poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 13

 - No dobra, to czemu chciałaś ze mną pogadać? - zapytała Hermiona, kiedy już siedziała na łóżku w dormitorium Ginny. Rudowłosa, która usadowiła się na łóżku naprzeciwko, siadając po turecku na narzucie, spojrzała na nią nieco rozbawionym wzrokiem.
- O wszystkim i o niczym. Jesteś moją przyjaciółką. Nie mogę już pogadać z tobą tak po prostu, bez powodu? - zapytała Weasley'ówna i uśmiechnęła się radośnie.
Szatynka spojrzała na dziewczynę nieco podejrzanym wzrokiem, zastanawiając się nad jej słowami.
- Ginny, błagam, w jednej chwili wyskakujesz z ławki, biegniesz do dormitorium i mam uwierzyć, że zrobiłaś to zupełnie bez powodu?
- No dobra, przejrzałaś mnie, miałam powód.
- Może się dowiem jaki, skoro już tutaj jestem?
- Chłopaki. To będzie nasz temat rozmowy - oznajmiła rudowłosa, szeroko się uśmiechając.
Starsza Gryfonka tylko wywróciła oczami.
- Naprawdę? Uważasz, że mieszkając z Lavender i Parvati nie mam wystarczająco takich rozmów?
Ginny nagle zeskoczyła ze swojego łóżka, wskakując na łóżko na którym siedziała jej przyjaciółka i siadając obok niej, lekko uderzyła ją łokciem w bok.
- Ale ja się nie nazywam Lavender czy Parvati. Zresztą one tylko plotkują o chłopakach, a ja chciałabym porozmawiać o chłopakach. Widzisz tę subtelną różnicę? - spytała rudowłosa zgryźliwie.
Hermiona spojrzała na nią kwaśno, bo wiedziała jak zwyczajowo ich "rozmowy" o chłopakach przebiegają. Jednak koniec końców pomyślała, że czym prędzej się rozmówią, tym prędzej będą mogły podyskutować o czymś bardziej rozsądnym.
- No więc... - zaczęła Gryfonka.
 - Dlaczego wpatrywałaś się we Freda? -  ni stąd, ni zowąd zapytała Ginny śmiało, zupełnie nie przejmując się konwenansami.
Hermiona spojrzała na nią lekko zszokowana, mrugając gwałtownie powiekami, jakby zastanawiała się, czy to co powiedziała Ginny, aby nie było jakimś przewidzeniem albo snem.
- Ja? we Freda? Co ty wygadujesz Gin... Ja wiem, że masz dobry humor i w ogóle, ale... Nie, głupoty gadasz, w nikogo się nie wpatrywałam.
- On w ciebie też się wpatrywał swoją drogą - powiedziała rudowłosa, ignorując słabe wykręcenie się odpowiedzi przyjaciółki. - Hermiono, może nie jestem tak mądra i inteligentna jak ty, ale czy ty naprawdę nie widzisz, że wy się sobie nawzajem podobacie?
Szatynka wydała z siebie taki dźwięk, jakby czymś się własnie zachłysnęła i spojrzała zakłopotana na Ginny.
 - Nie opowiadaj...
- ... głupot? Hermiono, dlaczego nie przyjmujesz tego do wiadomości? Ja nie mówię, że jesteś w nim zakochana, to nie musi być przecież miłość do końca życia czy coś, ale między wami ewidentnie coś jest.
- Jest. Masz rację. Twoje rewelacje. Czyli według ciebie jak się na kogoś spojrzę to od razu ten ktoś musi mi się podobać? - zapytała starsza z Gryfonek, kręcąc głową z niedowierzaniem. Plotki plotkami, ale ta rozmowa była jakąś plątaniną wyimaginowanych faktów. - Zresztą... ja i Fred. Och, on jest zabawny i w ogóle, ale...
- Czy sam fakt, że patrzysz na niego w ten sposób nie jest dowodem?
- Dowodem na co? Że uważam go za przyjaciela? Ja i on? To niemożliwe. Jesteśmy chodzącymi przeciwnościami. To nie miałoby szans - mówiła Hermiona, ale chyba bardziej do siebie niż do Ginny.
Rudowłosa spojrzała na nią z nieco smutnym wyrazem twarzy i złapała przyjaciółkę za ramiona, sprawiając, że dziewczyna, która ewidentnie unikała z nią kontaktu wzrokowego, musiała na nią spojrzeć.
- Boisz się, prawda? - zapytała najmłodsza latorośl Weasleyów.
Zdziwiona Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Weasly'ównę.
- Czego? Kogo? Niby... Freda? No nie...
Ginny zaśmiała się, patrząc na przyjaciółkę i pokręciła głową.
- No coś ty. Nawet o tym nie pomyślałam. Chodziło mi o miłość. W sensie, rozsądek nie jest zbyt pomocny w odszyfrowaniu swoich uczuć wobec innych, co?
Szatynka spuściła wzrok na podłogę, ale czując na sobie wzrok Ginny, znów na nią spojrzała, Wpatrywała się w jej twarz, jakby się nad czymś zastanawiając. Po chwili namysłu westchnęła i pokiwała lekko głowa, a potem jej twarz przybrała wyraz zawstydzenia.
- Możemy już o tym nie rozmawiać? - zapytała w końcu Hermiona z wyrazem zakłopotania na twarzy.
Rudowłosa przytuliła się do niej mocno, prawie miażdżąc jej żebra, a dziewczyna lekko jęknęła z bólu.
- Możesz na mnie liczyć Hermiono, wiesz o tym prawda? W sensie, jak chciałabyś pogadać czy coś...  To jestem - oznajmiła dziewczyna, ciągle przytulając się do przyjaciółki.
- Ginny?
- Tak?
- Nie. mogę. oddychać - szepnęła cicho szatynka.
Młodsza Gryfonka momentalnie odskoczyła od dziewczyny z widocznym przerażeniem na twarzy, pytając się czy wszystko w porządku. Po tysięcznym zapewnieniu jej przyjaciólki, że wszystko jest okej, dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Och, przepraszam, Quidditch, ten sport on trochę umacnia mięśnie i ja... Chyba jestem silniejsza niż mi się wydaje.
Hermiona zaśmiała się, po czym przygryzła wargę i położyła dłoń na swojej szyi, zastanawiając się, czy aby poprosić o coś Ginny.
Dziewczyna zauważyła, że szatynka się waha, dlatego postanowiła spytać nad czym się zastanawia.
- Co ci tam chodzi po głowie?
- Nie, nic takiego.
- No dalej, powiedz - zachęcała rudowłosa, jednak widząc zakłopotanie w oczach Hermiony, postanowiła to inaczej rozegrać. - Nie będę się śmiała. Obiecuję.
Starsza Gryfonka wyprostowała się i starając się schować rozsądek na samo dno swojego umysłu, zapytała cicho:
- Emm... Może ci się wydać to odrobinę głupie z mojej strony, kurcze nawet dla mnie samej jest to bez większego sensu, ale... nauczyłabyś mnie grać w Quidditcha? Wiesz, ja znam tylko podstawy z tych lekcji na pierwszym roku, a przydało by mi się to, bo na przykład na wakacjach już nie musiałabym siedzieć i obserwować jak gracie, no i usprawiedliwiać się tym, że nie lubię tego sportu - wyznała Hermiona z lekkimi rumieńcami na twarzy.
Ginny uśmiechnęła się od ucha do ucha, szczerząc zęby w uśmiechu.
- No jasne. Kiedy tylko będziesz chciała. Jestem ciekawa w jakiej roli będziesz najlepsza. Stawiam na szukającego, choć kto wie, może jednak będziesz lepszą ścigającą? - mówiła rudowłosa radośnie, wszystko gestykulując zanadto rękoma.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, widząc swoją przyjaciółkę tak podekscytowaną jej pomysłem. Sama nie wiedziała co Ginny ma w sobie takiego, że wiecznie jest radosna i uśmiechnięta, ale to z pewnością była jej zaleta.
- No dobrze, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ja chcę się nauczyć w to grać tylko jako tako, prawda? - spytała szatynka.
- Naprawdę? Nie chcesz wystąpić w Mistrzostwach Świata? No tak. Spokojnie, wiem, ty zwyczajowo jesteś super rozsądną dziewczyną i tak powinno zostać. Tylko po prostu jakby coś to chcesz umieć grać w Quidditcha. Rozumiem, ale i tak postaram się nauczyć cię jak najlepiej potrafię - zaszczebiotała wesoło rudowłosa.
Hermiona uśmiechnęła się do niej lekko i tym razem to ona ją przytuliła, ale nie tak mocno jak Ginny ją wcześniej.
- Tylko na razie nie wyobrażaj sobie za dużo względem mnie i Freda, okej? - poprosiła szatynka, ciągle przytulając się do Ginny.
- Nie muszę sobie tego wyobrażać, bo z całą pewnością już za niedługo moje wyobrażenia okażą się rzeczywistością - zaśmiała się Weasley'ówna, na co Hermiona głośno prychnęła i uderzyła przyjaciółkę w ramię.
- Jędza - syknęła żartobliwie młodsza z Gryfonek, rozmasowując sobie obolałe ramię.
Starsza z dziewcząt zachichotała i zabawnie wysokim głosem zapytała:
- Mówisz o sobie, słoneczko?
Ginny spojrzała zgryźliwie na Hermionę i podejrzanie się uśmiechnęła do niej.
- Prosisz się o Upiorogacka Hermiono, oj prosisz się - zagroziła Ginny wymachując ostrzegawczo palcem przed jej nosem.
- Umiesz coś rozwiązać bez magii? Bo mi się wydaje, że ty się prosisz o poduszkę w twarz  - szatynka złapała poduszkę leżącą na łóżku i rzuciła nią w przyjaciółkę.
Widząc oburzony wyraz twarzy dziewczyny, Hermiona wybuchła głośnym śmiechem, co jeszcze bardziej ją zirytowało.
- I kto to mówi? Rozsądna panna Granger? - zapytała ironicznie rudowłosa.
- I kto to mówi? Infantylna panna Weasley? - przedrzeźniała ją szatynka.
Ginny ewidentnie rozdrażniło nazwanie jej owym epitetem, bo także złapała poduszkę i uderzyła nią Hermionę w brzuch.
- Infantylna? Ja? Zaraz się przekonamy kto jest bardziej infantylny - powiedziała rudowłosa i chciała huknąć przyjaciółce poduszką w ramię, ale ta zrobiła unik.
Wtedy obie dziewczęta zaczęły prawdziwą bitwę na poduszki, co chwilę śmiejąc się i przedrzeźniając od głupich. Podczas niej Hermiona pomyślała, że fajnie jest mieć taką zwariowaną i rezolutną przyjaciółkę jak Ginny. Choć trochę rozsądku i przezorności by jej z pewnością nie zaszkodziło.

