poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 13

 - No dobra, to czemu chciałaś ze mną pogadać? - zapytała Hermiona, kiedy już siedziała na łóżku w dormitorium Ginny. Rudowłosa, która usadowiła się na łóżku naprzeciwko, siadając po turecku na narzucie, spojrzała na nią nieco rozbawionym wzrokiem.
- O wszystkim i o niczym. Jesteś moją przyjaciółką. Nie mogę już pogadać z tobą tak po prostu, bez powodu? - zapytała Weasley'ówna i uśmiechnęła się radośnie.
Szatynka spojrzała na dziewczynę nieco podejrzanym wzrokiem, zastanawiając się nad jej słowami.
- Ginny, błagam, w jednej chwili wyskakujesz z ławki, biegniesz do dormitorium i mam uwierzyć, że zrobiłaś to zupełnie bez powodu?
- No dobra, przejrzałaś mnie, miałam powód.
- Może się dowiem jaki, skoro już tutaj jestem?
- Chłopaki. To będzie nasz temat rozmowy - oznajmiła rudowłosa, szeroko się uśmiechając.
Starsza Gryfonka tylko wywróciła oczami.
- Naprawdę? Uważasz, że mieszkając z Lavender i Parvati nie mam wystarczająco takich rozmów?
Ginny nagle zeskoczyła ze swojego łóżka, wskakując na łóżko na którym siedziała jej przyjaciółka i siadając obok niej, lekko uderzyła ją łokciem w bok.
- Ale ja się nie nazywam Lavender czy Parvati. Zresztą one tylko plotkują o chłopakach, a ja chciałabym porozmawiać o chłopakach. Widzisz tę subtelną różnicę? - spytała rudowłosa zgryźliwie.
Hermiona spojrzała na nią kwaśno, bo wiedziała jak zwyczajowo ich "rozmowy" o chłopakach przebiegają. Jednak koniec końców pomyślała, że czym prędzej się rozmówią, tym prędzej będą mogły podyskutować o czymś bardziej rozsądnym.
- No więc... - zaczęła Gryfonka.
 - Dlaczego wpatrywałaś się we Freda? -  ni stąd, ni zowąd zapytała Ginny śmiało, zupełnie nie przejmując się konwenansami.
Hermiona spojrzała na nią lekko zszokowana, mrugając gwałtownie powiekami, jakby zastanawiała się, czy to co powiedziała Ginny, aby nie było jakimś przewidzeniem albo snem.
- Ja? we Freda? Co ty wygadujesz Gin... Ja wiem, że masz dobry humor i w ogóle, ale... Nie, głupoty gadasz, w nikogo się nie wpatrywałam.
- On w ciebie też się wpatrywał swoją drogą - powiedziała rudowłosa, ignorując słabe wykręcenie się odpowiedzi przyjaciółki. - Hermiono, może nie jestem tak mądra i inteligentna jak ty, ale czy ty naprawdę nie widzisz, że wy się sobie nawzajem podobacie?
Szatynka wydała z siebie taki dźwięk, jakby czymś się własnie zachłysnęła i spojrzała zakłopotana na Ginny.
 - Nie opowiadaj...
- ... głupot? Hermiono, dlaczego nie przyjmujesz tego do wiadomości? Ja nie mówię, że jesteś w nim zakochana, to nie musi być przecież miłość do końca życia czy coś, ale między wami ewidentnie coś jest.
- Jest. Masz rację. Twoje rewelacje. Czyli według ciebie jak się na kogoś spojrzę to od razu ten ktoś musi mi się podobać? - zapytała starsza z Gryfonek, kręcąc głową z niedowierzaniem. Plotki plotkami, ale ta rozmowa była jakąś plątaniną wyimaginowanych faktów. - Zresztą... ja i Fred. Och, on jest zabawny i w ogóle, ale...
- Czy sam fakt, że patrzysz na niego w ten sposób nie jest dowodem?
- Dowodem na co? Że uważam go za przyjaciela? Ja i on? To niemożliwe. Jesteśmy chodzącymi przeciwnościami. To nie miałoby szans - mówiła Hermiona, ale chyba bardziej do siebie niż do Ginny.
Rudowłosa spojrzała na nią z nieco smutnym wyrazem twarzy i złapała przyjaciółkę za ramiona, sprawiając, że dziewczyna, która ewidentnie unikała z nią kontaktu wzrokowego, musiała na nią spojrzeć.
- Boisz się, prawda? - zapytała najmłodsza latorośl Weasleyów.
Zdziwiona Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Weasly'ównę.
- Czego? Kogo? Niby... Freda? No nie...
Ginny zaśmiała się, patrząc na przyjaciółkę i pokręciła głową.
- No coś ty. Nawet o tym nie pomyślałam. Chodziło mi o miłość. W sensie, rozsądek nie jest zbyt pomocny w odszyfrowaniu swoich uczuć wobec innych, co?
Szatynka spuściła wzrok na podłogę, ale czując na sobie wzrok Ginny, znów na nią spojrzała, Wpatrywała się w jej twarz, jakby się nad czymś zastanawiając. Po chwili namysłu westchnęła i pokiwała lekko głowa, a potem jej twarz przybrała wyraz zawstydzenia.
- Możemy już o tym nie rozmawiać? - zapytała w końcu Hermiona z wyrazem zakłopotania na twarzy.
