książkach. Fred zaprosił ją do Hogsmeade tylko dlatego, że nie mógł tam iść z Georgem. Zresztą sam jej to przecież powiedział. Mimo wszystko dziewczyna obiecała, że będzie się dobrze bawić w jego towarzystwie. Mógł zaprosić każdego, a zaprosił ją. Coś musiało go do tego skłonić. Oddałaby wiele, żeby się dowiedzieć co.
Hermiona prowadziła tak ze sobą monolog wewnętrzny, gdy dotarła do niej kolejna przerażająca prawda. Nie ma się w co ubrać. Gdy szła do Hogsmeade z Harrym czy Ronem, nie przykładała zbyt dużej wagi do swojego ubioru czy wyglądu. Niby jasno określiła, że wybiera się z Fredem do wioski jako koleżanka, ale nie wiedząc czemu, chciała zrobić na chłopaku wrażenie. Chciała pokazać mu i wszystkim dookoła, że jest też dziewczyną, a nie tylko kujonką, wiecznie siedzącą w książkach.
Hermiona biła się z myślami, skąd wziąć coś ładnego do ubrania. W pewnej chwili coś jej się przypomniało. W ostatnie święta mama podarowała jej sukienkę, której jeszcze nie miała okazji założyć.
Hermiona podeszła lekkim krokiem do swojego kufra. Otworzyła go i zaczęła szukać sukienki pomiędzy książkami i jej codziennymi ubraniami. Na co dzień szatynka ubierała się ładnie i elegancko, ale trudno było dopatrzyć się w jej ubraniach chociażby jednej dziewczęcej rzeczy. Sama nie bardzo wiedziała co ją skłoniło do założenia prezentu właśnie dziś, ale czuła, że nie będzie to zła decyzja. Po kilku minutach szukania w kufrze, w końcu znalazła sukienkę. Dziewczyna jeszcze jej nie widziała, bo nie otwierała podarunku. Chciała to zrobić tego dnia, kiedy zdecyduje się w nią ubrać. Gryfonka wzięła w dłonie prezent zapakowany w turkusowy papier. Położyła go na swoim łóżku, odwiązała wstążkę i otworzyła go. Jej oczom ukazała się piękna fioletowa suknia, zwężana u góry, a lekko rozkloszowana na dole. Była uszyta z jakiegoś delikatnego materiału, a ku jego końcowi znajdowały się małe falbanki. Sukienka była elegancka, a zarazem fantazyjna. Niezbyt wyzywająca, ale i niezbyt infantylna. Hermiona pomyślała, że jest przepiękna. Idealna na weekendową przechadzkę do wioski. Po chwili dostrzegła, że pod nią znajduje się jakaś kartka. Otworzyła ją i zaczęła czytać.
Droga Hermiono!
Zawartość tej paczki jest twoim
prezentem bożonarodzeniowym, co pewnie już wiesz.
Chciałam ci przekazać, że
uszyłam tą sukienkę specjalnie dla ciebie.
Gdy ci ją dawałam, mówiłam, żebyś
założyła ją na specjalną okazję.
Nigdy nie chodziłam do Hogwartu i nie mam
pojęcia jakie w czarodziejskim świecie
mogą być takie okazje (cóż, może jakaś
impreza na miotłach pod chmurami?), ale wiem,
że każde dziecko dorasta tak samo
i każda dziewczynka w końcu zaczyna interesować się
chłopcami. Nawet tak rozsądna jak ty.
Moją prośbą do ciebie jest to, żebyś założyła tą sukienkę dla wyjątkowego chłopaka.
chłopcami. Nawet tak rozsądna jak ty.
Moją prośbą do ciebie jest to, żebyś założyła tą sukienkę dla wyjątkowego chłopaka.
Możesz ją ubrać nawet w zwykły dzień, ale z myślą o tym
jednym chłopcu.
Nie mam zielonego pojęcia kto będzie tym szczęściarzem (może
ten Harry albo Ron o
których tyle opowiadasz?), ale wiem, że jeśli już
zdecydujesz się w nią ubrać, będzie to
dla ciebie wielki krok w stronę w stronę poznania samej siebie.
dla ciebie wielki krok w stronę w stronę poznania samej siebie.
Jesteś piękną i inteligentną młodą czarownicą Hermiono.