***
Prawie cały dzień dziewczyna spędziła w towarzystwie Ginny i Harry'ego. Głównie rozmawiali i żartowali o wielu rzeczach, także ciągle rozplanowując spotkanie w Hogsmeade. Podczas obiadu do stołu Gryffindoru dosiadła się Luna Lovegood, która zdążyła już usłyszeć o pomyśle przyjaciół, więc chciała się dowiedzieć czegoś konkretniejszego. Podczas tej rozmowy naprawdę zaimponowała Hermionie, bo zadeklarowała się, że wierzy Harry'emu, że Sam-Wiesz-Kto powrócił i że będzie uczęszczała na spotkania. Potem Harry poszedł do swojego dormitorium, aby przespać się chwilę przed treningiem, a dziewczęta sporządziły listę osób, które ewentualnie mogłyby być zainteresowane "zajęciami" (Ginny zaczęła żartobliwie nazywać bruneta profesorem, co go osobiście nieco irytowało) i którym należałoby o tym powiedzieć.
- To oczywiście prowizoryczna lista, jeśli ktoś będzie chciał przychodzić na spotkania to go dopiszę, a jeśli nie to skreślę. Zresztą taką odpowiednią listę zrobimy już na pierwszym zebraniu - podkreśliła Hermiona.
Gryfonka siedziała na błoniach, tego samego dnia pod wieczór. Niby czytała książkę, ale cały czas myślała o rozmowie z Ginny. Być może to wszystko miało być tylko żartem, a może i nie, ale ona sama miała już w głowie taki mętlik, że nie wiedziała, czy jej postrzeganie relacji z Fredem było prawidłowe. Postanowiła w końcu, że da się rozwinąć sytuacji. Miała na głowie wystarczająco rzeczy żeby jeszcze zamartwiać się z pozoru błahą sprawą. Na niektóre rzeczy potrzeba czasu, a nie ciągłego analizowania. Kiedy tak dziewczyna zastanawiała się nad ową rozmową, usłyszała czyjeś kroki. Podniosła głowę znad książki, żeby sprawdzić kto przyszedł w to miejsce. Spojrzała przed siebie, rozglądając się wokół drzew, ale nikogo nie zobaczyła. Hermiona pomyślała, że tylko się przesłyszała, więc wróciła do lektury. Wtedy usłyszała czyiś głos, z prawej strony drzewa przy którym siedziała. Pisnęła z zaskoczenia i wypuściła książkę z rąk. Lekko przerażona spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła równie zaskoczonego Rona.
- Kurczę, Hermiono...
- Na Marlina, Ron! Przestraszyłeś mnie! - powiedziała Gryfonka.
- Przepraszam. Nie chciałem. Ja po prostu... - przerwał Ron, jakby sam nie miał pojęcia co powiedzieć dalej.
Wtedy do dziewczyny dotarło, że ciągle jest z rudowłosym skłócona i chyba dopiero teraz zrozumiała, że brakowało jej odrobiny nieładu i beztroski, jaką niósł za sobą Ron. Nie chciała być na niego obrażona i miała nadzieję, że chłopak wreszcie zrozumiał swój błąd.
Ron stał nad dziewczyną wyraźnie spięty. Nie wiedział co powiedzieć. A może wstydził się czegoś powiedzieć?
- Chciałbym porozmawiać. Jeżeli ty też byś chciała - wydusił wreszcie z siebie Weasley, ciągle wyglądając na przynajmniej zakłopotanego.
Szatynka pomyślała, że to miło z jego strony, że chce wyciągnąć rękę na zgodę, więc postanowiła z nim porozmawiać. Intuicja jej podpowiadała, że to będzie dość długa i szczera rozmowa, dlatego wstała z ziemi i kiwnęła głowa w stronę jeziora, dając do zrozumienia, że mogą pogadać na spacerze.
Gryfoni ruszyli w stronę wody, jednak Ron nie odzywał się, więc Hermiona postanowiła zachęcić go do rozmowy.
- Więc... chciałeś porozmawiać, tak? - spytała.
Ron kiwnął głową i wziąwszy głęboki oddech, zapytał niepewnie:
- Jesteś na mnie zła?
- Nie, raczej nie jestem. Jeżeli coś zrozumiałeś - zaznaczyła Hermiona, ale wiedziała, że sam fakt iż Gryfon chce z nią porozmawiać, był odpowiedzią na jej pytanie.
- Bo widzisz... Ja przepraszam. Za wszystko. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Choć w pewnym sensie wiem co mną kierowało. Powiedziałabym ci, ale uznasz to za coś głupiego - starał się wytłumaczyć swoje postępowanie Ron. Ciągle się jąkał i widać było, że jest zestresowany tą rozmową. Hermiona widziała jego skruchę i nie chciała, żeby tak się czuł, ale nie wiedziała co ma zrobić, żeby tak się nie czuł.
- Proszę. Powiedz. Chociaż postaram się zrozumieć - obiecała szatynka.
Rudowłosy spojrzał na nią nieśmiało, ale opuścił wzrok z powrotem na swoje buty. Gryfoni nie byli daleko od jeziora, dlatego szybko do niego dotarli. Ron, który od dłuższego czasu układał sobie w głowie co ma powiedzieć, podszedł do wody. Hermiona przystanęła kilka kroków od niego. Zrobiło się trochę zimniej, więc zapięła bluzę, którą miała na sobie. Ron podniósł kilka kamyków z ziemi, i zaczął puszczać kaczki na wodzie, chyba żeby zająć czymś swoją uwagę. W końcu po chwili zaczął mówić:
- Widzisz Hermiono... Nie to, że ja mam coś przeciwko temu żebyś przyjaźniła się z Fredem czy coś... jednak on jest moim bratem. Nie chcę powiedzieć, że ja jestem święty, też mam pewnie sporo za uszami, ale... nie uznaj tego co teraz powiem za jakieś krytykowanie Freda, może dramatyzuję, ale nie mogę się pozbyć z głowy jednej myśli - mówił Ron lekko drżącym głosem. Odwrócił się na chwilę do Hermiony, żeby zobaczyć jej reakcję na jego słowa, ale z jej twarzy nie można było wiele wyczytać, oprócz tego, że uważnie go słuchała. - Moi bracia zawsze się w pewnym sensie wywyższali. Może niespecjalnie, ale zadali niektórym osobom wiele bólu. Inni powiedzą "Jasne, ale taki jest ich styl bycia, jeśli ktoś nie chce się z nimi zadawać, to niech tego nie robi". Tylko, że oni są z tych ludzi, który emanują humorem i satyrą z daleka. Swoimi żartami często urażają, a nawet krzywdzą innych, choć w większości robią to nieświadomie. Wiele osób chce się z nimi przyjaźnić, choć często zawodzą ich zaufanie. Oni są z tych, którym nie można nie wybaczyć - mówił Ron nieco smętnym tonem, wpatrując się w drugi brzeg. - Mają też pozytywne strony. Jasne. Są zabawni i nawet błyskotliwi. Jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że to wszystko jest na pokaz. I jest jeszcze jedna sprawa. Dziewczyny. Tutaj bardziej skupię się na Fredzie z wiadomych względów. Przyznajmy szczerze, że gdyby tylko chciał mógłby mieć każdą dziewczynę w Hogwarcie. Ma urok i niewątpliwie styl bycia, który przyciąga dziewczyny. Nie wiem co ty o nim sądzisz, ja nawet nie wiem co on o tobie sądzi, ale jakieś wewnętrzne przeświadczenie mówi mi, że on nie chce być tylko twoim przyjacielem. Może wariuję, ale boję się, że on cię owinie wokół palca i złamie ci serce jak tym innym biednym dziewczynom. To dlatego cię wtedy pocałowałem. Zauważyłem, że Fred nas podsłuchuje i pomyślałem, że jeśli zobaczy, że to ja jestem tobą zainteresowany to da ci spokój. Bałem się. Na Merlina, Hermiono, ja się dalej boję. Kiedy zauważyłem, że spędzasz więcej czasu z Fredem, po prostu coś we mnie wstąpiło. Pytałem się samego siebie, dlaczego on musiał wybrać akurat ciebie? Żeby zrobić mi na złość? - oznajmił rudowłosy, co jakiś czas odwracając się w stronę przyjaciółki, z której twarzy nawet teraz nie dało się wiele wyczytać. - Jednak to było kiedyś. Niedawno zauważyłem, że od kiedy zacieśniliście więzi, Fred się zmienił. I to bardzo. W twoim towarzystwie nie wydurnia się tak jak przedtem. Kiedy George kiedyś rzucił jakąś uwagę na temat twój i jego, wściekł się bardzo na swojego bliźniaka. W jakiś sposób stara ci się zaimponować tym puszczaniem oka, czy szerokim uśmiechem. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale on zawsze łowił dziewczyny na swój czar i charyzmę. Nie musiał się o żadną z nich starać. Wydaje mi się, że mu imponujesz, bo jesteś dla niego zagadką, łamigłówką. Musi ubiegać o twoje względy. Może właśnie dlatego tutaj z tobą jestem - powiedział Gryfon, lekko uśmiechając do nie lada zaskoczonej dziewczyny. - Jedno wiem na pewno. Jesteś rozsądną czarownicą, Hermiono. Nie chcę żebyś cierpiała. Niech tylko Fred cię skrzywdzi, a już ze mną będzie miał do czynienia - skończył swój wywód chłopak, uśmiechając się blado do Hermiony. Gryfonka miała łzy w oczach. Sama nie wiedziała dlaczego. Ze szczęścia, że ma tak strasznie troskliwego przyjaciela, czy ze smutku spowodowanego tym, że nie odczytała intencji Rona. Szatynka podbiegła do niego i przytuliła się mocno do jego torsu, rozpłakując się na dobre. Rudowłosy był wyraźnie zakłopotany jej łzami, nie chciał, żeby jego słowa je wywołały.
- Hermiono, nie płacz... ja nie chciałem - oznajmił Ron szeptem.
- Ron, jak ja mogłam myśleć... jesteś moim przyjacielem. I jesteś taki troskliwy. Och, przepraszam - mówiła Hermiona między łzami.
Weasley pogłaskał ją lekko po plecach, a ona skończyła go przytulać i spojrzała na niego smutno, wycierając swoje policzki z łez.
- Nie masz za co przepraszać. Ja tez nie byłem do końca fair.
- Ale ja byłam taką egoistką! Choć... - uśmiechnęła się wesoło szatynka, przypominając sobie pewien pozytywny aspekt. - Kiedy zalazłeś trochę Fredowi i George'owi za skórę i zaczęli mówić o tobie, zaczęłam cię bronić. Wiedziałam, że nie mogłeś się stać do końca takim dupkiem - mrugnęła do niego porozumiewawczo, na co chłopak wybuchnął śmiechem.
- Dzięki, ale nie musiałaś - odpowiedział jej rudowłosy.
Przyjaciele uśmiechali się do siebie przez chwilę, po czym Hermiona o czymś pomyślała i bez wątpienia musiała spytać o to Rona.
- Mogę cię o coś spytać? To nie żadne oskarżenie tylko pytanie. Jeśli nie chcesz odpowiadać to nie rób tego - odparła dziewczyna, a kiedy jej przyjaciel kiwnął głową, zaczęła mówić dalej. - To wtedy w Sowiarni z fajerwerkami, to była twoja sprawka? Bo jakoś mi pasuje do twojej wersji wydarzeń. - zapytała szatynka z lekkim zawstydzeniem.
- Tak. Teraz wiem, że to była totalna głupota. Wtedy jednak chwyciłbym się brzytwy, aby tylko Fred się od ciebie odczepił. Sądziłem, że jeśli straci swoje wynalazki to będzie je chciał odzyskać, czy wyprodukować nowe i nie będzie miał tyle czasu, żeby z tobą tyle rozmawiać. Niewiele winny był George, któremu przecież też się oberwało, ale wtedy nad tym nie myślałem - przyznał się Weasley ze skruszeniem słyszanym w głosie. -  Swoją drogą wiem, gdzie są ich wynalazki. W tamten weekend byłem w domu, bo moja mama kupiła mi jakieś nowe szaty i musiała sprawdzić czy są na mnie dobre. Wtedy mi powiedziała, że dostała sowę ze szkoły o tym, że bliźniacy coś przeskrobali. Ich wynalazki są u nas w komórce, nawet ich nie otwierała. Jeśli uważasz, że tak byłoby sprawiedliwie, to sądzę, że można by je stamtąd zabrać. Mama się nawet nie kapnie. Jej i tak tam zawadzają - zaproponował Ron.
- Powiem im o tym, ale tylko wtedy jak zastrzegą się, że nie będą robić żadnych eksperymentów na pierwszakach, bo słyszałam, że przed tym całym zdarzeniem o tym poważnie myśleli.
- Mogę cię o coś zapytać Hermiono? - zapytał Ron nieśmiało.
- No jasne. Pytaj o co chcesz - zawtórowała Hermiona.
- Czy czujesz coś do Freda?
Szatynka na to pytanie ewidentnie się speszyła. Przez chwilę unikała wzroku przyjaciela, ale potem dotarło do niej, że przecież to bez sensu.
- Ja... nie wiem sama nawet - oznajmiła dziewczyna, a potem głośno zachichotała. - Ron, jesteś chyba dziesiątą osobą, która mnie o to pyta. To naprawdę tak widać? - spytała Hermiona, a rudowłosy tylko wzruszył ramionami. - To takie dziwne. Niby wiem, że przyjaźń to przyjaźń, ale przy Fredzie... Och, tego się nawet nie da się opisać słowami. W wielkim uproszczeniu po prostu przy nim tracę zdrowy rozsądek. To strasznie dezorientujące. Nawet nie wiem co on myśli o tym. Nie wiem od czego to się zaczęło i z czyjej inicjatywy. po prostu pewnego dnia pomyślałam o Fredzie jak o przyjacielu, a nie znajomym i od tego czasu mam ten mętlik w głowie - wytłumaczyła szatynka, starając się dobrać jak najodpowiedniejsze słowa, choć wiedziała, że tego do końca nie da się opisać.
- Wiesz co musisz zrobić, żeby rozwiać swoje wątpliwości?
- Porozmawiać z Fredem? - zapytała Gryfonka wstydliwie.
- No jasne. Widzisz, znowu ukazujesz jaką mądrą czarownica jesteś - odparł Ron, a Hermiona odrobinę się speszyła.
- Ale to takie... - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa. - dziwne. Tak, strasznie dziwne. Co jeśli ja i wszyscy dookoła sobie to roją? Jeśli Fred mi powie, że to bzdura i mnie wyśmieje?
- Hermiono, posłuchaj mnie uważnie - zaczął Ron. - Idź do niego i po prostu się spytaj co sądzi o tym, że lepiej się dogadujecie i dlaczego tak nagle zaczęliście spędzać ze sobą więcej czasu. To nie jest żadne kłopotliwe pytanie. Nie musisz być zanadto bezpośrednia - wytłumaczył chłopak, a szatynka blado się do niego uśmiechnęła. - A nawet jak cię wyśmieje, co zresztą moim zdaniem jest mało prawdopodobne nawet na Freda, to wtedy będzie miał ze mną do czynienia - przypomniał Weasley.
- Wtedy to będzie miał do czynienia z nami obojgiem.
- Harry w razie czego też by pomógł - dodał Ron, a potem oboje Gryfoni wybuchnęli śmiechem.
- No dalej, leć do niego. Jest na treningu Quidditcha, który zresztą się chyba już skończył. No cóż, jeśli nie, to po prostu chwilę poczekasz.
- Ale, że teraz? - zapytała zdziwiona i lekko przestraszona Hermiona.
- No, a kiedy? Chcesz znowu bić się z myślami, co on może o tym sądzić?
- No... właściwie to nie. Masz rację. Nie ma co tego odwlekać - poparła przyjaciela dziewczyna i jeszcze zanim udała się w stronę boiska do Quidditcha, przytuliła się do niego, mówiąc tylko:
- Dziękuję, Ron.
Potem ruszyła w stronę boiska, pod nosem szepcząc słowa i pytania, które mogłaby zadać Fredowi.