Rudowłosa przytuliła się do niej mocno, prawie miażdżąc jej żebra, a dziewczyna lekko jęknęła z bólu.
- Możesz na mnie liczyć Hermiono, wiesz o tym prawda? W sensie, jak chciałabyś pogadać czy coś...  To jestem - oznajmiła dziewczyna, ciągle przytulając się do przyjaciółki.
- Ginny?
- Tak?
- Nie. mogę. oddychać - szepnęła cicho szatynka.
Młodsza Gryfonka momentalnie odskoczyła od dziewczyny z widocznym przerażeniem na twarzy, pytając się czy wszystko w porządku. Po tysięcznym zapewnieniu jej przyjaciólki, że wszystko jest okej, dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Och, przepraszam, Quidditch, ten sport on trochę umacnia mięśnie i ja... Chyba jestem silniejsza niż mi się wydaje.
Hermiona zaśmiała się, po czym przygryzła wargę i położyła dłoń na swojej szyi, zastanawiając się, czy aby poprosić o coś Ginny.
Dziewczyna zauważyła, że szatynka się waha, dlatego postanowiła spytać nad czym się zastanawia.
- Co ci tam chodzi po głowie?
- Nie, nic takiego.
- No dalej, powiedz - zachęcała rudowłosa, jednak widząc zakłopotanie w oczach Hermiony, postanowiła to inaczej rozegrać. - Nie będę się śmiała. Obiecuję.
Starsza Gryfonka wyprostowała się i starając się schować rozsądek na samo dno swojego umysłu, zapytała cicho:
- Emm... Może ci się wydać to odrobinę głupie z mojej strony, kurcze nawet dla mnie samej jest to bez większego sensu, ale... nauczyłabyś mnie grać w Quidditcha? Wiesz, ja znam tylko podstawy z tych lekcji na pierwszym roku, a przydało by mi się to, bo na przykład na wakacjach już nie musiałabym siedzieć i obserwować jak gracie, no i usprawiedliwiać się tym, że nie lubię tego sportu - wyznała Hermiona z lekkimi rumieńcami na twarzy.
Ginny uśmiechnęła się od ucha do ucha, szczerząc zęby w uśmiechu.
- No jasne. Kiedy tylko będziesz chciała. Jestem ciekawa w jakiej roli będziesz najlepsza. Stawiam na szukającego, choć kto wie, może jednak będziesz lepszą ścigającą? - mówiła rudowłosa radośnie, wszystko gestykulując zanadto rękoma.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, widząc swoją przyjaciółkę tak podekscytowaną jej pomysłem. Sama nie wiedziała co Ginny ma w sobie takiego, że wiecznie jest radosna i uśmiechnięta, ale to z pewnością była jej zaleta.
- No dobrze, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ja chcę się nauczyć w to grać tylko jako tako, prawda? - spytała szatynka.
- Naprawdę? Nie chcesz wystąpić w Mistrzostwach Świata? No tak. Spokojnie, wiem, ty zwyczajowo jesteś super rozsądną dziewczyną i tak powinno zostać. Tylko po prostu jakby coś to chcesz umieć grać w Quidditcha. Rozumiem, ale i tak postaram się nauczyć cię jak najlepiej potrafię - zaszczebiotała wesoło rudowłosa.
Hermiona uśmiechnęła się do niej lekko i tym razem to ona ją przytuliła, ale nie tak mocno jak Ginny ją wcześniej.
- Tylko na razie nie wyobrażaj sobie za dużo względem mnie i Freda, okej? - poprosiła szatynka, ciągle przytulając się do Ginny.
- Nie muszę sobie tego wyobrażać, bo z całą pewnością już za niedługo moje wyobrażenia okażą się rzeczywistością - zaśmiała się Weasley'ówna, na co Hermiona głośno prychnęła i uderzyła przyjaciółkę w ramię.
- Jędza - syknęła żartobliwie młodsza z Gryfonek, rozmasowując sobie obolałe ramię.
Starsza z dziewcząt zachichotała i zabawnie wysokim głosem zapytała:
- Mówisz o sobie, słoneczko?
Ginny spojrzała zgryźliwie na Hermionę i podejrzanie się uśmiechnęła do niej.
- Prosisz się o Upiorogacka Hermiono, oj prosisz się - zagroziła Ginny wymachując ostrzegawczo palcem przed jej nosem.
- Umiesz coś rozwiązać bez magii? Bo mi się wydaje, że ty się prosisz o poduszkę w twarz  - szatynka złapała poduszkę leżącą na łóżku i rzuciła nią w przyjaciółkę.
Widząc oburzony wyraz twarzy dziewczyny, Hermiona wybuchła głośnym śmiechem, co jeszcze bardziej ją zirytowało.
- I kto to mówi? Rozsądna panna Granger? - zapytała ironicznie rudowłosa.
- I kto to mówi? Infantylna panna Weasley? - przedrzeźniała ją szatynka.
Ginny ewidentnie rozdrażniło nazwanie jej owym epitetem, bo także złapała poduszkę i uderzyła nią Hermionę w brzuch.
- Infantylna? Ja? Zaraz się przekonamy kto jest bardziej infantylny - powiedziała rudowłosa i chciała huknąć przyjaciółce poduszką w ramię, ale ta zrobiła unik.
