewczyna na te słowa zaczęła głośno płakać. Dlaczego wojna musi wszystko niszczyć? Dlaczego nawet miłość? Nie, wojna nie jest w stanie przezwyciężyć miłości. Ona po prostu bardzo ją komplikuje.
- Ja… Freddie… Nie mogę… Wiesz o tym.
Chłopak na te słowa wyraźnie się spiął.
- W takim razie idę z tobą - powiedział.
NIE, NIE, NIE! On nie może nigdzie iść! Nie będzie go tak narażać!
- Nie, proszę, Fred, zostań tam gdzie jesteś, nie mogę cię narażać, wrócę do ciebie, obiecuję - szeptała spanikowana Hermiona.
- Zgodzę się na to tylko pod jednym warunkiem - rzekł rudowłosy.
- Zgodzę się na wszystko.
Fred wstał z ławki i włożył rękę w kieszeń swojej bluzy. Wyciągnął z niej jakieś małe pudełeczko i uklęknął przed nią.
Nie, to niemożliwe… On chyba nie…
- Hermiono Jean Granger, czy zostaniesz moją żoną? - zapytał, wpatrując się w jej zapłakane oczy.
Szatynka rzuciła mu się na szyję i zaczęła go całować po twarzy.
- Tak, tak, tak! Zostanę twoją żoną Fryderyku Gideonie Weasleyu! - powiedziała z wielkim entuzjazmem w głosie.
Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko. Może to wszystko nie jest jeszcze stracone? Może jeszcze kiedyś przyjdzie im być razem szczęśliwym?
Fred pocałował Hermionę z zapałem, jakiego nie widział w sobie od wielu miesięcy. Kto by pomyślał, że miłość może być mu potrzebna do normalnego funkcjonowania. Dla niego, jednego z największych dowcipnisi magicznego świata? On nie potrzebował miłości. On potrzebował Hermiony. A miłość oboje dostali w prezencie od losu.
***
Ludzie brali śluby potajemnie kilkanaście lat temu, gdy Voldemort był u szczytu władzy. Bali się, że nie dożyją następnego dnia, a chcieli być związani węzłem małżeńskim. Ta "tradycja" powróciła lata później. Tylko, że teraz to dzieci tych osób które potajemnie się pobierały, stawały na ślubnym kobiercu.
Hermiona siedziała w Norze. Przyjechała tu wczoraj w nocy, a rankiem ma wrócić do przyjaciół. Szatynka pragnęła aby Harry był obecny na jej ślubie, ale on powiedział, że nie chce jej narażać. Ron powiedział, że zostanie ze swoim przyjacielem w razie czego. To kolejny negatywny aspekt wojny. Ludzie uciekają, ukrywają się i boją się o swoje życie. Przyjaźń i miłość zostają nadszarpnięte, ale istnieją nadal. Właśnie dlatego warto to wszystko przeżyć. Dla tego co będzie potem.
- Auu, Ginny, co ty wyprawiasz na Merlina? - mruknęła zirytowana Hermiona, kiedy ruda wpinała jej spinkę do włosów.
- No przepraszam, przepraszam. Nie złość się już, złość piękności szkodzi - zaszczebiotała wesoło.
- To ma być potajemny ślub, a ty mnie szykujesz jak na jakiś bal stulecia. Fred kocha mnie i bez tej majestatycznej fryzury i białej sukni - mruknęła dziewczyna.
Ginny tylko uśmiechnęła się do odbicia szatynki w lustrze. Bawiła ją jej naburmuszona mina.
- Oj, Hermiono, nie da się zrobić dobrego pierwszego wrażenia za drugim razem.
- Ale po co to wszystko? Po co ten przepych?
- Nie jest nawet tak w połowie jak było na ślubie Billa I Fleur, więc nie narzekaj, a teraz, jeśli łaska to wskakuj w tę kiecę, bo zaraz się zaczyna ceremonia, a ty chyba nie chcesz się pokazać tak ubrana.
Po tych słowach w drzwi pokoju w którym się znajdowały, ktoś zapukał.
- Hermiono? Jesteś już gotowa? Ja chciałbym… - pod koniec swojej wypowiedzi osoba która stała za drzwiami, uchyliła je i zaczęła wchodzić do pokoju. W pewnym momencie stanęła jak sparaliżowana, gapiąc się na "jeszcze" pannę Granger.
Do dziewczyny w oka mgnieniu doszło, że stoi ubrana tylko w cieniutką halkę przed swoim przyszłym mężem. Fred stał oparty o futrynę, zafascynowany widokiem ciała dziewczyny. Ta scena nie trwała nawet pięciu sekund, gdy siostra amanta stojącego w drzwiach, zagrodziła mu drogę do Hermiony.
- Ejj! Wynocha stąd! Pan młody nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem! To przynosi pecha! - mówiła Ginny do brata.
- Przecież już ją widziałem! Swoją drogą wyglądasz cudownie kochanie! Nie chciałabyś pojawić się tak na ślubie? - zapytał namiętnie z nutą zgryźliwości w głosie.
Na te słowa, na twarzy szatynki pojawił się szkarłatny rumieniec.
- Bez gadania! Sioo! Popatrzysz sobie na nią później! - piszczała ruda, próbując jak najbardziej osłonić dziewczynę.
Złapała rudowłosego za ramiona i już prawie wypchnęła go za drzwi kiedy powiedział:
- Ale ja muszę z nią porozmawiać!
- No to masz problem! - wysyczała w stronę brata, Ginny i trzasnęła mu drzwiami przed nosem.
- Co ty w nim widziałaś, Hermiono? To kompletny idiota!
- Ale mój idiota… - wyszeptała rozmarzona szatynka.