***
- Zamęczysz nas z tymi treningami, Angelino - mruknął Harry, który cały ubłocony i zmęczony po treningu, wszedł do namiotu przy boisku za kapitan Gryffindoru.
- A może ja właśnie chcę to zrobić? - zaśmiała się Johnson, kiedy cała drużyna weszła do namiotu.
Kiedy wszyscy przebrali się w zwyczajne szaty, zostawiając w szafkach stroje i ochraniacze do Quidditcha, Angelina kazała im jeszcze chwilę zostać, żeby omówić kilka spraw.
- No więc tak... - dziewczyna podeszła do kalendarza wiszącego na jednej ze ścian namiotu, zaznaczając kolejny dzień. - ... Do meczu ze Slytherinem zostało nam równo dwa tygodnie. Przez te dwa miesiące nie mięliśmy zbyt wiele treningów, dlatego musimy trochę poprawić swoją formę - powiedziała Gryfonka i odwróciła się do drużyny, która siedziała na ławce naprzeciwko niej. - W takim razie treningi będą przez cały tydzień - oznajmiła Johnson, co spotkało się z negatywnym odbiorem reszty drużyny.
- Czy w ciebie czasem nie wstąpił duch Olivera Wooda? - oburzył się George.
- Angelino, bez przesady. Każdy z nas ma swoje prywatne sprawy. Chcemy mieć trochę czasu dla siebie. Quidditch to nie wszystko - powiedziała Alicja Spinnet.
- No niech wam będzie. W... środę macie wolne. Na więcej nie mogę pozwolić. Widzieliście jak gracie? Gdybyśmy dziś grali ze Ślizgonami, wygraliby po dziesięciu minutach.
- O dzięki ci wielebna. Co my zrobimy z tym jednym wolnym popołudniem? - spytał ironicznie George, na co wszyscy się zaśmiali, ale ewidentnie Katie Bell rozśmieszył ten żart najbardziej, bo kiedy wszyscy przestali się śmiać, ona jeszcze chwilę chichotała, przez co zrobiła się czerwona na twarzy. George żartobliwie puścił jej oko, a Angelina spojrzała na nią nieco oburzona, bo Katie to jej przyjaciółką, a śmiała się z tego jakże "wybitnego" żartu w jej mniemaniu.
- Widzę, że masz dobry humor, George. Ciekawe czy miałbyś taki dobry, gdyby Slytherin rozłożył cię na łopatki podczas meczu i musiałbyś znosić drwiny innych uczniów - odpowiedziała mu Johnson, a on na to tylko mruknął coś niewyraźnie pod nosem. - Jeżeli to już ustaliliśmy, to możecie wracać do szkoły. Resztę omówię na innych treningach - oznajmiła Angelina, a drużyna powoli zaczęła zmierzać w stronę szkoły.
Fred totalnie zmęczony treningiem, marzył tylko, żeby pójść spać. Szedł obok swojego brata, który zaczął dyskutować o czymś z Katie, ale tak naprawdę nie docierało do niego nic z ich słów. Kiedy cała trójka wychodziła z namiotu, usłyszał głos Angeliny.
- Fred... Mógłbyś na chwilę zostać? Chciałabym z tobą porozmawiać - powiedziała dziewczyna, na co rudowłosy odrobinę się przestraszył. Sądził, że Gryfonka już dawno zapomniała o tym żarcie. Już przecież nie drążyła tego tematu. No chyba, że chciała porozmawiać o czymś innym.
Fred spojrzał zdziwiony na bliźniaka, a ten go tylko poklepał dłonią po ramieniu i wyszedł z Katie na dwór. No super. Taki z niego genialny brat - pomyślał.
Chłopak spojrzał pytająco na Angelinę, a ona tylko usiadła na ławce i poklepała miejsce obok siebie, dając do zrozumienia, żeby Gryfon tam usiadł. Rudowłosy niepewnie podszedł do ławki i usiadł obok dziewczyny. W końcu nie miał pewności, że Angelina zaraz się na niego nie rzuci i nie zacznie wyznawać mu miłości. Brunetka zauważyła wahanie Freda, więc postanowiła zacząć rozmowę.
- Nie bój się, nie zjem cię - zażartowała.
- Naprawdę? A myślałem, że George będzie mnie musiał zbierać z podłogi po naszej rozmowie - zażartował Fred, na co Gryfonka uśmiechnęła się lekko, ale Weasley był nadal trochę spięty. - Oczywiście jeśli przypomni sobie, że ma brata. Bo widząc go uśmiechającego się do Katie, nie sądzę, żeby sobie o tym szybko przypomniał - mruknął pod nosem.
- Ja chciałam cię tylko przeprosić. Fred. Wiem, nie jestem najlepsza w przepraszaniu i nigdy raczej nie bedę, ale liczy się chęć, prawda? No więc... Zdaję sobie sprawę z tego, że to co mi wtedy powiedziałeś było żartem, ale ja też nie byłam do końca fair wobec siebie - tłumaczyła brunetka, wpatrując się w rudowłosego nieco nieobecnym wzrokiem.
- Jak to? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Widzisz... jestem egoistką. I to straszną. Przyznaję się do tego bez bicia. Jesteście z Georgem moimi przyjaciółmi, bliskimi przyjaciółmi. I chcę żeby tak zostało. Nie zrozumiesz tego, bo jesteś chłopakiem, ale dziewczyny często porównują się do innych i nie są pewne siebie. I są zazdrosne. Kiedy zobaczyłam, że spędzasz więcej czasu z Hermioną, zaczęłam jej zazdrościć twojej uwagi. Zresztą dopadały mnie myśli, że ona jest przecież taka inteligenta i mądra, więc musiała ci tym zaimponować. Nie rozmawialiśmy zbyt często, a mi naprawdę brakowało twojego towarzystwa. Własnie w tamtej chwili dopadła mnie strasznie głupia myśl. Pomyślałam, że jeżeli ukażę ci swoje zainteresowanie to zwrócisz na mnie uwagę. Wiem, myliłam się. I... - mówiła Angelina, ale przerwał jej Fred.
- Dlaczego wszystkie dziewczyny uważają, że inne dziewczyny są od nich lepsze? Hermiona już chyba tysiąc razy próbowała mi to wmówić - oznajmił Weasley, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. - Fajnie, że zrozumiałaś tamten żart, ale nadal nie rozumiem dlaczego byłaś taka, wybacz stwierdzenie - napastliwa?
- To też odrobinę wina Katie i Alicji... One chyba w to wszystko uwierzyły bardziej niż ja. Kiedy chciałam już sobie dać spokój, mówiły mi, że przynajmniej odwrócę na chwilę twoją uwagę od Hermiony. Teraz widzę jakie to było strasznie głupie - wytłumaczyła Gryfonka, wpatrując się się tępo w swoje dłonie. - Bałam się, że zapomnisz o tym, że jestem twoją przyjaciółką. Wtedy kiedy miałeś iść do Hogsmeade, to ja byłam odpowiedzialna za ten eliksir. Jednak pani Pomfrey nie miała racji. To nie był eliksir miłosny. To był po prostu eliksir nasenny na bazie owego eliksiru. Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Byłam zaślepiona zmartwieniem. Mam tyle rzeczy na głowie, tyle problemów... Teraz mam na głowie drużynę, egzaminy, moi przyjaciele się ode mnie oddalają, bo w ich mniemaniu staję się toksyczna, choć ja się zwyczajnie w tym wszystkim pogubiłam i... i jeszcze moja mama może zostać wylana z pracy w Ministerstwie. Odbiło mi, może naprawdę wszyscy mają rację. Może jestem zbyt surowa. Ja chcę cię tylko przeprosić. Brakuje mi ciebie, Fred - odrzekła Gryfonka i wtuliła się w lekko zdziwionego chłopaka.
- To rzeczywiście trochę skomplikowane, ale postaram się ciebie zrozumieć. Tylko dlaczego nie powiedziałaś mi tego od razu? Zrozumiałbym. Rzeczywiście ostatnio odrobinę zaniedbałem swoich przyjaciół - powiedział rudowłosy, wtulając się w przyjaciółkę.
- Szczerość wymaga czasu, Fred. Przepraszam jeszcze raz.
- Nie musisz, Angelino, nie musisz.

***
Hermiona, która miała już jako tako ułożone rzeczy które chciałaby powiedzieć Fredowi, była już niedaleko boiska do Quidditcha. Ściemniało się, dlatego przyśpieszyła kroku. Idąc po błoniach, przypomniała się jej sytuacja z Angeliną. Odrobinę ją zdziwił ten uśmiech, ale w gruncie rzeczy Gryfonka była miłą dziewczyną, dlatego już po chwili szatynka przestała zaprzątać sobie tym głowę. Ciągle w jej głowie pobrzmiewała myśl, że to strasznie idiotyczne co robi, ale wiedziała, że w gruncie rzeczy nie ma innego wyjścia, żeby się o tym przekonać. Upchnęła rozsądek w zakamarki swojego umysłu i przystanęła kilka metrów od namiotu Gryffindoru. Trening już musiał się skończyć, bo nie widziała nikogo na zewnątrz. Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów, powtarzając w myślach swoje przemyślenia i odsunęła dłonią wejście do namiotu. Na początku myślała, że trening się skończył, bo namiot wydawał się być na pierwszy rzut oka pusty, jednak potem spostrzegła jedną osobę z jego boku. A zasadniczo dwie, lecz na początku szatynka nie zauważyła tej drugiej, bo owa postać przytulała się do tej pierwszej. Ku jej zaskoczeniu był to Fred i Angelina. Pierwsza myśl jaka nawiedziła ją po zobaczeniu tej sceny to fakt, że teraz już wie, dlaczego Angelina była dla niej taka miła. Szybko jednak skarciła się w myślach za to. To ona zaczęła sobie wymyślać nie wiadomo co, nie Fred. Gryfonka odwróciła się na pięcie i zaczęła kroczyć ku zamkowi, modląc się, żeby ani Angelina, ani Fred jej nie zauważyli. Przez chwilę nawet dobrze ignorowała zalew tych negatywnych myśli, po prostu się od nich odcinając, ale w pewnej chwili jej bariera nie wytrzymała, a w z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Głupia, głupia, głupia. Jak mogłaś sobie coś wyobrażać. To oczywiste, że Fred nigdy by na ciebie nie spojrzał, mając przy sobie Angelinę - to była jedna z najgłośniejszych myśli w jej umyśle. On jest tylko jej przyjacielem, jasne, tyle razy to sobie powtarzała, to dlaczego teraz tak na to reaguje? Nie, to głupota. To nie było nawet nic znaczącego. Tylko dlaczego teraz płacze? Jej wewnętrzny rozsądek powoli zaczął obwiniać ją o zbyt wielkie oczekiwania, a ona dobrze wiedziała, że na to zasłużyła. Kiedy była już niedaleko szkoły, przystanęła na chwilę, odwracając się w kierunku błoni. Było już ciemno, więc nikogo nie widziała, ale coś zakuło ją w sercu, gdy patrzyła w tamtą stronę, więc szybko się odwróciła. Była już pora kolacji, więc była pewna, że wiele osób będzie w Sali Wejściowej. Wytarła dłonią mokre policzki i otworzyła drzwi wiodące do Hogwartu. Fred Weasley własnie ją zranił i nie miał o tym pojęcia. Gdyby tylko Hermiona wiedziała o co chodziło. Wniosek z tego jeden - Panna Granger zdecydowanie zbyt dużo myśli.

Kilka słów od Astry
Dzień doberek wszystkim! (kij z tym, że mamy już wieczór). Mówiłam, że rozdziały będą częściej i słowa dotrzymałam (a teraz serio, serio: Kto uważał, że słowa nie dotrzymam? :). Tak czy owak dziś obędzie się bez zbędnej paplaniny, tylko opowiem pokrótce o moich odczuciach wobec rozdziału. Gdy pokazałam ten rozdział mojej kuzynce, powiedziała mi, że mogłabym go nazwać "Przeprosiny" albo "Wybaczenie", gdybym nazywała swoje rozdziały. I przyznam jej rację. Dodała jeszcze, że odbiły się tutaj moje "umiejętności" (ta jasne...) psychologiczne (jakbym jakiekolwiek posiadała xD). W rozdziale rozwiązałam kilka wątków i wiem, że pewna część z was jest pewnie zawiedziona, że zrobiłam to tak, a nie inaczej, ale przyznam wam szczerze, że jestem totalnie beznadziejna w budowaniu napięcia, a już w ogóle jakiejkolwiek intrygi, zresztą odrobinę "dusiłam się" przy tych wątkach, bo musiałam trochę pomyśleć nad ich rozwiązaniem, dlatego cieszę się, że mam to już za sobą. Jestem pewna, że ja od kogoś odgapiłam w pewnym sensie te rozwiązania, ale najśmieszniejsze jest to, że ja nawet nie wiem od kogo! Tak więc już z góry przepraszam za to. Przyznam szczerze, że opis Freda i George'a jest trochę przesadzony, ale to Ron, on zawsze trochę przesadza, w końcu bliźniacy nigdy jakoś nie byli dla niego specjalnie mili. Jako ciekawostkę napiszę wam, że opis bliźniaków w pewnym sensie odniósł się do kilku osób które znam. Rozdział znowu ma prawie 5 tysięcy słów. Olaboga. w zamyśle miał być krótki :/ I pytanko: Czy te rozdziały są za długie? Bo mogę wam je jakoś zacząć dzielić. No, tak czy owak coś się wymyśli. I mam dla was jeszcze jedno małe pytanko. Skończyłam już filmik o Fremione, który zapowiadałam już dawno, ale nie mogę się zdecydować co do piosenki. Pomożecie kochani? Mam dwie i za nic nie mogę się zdecydować którą wybrać.



Uwielbiam piosenki Andy'ego, zresztą uwielbiam BvB, ale to inna historia. Moim zdaniem "We don't have to dance" ma fajniejszy rytm, ale "Beautiful Pain" lepszy tekst. No cóż, ostateczną decyzję zostawiam wam :) Przypominam, że jeszcze jeden wątek nie jest do końca zakończony, bo Angelina przyznała się do eliksiru, ale w owej klasie był też chłopak :) I już wam zaspoileruję, że to nie był Ron ^^  Standardowo ładnie proszę o komentarze. Oczywiście nie przymuszam, ale fajnie się pisze, wiedząc, że mam to robić dla kogo :) 