A co najważniejsze – jesteś moją córką.
Mądrość i magia są ważne, ale
najważniejsza jest miłość. Pod każdą postacią.
Daj się zaskoczyć, kochanie. Daj
się zaskoczyć temu, dla kogo założysz tą sukienkę.
Mama \
Hermiona przeczytała list z zapartym tchem. Nie sądziła, że jej mama jest taką romantyczką. Wiedziała, że jest sentymentalistką, ale nie sądziła, że podarowała jej tą sukienkę, aby ubrała ją na... randkę? Dziewczyna spojrzała ponownie na pergamin. W liście nie znajdowało się to słowo, ale dało się łatwo wywnioskować, że o to chodziło autorce listu. Mama szatynki bardzo przywiązywała się do wyjątkowych przedmiotów. Sypialnia rodziców Gryfonki była pełna różnych pamiątek czy bibelotów. Jednych bardziej ważnych, a drugich mniej. Zegar babci Hermiony, pozytywka pani Granger, którą dostała od swojego męża, naszyjnik, który miała na sobie, kiedy go po raz pierwszy spotkała. Pewnie chciała, żeby jej córka poszła w jej ślady i również zaczęła gromadzić rzeczy drogie swojemu sercu. Ta sukienka miała być pierwszą rzeczą w jej kolekcji. I wtedy Hermiona poczuła się okropnie. Rok temu była na Balu Bożonarodzeniowym z Wiktorem Krumem, a nawet nie pisnęła słowa o tym swojej mamie. Sądziła, że nie będzie tym zainteresowana. Pani Granger zwykle była poważna i odpowiedzialna. Dziewczyna kupiła sobie sukienkę u Madame Malkin, opierając się jedynie na opinii Ginny. Zwykle takie rzeczy dziewczęta robią właśnie z mamami. Jednak nie pierwszy raz Hermiona pokazała, że ona nie jest zwyczajną dziewczyną. Wszystko robi po swojemu. Zresztą patrząc na to z perspektywy czasu, Wiktor wcale nie był wyjątkowy. Był naprawdę miły, ale to by było na tyle. Gryfonkę znowu dopadło sumienie. Jej mama chciała, żeby ubrała jej prezent dla wyjątkowego chłopaka, na wyjątkową okazję, a ona ubiera ją dla Freda. Dla chłopaka, który w życiu by się nią nie zainteresował. Wiedziała, że to niesprawiedliwe względem swojej mamy, ale nie mogła ubrać zwykłego swetra na takie wyjście. Obiecała sobie, że zrobi na Wealseyu wrażenie. I dokładnie w chwili, gdy o tym pomyślała, dosłownie zapadła się w siebie. Jak ona nie mogła widzieć tego wcześniej? To było takie oczywiste. Dziewczyna zastanawiała się czy może podobać się Fredowi, ale nie myślała o tym, że on może się podobać jej. Cała ta sytuacja rozjaśniła jej całą sprawę. Ona coś czuje do Freda, czuje coś do niego. No, bo jak wytłumaczyć fakt, że chce ubrać tą sukienkę dla niego? Czy ubrałaby się tak dla Harry'ego, Rona, a nawet Wiktora? Nie. Z całą pewnością nie. Zawsze mogła zrzucić to na swoją dumę albo przyznać się do tego, że podoba jej się Fred Weasley. Ta pierwsza opcja wydawała jej się łatwiejsza, ale na pewno nie mądrzejsza. Dla panny Wszystko-Wiem Granger, która zawsze kierowała się rozsądkiem, życie uczuciowe było czymś, czego dopiero się uczyła. A teraz została wrzucona na głęboką wodę, bo się zakochała. Nie, nie zakochała się. Zauroczyła. "Zakochać się" to za mocne słowo na relacje jaka ją łączyła z rudowłosym. Śmieszyły ją jego żarty, uwielbiała z nim rozmawiać i czuła się w jego towarzystwie naprawdę przyjemnie. Jednak to nie ważne, on nawet na nią nie spojrzy. A jeśli spojrzy to, żeby zrobić na złość Ronowi.