Wtedy obie dziewczęta zaczęły prawdziwą bitwę na poduszki, co chwilę śmiejąc się i przedrzeźniając od głupich. Podczas niej Hermiona pomyślała, że fajnie jest mieć taką zwariowaną i rezolutną przyjaciółkę jak Ginny. Choć trochę rozsądku i przezorności by jej z pewnością nie zaszkodziło.

***
Prawie cały dzień dziewczyna spędziła w towarzystwie Ginny i Harry'ego. Głównie rozmawiali i żartowali o wielu rzeczach, także ciągle rozplanowując spotkanie w Hogsmeade. Podczas obiadu do stołu Gryffindoru dosiadła się Luna Lovegood, która zdążyła już usłyszeć o pomyśle przyjaciół, więc chciała się dowiedzieć czegoś konkretniejszego. Podczas tej rozmowy naprawdę zaimponowała Hermionie, bo zadeklarowała się, że wierzy Harry'emu, że Sam-Wiesz-Kto powrócił i że będzie uczęszczała na spotkania. Potem Harry poszedł do swojego dormitorium, aby przespać się chwilę przed treningiem, a dziewczęta sporządziły listę osób, które ewentualnie mogłyby być zainteresowane "zajęciami" (Ginny zaczęła żartobliwie nazywać bruneta profesorem, co go osobiście nieco irytowało) i którym należałoby o tym powiedzieć.
- To oczywiście prowizoryczna lista, jeśli ktoś będzie chciał przychodzić na spotkania to go dopiszę, a jeśli nie to skreślę. Zresztą taką odpowiednią listę zrobimy już na pierwszym zebraniu - podkreśliła Hermiona.
Gryfonka siedziała na błoniach, tego samego dnia pod wieczór. Niby czytała książkę, ale cały czas myślała o rozmowie z Ginny. Być może to wszystko miało być tylko żartem, a może i nie, ale ona sama miała już w głowie taki mętlik, że nie wiedziała, czy jej postrzeganie relacji z Fredem było prawidłowe. Postanowiła w końcu, że da się rozwinąć sytuacji. Miała na głowie wystarczająco rzeczy żeby jeszcze zamartwiać się z pozoru błahą sprawą. Na niektóre rzeczy potrzeba czasu, a nie ciągłego analizowania. Kiedy tak dziewczyna zastanawiała się nad ową rozmową, usłyszała czyjeś kroki. Podniosła głowę znad książki, żeby sprawdzić kto przyszedł w to miejsce. Spojrzała przed siebie, rozglądając się wokół drzew, ale nikogo nie zobaczyła. Hermiona pomyślała, że tylko się przesłyszała, więc wróciła do lektury. Wtedy usłyszała czyiś głos, z prawej strony drzewa przy którym siedziała. Pisnęła z zaskoczenia i wypuściła książkę z rąk. Lekko przerażona spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła równie zaskoczonego Rona.
- Kurczę, Hermiono...
- Na Marlina, Ron! Przestraszyłeś mnie! - powiedziała Gryfonka.
- Przepraszam. Nie chciałem. Ja po prostu... - przerwał Ron, jakby sam nie miał pojęcia co powiedzieć dalej.
Wtedy do dziewczyny dotarło, że ciągle jest z rudowłosym skłócona i chyba dopiero teraz zrozumiała, że brakowało jej odrobiny nieładu i beztroski, jaką niósł za sobą Ron. Nie chciała być na niego obrażona i miała nadzieję, że chłopak wreszcie zrozumiał swój błąd.
Ron stał nad dziewczyną wyraźnie spięty. Nie wiedział co powiedzieć. A może wstydził się czegoś powiedzieć?
- Chciałbym porozmawiać. Jeżeli ty też byś chciała - wydusił wreszcie z siebie Weasley, ciągle wyglądając na przynajmniej zakłopotanego.
Szatynka pomyślała, że to miło z jego strony, że chce wyciągnąć rękę na zgodę, więc postanowiła z nim porozmawiać. Intuicja jej podpowiadała, że to będzie dość długa i szczera rozmowa, dlatego wstała z ziemi i kiwnęła głowa w stronę jeziora, dając do zrozumienia, że mogą pogadać na spacerze.
Gryfoni ruszyli w stronę wody, jednak Ron nie odzywał się, więc Hermiona postanowiła zachęcić go do rozmowy.
- Więc... chciałeś porozmawiać, tak? - spytała.
Ron kiwnął głową i wziąwszy głęboki oddech, zapytał niepewnie:
- Jesteś na mnie zła?
- Nie, raczej nie jestem. Jeżeli coś zrozumiałeś - zaznaczyła Hermiona, ale wiedziała, że sam fakt iż Gryfon chce z nią porozmawiać, był odpowiedzią na jej pytanie.
- Bo widzisz... Ja przepraszam. Za wszystko. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Choć w pewnym sensie wiem co mną kierowało. Powiedziałabym ci, ale uznasz to za coś głupiego - starał się wytłumaczyć swoje postępowanie Ron. Ciągle się jąkał i widać było, że jest zestresowany tą rozmową. Hermiona widziała jego skruchę i nie chciała, żeby tak się czuł, ale nie wiedziała co ma zrobić, żeby tak się nie czuł.