Pozdrawiam gorąco ^^
~ Astrum Confusa 







środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 12

Hermiona jak strzała wyskoczyła ze swojego dormitorium, cudem unikając wścibskich pytań Lavender i Parvati. Powiedziała im tylko, że wyjście do Hogsmeade nie poszło do końca z jej planem (jeżeli można uznać, że takowy miała). Gryfonki już chciały ją wypytywać o szczegóły, ale ona powiedziała, że umówiła się, że pójdzie z przyjaciółmi na śniadanie, więc musi już iść do Wielkiej Sali. Założyła szybko buty, wciągnęła bluzkę przez głowę i nasunęła spodnie na nogi, nie mając zbyt wiele czasu, tylko kilka razy przeczesała szczotką włosy. Można by uznać, że to trochę głupie tak uciekać przed ostrzałem pytań, ale jeśli ktokolwiek kiedykolwiek musiałby choć raz odpowiadać na nieco wścibskie pytania dziewcząt, postąpiłby tak samo. Wiedziała też, że prędzej czy później przyjdzie jej odbyć tą rozmowę, ale może do tej pory przynajmniej ułoży jakąś sensowną wymówkę. Nie to, że nie chciała mówić dziewczętom co się wydarzyło. Były naprawdę miłymi koleżankami, ale niestety nie umiały trzymać języka za zębami, a ona sama nie przepadała za byciem szkolną sensacją. Na schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego dziewczyna zatrzymała się na chwilę. Schyliła się, by zawiązać swoje trampki i lekko poprawiła dłońmi swoje włosy, które były napuszone co nie miara. Tak naprawdę Hermiona z nikim się nie umawiała, aby iść na śniadanie, ale miała nadzieję, że po drodze do Wielkiej Sali spotka Harry'ego czy Ginny. Było dość wcześnie, do śniadania było jeszcze sporo czasu, więc postanowiła po drodze zajrzeć na chwilę do biblioteki. Bo gdzieżby indziej panna Granger, mogłaby spędzać czas? Oczywiście, że w miejscu pełnym książek. Zeskoczyła szybko po schodach do salonu Gryffindoru i już miała udać się do wyjścia z pomieszczenia, gdy przy wyjściu z dormitorium chłopców, ciągle myśląc o niebieskich migdałach, wpadła na kogoś. Zdezorientowana Hermiona odskoczyła kawałek w bok, a owa osoba tylko lekko się zachwiała. Kiedy Gryfonka spojrzała w tamtą stronę, ujrzała szczerzącego się od ucha do ucha George'a. No po prostu super.
- Hermiono, chyba bracia ci się pomylili. To na Freda lecisz, nie na mnie. No chyba, że chcesz grać na dwa fronty - żażartował George.
Szatynka spojrzała się na niego z nieco oburzoną miną, ale potem postanowiła odegrać się ciętą ripostą za to co powiedział.
- Och, no wiesz George... Wiem, że jesteście z Fredem bliźniakami i w ogóle, i na pierwszy rzut oka to wydajecie się nawet podobni - mówiła Hermiona spokojnym tonem, ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. - ale jak tak się przyjrzeć to Fred jest dużo przystojniejszy, i co najważniejsze - zabawniejszy.
George popatrzył na Gryfonkę zbulwersowanie. Zmrużył oczy i przygryzł dolną wargę, jakby się nad czymś zastanawiał. Dziewczyna właściwie powinna już iść, ale chęć usłyszenia odpowiedzi Weasleya była silniejsza.
- No cóż, tak ci się tylko wydaje, bo bujasz się w moim bracie. Jak to jest... "Kiedy kogoś kochasz, nie zauważasz jego wad". Coś w tym stylu. Tak naprawdę ja jestem lepszy od Freda, ale ty nie widzisz świata poza nim, więc... - odrzekł rudowłosy i uśmiechnął się triumfalnie, gdy zobaczył jej zaskoczoną minę.
- O co ci właściwie chodzi? - zapytała.
- Nie jestem ślepy - powiedział George.
- Ale głupi owszem - oznajmiła Hermiona i zachichotała.
- Ja jestem głupi? Błagam. Czy to ja podkochuję się w mniej idealnym pod każdym względem bliźniaku Weasley? - zapytał chłopak i lekko poruszył brwiami, a Hermiona, która opierała się barkiem o pobliską ścianę, lekko uśmiechnęła się na jego słowa.
- Nie. I dzięki Bogu. To by było dziwne. Nawet zważając na wasze usposobienie - zaśmiała się Hermiona, a George spojrzał na nią tak, jakby chciał przekazać jej słowa "Tak, to naprawdę było bardzo śmieszne...", jednak to wcale nie zdemotywowało dziewczyny przed dalszym irytowaniem chłopaka. - Zresztą nie boisz się, że pójdę do Freda i mu to wszystko powiem? W końcu niedawno się pogodziliście i... - zaczęła dziewczyna, ale George jej przerwał.
- Jasne, że możesz iść i mu to powiedzieć. Jesteśmy egoistycznymi dupkami. Każdy z nas uważa, że jest lepszy, przystojniejszy bla bla, bla bla. To nic nowego. On o mnie powiedziałby to samo.
- Wasze relacje mnie zachwycają - powiedziała ironicznie dziewczyna.
- Nie masz rodzeństwa, więc tego nie zrozumiesz.
- I tu masz rację. Kontakty między rodzeństwem już na zawsze pozostaną dla mnie czarną magią.
- No chyba, że masz jakieś zaginione rodzeństwo czy coś w tym stylu.
- Czy wyglądam na bohaterkę powieści sensacyjnej? - spytała Hermiona z rozbawieniem w głosie.
George spojrzał się na dziewczynę tak, jakby rozważał poważnie jej słowa. Gryfonka starała się nie uśmiechać, widząc jego podejrzliwy wyraz twarzy, ale niewiele z jej trudów wychodziło i ciągle dziwnie się szczerzyła.
- A wiesz, że to nawet możliwe - oznajmił Weasley.
- A to niby dlaczego? - zapytała szatynka.
- No cóż... Fred jest dość zawrotną częścią twojego życia - oznajmił George.
Gdy Hermiona usłyszała słowa chłopaka, jej twarz przybrała bardzo zdziwiony wyraz. Oparła się dłonią o framugę drzwi i zapytała:
- Co właściwie masz na myśli?
- Och... No wiesz... Nie to, że coś insynuuję, ale tak ostatnio spędzacie razem więcej czasu i pomyślałem... - mówił Gryfon, którzy widząc zdezorientowanie dziewczyny, nieco się zmieszał.
Szatynka spojrzała na niego oskarżycielskim tonem, nawet jeśli tego nie planowała. Po prostu trudno było słuchać jej tego osądu, który miał być tylko żartem, ale najwyraźniej ona odebrała to trochę inaczej.
- To źle myślałeś. Dlaczego wszyscy sądzą, że Fred i ja... My jesteśmy tylko przyjaciółmi. A nawet gdyby... gdyby to było coś więcej, miałbyś niewiele do powiedzenia w tej sprawie. - wyrzucała z siebie gwałtownie słowa Gryfonka. Nie myślała nad tym co mówiła, była nawet pewna, że będzie żałować tych słów, ale w tamtej chwili ważne było tylko utarcie nosa zbyt pewnemu swoich racji George'owi. - To bardzo nietaktowne z twojej strony tak imputować komuś swoje racje... i ja chyba już sobie pójdę. - oznajmiła smętnie Hermiona, kończąc swój wywód i ruszyła w stronę dziury za obrazem.
Usłyszała, że George za nią idzie, ale nie odwróciła się, tylko przyśpieszyła kroku. Dobry humor całego poranka nagle jej minął. Chłopak wkurzył ją swoimi słowami i być może były to tylko żarty, ale tak czy owak musiała poczekać aż spłynie z niej to rozzłoszczenie i pomyśleć o tym na spokojnie.
Pomyśleć... No jasne. Panna Granger tylko to potrafi. Analiza wszystkiego dookoła. Emocje ludzkie to dla niej rzecz dziwna i ewidentnie niepotrzebna.
Kiedy Gryfonka wyszła na korytarz, spostrzegła, że mimo iż znajduje się na siódmym piętrze, jest dziwnie pusto. Zdziwiło ją to, ale ruszyła w stronę biblioteki. W drodze do niej, Hermiona czuła, że szargają nią różne emocje, począwszy od smutku na złości kończąc, ale nie dała się im ponieść. Już kilka razy to zrobiła, a te sytuacje wiele dobrego jej nie przyniosły. Drgnęła lekko na tę myśl, jakby z zimna, mimo że w szkole było ciepło. Nie była zła na George'a, a raczej na siebie. On chciał tylko zażartować, a ona jego żart zinterpretowała jak jakieś oskarżenie. Niepotrzebnie na niego nakrzyczała, czasami rudowłosy naprawdę jest irytujący, a ta sytuacja jest potwierdzeniem tego, ale to nie powód, żeby na niego naskakiwać. W skrócie - ona po prostu gubiła się w tych wszystkich uczuciach. Sama nie wiedziała już czy z Fredem są bardziej znajomymi, bardziej przyjaciółmi czy... czy czymś więcej. Ostatnimi czasy Gryfonka często omylnie odbierała słowa i gesty ludzi wokół. Nie można było jednak jej za to winić. W końcu każdy czasami gubi się we własnym postrzeganiu świata. Tak czy owak, dziewczyna postanowiła, że przeprosi George'a jak tylko nadarzy się okazja. Miała już dość sprzeczek, a rozsądek podpowiadał jej, żeby choć na jakiś czas postarała się opanować swoje wewnętrzne przekonanie o bronieniu własnego zdania. W końcu nie zawsze musi mieć rację, więc powinna to sobie uświadomić.
Hermiona będąc już w bibliotece, udała się do swojego ulubionego stolika przy oknie. Usiadła na krześle i sięgnęła pierwszą lepszą książkę z półki obok, którą okazała się być książka o tytule "Najwięksi gracze Quidittcha XX wieku". Jeśli ktokolwiek zobaczyłby ją czytającą tę lekturę, pomyślałby "Hermiona Granger? To ona w ogóle wie co to Quidittch?" A i owszem. Szatynka wiedziała czym jest ta dyscyplina sportowa, nawet jej się podobała. No cóż, może faktycznie nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w graniu w Quidittcha (może poza tymi lekcjami na pierwszym roku), ale to nie znaczyło, że nie może jej się ten sport podobać. Zawsze go lubiła, ale sporo osób w jej gronie nim się interesowało, więc jakoś sobie to wybiła z głowy. Gryfonka zaczęła czytać właśnie rozdział drugi, zatytułowany "Najbardziej uwielbiani przez publikę gracze Quidittcha", kiedy spostrzegła zmierzającą w jej stronę Ginny Weasley. Dopiero po chwili dotarło do dziewczyny, że trzyma w rękach książkę o ulubionym sporcie rudowłosej, co za tym idzie, sporcie o którym Weasley'ówna z pewnością sądziła jak wiele innych osób, że Hermiona się nim nie interesuje. Nagle szatynka upuściła książkę na podłogę gwałtownie, jakby nagle zaczęła parzyć. Upadła na ziemię, otwierając się mniej więcej w połowie. Na jej nieszczęście Ginny była już dosłownie dwa kroki od niej i szybko się schyliła, żeby ją podnieść. Wtedy Hermiona dostrzegła, że książka otworzyła się na opisie Wiktora Kruma. Ginny spojrzała na przyjaciółkę ze zdziwieniem widocznym w oczach. Hermiona lekko się zdenerwowała, bo wiedziała co młodsza Gryfonka musiała sobie o tym pomyśleć. "Pewnie czyta książkę o Quidittchu, bo jest w niej Krum." Rudowłosa na pewno tak pomyślała, co zresztą było prawdą. Chwyciła książkę i usiadła naprzeciwko dziewczyny, z widocznym zaintrygowaniem w spojrzeniu.
- A więc, Wiktor Krum... Cały czas cię interesuje? Sądziłam, że byłaś z nim na balu i tyle - oznajmiła Ginny.
Hermiona spojrzała na nią z irytacją i wywróciła oczami. Wesley'ówna mogła podać dłoń Lavender i Parvati. Jakieś wyimaginowane romanse jej zawsze w głowie. Chyba nigdy nie zrozumie akurat tego toku myślenia dziewcząt.
- Bo to było tylko tyle. Z Wiktorem jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Rudowłosa lekko pokręciła głową, słysząc sztywną odpowiedź przyjaciółki.
- Zawsze tak mówisz - odparła zrezygnowana.
Szatynka wyrwała Gryfonce z rąk książkę, kiedy ta wpatrywała się w nią, czekając na jakieś wyjaśnienia i zaczęła:
- Ginny, spójrz tylko. Czy ta książka nosi tytuł "Wiktor Krum - najprzystojniejszy gracz Quidittcha"? - zapytała Hermiona, wskazując na okładkę - Po prostu czytałam tą książkę, upadła i otworzyła się na tej stronie. To cała fascynująca historia - wytłumaczyła dziewczyna.
Najmłodsza latorośl Weasleyów przyglądała się przez chwilę przyjaciółce, jakby spodziewała się, że szatynka coś przed nią ukrywa, ale potem chyba uwierzyła w jej wersję zdarzeń.
- No dobrze... Ale to nie zmienia faktu, że czytasz książkę o Quidittchu.
- A czy to jakieś zakazane?
- No nie, ale jakoś nigdy się tym nie interesowałaś.
- To wyobraź sobie, że nagle zaczęłam się interesować. Czy to już koniec przesłuchania? - zapytała Hermiona.
- No tak... A czy w tej książce jest coś o Harpiach z Holyhead? Albo Gwenog Jones lub Gwendolinie Morgan? Bardzo lubię tą drużynę, więc tak sobie pomyślałam, że coś o nich może tam pisać - odparła radośnie Ginny, zupełnie zapominając o jej nietakcie, kiedy pytała o Wiktora Kruma. Wychyliła się lekko, spoglądając na książkę, którą ciągle w dłoniach miała Hermiona. Dziewczyna tylko westchnęła zrezygnowanie i podała przyjaciółce książkę. Na Ginny nie sposób się denerwować czy obrażać. Po prostu jej radosne i optymistyczne usposobienie to uniemożliwiało.
- Możesz ją wypożyczyć, jeśli to cię interesuje. Ja wzięłam tą książkę z nudów - odrzekła starsza Gryfonka. - Chciałaś o czymś porozmawiać czy tak po prostu tu przyszłaś? - zapytała Hermiona, kiedy rudowłosa schowała książkę, którą podała jej przyjaciółka do swojej torby.
- Chciałam cię zapytać o te spotkania na których Harry miałby nas uczyć obrony przed czarną - wyjaśniła swobodnie Ginny. - Tak sądziłam, że cię tu znajdę. Jednak wracając do tej całej sprawy - Harry powiedział mi o tym niedawno. Powiedział też, że to był twój pomysł. Chciałam się po prostu dowiedzieć o tym odrobinę więcej.
Hermiona popatrzyła na dziewczynę z uśmiechem na ustach. Bardzo podobał jej się ten pomysł i była z niego naprawdę dumna, więc cieszyła się, gdy ktoś się nim interesował. W końcu sam Harry zgodził się wprowadzić go w życie, więc teraz musi być tylko lepiej.
- Tak, to mój pomysł. To była właściwie tylko luźna propozycja, a że Harry na początku się nie zgodził, to jakoś go nie planowałam dokładniej. Uważam zwyczajnie, że Harry mógłby nauczyć nas tego i owego pod względem obrony przed czarną magią w praktyce, a nie tylko w teorii.
- To wspaniały pomysł! - oznajmiła radośnie Ginny, a Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało. - To miłe ze strony Harry'ego, że się zgodził. Wiesz gdzie moglibyśmy się spotykać? I kogo właściwie Harry miałby uczyć? - zapytała.
- Jeszcze o tym nie myślałam - szatynka wzruszyła ramionami i pokręciła głową, słysząc słowa rudowłosej - Sądzę, że mógłby uczyć każdego kto by tego zechciał. Masz może jakiś pomysł co do pomysłu miejsca spotkań?
Ginny oparła łokcie o blat stołu przy którym siedziały razem z Hermioną i zamknęła oczy, zastanawiając się nad jej pytaniem.
- A co myślisz o Trzech Miotłach? - spytała młodsza Gryfonka, otwierając oczy.
Szatynka zastanawiała się chwilę po czym niepewnie pokręciła głową.
- Odpada. Zbyt wielu ludzi tam przychodzi. Ktoś mógłby donieść o naszym spotkaniu Umbridge.
- Pokój Wspólny Gryffindoru? - zasugerowała znów Ginny.
- Też raczej nie. W końcu nie każdy z Gryffindoru przecież musi chcieć uczestniczyć w naszych spotkaniach, a ktoś z innych domów może chciałby się uczyć. Zresztą tak czy owak tam jest za mało miejsca - wytłumaczyła Hermiona.
- Sugerujesz, że ktoś, dajmy na to ze Slytherinu, chciałby uczęszczać na zajęcia Harry'ego? - spytała zdziwiona rudowłosa.
Szatynka spojrzała na nią pytająco, a potem tylko wzruszyła ramionami.
- No cóż, nie chcę wpychać całego Slytherinu do jednego worka, ale miałam na myśli głównie Ravenclaw i Hufflepuf. Hogwart to nie tylko dom lwa i węża.
- Masz rację... Ja tylko... Nieważne. Ej, a może ta gospoda w Hogsmeade, jak ona się nazywała? "Pod świńskim łbem"? Nie przychodzi tam podobno wielu ludzi... - zaproponowała Ginny.
Hermiona mrugnęła kilka razy powiekami, jakby zastanawiała się, czy aby to co przed chwilą powiedziała jej przyjaciółka, było tylko marą senną albo zwyczajnym żartem. Kiedy nie zauważyła cienia rozbawienia u rudowłosej, oburzyła się i założyła ręce na piersi.
- Ginny! Zdajesz sobie sprawę, jacy ludzie tam przychodzą? Jaki to jest "lokal"? - szepnęła do dziewczyny, jakby to, że rozmawiają o tym miejscu, miałoby jej w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Chociaż znając Umbridge i jej inwigilację, lepiej było dmuchać na zimne. - Owszem, może i mało ludzi tam przychodzi, ale jakich!
Ginny zmarszczyła czoło na te słowa, jakby zastanawiała się, dlaczego Hermiona jest czasami tak strasznie poważna.
- Hagrid tam chodzi i jest "takim człowiekiem"? Bo nie wydaje mi się - zauważyła panna Weasley.
- Zauważ, że Hagrid ma 3 metry wysokości, jest no... "dość" postawny i jest półolbrzymem!
Ginny tylko kwaśno spojrzała na Hermionę, jakby chciała jej coś na to odpowiedzieć, ale nie mogła znaleźć żadnych argumentów.
- No dobrze, to masz lepszy pomysł? Nie musimy się przecież w tym barze spotykać na ćwiczenia czy coś... To może być tylko spotkanie organizacyjne. Potem może znajdziemy lepsze miejsce. - starała się przekonać przyjaciółkę rudowłosa. Kiedy zauważyła, że Hermiona się waha, dodała. - Zgódź się, Hermiono. I tak nic lepszego nie wymyślisz.
Szatynka kiwnęła lekko głową, a gdy zobaczyła uśmiech na twarzy Ginny, pokręciła niezauważalnie głową. jakby sama nie mogła uwierzyć, że się na to zgodziła. Ciągle miała jednak przeświadczenie, że to nie był najlepszy pomysł.
- To super, że to mamy ustalone. Idę powiedzieć o tym Harry'emu, i Susan, i Michaelowi, i Lunie, i... - rudowłosa zeskoczyła z krzesła, nadal wyliczając osoby, którym musi powiedzieć o spotkaniu i ruszyła w stronę wyjścia z biblioteki, ale Hermiona złapała ją za nadgarstek, zatrzymując ją. Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę pytająco.
- Może to potem? Spotkanie w końcu nie ucieknie. Teraz proponuję śniadanie - uśmiechnęła się Gryfonka.
- Och... No tak. Jestem nawet głodna - oznajmiła Ginny, a jakby na potwierdzenie tych słów zaburczało jej w brzuchu, na co obie dziewczęta się zaśmiały.
Ginny złapała Hermionę pod ramię i powiedziała:
- Nich żyje Hermiona, której powaga i rozwaga czasami jest przyćmiewana dzięki odwadze - zapiszczała radośnie.
- Ej, ej... Moja powaga i rozwaga nie raz uratowały ci tyłek! - zaprotestowała żartobliwie szatynka.
- Co racja, to racja - oznajmiła młodsza Gryfonka i śmiejąc się z Hermioną, ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
***
                                                                                           