Hermiona siedziała na swoim łóżku, tępo gapiąc się w sufit, i rozmyślając o tym wszystkim. Co ona ma zrobić w tej całej sytuacji? Nie chce się zakochać we Fredzie. Nie chce cierpieć, kiedy on ją odrzuci. Nie chce jednak też rezygnować z jego towarzystwa. Czy naprawdę nie mogliby być tylko przyjaciółmi? To wszystko jest takie dziwne. Czy przyjaźń między chłopakiem, a dziewczyną jest możliwa? W końcu szatynka wstała i kątem oka popatrzyła na sukienkę. To niesprawiedliwe względem jej mamy, Freda i nawet niej samej, ale postanowiła ją ubrać. Wzięła materiał w ręce i udała się do łazienki. Kiedy przebrała się w sukienkę, podeszła do lustra i się sobie przyjrzała. Hermiona pomyślała, że tak pięknie wyglądała ostatnio na Balu Bożonarodzeniowym. Suknia sięgała jej do kolan, ładnie układając się na jej ciele. Delikatnie podkreślała jej talię. Gryfonka wyglądała w niej bardzo dziewczęco. Uśmiechnęła się blado do swojego odbicia w lustrze. Po chwili na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Znów spojrzała w lustro i dotknęła swoich włosów. Były napuszone niczym sierść Krzywołapa, gdy polował na myszy. Z pewnością nie mogą zostać w takim stanie. W pewnym momencie przypomniało się dziewczynie, że musiało zostać jej jeszcze trochę płynu do włosów "Ulizanna", którego użyła rok temu, szykując się na bal. Jednak to potem. Najpierw musi się przebrać. Nie pójdzie przecież tak wystrojona na śniadanie. Hermiona weszła z powrotem do pokoju. Lavender i Parvati ciągle spały, ale wiedziała, że niedługo wstaną. Na palcach podeszła do swojego kufra i sięgnęła dwa pierwsze ubrania z wierzchu i zaczęła się w nie przebierać.
Hermiona siedziała na swoim łóżku, tępo gapiąc się w sufit, i rozmyślając o tym wszystkim. Co ona ma zrobić w tej całej sytuacji? Nie chce się zakochać we Fredzie. Nie chce cierpieć, kiedy on ją odrzuci. Nie chce jednak też rezygnować z jego towarzystwa. Czy naprawdę nie mogliby być tylko przyjaciółmi? To wszystko jest takie dziwne. Czy przyjaźń między chłopakiem, a dziewczyną jest możliwa? W końcu szatynka wstała i kątem oka popatrzyła na sukienkę. To niesprawiedliwe względem jej mamy, Freda i nawet niej samej, ale postanowiła ją ubrać. Wzięła materiał w ręce i udała się do łazienki. Kiedy przebrała się w sukienkę, podeszła do lustra i się sobie przyjrzała. Hermiona pomyślała, że tak pięknie wyglądała ostatnio na Balu Bożonarodzeniowym. Suknia sięgała jej do kolan, ładnie układając się na jej ciele. Delikatnie podkreślała jej talię. Gryfonka wyglądała w niej bardzo dziewczęco. Uśmiechnęła się blado do swojego odbicia w lustrze. Po chwili na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Znów spojrzała w lustro i dotknęła swoich włosów. Były napuszone niczym sierść Krzywołapa, gdy polował na myszy. Z pewnością nie mogą zostać w takim stanie. W pewnym momencie przypomniało się dziewczynie, że musiało zostać jej jeszcze trochę płynu do włosów "Ulizanna", którego użyła rok temu, szykując się na bal. Jednak to potem. Najpierw musi się przebrać. Nie pójdzie przecież tak wystrojona na śniadanie. Hermiona weszła z powrotem do pokoju. Lavender i Parvati ciągle spały, ale wiedziała, że niedługo wstaną. Na palcach podeszła do swojego kufra i sięgnęła dwa pierwsze ubrania z wierzchu i zaczęła się w nie przebierać.
***
Fred siedział przy jednym ze stolików w Pokoju Wspólnym, czekając na Hermionę. W pomieszczeniu było niewiele osób, bo większość już udała się do Sali Wejściowej. Koło rudowłosego siedział Lee Jordan, który już chciał stąd iść i wyraźnie się irytował. Zresztą Fred też, ale on nie dawał tego po sobie poznać.