- Proszę. Powiedz. Chociaż postaram się zrozumieć - obiecała szatynka.
Rudowłosy spojrzał na nią nieśmiało, ale opuścił wzrok z powrotem na swoje buty. Gryfoni nie byli daleko od jeziora, dlatego szybko do niego dotarli. Ron, który od dłuższego czasu układał sobie w głowie co ma powiedzieć, podszedł do wody. Hermiona przystanęła kilka kroków od niego. Zrobiło się trochę zimniej, więc zapięła bluzę, którą miała na sobie. Ron podniósł kilka kamyków z ziemi, i zaczął puszczać kaczki na wodzie, chyba żeby zająć czymś swoją uwagę. W końcu po chwili zaczął mówić:
- Widzisz Hermiono... Nie to, że ja mam coś przeciwko temu żebyś przyjaźniła się z Fredem czy coś... jednak on jest moim bratem. Nie chcę powiedzieć, że ja jestem święty, też mam pewnie sporo za uszami, ale... nie uznaj tego co teraz powiem za jakieś krytykowanie Freda, może dramatyzuję, ale nie mogę się pozbyć z głowy jednej myśli - mówił Ron lekko drżącym głosem. Odwrócił się na chwilę do Hermiony, żeby zobaczyć jej reakcję na jego słowa, ale z jej twarzy nie można było wiele wyczytać, oprócz tego, że uważnie go słuchała. - Moi bracia zawsze się w pewnym sensie wywyższali. Może niespecjalnie, ale zadali niektórym osobom wiele bólu. Inni powiedzą "Jasne, ale taki jest ich styl bycia, jeśli ktoś nie chce się z nimi zadawać, to niech tego nie robi". Tylko, że oni są z tych ludzi, który emanują humorem i satyrą z daleka. Swoimi żartami często urażają, a nawet krzywdzą innych, choć w większości robią to nieświadomie. Wiele osób chce się z nimi przyjaźnić, choć często zawodzą ich zaufanie. Oni są z tych, którym nie można nie wybaczyć - mówił Ron nieco smętnym tonem, wpatrując się w drugi brzeg. - Mają też pozytywne strony. Jasne. Są zabawni i nawet błyskotliwi. Jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że to wszystko jest na pokaz. I jest jeszcze jedna sprawa. Dziewczyny. Tutaj bardziej skupię się na Fredzie z wiadomych względów. Przyznajmy szczerze, że gdyby tylko chciał mógłby mieć każdą dziewczynę w Hogwarcie. Ma urok i niewątpliwie styl bycia, który przyciąga dziewczyny. Nie wiem co ty o nim sądzisz, ja nawet nie wiem co on o tobie sądzi, ale jakieś wewnętrzne przeświadczenie mówi mi, że on nie chce być tylko twoim przyjacielem. Może wariuję, ale boję się, że on cię owinie wokół palca i złamie ci serce jak tym innym biednym dziewczynom. To dlatego cię wtedy pocałowałem. Zauważyłem, że Fred nas podsłuchuje i pomyślałem, że jeśli zobaczy, że to ja jestem tobą zainteresowany to da ci spokój. Bałem się. Na Merlina, Hermiono, ja się dalej boję. Kiedy zauważyłem, że spędzasz więcej czasu z Fredem, po prostu coś we mnie wstąpiło. Pytałem się samego siebie, dlaczego on musiał wybrać akurat ciebie? Żeby zrobić mi na złość? - oznajmił rudowłosy, co jakiś czas odwracając się w stronę przyjaciółki, z której twarzy nawet teraz nie dało się wiele wyczytać. - Jednak to było kiedyś. Niedawno zauważyłem, że od kiedy zacieśniliście więzi, Fred się zmienił. I to bardzo. W twoim towarzystwie nie wydurnia się tak jak przedtem. Kiedy George kiedyś rzucił jakąś uwagę na temat twój i jego, wściekł się bardzo na swojego bliźniaka. W jakiś sposób stara ci się zaimponować tym puszczaniem oka, czy szerokim uśmiechem. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale on zawsze łowił dziewczyny na swój czar i charyzmę. Nie musiał się o żadną z nich starać. Wydaje mi się, że mu imponujesz, bo jesteś dla niego zagadką, łamigłówką. Musi ubiegać o twoje względy. Może właśnie dlatego tutaj z tobą jestem - powiedział Gryfon, lekko uśmiechając do nie lada zaskoczonej dziewczyny. - Jedno wiem na pewno. Jesteś rozsądną czarownicą, Hermiono. Nie chcę żebyś cierpiała. Niech tylko Fred cię skrzywdzi, a już ze mną będzie miał do czynienia - skończył swój wywód chłopak, uśmiechając się blado do Hermiony. Gryfonka miała łzy w oczach. Sama nie wiedziała dlaczego. Ze szczęścia, że ma tak strasznie troskliwego przyjaciela, czy ze smutku spowodowanego tym, że nie odczytała intencji Rona. Szatynka podbiegła do niego i przytuliła się mocno do jego torsu, rozpłakując się na dobre. Rudowłosy był wyraźnie zakłopotany jej łzami, nie chciał, żeby jego słowa je wywołały.
- Hermiono, nie płacz... ja nie chciałem - oznajmił Ron szeptem.