Hermiona razem z Ginny dotarła do Sali Wejściowej, kiedy zauważyła, że zgromadziło się tam wiele osób, stojących głównie na końcu pomieszczenia. Obie dziewczęta bardzo zdziwił ten widok i czym prędzej udały się w tamto miejsce. Wśród tłumu dostrzegły Lunę i Neville'a, dlatego szybko podeszły do Gryfona i Krukonki, aby dowiedzieć się co się stało.
- Ta Umbridge powariowała, a z nią całe ministerstwo! Po szkole lata pełno nargli, gnębiwtrysków, w ministerstwie hodują akwawirusy, które mają być w armii Korneliusza Knota, a oni się przejmują tylko stanowiskami! - mówiła oburzona Luna, na tyle głośno, żeby okoliczni uczniowie, słysząc jej słowa, odsunęli się od niej ze zdziwieniem, a nawet z przerażeniem na twarzy. Neville, który stał naprzeciwko Luny, także odrobinę się zdziwił, ale chyba tym, że coś mogło wyprowadzić Krukonkę z równowagi, niż jej słowami.
Ginny doskoczyła do Luny, z którą chodziła do klasy i zapytała się o co chodzi, a Hermiona stanęła trochę z tyłu, obok Neville'a. Nie to, że nie lubiła Luny, była naprawdę pozytywną osobą, ale jej historie o nieistniejących magicznych stworzeniach i zanadto wielka naiwność, w pewien sposób odpychały ją od tej dziewczyny.
- Co tu się dzieje? - zapytała Ginny Lunę i Neville'a.
- Sama zobacz - oznajmił Gryfon i wskazał na ścianę.
Kiedy dziewczęta spojrzały w górę, ujrzały ogromny plakat, który przedstawiał złośliwie uśmiechającą się Umbridge, która machała do fotografa. Wytłuszczoną czcionką było napisane:

MINISTERSTWO CHCE ZREFORMOWAĆ SYSTEM EDUKACJI *

DOLORES UMBRIDGE PIERWSZYM W HISTORII "WIELKIM INKWIZYTOREM"

Kiedy rudowłosa to zobaczyła, przez chwile wyglądała jakby się czymś zachłysnęła, zresztą Hermiona była nie mniej zaskoczona. Jeśli zaskoczeniem można było nazwać to uczucie. Ginny zaczęła dyskutować z Gryfonem i Krukonką, a Hermiona, ciągle wpatrywała się w plakat... Wielki Inkwizytor. Czyli Umbridge dopięła swego. Choć nie, ona przecież dąży do objęcia stanowiska dyrektora Hogwartu. Tak czy owak, teraz była kimś więcej niż nauczycielem, i oficjalnie stała się szpiegiem ministerstwa, pod przykrywką właśnie tego inkwizytora. Szatynka jeszcze raz spojrzała na plakat, ale wcześniejszego zdjęcia już nie było. Teraz plakat przedstawiał Dolores w towarzystwie obecnego Ministerstwa Magii, a pod spodem znów widniał jakiś tekst:

" Zupełnie nieoczekiwanie Ministerstwo Magii wydało wczoraj wieczorem dekret, zapewniający mu bezprecedensowy zakres kontroli nad Szkołą Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
"Od pewnego czasu Minister był coraz bardziej zaniepokojony tym, co się dzieje w Hogwarcie", powiedział młodszy asystent Ministra, Percy Weasley. "Chciał też w ten sposób odpowiedzieć na liczne głosy zaniepokojonych rodziców, którzy sądzą, że szkoła dryfuje w kierunku, którego nie pochwalając".
Nie po raz pierwszy w ostatnich tygodniach Knot wykorzystuje nowe przepisy prawne, aby wpłynąć na polepszenie sytuacji w szkole czarodziejów. 30 sierpnia został wydany Dekret Edukacyjny Numer 22, zgodnie z którym, jeśli aktualny dyrektor nie jest w stanie znaleźć kandydata na stanowisko nauczyciela, Ministerstwo może samo wybrać odpowiednią osobę.
"Właśnie dzięki temu dekretowi mogła zostać nauczycielem w Hogwarcie Dolores Umbridge, która, jak można się było spodziewać, odniosła natychmiastowy sukces, dokonując rewolucyjnych zmian w metodzie nauczania obrony przed czarną magią i dostarczając Ministrowi rzeczowej informacji o tym, co naprawdę dzieje się w Hogwarcie.
"Ministerstwo skorzystało też z możliwości, które daje Dekret Edukacyjny nymer 23, powołując nowy rząd, a mianowicie "Wielkiego Inkwizytora Hogwartu"