Na te słowa rudowłosa zrobiła taką minę, jakby zastanawiała się czy aby nie wysłać dziewczyny do  Św. Munga.
Kiedy tak siedziały, do drzwi znów ktoś zapukał.
Ginny jak błyskawica doskoczyła do drzwi i krzyknęła przez nie:
- Fred! Ty palancie, nie wejdziesz tu! Porozmawiasz z Hermioną kiedy indziej!
Nagle drzwi z impetem otworzyły się na oścież, uderzając w czoło stojącą niedaleko rudą.
- Młoda damo! Jak ty się odzywasz do matki! - krzyknęła pani Weasley.
- Ale ja myślałam, że to Fred - tłumaczyła dziewczyna, masując sobie obolałe czoło.
- To w takim razie jak ty się zwracasz do brata! Panienkom tak nie przystoi!
Ginny patrzyła na matkę wzrokiem skopanego szczeniaka. Na nią jednak ta mina najwyraźniej nie działała.
- Hermiono, przyszłam sprawdzić jak ci idzie szykowanie się. Dałam wolną rękę mojej córce, ale jak bym wiedziała co będzie odstawiać, to w życiu bym tego nie zrobiła - Ostatnie zdanie wyszeptała szatynce do ucha, tak aby rudowłosa go nie usłyszała - I mam przekazać ci słowa Freda, bo on mi powiedział, że sam nie może tego zrobić. Teraz wiem dlaczego - odwróciła się i zawiedziona spojrzała na córkę.
- Co chciał mi powiedzieć? - zapytała Hermiona.
- Chciał wiedzieć czy aby się nie rozmyśliłaś i chciał powiedzieć, że cię kocha - powiedziała na tyle głośno pani Weasley, że Ginny zrobiła zbolałą minę.
- Niech mu pani przekaże, że ja też go kocham. Nie, nie rozmyśliłam się - powiedziała dziewczyna, zafascynowana słowami swojego wybranka.
- To dobrze. I on chciał jeszcze… Nie… To on sam ci powie. Tak się cieszę, że będziesz częścią naszej rodziny! - uśmiechnęła się do panny młodej i wyszła z pokoju.
***
Kiedy Pan Weasley prowadził Hermionę do ołtarza, dopadły ją rozmyślania. Kiedy była mała wyobrażała sobie to wszystko inaczej. Piękna biała suknia, kochający mężczyzna, rodzina wokół. Jak te dwie pierwsze rzeczy można by uznać za udane, to z pewnością nie można nazwać tak ostatniej. Jej rodzice mogli być teraz gdziekolwiek, w dodatku z wymazaną pamięcią. Tata nie prowadzi jej do ołtarza, jak to zawsze planowała. Tęskniła za rodzicami, ale nie mogła ich narażać. Nie mogła nikogo narażać, ale ich to już na pewno.
Na ślubie było obecnych tylko kilka osób: państwo Weasley, Ginny, George oraz Bill i Fleur.
Najmłodsza z rodzeństwa Weasleów została świadkową Hermiony, a na świadka Fred wybrał swojego bliźniaka.
Dziewczyna była ubrana w skromną, ale piękną białą suknię do ziemi, przyozdobioną złotymi ornamentami. Uczesana była w pięknego koka, w którego wpięte miała stokrotki. Były to ulubione kwiaty Freda, więc chciała mieć jakiś jego element w tym stroju, co nie spotkało się z przychylnością Ginny, ale ona miała tu niewiele do gadania.
Szła kurczowo trzymając się ramienia przyszłego teścia, bo czuła obezwładniający strach. Kto by pomyślał, ludzie boją się w tych czasach o życie, a ona nagle boi się tego pozytywnego promyczka w tym czasie. Nie bała się małżeństwa, kochała Freda i chciała przeżyć z nim życie, ale jak długie ono będzie? Co jeśli jednemu z nich coś się stanie? Zostaną wtedy ze złamanym sercem, rozzłoszczeni na cały wszechświat?
Jej ukochany był ubrany w prosty, czarny garnitur, a w bocznej kieszonce marynarki miał białą różę. Był to ulubiony kwiat dziewczyny.
Fred widząc ją tak piękną, w dodatku z jego ulubionymi kwiatami wśród włosów, uśmiechnął się szeroko.
Jego ojciec podał mu ramię dziewczyny i poklepał syna po ramieniu. Chłopak spojrzał w oczy Hermionie śmiało, jakby chciał dodać jej otuchy. Trzymając się za ręce podeszli do przyjaciela Pana Weasleya, który miał zdolność dawania ślubów.
Szatynka przez całe wydarzenie była tak zestresowana, że przypominając je sobie, ma w tym miejscu jakąś wyrwę w pamięci. Czuła się szczęśliwa i nawet bezpieczna, ale stres dominował te wszystkie odczucia. Jej wspomnienia wracają w chwili, kiedy miłość zajęła całe jej serce, w którym już nie było miejsca na tak prymitywne uczucie jak zdenerwowanie.
- Czy ty Fryderyku Gideonie Weasley bierzesz za żonę obecną tu Hermionę Jean Granger?
- Tak - rzekł Fred z radością w głosie.
- Czy ty Hermiono Jean Granger bierzesz za męża obecnego tu Fryderyka Gideona Weasleya?
- Tak - powiedziała dziewczyna, lekko ściskając dłoń chłopaka.
- Na mocy nadanego mi prawa ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Fred uśmiechnął się promiennie i przyciągnął do siebie, już swoją żonę. Ich usta spotkały się w czułym i delikatnym pocałunku. Przez ten pocałunek pokazali sobie całą swoją miłość jaką do siebie żywili. A miłość ta była tak wielka, że gdyby zamienić ją w wodę, to można by zapełnić nią ocean.