- Ron, jak ja mogłam myśleć... jesteś moim przyjacielem. I jesteś taki troskliwy. Och, przepraszam - mówiła Hermiona między łzami.
Weasley pogłaskał ją lekko po plecach, a ona skończyła go przytulać i spojrzała na niego smutno, wycierając swoje policzki z łez.
- Nie masz za co przepraszać. Ja tez nie byłem do końca fair.
- Ale ja byłam taką egoistką! Choć... - uśmiechnęła się wesoło szatynka, przypominając sobie pewien pozytywny aspekt. - Kiedy zalazłeś trochę Fredowi i George'owi za skórę i zaczęli mówić o tobie, zaczęłam cię bronić. Wiedziałam, że nie mogłeś się stać do końca takim dupkiem - mrugnęła do niego porozumiewawczo, na co chłopak wybuchnął śmiechem.
- Dzięki, ale nie musiałaś - odpowiedział jej rudowłosy.
Przyjaciele uśmiechali się do siebie przez chwilę, po czym Hermiona o czymś pomyślała i bez wątpienia musiała spytać o to Rona.
- Mogę cię o coś spytać? To nie żadne oskarżenie tylko pytanie. Jeśli nie chcesz odpowiadać to nie rób tego - odparła dziewczyna, a kiedy jej przyjaciel kiwnął głową, zaczęła mówić dalej. - To wtedy w Sowiarni z fajerwerkami, to była twoja sprawka? Bo jakoś mi pasuje do twojej wersji wydarzeń. - zapytała szatynka z lekkim zawstydzeniem.
- Tak. Teraz wiem, że to była totalna głupota. Wtedy jednak chwyciłbym się brzytwy, aby tylko Fred się od ciebie odczepił. Sądziłem, że jeśli straci swoje wynalazki to będzie je chciał odzyskać, czy wyprodukować nowe i nie będzie miał tyle czasu, żeby z tobą tyle rozmawiać. Niewiele winny był George, któremu przecież też się oberwało, ale wtedy nad tym nie myślałem - przyznał się Weasley ze skruszeniem słyszanym w głosie. -  Swoją drogą wiem, gdzie są ich wynalazki. W tamten weekend byłem w domu, bo moja mama kupiła mi jakieś nowe szaty i musiała sprawdzić czy są na mnie dobre. Wtedy mi powiedziała, że dostała sowę ze szkoły o tym, że bliźniacy coś przeskrobali. Ich wynalazki są u nas w komórce, nawet ich nie otwierała. Jeśli uważasz, że tak byłoby sprawiedliwie, to sądzę, że można by je stamtąd zabrać. Mama się nawet nie kapnie. Jej i tak tam zawadzają - zaproponował Ron.
- Powiem im o tym, ale tylko wtedy jak zastrzegą się, że nie będą robić żadnych eksperymentów na pierwszakach, bo słyszałam, że przed tym całym zdarzeniem o tym poważnie myśleli.
- Mogę cię o coś zapytać Hermiono? - zapytał Ron nieśmiało.
- No jasne. Pytaj o co chcesz - zawtórowała Hermiona.
- Czy czujesz coś do Freda?
Szatynka na to pytanie ewidentnie się speszyła. Przez chwilę unikała wzroku przyjaciela, ale potem dotarło do niej, że przecież to bez sensu.
- Ja... nie wiem sama nawet - oznajmiła dziewczyna, a potem głośno zachichotała. - Ron, jesteś chyba dziesiątą osobą, która mnie o to pyta. To naprawdę tak widać? - spytała Hermiona, a rudowłosy tylko wzruszył ramionami. - To takie dziwne. Niby wiem, że przyjaźń to przyjaźń, ale przy Fredzie... Och, tego się nawet nie da się opisać słowami. W wielkim uproszczeniu po prostu przy nim tracę zdrowy rozsądek. To strasznie dezorientujące. Nawet nie wiem co on myśli o tym. Nie wiem od czego to się zaczęło i z czyjej inicjatywy. po prostu pewnego dnia pomyślałam o Fredzie jak o przyjacielu, a nie znajomym i od tego czasu mam ten mętlik w głowie - wytłumaczyła szatynka, starając się dobrać jak najodpowiedniejsze słowa, choć wiedziała, że tego do końca nie da się opisać.
- Wiesz co musisz zrobić, żeby rozwiać swoje wątpliwości?
- Porozmawiać z Fredem? - zapytała Gryfonka wstydliwie.
- No jasne. Widzisz, znowu ukazujesz jaką mądrą czarownica jesteś - odparł Ron, a Hermiona odrobinę się speszyła.
- Ale to takie... - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa. - dziwne. Tak, strasznie dziwne. Co jeśli ja i wszyscy dookoła sobie to roją? Jeśli Fred mi powie, że to bzdura i mnie wyśmieje?
- Hermiono, posłuchaj mnie uważnie - zaczął Ron. - Idź do niego i po prostu się spytaj co sądzi o tym, że lepiej się dogadujecie i dlaczego tak nagle zaczęliście spędzać ze sobą więcej czasu. To nie jest żadne kłopotliwe pytanie. Nie musisz być zanadto bezpośrednia - wytłumaczył chłopak, a szatynka blado się do niego uśmiechnęła. - A nawet jak cię wyśmieje, co zresztą moim zdaniem jest mało prawdopodobne nawet na Freda, to wtedy będzie miał ze mną do czynienia - przypomniał Weasley.