Po przeczytaniu tej wzmianki z Proroka Codziennego, Hermione jakby wmurowało w ziemie. Wiedziała, że Ministerstwo nie wierzy w historię Harry'ego, ale nie sądziła, że w tym miejscu pracują tak strasznie zapatrzeni w siebie ludzie. Nawet gdyby Voldemort nie wrócił, ten rząd prędzej czy później by upadł. O ile wcześniej narzekali na nudne zajęcia Umbridge, dziewczyna miała przeświadczenie, że dopiero teraz zacznie się rygor. Szatynka spojrzała w bok i zobaczyła swoich przyjaciół, jak i uczniów, którzy z takim samym szokiem wpatrywali się w ścianę.
- Niemożliwe - szepnęła Ginny. - I to jeszcze mój brat... Co za palant!
- Nie wolno tak mówić o swoim rodzeństwie, Ginny - zauważyła Luna, przekrzywiając głowę i patrząc na Gryfonkę.
- Gdybyś miała za braci takich palantów, też byś tak mówiła.
- Chciałabym mieć rodzeństwo. Łowiłabym z nim albo nią Plumpki, czytała Żonglera... - odparła rozmarzonym głosem blondynka.
- Proszę bardzo, możesz wziąć sobie któregoś z mojego braci. Do wyboru, do koloru. Czasami mam ich naprawdę dość.
Luna spojrzała dziwnie na rudowłosą, po czym się lekko uśmiechnęła.
- Dziwne... - oznajmiła tajemniczo.
- Niby co jest dziwne? - zapytał Neville, który przysłuchiwał się rozmowie dziewcząt.
- Wszyscy Weasleyowie są tacy zabawni. To u was rodzinne? - zapytała.
Hermiona doskoczyła do Ginny, łapiąc ją za ramiona i odpowiedziała na pytanie Luny:
- Dokładnie. Jak ich kolor włosów. A teraz wybaczcie, ale pamiętasz Ginny, po co tu przyszłyśmy?
- Na śniadanie? 
- Na śniadanie. Dokładnie. Chodźmy już, bo zaraz umrę z głodu - odparła szatynka.
***
- Jak myślisz, Harry już wie? - zapytała Hermiona Ginny, gdy weszły do Wielkiej Sali.
- Jeśli jest już na śniadaniu to pewnie tak.
Starsza z Gryfonek zaczęła rozglądać się po sali. W pomieszczeniu było wiele osób, a co za tym szło, był straszny gwar. Wiele osób wyglądało na oburzone (dziewczyna pomyślała, że pewnie wiadomością o nowej posadzie Umbridge), ale gdy szatynka spojrzała w stronę stołów Slytherinu, ujrzała złośliwie uśmiechające się osoby i ogólnie dziwnie radosne. W tamtej chwili przypomniała sobie słowa Ginny o Slytherinie i spotkaniu z Harrym. Tak, w tej sytuacji na pewno wiele osób z domu węża chciałoby uczęszczać na te zajęcia. Spojrzała także w stronę stołu nauczycielskiego. Było przy nim zaskakująco mało nauczycieli. Zanim dziewczęta się obejrzały, znalazły się przy stołach Gryffindoru. Hermiona zobaczyła Harry'ego, siedzącego w towarzystwie Deana Thomasa. więc podeszła do Gryfonów, witając się z nimi i usiadła obok Pottera. Rudowłosa ciągle stała obok stołu swojego domu, wpatrując się tępo w jakąś część sali, jakby się nad czymś zastanawiając. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się dookoła. Kiedy spostrzegła, że nie ma przy niej Hermiony, spojrzała wprost, gdzie siedzieli Gryfoni wpatrujący się w nią ze zdziwieniem. Podeszła do nich szybkim krokiem i usiadła obok Hermiony, pytając radośnie:
- Co się tak wpatrujecie we mnie? Wyładniałam ostatnio? 
Wszyscy zaśmiali się, słysząc słowa Ginny, a ona sama wyszczerzyła się wesoło.
- Zawsze wyglądasz ładnie - oznajmił Harry, uśmiechając się do Weasley'ówny.
Dziewczyna oddała uśmiech, lekko się rumieniąc.
- Odpowiedziałabym ci tym samym, ale jeszcze Michael będzie zazdrosny - zachichotała rudowłosa. - Lepiej pójdę się z nim przywitać - oznajmiła i udała się w stronę Ravenclawu. W tym czasie do stołu dosiadł się Seamus, który zaczął dyskutować nad czymś z siedzącym naprzeciwko Deanem. Korzystając z okazji, Gryfonka postanowiła omówić z przyjacielem pewną sprawę. Hermiona wzięła miskę ze stołu i nałożyła sobie owsiankę.
- Pewnie słyszałeś, co Harry? - zapytała Hermiona, zaczynając jeść.
- O czym? - przez chwilę brunet wydawał się strasznie rozkojarzony, ale potem pokiwał lekko głową, patrząc na przyjaciółkę. - No tak. Słyszałem. Niefajna nowina.
- I chyba nie chcesz wycofać się z tej nauki?
- Jak łamać zasady to po całości, co nie?
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła tłumaczyć chłopakowi to co ustaliły razem z Ginny.
- "Pod świńskim łbem"? - zdziwił się Harry.
- Dla mnie też to nie najlepszy pomysł, ale to tylko na początek, później znajdziemy inne miejsce.
Brunet pokiwał głową ze zrozumieniem.
- W takim razie kiedy możemy urządzić coś w rodzaju spotkania organizacyjnego? - zapytała Hermiona.
- Dopiero na początku grudnia chyba jest następne wyjście do Hogsmeade... - zauważył smętnie Harry. On też chciałby mieć to już za sobą.
- Och, szkoda, że tak długo trzeba będzie czekać. Ale przynajmniej mamy czas, żeby jako tako wszystko obmyślić, co?
- Przynajmniej to.
Wtedy szatynka spojrzała w stronę przyjaciela i dopiero dostrzegła, że mimo iż stół zawalony był wszelkiego rodzaju jedzeniem, talerz Harry'ego był pusty.
- Nic nie jesz? - zapytała lekko zmartwiona Hermiona.
- Nie, po prostu jakoś nie mam apetytu - odpowiedział zdawkowo brunet.
- Na pewno? Wydajesz się zmartwiony, a przynajmniej zamyślony.
- Myślałem o Cho. Wczoraj znowu przypadkiem na nią wpadłem i starała się mnie wypytać o Cedrika. Nie wiem co o tym myśleć. Może ona po prostu udaje, że mnie lubi, po to, żebym jej o tym opowiedział?
- Och, nie mam pojęcia, Harry. Cho wydaje się być miłą dziewczyną. Może jeśli jej powiesz, że to dla ciebie trudny temat, bo wciąż się obwiniasz o jego śmierć, to przestanie tak nalegać? No i jej reakcja tez może dużo wskazać - zaproponowała Hermiona, zmartwionym tonem. Harry nie dość, że jest szykanowany przez Proroka, mało kto mu wierzy, że Voldemort wrócił i jeszcze Umbridge gra mu na nosie, to jeszcze ma problemy miłosne. Nie to, że problemy miłosne są jakieś ogromne w porównaniu z jego innymi problemami, ale widać, że się nimi przejmuje. No i okazało się, że ma jeszcze przynajmniej jeden.
Kiedy Hermiona skłoniła Harry'ego do zjedzenia kilku kanapek, mówiąc, żeby się nie przejmował na zapas, w ich stronę zmierzała właśnie Angelina, w stroju kapitana Quidditcha. Przywitała się zwyczajnym "cześć" i zwróciła się do Harry'ego.
- Mamy dziś trening o 18, musimy potrenować przed meczem ze Ślizgonami. Błagam cię Harry, postaraj się chociaż nie dostać dzisiaj szlabanu od Umbridge. To ważny trening - powiedziała Johnson nieco błagalnym tonem.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję - wzruszył ramionami Harry, a Angelina zrobiła kwaśną minę.
Wtedy zdarzyło się coś, czego Hermiona nie mogła zrozumieć jeszcze przez długi czas. Kapitan drużyny Gryfonów zwróciła się do Hermiony, uśmiechając się szeroko. I to wcale nie był złośliwy uśmiech! (a przynajmniej na taki nie wyglądał).
- Pozdrów ode mnie Freda, kiedy będziesz się z nim widziała, a czuję, że niedługo się zobaczycie - oznajmiła i pożegnała się z Gryfonami, oddalając się w stronę wyjścia z zamku.
Szatynkę po tym zdarzeniu dosłownie wmurowało w ziemię. Nie to, że nie lubiła Angeliny, ale jakoś nigdy specjalnie się z nią nie przyjaźniła, więc zdziwiła ją jej życzliwość, a co dopiero jej słowa** No chyba, że były jakąś ironią. Dziewczyna spojrzała w bok, na Harry'ego, który wpatrywał się w nią pytająco.
- O co jej chodziło? - zapytał.
- Też chciałabym wiedzieć - odrzekła z prawdą Hermiona.
Brunet nie drążył dalej tematu, najwyraźniej chciał dać czas Hermionie na przemyślenie tego wszystkiego. Jednak szatynka nie miała go wiele na to, bo wróciła Ginny, która usiadłszy obok, zaczęła rozmawiać z nią o różnych rzeczach (i osobach, mając na myśli usposobienie młodej Weasley'ówny).
Kiedy już w Wielkiej Sali zrobiło się mniej tłoczno, bo spora część uczniów udała się na zajęcia, w drzwiach stanął wysoki, szczupły chłopak o płomiennie rudych włosach, a obok niego stała niemalże jego kopia. Bliźniacy Weasley ruszyli wolnym krokiem w stronę stołów swojego domu, rozmawiając i śmiejąc się przy tym wesoło. Hermiona zauważyła ich kątem oka, nadal rozmawiając z Ginny, lekko się uśmiechnęła na ich widok. Bracia przystanęli w połowie drogi, zastanawiając się gdzie można by usiąść. George zauważył płomienną czuprynę ich siostry i machnął do Freda, że tam mogą pójść. Panna Granger wpadła w małą panikę, bo nagle przypomniała sobie poranną sprzeczkę z Georgem, a co najważniejsze jej temat i mimowolnie jej poliki zarumieniły się ze wstydu. W tamtej chwili najchętniej schowałaby się za przyjaciółką albo weszła pod stół, byleby nie musieć rozmawiać z bliźniakami razem. W końcu jeszcze nie przeprosiła George'a, a Fred... Ona sama nie wiedziała co ją z nim łączy. Potrzebowała czasu, żeby to przemyśleć, a trudno było jej o tym myśleć, jak ciągle na niego wpadała! Tak czy owak, wiedziała, że nie ma sensu odwlekać nieuniknionego, więc wbiła tylko wzrok w swoją prawie pustą miskę owsianki. Może Ginny i Harry zajmą rozmową braci na tyle, że ona będzie mogła zatopić się w swoim obezwładniającym poczuciu wstydu. Może.
Kiedy bliźniacy dotarli do miejsca w którym siedzieli Gryfoni, usiedli naprzeciwko nich, witając się z nimi. Wszyscy oprócz Hermiony, ciągle tępo wpatrującej się w stół, odwzajemnili powitanie. George widocznie chyba ciągle skrępowany, zaczął rozmawiać z Harrym o treningu Quidditcha, ale Fred nie miał zamiaru poddać się tak łatwo.
- Hermiono? - zwrócił się w stronę dziewczyny.
Szatynka odruchowo podniosła głowę, słysząc swoje imię i przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały, ale ona potem znowu wbiła wzrok w stół. Wiedziała jednak, że zareagowała, więc przynajmniej niekulturalnym byłoby teraz udawać, że nie usłyszała Freda. Dlatego wzięła głęboki oddech i znów podniosła wzrok.
- Hej - odparła nieco speszona.
Starszy z bliźniaków Weasley przyglądał się jej uważnie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak... Tylko trochę źle się czuję. To nic takiego - odparła zdawkowo.
Fred już miał coś powiedzieć, ale na jego nieszczęście w tamtej chwili, Ginny zwróciła się do obu swoich braci.
- Wy mnie prześladujecie! Gdzie nie idę, tam chwilę potem pojawiacie się wy. To nie do zniesienia! - powiedziała oburzona rudowłosa, zakładając ręce na swojej piersi.
- O co znowu chodzi? - zapytał Harry, który nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
Fred wyszczerzył się zawadiacko w stronę dwójki Gryfonów.
- No bo widzisz... Ostatnio tak sobie z Georgem przechadzaliśmy się po Hogwarcie, bez celu właściwie - mówił bliźniak, a Ginny z każdym słowem wypowiedzianym przez brata, robiła się coraz bardziej czerwona na twarzy. - Aż tu wchodzimy do pewnej pustej klasy i... - nie dane było dokończyć chłopakowi swojej historii, bo wtrąciła się jego siostra.
- Nawet nie próbuj tego mówić! - warknęła rozzłoszczona rudowłosa.
- ... i zastaliśmy ją w "pewnej" sytuacji - dokończył za brata George i obaj się zaśmiali, ale Ginny wcale nie było do śmiechu.
Hermionę mimo wszystko w pewien sposób rozbawiła ta sytuacja, więc i ona uśmiechała się, a jej uśmiech można by uznać za radosny. Fred nagle odwrócił się w jej stronę, a widząc ją tak wesołą, nie mógł się powstrzymać się, żeby nie puścić jej oka. Dziewczyna natychmiast zrobiła się czerwona na twarzy, ale ewidentnie nie ze złości. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i starała się zakryć dłońmi swoje zaróżowione poliki. Jednak nie wiedziała, że całej tej sytuacji, którą ewidentnie można by uznać za niewinny flirt (przynajmniej ze strony Freda) przygląda się pewna osoba. Wtedy niespodziewanie Ginny złapała Hermionę za ramię i szepnęła jej do ucha:
- Chodź, musimy o czymś porozmawiać. Będę u siebie w dormitorium.
Szatynka chciała zapytać o czym niby miały by porozmawiać, ale ta wyskoczyła z ławki., żegnając się z braćmi i Harrym i udała się w stronę wyjścia z sali.
 Hermiona stała jeszcze przez chwilę przy stole, starając się pojąć nagłą zmianę nastroju przyjaciółki.
- To ten... Ja już lepiej pójdę - wymamrotała, żegnając się z przyjaciółmi, ale naprawdę zapadły jej w pamięć tylko słowa Freda.
- Spójrzcie tylko, bliźniacy Weasley pojawiają się na horyzoncie, a Hermiona już czuje się lepiej. Miło nam było poprawić humor, madame - zażartował Fred i uśmiechnął się szelmowsko. Szatynka tylko uśmiechnęła się ciepło i pobiegła w stronę wyjścia, bo nie chciała znowu zarumienić się w jego obecności.
Kiedy dziewczyna szła po schodach, pomyślała, że to wcale nie bliźniacy Weasley poprawili jej humor, ale dokładniej jeden z nich. Spróbujcie zgadnąć który.


 * - Fragment z książki "Harry Potter i Zakon feniksa, dokładniej ze stron 342 - 343, odrobinę przeze mnie pozmieniany.
** - Jakby się ktoś zastanawiał, to przypomnę, że Hermiona nie wie o incydencie z wynalazkiem bliźniaków, bo kiedy George mówił o tym swoim przyjaciołom, była w swoim dormitorium. Odsyłam zapominalskich do rozdziału 5.


Kilka słów od Astry ( I tak wiem, że nikt tego nie czyta, ale zróbcie wyjątek plz)

No więc jestem. Nie było mnie prawie dwa miesiące... I jak ja się mam tłumaczyć teraz proszę bardzo? Obowiązki to straszna rzecz, wie to każdy, a zwłaszcza tak artystyczna dusza jak ja. Na szczęście wykonałam je ładnie, jak to zawsze, gdy byłam mała i dostawałam dobrą ocenę, mój tata mówił "dobra dziewczynka". Jestem po bierzmowaniu, poprawach ocen, zielonej szkole i tysiącu innych bardziej i mniej znaczących rzeczy, więc będę miała teraz od groma czasu na pisanie rozdziałów, więc w wakacje postaram się, żeby był rozdział raz na tydzień, ewentualnie raz na dwa, kiedy będę na krótkich koloniach (jeśli nie będę miała tam dostępu do internetu). Co do rozdziału - miałam go gotowego jakiś czas temu, miałam wprowadzić tylko poprawki, ale OCZYWIŚCIE co? Blogger sobie współpracy odmówił, bo się na moje konto zalogować nie mogłam! Dzięki. Dobra, koniec końców działa już, więc nie dramatyzujmy. Pewne części rozdziału pisałam dosłownie waląc głową w klawiaturę i wołając "weno przybywaj", a inne to lodzio miodzio mi się pisało. Miałam nawet krótką fazę, kiedy chichrałam się z każdego napisanego słowa (nie pytajcie, ja też nie wiem o co chodzi). Tak czy owak, moim zdaniem rozdział jest okej. Oczywiście mogłam go wcześniej dodać, ale miałam wybór - 1. Dodać mało, szybko, ale byle jak , 2.Dodać dużo, długo i (chyba) porządnie. Jak widzicie, wybrałam ta druga opcję (Rozdział ma ponad 5000 tysięcy słów, więc nie narzekajcie mi tu). Na niektóre rzeczy potrzeba czasu (Nie, wcale nie piszę tego, żeby nie dostać od was batów za nieobecność). Rozdział dedykuję Kate Potter, która chyba najbardziej nie mogła doczekać się nowego rozdziału, a ja nawet nie mogłam jej odpisać na komentarze (kochany blogger). Ciekawa jestem twojej miny, kiedy zobaczysz, że jest nowy rozdział (opisz mi to dokładnie w komentarzu :D)
Idę nadrobić zaległości w blogach, a raczej pokomentować wam rozdziały, bo czytałam je, ale nie mogłam ich skomentować (kolejny raz mam przypominać?) Trochę pokapuściłam czas książkowej fabuły względem tego inkwizytora, ale kij z tym. Nie zadawajcie mi pytań, bo ja sama nie wiem co jeszcze tu odwalę. OCH! I ZAPOMNIAŁABYM! Na przeprosiny tak za to czekanie, niedługo dodam miniaturkę i to dość długą. To chyba na tyle. 
Macie ciastka (ciekawe czy będą działać na blogerze tak w ogóle) ode mnie za to moje marudzenie coście przeczytali 🍪🍪🍪🍪🍪🍪 🍩🍩🍩🍩.

Pozdrawiam gorąco!
(A rozdział już niedługo, nie lękajcie się, mam już zarys i plan, a to najważniejsze ^^)