- Cóż, stary, ciężko mi to powiedzieć, ale Hermiona chyba cię wystawiła - zauważył Lee, kiedy w pokoju zostali tylko oni i Ron, który siedział w kącie pokoju, niby czytając książkę. Jednak Fred mógł się założyć, że przysłuchuje się ich rozmowie.
Fred na te słowa tylko prychnął i oparł łokcie o blat stołu.
- Nie zrobiłaby mi tego. Nie bez powodu... - zaczął coraz bardziej zaniepokojony chłopak.
- Susan mnie zabije jak się spóźnię - żachnął się Lee, na co Fred zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się do niego dziwnie.
- Susan powiadasz? - zaczepił przyjaciela rudowłosy.
Jordan nerwowo spojrzał w sufit, starając się ignorować podejrzliwy wzrok rudowłosego.
- No, bo widzisz... Ja ją zaprosiłem do Trzech Mioteł i... Ej! Po co ja ci się tłumaczę! Ty idziesz z Hermioną!
- Ależ jesteś spostrzegawczy - mruknął Fred.
- No właśnie! Ty mi nie mówiłeś nic o waszej... relacji, a teraz ja mam ci się zwierzać? - oburzył się Lee, a Weasley tylko wzruszył ramionami.
- Bo to nic poważnego. Tak mi się wydaje. Idziemy jako przyjaciele - wytłumaczył Gryfon.
Jego przyjaciel spojrzał na niego kątem oka.
- Jako przyjaciele powiadasz... - powiedział i sugestywnie poruszył brwiami - W twoim przypadku musi to znaczyć "Wpadłem po uszy, ale nie chcę się do tego przyznać" - rzekł Lee, na co rudowłosy zamachnął się, żeby uderzyć go w ramię, ale Jordan był szybszy i zdążył zrobić unik.
- Dobra, dobra. Leć do tej swojej Susan, bo szybciej niż ona, zabiję cię ja za te twoje ZUPEŁNIE nieśmieszne żarty - burknął Fred i machnął dłonią w stronę dziury w obrazie.
Lee tylko zarechotał głośno i pobiegł w stronę wyjścia z pomieszczenia. Wtedy starszy z bliźniaków zaczął myśleć o swoim bracie. Zwykle to z Georgem tak się przedrzeźniali. Lee był dobrym przyjacielem, ale brat to brat. Fredowi brakowało towarzystwa bliźniaka, ale nie dawał po sobie tego poznawać. Nie będzie się nikogo o nic prosił, a na pewno nie będzie przepraszał za coś czego nie zrobił. Z rozmyślań wyrwał rudowłosego głośny trzask drzwi, dochodzący z dziewczęcego dormitorium. Po kilku chwilach usłyszał kroki po schodach i ciche chichoty. Nagle z wyjścia do dormitorium ukazała się uśmiechnięta Hermiona w towarzystwie Parvati i Lavender. Trzy dziewczęta o czymś szeptały między sobą i cicho się śmiały. W pewnej chwili szatynka spojrzała w stronę pokoju, a dokładniej w miejsce, gdzie siedział Fred. Dziewczyna lekko uśmiechnęła się do chłopaka, a sam Weasley poczuł jak miękną mu kolana. W jego mniemaniu Hermiona wyglądała fantastycznie. Ubrana w śliczną fioletową sukienkę oraz uczesana w długiego warkocza opadającego na jej ramię, zrobiła na chłopaku wielkie wrażenie. Wyglądała tak uroczo, a zarazem tak niezwykle. Szatynka śmiało ruszyła w stronę stołu, przy którym siedział Gryfon. Gdy dziewczyna wraz z koleżankami była już niedaleko rudowłosego, bliźniak uśmiechnął się szeroko do Hermiony, z niewodzącym wzrokiem pełnym zafascynowania. Na ten widok wszystkie dziewczęta cicho zachichotały. Dosłownie kilka metrów od stolika Parvati i Lavender szepnęły coś do Gryfonki na ucho i ruszyły w stronę dziury w obrazie, po drodze wołając:
- Do zobaczenia Hermiono! - krzyknęła Parvati.
- Wszystko nam potem opowiesz! - dodała Lavender, a panna Granger tylko wywróciła oczami.
Do Freda raptem dotarło, że tępo wpatruje się w dziewczynę, dlatego wstał i szybko do niej podszedł.