- Wtedy to będzie miał do czynienia z nami obojgiem.
- Harry w razie czego też by pomógł - dodał Ron, a potem oboje Gryfoni wybuchnęli śmiechem.
- No dalej, leć do niego. Jest na treningu Quidditcha, który zresztą się chyba już skończył. No cóż, jeśli nie, to po prostu chwilę poczekasz.
- Ale, że teraz? - zapytała zdziwiona i lekko przestraszona Hermiona.
- No, a kiedy? Chcesz znowu bić się z myślami, co on może o tym sądzić?
- No... właściwie to nie. Masz rację. Nie ma co tego odwlekać - poparła przyjaciela dziewczyna i jeszcze zanim udała się w stronę boiska do Quidditcha, przytuliła się do niego, mówiąc tylko:
- Dziękuję, Ron.
Potem ruszyła w stronę boiska, pod nosem szepcząc słowa i pytania, które mogłaby zadać Fredowi.

***
- Zamęczysz nas z tymi treningami, Angelino - mruknął Harry, który cały ubłocony i zmęczony po treningu, wszedł do namiotu przy boisku za kapitan Gryffindoru.
- A może ja właśnie chcę to zrobić? - zaśmiała się Johnson, kiedy cała drużyna weszła do namiotu.
Kiedy wszyscy przebrali się w zwyczajne szaty, zostawiając w szafkach stroje i ochraniacze do Quidditcha, Angelina kazała im jeszcze chwilę zostać, żeby omówić kilka spraw.
- No więc tak... - dziewczyna podeszła do kalendarza wiszącego na jednej ze ścian namiotu, zaznaczając kolejny dzień. - ... Do meczu ze Slytherinem zostało nam równo dwa tygodnie. Przez te dwa miesiące nie mięliśmy zbyt wiele treningów, dlatego musimy trochę poprawić swoją formę - powiedziała Gryfonka i odwróciła się do drużyny, która siedziała na ławce naprzeciwko niej. - W takim razie treningi będą przez cały tydzień - oznajmiła Johnson, co spotkało się z negatywnym odbiorem reszty drużyny.
- Czy w ciebie czasem nie wstąpił duch Olivera Wooda? - oburzył się George.
- Angelino, bez przesady. Każdy z nas ma swoje prywatne sprawy. Chcemy mieć trochę czasu dla siebie. Quidditch to nie wszystko - powiedziała Alicja Spinnet.
- No niech wam będzie. W... środę macie wolne. Na więcej nie mogę pozwolić. Widzieliście jak gracie? Gdybyśmy dziś grali ze Ślizgonami, wygraliby po dziesięciu minutach.
- O dzięki ci wielebna. Co my zrobimy z tym jednym wolnym popołudniem? - spytał ironicznie George, na co wszyscy się zaśmiali, ale ewidentnie Katie Bell rozśmieszył ten żart najbardziej, bo kiedy wszyscy przestali się śmiać, ona jeszcze chwilę chichotała, przez co zrobiła się czerwona na twarzy. George żartobliwie puścił jej oko, a Angelina spojrzała na nią nieco oburzona, bo Katie to jej przyjaciółką, a śmiała się z tego jakże "wybitnego" żartu w jej mniemaniu.
- Widzę, że masz dobry humor, George. Ciekawe czy miałbyś taki dobry, gdyby Slytherin rozłożył cię na łopatki podczas meczu i musiałbyś znosić drwiny innych uczniów - odpowiedziała mu Johnson, a on na to tylko mruknął coś niewyraźnie pod nosem. - Jeżeli to już ustaliliśmy, to możecie wracać do szkoły. Resztę omówię na innych treningach - oznajmiła Angelina, a drużyna powoli zaczęła zmierzać w stronę szkoły.
Fred totalnie zmęczony treningiem, marzył tylko, żeby pójść spać. Szedł obok swojego brata, który zaczął dyskutować o czymś z Katie, ale tak naprawdę nie docierało do niego nic z ich słów. Kiedy cała trójka wychodziła z namiotu, usłyszał głos Angeliny.
- Fred... Mógłbyś na chwilę zostać? Chciałabym z tobą porozmawiać - powiedziała dziewczyna, na co rudowłosy odrobinę się przestraszył. Sądził, że Gryfonka już dawno zapomniała o tym żarcie. Już przecież nie drążyła tego tematu. No chyba, że chciała porozmawiać o czymś innym.
Fred spojrzał zdziwiony na bliźniaka, a ten go tylko poklepał dłonią po ramieniu i wyszedł z Katie na dwór. No super. Taki z niego genialny brat - pomyślał.
Chłopak spojrzał pytająco na Angelinę, a ona tylko usiadła na ławce i poklepała miejsce obok siebie, dając do zrozumienia, żeby Gryfon tam usiadł. Rudowłosy niepewnie podszedł do ławki i usiadł obok dziewczyny. W końcu nie miał pewności, że Angelina zaraz się na niego nie rzuci i nie zacznie wyznawać mu miłości. Brunetka zauważyła wahanie Freda, więc postanowiła zacząć rozmowę.
- Nie bój się, nie zjem cię - zażartowała.