Wiem, wiem trochę (bardzo) nagięłam kanon, ale względem kanonicznych wydarzeń nie miałam za bardzo pomysłu na sytuacje pomiędzy Fredem, a Hermioną. Mam nadzieję, że nie przeszkadzało wam to jakoś bardzo i że miniaturka wam się podobała. Sekret "Magicznego Miejsca" rozwiąże się już niedługo, nie obawiajcie się.

3 komentarze:

  1. A miłość ta była tak wielka, że gdyby zamienić ją w wodę, to można by zapełnić nią ocean.
    Kocham Cię za to. Właściwie za całą miniaturkę Cię kocham. Jeta to tak słodkie i urocze, że chyba dostanę cukrzycy z tego wszystkiego ( hahaha, ale ja jestem zabawna ) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świetna miniaturka ^^ taka słodka
    i ten ślub ♡ szkoda, że Harrego i Rona nie było na ślubie, mam nadzieję, że będzie happy end ^^
    Czekam na kolejną część i weny ♡
    ~ gwiazdeczka ☆

    OdpowiedzUsuń
  3. Odebrałaś mi umiejętność mówienia. Dosłownie. Nie wiem co napisać, bo gdy cokolwiek naklikam to nie oddam tego wszystkiego co chcę powiedzieć. I zbiera mi się jakos na płacz, bo jeszcze słucham tych cudownych piosenek<3:')
    Będę jak mantrę powtarzać pod każdym rozdziałem, miniatruką czy każdym twoim jednym słoewem (o jak romantico - to wina tej muzyki:') ) CUDOWNIE PISZESZ!
    Opis slubu i przeżyć Hermiony to po prostu piękne jest. Piekne. Przez wielkie P!
    Fred jest taki kochany i to miejsce i to pytanie, czy nadal go kocha, no ach och...
    George w sklepie jest taki.. george'owy :') jak to on genialny tylk opotrafi być. Kocham go<3
    Freda też żeby nie było:')
    Ach ta nasza Ginny:))
    Matko, co tu jeszcze powiedzieć... Talent to za mało, to jest po prostu wrodzona moc! Więc, niech moc będzie z Tobą (Gwiezdne Wojny hehe) i pisz dalej! Czekam na trzecią część, bo aż umieram z ciekaowści co ty tam napiszesz kochaniutka:)
    ~Kate

    PS aż chyba przeczytam jeszcze raz:)
    PSS u mnie tez nowy rozdział:) http://fremioneczytowogolemozliwe.blogspot.com/
    PSS Czy wspominałam, że Cie kocham i kocham to co piszesz?
    PSSS Ach, Kate się wzruszyła:')

    OdpowiedzUsuń