- Cześć Hermiono - przywitał się rudowłosy nieco drżącym głosem. - Pięknie wyglądasz - dodał niepewnie, a szatynka momentalnie się zarumieniła.
- Cześć... Dziękuję... Muszę przyznać, że pierwszy raz widzę cię w koszuli Fredzie Weasleyu. Powiem ci, że bardzo ci w niej na twarzy - odparła Gryfonka.
- Sugerujesz, że często chodzę BEZ koszuli? - zapytał żartobliwie Weasley.
- No nie, ale...
- Jak chcesz mogę chodzić bez koszuli częściej, specjalnie dla ciebie - zasugerował Fred, unosząc lekko brwi.
Dziewczyna wiedziała, że to żart, ale mimo tego, ta świadomość nie uchroniła jej przed szkarłatem oblewającym jej policzki. Rudowłosy widząc rumieniec na jej twarzy, miał ochotę dotknąć jej policzka i powiedzieć szatynce, że przy nim nie ma się czego wstydzić, ale w porę się opamiętał.
Ni stąd ni zowąd, Hermiona zaczęła się śmiać, a po chwili dołączył do niej Gryfon. Nie miał pojęcia co tak rozśmieszyło dziewczynę, bo chyba nie jego żart. Sądził, że on ją raczej zawstydził.
- Jesteś taki zabawny - powiedziała Gryfonka, ciągle szeroko się uśmiechając.
Fred spojrzał na nią i mrugnął do niej.
- No Amerykę odkryłaś złotko - odparł sarkastycznie.
Szatynka splotła swoje ręce na klatce piersiowej i dziwnie popatrzyła na chłopaka.
- Możesz przestać to robić? - zapytała tajemniczo.
Rudowłosy drgnął nieco zdezorientowany i spytał:
- Ale co?
Gryfonka pokręciła głowa z dezaprobatą. Chciała powiedzieć mu to już wcześniej, ale bała się jego reakcji na ten temat. Teraz nadarzyła się świetna okazja na to, żeby przekazać mu to i przy okazji sprawdzić na jakim gruncie stoją.
- Och, no podrywać mnie! - rzekła trochę ironicznie Hermiona.
Z pewnością nie robił tego, dlatego że podobała mu się, ale coś musiało kierować jego poczynaniami. Fred bardzo się zmieszał. Czyli ona wie o tym, że on... że on coś do niej czuje? Nie... pewnie się wygłupia. Tak, to jedyne racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji. Dlatego on też postanowił zażartować.
- No wiesz co? Nie pochlebiaj sobie! Zresztą to nie ja insynuuję tutaj, żebyś pozbyła się górnej części swojej garderoby, w przeciwieństwie do ciebie - odgryzł się Gryfon.
Hermiona zaśmiała się jakby sztucznie, bo w tamtej chwili coś do niej dotarło. Co jeśli chłopak zachowuje się tak tylko dlatego, że wygląda ładniej niż zwykle? Ile w jego zachowaniu było sympatii do tej "nowej" Hermiony, a ile było do "starej"? Szybko jednak otrząsnęła się z tych rozmyślań. Fred była dla niej miły zawsze, nie tylko teraz. Rozmawiał z nią, żartował. No i nie można zapomnieć o tym wydarzeniu w bibliotece. Szatynka od razu skarciła się w myśli za to, że mogła pomyśleć, że ten chłopak może być powierzchowny. Owszem był frywolny i może nawet dziecinny, ale z pewnością nie można mu było zarzucić próżności. Z pewnością nie patrzył na nikogo przez pryzmat wyglądu, więc dlaczego miałby patrzeć w taki sposób na nią?
- Halo ziemio, tutaj twój księżyc, musimy już iść! - usłyszała głos rudowłosego i momentalnie zaprzestała swoich rozmyślań.
- Och, no tak... Chodźmy już - jedynie tyle zdołała wydusić z siebie Gryfonka.
To będzie dobry dzień. To będzie miły dzień - pomyślała Hermiona. Bardziej mylić się nie mogła.