- Naprawdę? A myślałem, że George będzie mnie musiał zbierać z podłogi po naszej rozmowie - zażartował Fred, na co Gryfonka uśmiechnęła się lekko, ale Weasley był nadal trochę spięty. - Oczywiście jeśli przypomni sobie, że ma brata. Bo widząc go uśmiechającego się do Katie, nie sądzę, żeby sobie o tym szybko przypomniał - mruknął pod nosem.
- Ja chciałam cię tylko przeprosić. Fred. Wiem, nie jestem najlepsza w przepraszaniu i nigdy raczej nie bedę, ale liczy się chęć, prawda? No więc... Zdaję sobie sprawę z tego, że to co mi wtedy powiedziałeś było żartem, ale ja też nie byłam do końca fair wobec siebie - tłumaczyła brunetka, wpatrując się w rudowłosego nieco nieobecnym wzrokiem.
- Jak to? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Widzisz... jestem egoistką. I to straszną. Przyznaję się do tego bez bicia. Jesteście z Georgem moimi przyjaciółmi, bliskimi przyjaciółmi. I chcę żeby tak zostało. Nie zrozumiesz tego, bo jesteś chłopakiem, ale dziewczyny często porównują się do innych i nie są pewne siebie. I są zazdrosne. Kiedy zobaczyłam, że spędzasz więcej czasu z Hermioną, zaczęłam jej zazdrościć twojej uwagi. Zresztą dopadały mnie myśli, że ona jest przecież taka inteligenta i mądra, więc musiała ci tym zaimponować. Nie rozmawialiśmy zbyt często, a mi naprawdę brakowało twojego towarzystwa. Własnie w tamtej chwili dopadła mnie strasznie głupia myśl. Pomyślałam, że jeżeli ukażę ci swoje zainteresowanie to zwrócisz na mnie uwagę. Wiem, myliłam się. I... - mówiła Angelina, ale przerwał jej Fred.
- Dlaczego wszystkie dziewczyny uważają, że inne dziewczyny są od nich lepsze? Hermiona już chyba tysiąc razy próbowała mi to wmówić - oznajmił Weasley, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. - Fajnie, że zrozumiałaś tamten żart, ale nadal nie rozumiem dlaczego byłaś taka, wybacz stwierdzenie - napastliwa?
- To też odrobinę wina Katie i Alicji... One chyba w to wszystko uwierzyły bardziej niż ja. Kiedy chciałam już sobie dać spokój, mówiły mi, że przynajmniej odwrócę na chwilę twoją uwagę od Hermiony. Teraz widzę jakie to było strasznie głupie - wytłumaczyła Gryfonka, wpatrując się się tępo w swoje dłonie. - Bałam się, że zapomnisz o tym, że jestem twoją przyjaciółką. Wtedy kiedy miałeś iść do Hogsmeade, to ja byłam odpowiedzialna za ten eliksir. Jednak pani Pomfrey nie miała racji. To nie był eliksir miłosny. To był po prostu eliksir nasenny na bazie owego eliksiru. Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Byłam zaślepiona zmartwieniem. Mam tyle rzeczy na głowie, tyle problemów... Teraz mam na głowie drużynę, egzaminy, moi przyjaciele się ode mnie oddalają, bo w ich mniemaniu staję się toksyczna, choć ja się zwyczajnie w tym wszystkim pogubiłam i... i jeszcze moja mama może zostać wylana z pracy w Ministerstwie. Odbiło mi, może naprawdę wszyscy mają rację. Może jestem zbyt surowa. Ja chcę cię tylko przeprosić. Brakuje mi ciebie, Fred - odrzekła Gryfonka i wtuliła się w lekko zdziwionego chłopaka.
- To rzeczywiście trochę skomplikowane, ale postaram się ciebie zrozumieć. Tylko dlaczego nie powiedziałaś mi tego od razu? Zrozumiałbym. Rzeczywiście ostatnio odrobinę zaniedbałem swoich przyjaciół - powiedział rudowłosy, wtulając się w przyjaciółkę.
- Szczerość wymaga czasu, Fred. Przepraszam jeszcze raz.
- Nie musisz, Angelino, nie musisz.