- Astrum Confusa

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 11

Hermiona szła przez korytarze Hogwartu, zmierzając w stronę biblioteki. Była dosłownie kilka stóp od wejścia, kiedy usłyszała jakiś hałas, dochodzący z  jednej z pobliskich klas. Zawahała się przez chwilę, wpatrując się w wejście do miejsca do którego zmierzała, jak i w wejście do pomieszczenia z którego dobiegał szmer. W końcu Gryfońska odwaga zwyciężyła. Choć może to była ciekawość. Ta cecha z pewnością nie należała do cech domu z którego pochodziła, ale trochę zaciekawienia jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Dziewczyna na palcach podeszła do drzwi owej klasy, choć właściwie nie wiedziała w jakim celu się skradała, bo rumor był już tak głośny, że bez problemu obudziłby cały Hogwart. Kiedy szatynka była przy sali, zrozumiała, że to nie z niego dobiega ten hałas. Teraz było wyraźnie słychać, że ten dźwięk dochodził jakby z góry, z piętra wyżej. Mimo wszystko, drzwi klasy, przy której stała, były lekko uchylone, co ją zaintrygowało. Przez szparę w drzwiach widziała, że w pokoju jest ciemno, więc bez wahania uchyliła drzwi bardziej, tak aby mogła zobaczyć wnętrze klasy. Gryfonka ujrzała puste pomieszczenie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kiedy bliżej się przyjrzała, ujrzała, że na jednej z ławce leżał świecznik, który był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Gdy Hermiona wytężyła wzrok, dostrzegła w kątach pokoju dwie postacie. Ich sylwetki były tylko zarysowane lekką łuną światła przez nikłe oświetlenie w klasie. Dziewczyna stojąca przy drzwiach mogła wywnioskować tylko tyle, że jedna z postaci jest wysoka, a druga ewidentnie niższa. Jedna z osób wyglądała na dziewczynę, a druga na chłopaka. Coś mówili, ale przez hałas dochodzący z góry niewiele było słychać z ich wymiany zdań. Jednak dało się usłyszeć głośniej wypowiedziane słowa. Reszta była tylko niezrozumiałym szumem.
- Czy ty kompletnie z tym powariowałaś? - zapytał męski głos, który Hermiona z pewnością znała, ale przez rumor z góry nie mogła jednoznacznie określić jego właściciela.
- Ja? Zwariowałam? Ty mi to dałeś - żachnęła się dziewczyna, która miała też dziwnie znajomą barwę głosu.
- Gdybym wiedział, że podasz to Fredowi, to w życiu bym ci tego nie dawał! Zdajesz sobie sprawę, że on miał uczulenie na jakiś składnik tego eliksiru? - powiedział z wyrzutem chłopak, a do Hermiony mimochodem dotarło, że mówią o eliksirze miłosnym, który został podany przez kogoś Fredowi. Czyli, że ma przed sobą sprawców tej całej sprawy, a nic nie może właściwie zrobić, bo różdżkę zostawiła w dormitorium, a do pokoju nauczycielskiego był kawał drogi. Zresztą nawet nie wiedziała kim jest dwójka nastolatków, a oni mogliby się przecież wszystkiego wyprzeć. Dziewczyna tak zastanawiała się przez chwilę co ma zrobić w tej sytuacji, kiedy damski głos znów rozbrzmiał wokół harmidru tłuczonego szkła i przesuwanych mebli z klasy wyżej.
- Zawrzyjmy układ, okej? Ty mi dasz eliksir, który zadziała, a ja nie powiem Fredowi, że to twoja sprawka - powiedziała przesadnie słodkim głosem dziewczyna.
Chłopak siedzący w kącie, na te słowa lekko się wzdrygnął.
- Mam zawierać układ z tobą? Już raz zawarłem i widzisz co z tego wyszło. Mogę ci go dać pod tym warunkiem, że obiecasz, że nie użyjesz go na nikim kogo znam - odrzekł.
- Tego niestety nie mogę ci obiecać - powiedziała dziewczyna z lekkim sarkazmem w głosie.
- W takim razie ja nie mogę zawierać z tobą żadnych układów - prychnął męski głos.
- Nie będę się przed tobą płaszczyć. Sama sobie poradzę.
- W takim razie powodzenia. Tylko pamiętaj - patrzę ci na ręce - odpowiedział jej chłopak.
- Jestem sprytniejsza niż myślisz - odparła dziewczyna
Nagle gdzieś za sobą Hermiona usłyszała głośne kroki. Przestraszyła się i schowała się za jedną z pobliskich kolumn. Okazało się, że to Filch zmierza w stronę schodów.
- Jak znajdę tego Irytka to porachuję mu kości! Dumbledore powinien już dawno zrobić z nim porządek - mamrotał niewyraźnie pod nosem Woźny.
Chwilę potem Hermiona spostrzegła zbliżającą się w jej stronę McGonagall i migiem dotarło do niej, że powinna już być w dormitorium.
Przez chwilę chciała zostać i zobaczyć kto był w klasie, ale rozwaga ją przed tym opamiętała. Szybko chwyciła torbę i ruszyła w stronę schodów, modląc się w duchu, żeby opiekunka Gryffindoru jej nie zauważyła. Na szczęście Minerva McGonagall zaczęła obchód po klasach, więc nie zauważyła Hermiony. Gryfonka szybkim krokiem ruszyła na 7 piętro do wieży jej domu.
***
Będąc na piątym piętrze, szatynka nieco zwolniła, bo po drodze nie napotkała na żadnego nauczyciela. Chciała pomyśleć i poukładać sobie to wszystko w głowie, a w Pokoju Wspólnym, a tym bardziej w jej dormitorium w którym Lavender i Parvati z pewnością czekają na rewelacje z Hogsmeade, nie dałoby się w spokoju zastanowić. No cóż, obie dziewczęta nieźle się zawiodą, kiedy się dowiedzą, że wypad Hermiony i Freda nie wypalił. Zresztą dziewczyna nie miała ochoty opowiadać Gryfonkom o ich "prawie pocałunku", więc kiedy już się uda do swojego pokoju, to z pewnością wtedy, kiedy obie dziewczęta już dawno będą znajdować się w krainie snów.
Hermiona idąc przez ciemny korytarz, zastanawiała się nad tym, kto mógł znajdować się w tej klasie.
Starała się utożsamić z kimś owe głosy, zrozumieć przekaz ich słów. Niewiele jednak z jej starań wychodziło. Ciągle jedyną rzeczą jaką wiedziała, było to, że ktoś próbował omamić Freda eliksirem miłosnym. Tylko kto mógłby to zrobić? Z tamtej rozmowy wynikało, że to ta dziewczyna starała się podać rudowłosemu ten eliksir. Można było też podejrzewać, że chłopak znajdujący się w tamtej klasie, dał jej owy eliksir. Cała ta teoria jednak nie bardzo trzymała się kupy. No, bo niby kto i w jakim celu miał podłożyć Weasley'owi ten eliksir? Kim była ta dziewczyna? Czy niedawna sytuacja w Sowiarni w jakiś sposób łączyła się z dzisiejszym zdarzeniem? Pierwsza myśl jaka ją naszła - Malfoy. Niby bliźniacy mu się narazili, ale jakoś trudno było uwierzyć dziewczynie, że kierowałaby nim taka żądza zemsty. Okej, jest arystokratycznym dupkiem, ale czymś nieprawdopodobnym by było, gdyby szanowny pan "Jestem-czystej-krwi-i-jestem lepszy" zawracał sobie głowę jakimiś "zdrajcami krwi". Nie mniej Hermiona obiecała sobie, że będzie uważniej obserwować tą tlenioną fretkę, tak na wszelki wypadek. Nie wiedziała też czy ma opowiedzieć o tej całej sytuacji Fredowi. To wszystko były tylko przypuszczenia, nie chciała rzucać w stronę nikogo żadnych bezpodstawnych oskarżeń, a Fred z pewnością wyszedłby ze skóry, żeby dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi. Złamałby tysiące zasad i wpakowałby się w niezłe kłopoty. Szatynka postanowiła, że na razie zachowa tą całą tajemniczą sytuację dla siebie. W jakiś sposób sama postara się znaleźć winnych tego zdarzenia.
 Kiedy tak Hermiona się zastanawiała nad tymi podejrzeniami, poczuła silny zapach wiśniowego sherry i spostrzegła wychodzącą zza rogu Sybillę Trelawney. Hermionę bardzo zdziwił widok spacerującej nauczycielki po korytarzach Hogwartu. Zwykle przesiadywała w swojej wieży, nie pojawiała się nawet w Wielkiej Sali na obiadach czy kolacjach. Gryfonka już miała zamiar udać się w drugą stronę, nawet się odwróciła, ale na jej nieszczęście profesor ją zauważyła.
- Och, kochanieńka, czemuż to pałętasz się po zamku o tej porze? - zapytała nieco nieobecnym głosem Trelawney, podchodząc do szatynki.
Hermiona zdziwiła się, słysząc miły ton głosu nauczycielki. Była pewna, że nie dostanie punktów minusowych dla Gryffindoru, bo profesor nigdy nie przyznawała punktów, ani tych dodatnich, ani tych ujemnych (przynajmniej kiedy nastolatka uczęszczała na jej zajęcia), ale sądziła, że z faktu iż nie jest jej uczennicą, będzie dla niej bardziej oschła.
- Ja... Ja już wracam do swojego dormitorium - odparła zawstydzona Hermiona i ruszyła w stronę schodów, ale wtedy poczuła jak nauczycielka łapie ją za ramię. Dziewczyna odruchowo się odwróciła i pytająco spojrzała na kobietę.
- Nie tak szybko, kochana - powiedziała Sybilla. - Nie bój się, nie dam ci szlabanu za łażenie po Hogwarcie nocą. Chcę tylko się czegoś dowiedzieć.
Szatynka popatrzyła na nauczycielkę Wróżbiarstwa, jakby się zastanawiała czy to aby na pewno ona, a nie ktoś się pod nią podszywający. W końcu profesor Trelawney jaką znała, zwykła mówić zagadkami i co drugie zdanie przepowiadać śmierć albo jakiś wypadek. Po chwili doszła jednak do wniosku, że żadna osoba poza Trelawney nie zdołałaby wypić tyle wiśniowego sherry (a o jej pasji do tego trunku chodziło wiele plotek w murach zamku).
Nauczycielka wpatrywała się w Hermionę przez swoje wielkie, powiększające oczy okulary, jakby oczekiwała jakieś odpowiedzi ze strony dziewczyny.
- A... A  czego chce się pani dowiedzieć ode mnie? - spytała zdziwiona Gryfonka.
Sybila popatrzyła się na nią niepewnie i zerknęła ukradkiem na boki korytarza, jakby chciała się upewnić, że nikt ich nie obserwuje.
Potem zapytała szeptem:
- Kiedy szłaś, nie widziałaś czasem tej całej Umbridge?
Gryfonkę bardzo zaskoczyło to pytanie. Co Trelawney mogła mieć do Umbridge?
- Nie, nie widziałam jej - odparła zgodnie z prawdą dziewczyna.
Kobieta westchnęła z ulgą.
- Niech Wenusowi będą dzięki! Ostatnio cały czas za mną łazi. Nie mogę nawet spokojnie przejść się do kuchni. Podejrzewam, że mnie obserwuje - powiedziała nauczycielka już spokojniejszym tonem.
Hermionę zaintrygowało jedno ze zdań, które wypowiedziała Trelawney. Postanowiła zapytać o jej wątpliwość.
- Obserwuje? Jak to?
Sybilla tylko wzruszyła ramionami i usiadła na pobliskiej ławce. Dziewczyna usiadła niedaleko kobiety i spojrzała na nią wyczekująco. Nigdy nie przepadała za tą profesor, a już na pewno nie za przedmiotem którego nauczała, ale kiedy Umbridge prowadzi swoją dyktaturę, nawet nauczycielka nielubianych zajęć może stać się swojego rodzaju sojusznikiem.
- Podejrzewam, że chce mnie usunąć ze stanowiska nauczycielki Wróżbiarstwa. Te całe wizytacje, oceny nauczania... Czuję, że ta różowa ropucha tylko czeka na pretekst, żeby mnie wyrzucić z Hogwartu - rzekła Trelawney, a w jej głosie dało się usłyszeć gniew, odrazę i niepokój zarazem.
Hermionie w pewnym sensie zrobiło się żal profesor. Mimo iż uważała Wróżbiarstwo za niezbyt przydatny przedmiot, a nawet zupełnie niepotrzebny, to w głowie jej się nie mieściło, żeby Umbridge mogła robić takie zamieszanie w reformie nauczania. Może sama Gryfonka nie przepadała za przedmiotem, którego uczyła Sybilla, ale w końcu są w szkole osoby, które go lubią, zresztą coś musiało kierować Dumbledorem, kiedy ją zatrudniał.
- Nie może tego zrobić! Dumbledore jej nie pozwoli - powiedziała Hermiona.
- Tak uważasz? - zapytała niepewnym głosem nauczycielka.
  - Oczywiście. Dyrektor nie pozwoli, żeby ministerstwo magii ingerowało w sprawy Hogwartu w tak drastyczny sposób. Podobno przeznaczeniem tej landryny jest wprowadzanie reform w szkole, ale moim zdaniem dyrektor przynajmniej na razie trzyma nad wszystkim pieczę - wyraziła swoje zdanie na ten temat dziewczyna.
W tamtej chwili stało się coś dziwnego. Nauczycielka nagle jakby cała zesztywniała, a jej wzrok stał się tępy, nieobecny. Spojrzała na Hermionę, która nie lada się wystraszyła.
- Twoje przeznaczenie zajrzy w oczy śmierci. Twoje serce rozpadnie się na tysiąc kawałków, a każdy z nich będzie trucizną w czystej postaci. Przeznaczenie wskaże ci miłość, ale przeznaczenie jest ślepe, może się mylić. Groza przeszyje twe ciało, kiedy usłyszysz dźwięk zapomnianej melodii. Wszystko zależy od wyboru. Twojego wyboru. Wybierz jedno albo strać wszystko - powiedziała dziwnym, wysokim i nawet przerażającym głosem Trelawney.
Szatynka odsunęła się przestraszona od kobiety, ale mimo wszystko słuchała jej słów. Gryfonka nie miała pojęcia o co chodziło w tej wypowiedzi, nie wiedziała nawet czy te słowa odnosiły się do niej samej. Wpatrywała się tylko nieco przestraszona w nauczycielkę. Wtedy Sybilla zamrugała kilka razy, a jej wzrok stał się znów pokryty lekką mgłą, jaki to był jeszcze kilka chwil temu.
- Coś mówiłaś, dziecko? - zapytała już swoim normalnym głosem Trelawney.
  Dziewczyna tylko pokręciła lekko głową.
- Nie, ale pani... - zaczęła Hermiona, ale profesor jej przeszkodziła.
- Nazywasz się Hermiona... Hermiona Granger, czyż nie? I pochodzisz z mugolskiej rodziny, prawda? Dlaczego już nie chodzisz na moje zajęcia? - zapytała kobieta.
- Zrezygnowałam z Wróżbiarstwa na trzecim roku, kiedy to pani powiedziała, że jestem totalnym beztalenciem w tym przedmiocie - odparła zdziwiona szatynka.
Trelawney wydawała się być nieco zszokowana słowami dziewczyny.
- Ja coś takiego powiedziałam? Nonsens. Musiałaś mnie źle zrozumieć - oznajmiła nauczycielka.
- Może nie w ten sposób to pani ujęła, ale sens tych słów jest taki sam.
Sybilla tylko podrapała się po głowie i poprawiła chustę na swojej szyi, po czym rzekła:
- No cóż, w końcu nie każdy musi mieć talent do tego trudnego i majestatycznego przedmiotu jakim jest Wróżbiarstwo. Oczywiście nawet ja mogę się mylić, trzeci rok powiadasz... Och, to był 1993, czyż nie? Och, pamiętam ten czas. Ta ucieczka tego strasznego Blacka, później wieść o tym, że jeden z nauczycieli był wilkołakiem... Ciężki to był czas dla mojego wewnętrznego oka, nie przeczę... W dodatku to niesprzyjające ułożenie planet... Można by pokusić się na stwierdzenie, że moje decyzje w tamtym czasie były dość nieprzemyślane. Naprawdę nie chciałabyś znów uczęszczać na moje zajęcia?
- Emm... Wie pani, ja już chodzę na Numerologię, nawet gdyby chciała znów uczęszczać na Wróżbiarstwo, to kolidowało by to z moimi zajęciami... - wykręciła się z niefortunnej sytuacji Hermiona, która wcale nie miała ochoty znów chodzić na przedmiot profesor Trelawney.
Nauczycielka pokiwała głową ze zrozumieniem i rzekła jedynie:
- No cóż, mówi się trudno. Nie mniej moja propozycja jest zawsze aktualna, pamiętaj o tym. W obecnej sytuacji przyda mi się każdy uczeń, który także sprzeciwia się ukochanej pani z ministerstwa. Ty też na nią uważaj, coś czuję, że już niedługo zacznie węszyć wśród uczniów. A teraz zmykaj do swojego dormitorium, bo jak ta ropucha nas tutaj przyłapie, to obie będziemy miały problemy. Tymczasem ja udam się do kuchni... Tak tylko sprawdzić, czy czasem i tam już nie ma swoich wtyk - oznajmiła Sybilla i udała się w stronę piwnicy Hufflepuffu. Dziewczyna była wręcz przekonana, że udała się tam, by uzupełnić swoje zapasy sherry, ale w końcu Trelawney jej nie wydała, więc niesprawiedliwym było by teraz iść na nią komuś nakablować. Zwłaszcza w jej sytuacji. Hermiona zaczęła się wspinać po schodach na siódme piętro i zastanawiać się nad słowami Trelawney. Nie nad tymi, które wypowiedziała w pełni świadomie, ale nad tymi, kiedy zaczęła mówić tym wysokim głosem. Może to nieco dziwne, ale brzmiało to trochę jak jakaś przepowiednia. W końcu, okej, Sybilla mówiła zagadkami, ale te słowa były tak wyrwane z kontekstu, że nawet na tą kobietę było to bardzo surrealistyczne. Gryfonkę nawiedziła myśl, że zupełnie nie spodziewała się rankiem, gdy wstawała, że to będzie tak szalony dzień. Zwykle dziewczyna miała wszystko poukładane, zaplanowane, a ten dzień był jedną wielką niespodzianką. Tyle dziwnych wydarzeń, tyle niewytłumaczonych sytuacji. Gdy dziewczyna była przy obrazie prowadzącym do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, stwierdziła, że to naprawdę za dużo atrakcji jak na jeden dzień.
***
Szatynka przeszła przez dziurę w obrazie, kompletnie ignorując marudzenie Grubej Damy o budzeniu jej o tej porze. Dziewczyna spojrzała na zegar w Pokoju Wspólnym. Było już sporo po dwunastej w nocy. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nikogo już w nim nie było. Na pierwszy rzut oka. Po chwili Gryfonka spostrzegła, że ktoś siedzi na kanapie przed kominkiem. Hermiona była bardzo zmęczona, najchętniej udałaby się już do dormitorium, ale chciała się dowiedzieć kto to siedzi sam w pokoju o tej porze. Podeszła do kanapy i spostrzegła, że tą osobą był Harry. Wpatrywał się o ogień kominka i chyba się zamyślił. Szatynka położyła mu dłoń na ramieniu, a on lekko drgnął i spojrzał na nią.
- Och, cześć Hermiono - przywitał się z uśmiechem na twarzy.
- Hej Harry - oznajmiła dziewczyna, siadając na kanapie obok bruneta. - Co tutaj jeszcze robisz o tej porze? - zapytała.
- Czekam na ciebie. Chciałem z tobą porozmawiać - odrzekł chłopak.
Gryfonka lekko się zawstydziła się i rzekła:
- Wybacz, że musiałeś tyle na mnie czekać. Miałam po prostu... Ja... musiałam zrobić kilka rzeczy.
- Jasne, rozumiem. Nic nie szkodzi. Już jesteś, więc możemy pogadać - oznajmił Harry.
Dziewczyna promiennie uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Jasne, możemy, tylko najpierw opowiedz mi o twoim wypadzie z Cho - powiedziała wesoło.
Brunet zaśmiał się gardłowo i spojrzał na nią przyjaźnie.
- Właściwie to nie było nic ciekawego. Trochę mnie wkurzyła ta cała Marietta... - zaczął Harry, ale jego przyjaciółka mu przerwała.
- Czekaj, czekaj... Marietta? To ty byłeś w Hogsmeade z Cho czy Mariettą? - zapytała zdziwiona.
- Nie uwierzysz, ale Cho przyprowadziła na nasze wyjście, randkę, spotkanie czy jakkolwiek tego nie nazwiesz, swoją przyjaciółkę - rzekł Gryfon, a Hermionę tak zszokowała ta informacja, że jej oczy stały się wielkości Galeonów. - Szkoda, że teraz nie widzisz swojej miny - zaśmiał się Harry.
- Ale jak to? 
Brunet przeczesał sobie dłonią włosy i rzekł:
- No cóż, podobno Mariettę wystawił chłopak w ostatniej chwili, ale ja sądzę, że chciała mieć po prostu oko na mnie i jej przyjaciółkę. Przez cały pobyt w Trzech Miotłach namawiała Cho, żeby wrócić do zamku, a jak zauważyła, że jej przekonywania nic nie dają, zaczęła marudzić, więc po krótkim pobycie w pubie, Cho poszła z nią do zamku, a ja jeszcze zostałem trochę w Hogsmeade. Kiedy już się pożegnaliśmy, słyszałem jak w drodze do Hogwartu Cho krzyczy na Mariettę, że zniszczyła jej wypad - prychnął śmiechem Gryfon. 
Hermiona także roześmiała się szczerze.
- Czyli wypad można uznać za udany? - spytała.
- No jasne. Potem poszedłem z Ronem do Miodowego Królestwa i do Zonka, gdzie spotkaliśmy George'a, który zdradził nam, że zrobił kilka nowych kieszonkowych bagien, przez co nadszarpnie trochę nerwów Umbridge - oznajmił brunet. - Ale twojego wyjścia chyba nie można uznać za udane... Choć plany miałaś niezłe, nie przeczę - powiedział żartobliwie Harry.
Zawstydzona dziewczyna odwróciła wzrok na ułamek sekundy w drugą stronę, a potem znów spojrzała na przyjaciela niepewnie. Nie to, że nie chciała mu powiedzieć o tym, że wybiera się do Hogsmeade z Fredem, ale po prostu nie miała zbytnio okazji mu tego przekazać, a teraz kiedy on już o tym wie, może uznać, że mu nie ufa, czy coś w tym stylu, co oczywiście jest wielką bzdurą.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że cały Hogwart już o tym gada?
Gryfon pokręcił głową z rozbawieniem widocznym na twarzy.
- Nie, skąd. Dowiedziałem się tego od Lee. Nikt oprócz nas najwidoczniej o tym nie wiedział. Co jest dla ciebie dobrą informacją, no chyba, że lubisz być w centrum uwagi - odrzekł Harry.
- Och, tak, wręcz uwielbiam - oznajmiła sarkastycznie Hermiona. Zauważyła, że brunet wpatruje się w nią wyczekująco, więc zaczęła tłumaczyć. - Fred pokłócił się z Georgem, znaczy się teraz już się pogodzili, ale jeszcze rano byli posprzeczani, ja też nie bardzo miałam z kim udać się do wioski, bo ty szedłeś tam z Cho, a Ron... No Ron ciągle jest zły na mnie za to, że zadaję się z bliźniakami, a zwłaszcza z Fredem, więc tak jakoś się zgadaliśmy i mieliśmy udać się tam JAKO PRZYJACIELE - wyjaśniła dziewczyna, szczególnie akcentując dwa ostatnie słowa.
Chłopak spojrzał na nią przymrużonymi oczami z nieco nieodgadnioną miną.
- Jako przyjaciele powiadasz... Gdy szłaś do Hogsmeade ze mną czy Ronem, nie wystrajałaś się tak - oznajmił i wskazał na sukienkę, którą miała na sobie Gryfonka - Swoją drogą pięknie wyglądasz. Nie miałem okazji ci tego dziś powiedzieć.
Szatynka zaczęła gładzić brzeg sukienki dłońmi, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Przez chwilę przyjaciele siedzieli w ciszy.
- Ja... Ja nie wiem, Harry. Nie wiem dlaczego tak się ubrałam. Nie wiem dlaczego zgodziłam się iść do wioski właśnie z Fredem. Nie mam zielonego pojęcia...
Brunet spojrzał Hermionie w oczy i złapał jej dłonie w swoje.
- Ja wiem, Hermiono. On ci się podoba. Wiem, może to wypierasz, ale ja widzę w jaki sposób na niego patrzysz - powiedział Harry spokojnie.
- Masz rację. To prawda. W co ja się wpakowałam? Uczucia są takie dziwne - wyżaliła się dziewczyna.
Gryfon zdziwił się, kiedy jego przyjaciółka wszem i wobec przyznała się, że podoba jej się Fred Weasley. Spodziewał się, że uzna to za żart albo, że po prostu wyprze ten jakby nie było fakt.
- Tak... A właściwie to wiesz może co się stało Fredowi, że zemdlał? - spytał Harry.
- Ktoś podał mu eliksir miłosny, a on miał uczulenie na jakiś jego składnik czy coś w tym stylu.
- Pewnie nie wiadomo kto za tym stoi?
Hermiona na te słowa pokiwała głową.
- Ale jak szłam do biblioteki, usłyszałam pewną rozmowę i sądzę, że to mogła być rozmowa o tej całej sprawie - powiedziała Gryfonka i opowiedziała przyjacielowi o tym.
Brunet wysłuchał jej uważnie.
- Masz choć cień podejrzenia kto to mógł być? - zapytał.
- Właśnie nie. Tam było bardzo ciemno, niewiele było widać i słychać zresztą też, Irytek harcował w klasie wyżej.
Harry spojrzał w ogień kominka, zastanawiając się nad słowami Hermiony.
- Jedno jest pewne - trzeba będzie uważniej obserwować towarzystwo w jakim obraca się Fred.
- Też tak sądzę - poparła go dziewczyna. - Ale chyba nie powiesz mi, że czekałeś tutaj tylko, aby poplotkować sobie o naszych "romansach"? - żażartowała Gryfonka, na co brunet zaśmiał się pod nosem.
- No cóż, poniekąd tak, ale prawda jest taka, że mamy do obgadania poważniejszy temat - odrzekł Harry. - Pamiętasz jak jakieś dwa tygodnie temu mówiłaś mi o swoim pomyśle, o tym, abym zaczął uczyć obrony magicznej innych uczniów? - spytał.
- Jasne, że pamiętam. Jednak ty byłeś do tego sceptycznie nastawiony, to sobie odpuściłam - rzekła Hermiona.
- No właśnie. Ja to przemyślałem i... uważam, że można by chociaż spróbować.
Szatynka na te słowa uśmiechnęła się promiennie i przytuliła swojego przyjaciela tak mocno, że przez chwilę miał problem ze złapaniem oddechu.
- Naprawdę? To wspaniale, Harry! Nie masz pojęcia ile to będzie dla nas wszystkich znaczyć! - zawołała radośnie dziewczyna. - Nie uwierzysz, ale kiedy szłam tutaj, spotkałam Trelawney i Umbridge podobno chce ją wywalić! Chce też podobno wprowadzić jakieś zmiany w Hogwarcie, więc przy okazji jej się sprzeciwimy!
Harry spojrzał na nią pytająco, więc opowiedziała mu o spotkaniu z Trelawney. Przez chwilę zastanawiała się czy też nie powiedzieć o jej dziwnych słowach, ale doszła do wniosku, że najpierw sama chce na spokojnie to przemyśleć.
- Późno już, obgadamy to jutro. Dosłownie padam ze zmęczenia, ty pewnie też?
Hermiona pokiwała głową i ziewnęła przeciągle.
Gryfoni wstali i udali się do wejść do ich dormitoriów. Przed przejściem do dormitoriów, Hermiona przystanęła i przytuliła mocno Harry'ego.
Chłopak się do niej uśmiechnął i spytał:
- Za co to?
- Za to, że jesteś - oznajmiła Hermiona radośnie. - Za to, że jesteś moim przyjacielem.
Kiedy już oboje mieli udać się do swoich sypialni, Harry rzekł:
- Ekhem... Hermiono, miałem ci przekazać, że Ron chce z tobą porozmawiać - oznajmił, a widząc niemrawą minę przyjaciółki, dodał - on naprawdę żałuje swojego zachowania, Hermiono. Tylko z nim porozmawiaj - poprosił.
Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że się zgadza i życząc kolorowych snów brunetowi, udała się do swojego pokoju. Na szczęście Lavender i Parvati już spały. Jednak wiedziała, że się Gryfonkom nie wywinie i rano odbędzie się szczegółowe przesłuchanie na temat relacji jej i Freda. Szatynka zaśmiała się pod nosem. Przyjaźń jest naprawdę wspaniałą relacją. Pod każda postacią.