***
Hermiona, która miała już jako tako ułożone rzeczy które chciałaby powiedzieć Fredowi, była już niedaleko boiska do Quidditcha. Ściemniało się, dlatego przyśpieszyła kroku. Idąc po błoniach, przypomniała się jej sytuacja z Angeliną. Odrobinę ją zdziwił ten uśmiech, ale w gruncie rzeczy Gryfonka była miłą dziewczyną, dlatego już po chwili szatynka przestała zaprzątać sobie tym głowę. Ciągle w jej głowie pobrzmiewała myśl, że to strasznie idiotyczne co robi, ale wiedziała, że w gruncie rzeczy nie ma innego wyjścia, żeby się o tym przekonać. Upchnęła rozsądek w zakamarki swojego umysłu i przystanęła kilka metrów od namiotu Gryffindoru. Trening już musiał się skończyć, bo nie widziała nikogo na zewnątrz. Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów, powtarzając w myślach swoje przemyślenia i odsunęła dłonią wejście do namiotu. Na początku myślała, że trening się skończył, bo namiot wydawał się być na pierwszy rzut oka pusty, jednak potem spostrzegła jedną osobę z jego boku. A zasadniczo dwie, lecz na początku szatynka nie zauważyła tej drugiej, bo owa postać przytulała się do tej pierwszej. Ku jej zaskoczeniu był to Fred i Angelina. Pierwsza myśl jaka nawiedziła ją po zobaczeniu tej sceny to fakt, że teraz już wie, dlaczego Angelina była dla niej taka miła. Szybko jednak skarciła się w myślach za to. To ona zaczęła sobie wymyślać nie wiadomo co, nie Fred. Gryfonka odwróciła się na pięcie i zaczęła kroczyć ku zamkowi, modląc się, żeby ani Angelina, ani Fred jej nie zauważyli. Przez chwilę nawet dobrze ignorowała zalew tych negatywnych myśli, po prostu się od nich odcinając, ale w pewnej chwili jej bariera nie wytrzymała, a w z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Głupia, głupia, głupia. Jak mogłaś sobie coś wyobrażać. To oczywiste, że Fred nigdy by na ciebie nie spojrzał, mając przy sobie Angelinę - to była jedna z najgłośniejszych myśli w jej umyśle. On jest tylko jej przyjacielem, jasne, tyle razy to sobie powtarzała, to dlaczego teraz tak na to reaguje? Nie, to głupota. To nie było nawet nic znaczącego. Tylko dlaczego teraz płacze? Jej wewnętrzny rozsądek powoli zaczął obwiniać ją o zbyt wielkie oczekiwania, a ona dobrze wiedziała, że na to zasłużyła. Kiedy była już niedaleko szkoły, przystanęła na chwilę, odwracając się w kierunku błoni. Było już ciemno, więc nikogo nie widziała, ale coś zakuło ją w sercu, gdy patrzyła w tamtą stronę, więc szybko się odwróciła. Była już pora kolacji, więc była pewna, że wiele osób będzie w Sali Wejściowej. Wytarła dłonią mokre policzki i otworzyła drzwi wiodące do Hogwartu. Fred Weasley własnie ją zranił i nie miał o tym pojęcia. Gdyby tylko Hermiona wiedziała o co chodziło. Wniosek z tego jeden - Panna Granger zdecydowanie zbyt dużo myśli.

Kilka słów od Astry
Dzień doberek wszystkim! (kij z tym, że mamy już wieczór). Mówiłam, że rozdziały będą częściej i słowa dotrzymałam (a teraz serio, serio: Kto uważał, że słowa nie dotrzymam? :). Tak czy owak dziś obędzie się bez zbędnej paplaniny, tylko opowiem pokrótce o moich odczuciach wobec rozdziału. Gdy pokazałam ten rozdział mojej kuzynce, powiedziała mi, że mogłabym go nazwać "Przeprosiny" albo "Wybaczenie", gdybym nazywała swoje rozdziały. I przyznam jej rację. Dodała jeszcze, że odbiły się tutaj moje "umiejętności" (ta jasne...) psychologiczne (jakbym jakiekolwiek posiadała xD). W rozdziale rozwiązałam kilka wątków i wiem, że pewna część z was jest pewnie zawiedziona, że zrobiłam to tak, a nie inaczej, ale przyznam wam szczerze, że jestem totalnie beznadziejna w budowaniu napięcia, a już w ogóle jakiejkolwiek intrygi, zresztą odrobinę "dusiłam się" przy tych wątkach, bo musiałam trochę pomyśleć nad ich rozwiązaniem, dlatego cieszę się, że mam to już za sobą. Jestem pewna, że ja od kogoś odgapiłam w pewnym sensie te rozwiązania, ale najśmieszniejsze jest to, że ja nawet nie wiem od kogo! Tak więc już z góry przepraszam za to. Przyznam szczerze, że opis Freda i George'a jest trochę przesadzony, ale to Ron, on zawsze trochę przesadza, w końcu bliźniacy nigdy jakoś nie byli dla niego specjalnie mili. Jako ciekawostkę napiszę wam, że opis bliźniaków w pewnym sensie odniósł się do kilku osób które znam. Rozdział znowu ma prawie 5 tysięcy słów. Olaboga. w zamyśle miał być krótki :/ I pytanko: Czy te rozdziały są za długie? Bo mogę wam je jakoś zacząć dzielić. No, tak czy owak coś się wymyśli. I mam dla was jeszcze jedno małe pytanko. Skończyłam już filmik o Fremione, który zapowiadałam już dawno, ale nie mogę się zdecydować co do piosenki. Pomożecie kochani? Mam dwie i za nic nie mogę się zdecydować którą wybrać.



Uwielbiam piosenki Andy'ego, zresztą uwielbiam BvB, ale to inna historia. Moim zdaniem "We don't have to dance" ma fajniejszy rytm, ale "Beautiful Pain" lepszy tekst. No cóż, ostateczną decyzję zostawiam wam :) Przypominam, że jeszcze jeden wątek nie jest do końca zakończony, bo Angelina przyznała się do eliksiru, ale w owej klasie był też chłopak :) I już wam zaspoileruję, że to nie był Ron ^^  Standardowo ładnie proszę o komentarze. Oczywiście nie przymuszam, ale fajnie się pisze, wiedząc, że mam to robić dla kogo :) 

Pozdrawiam gorąco ^^
~ Astrum Confusa