Kilka słów od Astry
 Na wstępie - Sorki gregorki za to malutkie spóźnienie, ale rozdział miałam napisany już w piątek, ale internet odmówił mi posłuszeństwa, dlatego stwierdzam zgon, bo umar, ale ożył i już jest ze mną, więc rozdział z szybkością rakiety ląduje na blogu!
Ależ żem namieszała! - no ja musiałam to po prostu napisać! Nie mogę się doczekać waszych spekulacji, podejrzeń, teorii spiskowych, któż to mógł znajdować się w owej klasie, o co chodziło ze słowami Trelawney i ogólnie czekam na wasze odczucia tu i teraz ^^
To taka mała przerwa rozdziałowa względem relacji Freda i Hermiony, ale i ja musiałam trochę odsapnąć od tych wyznań miłosnych, bo czułam, że się robi mdło.
Czy mogę dać wam jakąś podpowiedź? Czytajcie między wierszami. I spodziewajcie się niespodziewanego, bo ja nie mam zamiaru prowadzić tej historii prostymi drogami :)
Och, i zapomniałabym! 
Mam do was sprawę, a właściwie to chciałam się wyżalić.
Ostatni post zobaczyło ponad 150 osób, co cieszy mnie niezmiernie, ale liczba komentarzy była niezbyt adekwatna do wyświetleń.
Ja tu zgrzytam zębami i zastanawiam się, tworząc różne scenariusze, czy wam się podobało czy nie...
Albo wchodzicie na post i w ogóle go nie czytacie, albo nie podoba wam się to co piszę, albo czytacie i wam się podoba, ale nie chce wam się skomentować... I JA TAKICH SCENARIUSZY MAM JESZCZE WIĘCEJ! Okej, ja też jestem totalnym leniem, przyznaję się bez bicia, ale tak często sobie myślę "Czy to co piszesz nie jest idiotyczne?", "Może po prostu przestaniesz pisać, a nie będziesz użerać się z własnym sumieniem?". Mniej więcej takie myśli chodzą po mojej głowie, a wasze komentarze, nie ważne czy długie czy krótkie, niszczą we mnie to dziwne przekonanie. Chciałabym powiedzieć także, że aby komentować rozdziały na blogu, nie musicie mieć żadnego konta - co więcej - możecie komentować anonimowo! Jeśli więc, jesteś tutaj, czytasz to co piszę - proszę skomentuj. Do niczego oczywiście niczego nie zmuszam, ale opinie (nawet negatywne, oczywiście uzasadnione) dają mi moc do pracy, do pisania. To chyba by było tyle ode mnie. Jeśli spóźnię się z następnym rozdziałem o dzień czy dwa, to przepraszam bardzo, ale ostatnimi czasy tak strasznie wciągnęła mnie pierwsza część gry "Dragon Age", że po prostu nie potrafię się od niej oderwać (polecam przy okazji wszystkim! Jest świetna!). To tak jakby kogoś interesowało co robię, jak nie piszę rozdziałów :)

Rozdział ten chciałabym zadedykować Kate Potter, Eli A, Alice Lovegood, Gwiazdeczce 21, Tricii, Marcie Weasley - no po prostu moim stałym czytelniczkom. Dziewczyny - wasze komentarze zawsze wywołują na mojej twarzy ogromny uśmiech. Jak to powiedziała Hermiona do Harry'ego - Dziękuję, że jesteście <3

Pozdrawiam wszystkich cieplutko, mam szczera nadzieję, że pod tym rozdziałem ujawni się trochę moich do tej pory niekomentujących czytelników, bo prośbę pisałam z samego dna mojego serducha i zmotywujecie mnie szalenie, jeśli tak się stanie :)
~ Astrum Confusa