Kiedy Gryfoni byli już przy wyjściu z Pokoju Wspólnego, Fred nagle złapał się ramienia dziewczyny. Wszystko co było potem, stało się dosłownie w ułamku sekundy. Szatynka spojrzała na chłopaka zmartwiona. W jego oczach było widać strach i słabość. To było dość niecodziennym widokiem, bo Fred Weasley zwykle tryskał radością i pewnością siebie. Jakiś czas potem - może sekundy, a może godziny później - rudowłosy upadł z głuchym łoskotem na podłogę. Zemdlał. A Hermiona dosłownie zwariowała ze strachu.
- Do zobaczenia Hermiono! - krzyknęła Parvati.
- Wszystko nam potem opowiesz! - dodała Lavender, a panna Granger tylko wywróciła oczami.
Do Freda raptem dotarło, że tępo wpatruje się w dziewczynę, dlatego wstał i szybko do niej podszedł.
- Cześć Hermiono - przywitał się rudowłosy nieco drżącym głosem. - Pięknie wyglądasz - dodał niepewnie, a szatynka momentalnie się zarumieniła.
- Cześć... Dziękuję... Muszę przyznać, że pierwszy raz widzę cię w koszuli Fredzie Weasleyu. Powiem ci, że bardzo ci w niej na twarzy - odparła Gryfonka.
- Sugerujesz, że często chodzę BEZ koszuli? - zapytał żartobliwie Weasley.
- No nie, ale...
- Jak chcesz mogę chodzić bez koszuli częściej, specjalnie dla ciebie - zasugerował Fred, unosząc lekko brwi.
Dziewczyna wiedziała, że to żart, ale mimo tego, ta świadomość nie uchroniła jej przed szkarłatem oblewającym jej policzki. Rudowłosy widząc rumieniec na jej twarzy, miał ochotę dotknąć jej policzka i powiedzieć szatynce, że przy nim nie ma się czego wstydzić, ale w porę się opamiętał.
Ni stąd ni zowąd, Hermiona zaczęła się śmiać, a po chwili dołączył do niej Gryfon. Nie miał pojęcia co tak rozśmieszyło dziewczynę, bo chyba nie jego żart. Sądził, że on ją raczej zawstydził.
- Jesteś taki zabawny - powiedziała Gryfonka, ciągle szeroko się uśmiechając.
Fred spojrzał na nią i mrugnął do niej.
- No Amerykę odkryłaś złotko - odparł sarkastycznie.
Szatynka splotła swoje ręce na klatce piersiowej i dziwnie popatrzyła na chłopaka.
- Możesz przestać to robić? - zapytała tajemniczo.
Rudowłosy drgnął nieco zdezorientowany i spytał:
- Ale co?
Gryfonka pokręciła głowa z dezaprobatą. Chciała powiedzieć mu to już wcześniej, ale bała się jego reakcji na ten temat. Teraz nadarzyła się świetna okazja na to, żeby przekazać mu to i przy okazji sprawdzić na jakim gruncie stoją.
- Och, no podrywać mnie! - rzekła trochę ironicznie Hermiona.
Z pewnością nie robił tego, dlatego że podobała mu się, ale coś musiało kierować jego poczynaniami. Fred bardzo się zmieszał. Czyli ona wie o tym, że on... że on coś do niej czuje? Nie... pewnie się wygłupia. Tak, to jedyne racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji. Dlatego on też postanowił zażartować.
- No wiesz co? Nie pochlebiaj sobie! Zresztą to nie ja insynuuję tutaj, żebyś pozbyła się górnej części swojej garderoby, w przeciwieństwie do ciebie - odgryzł się Gryfon.
Hermiona zaśmiała się jakby sztucznie, bo w tamtej chwili coś do niej dotarło. Co jeśli chłopak zachowuje się tak tylko dlatego, że wygląda ładniej niż zwykle? Ile w jego zachowaniu było sympatii do tej "nowej" Hermiony, a ile było do "starej"? Szybko jednak otrząsnęła się z tych rozmyślań. Fred była dla niej miły zawsze, nie tylko teraz. Rozmawiał z nią, żartował. No i nie można zapomnieć o tym wydarzeniu w bibliotece. Szatynka od razu skarciła się w myśli za to, że mogła pomyśleć, że ten chłopak może być powierzchowny. Owszem był frywolny i może nawet dziecinny, ale z pewnością nie można mu było zarzucić próżności. Z pewnością nie patrzył na nikogo przez pryzmat wyglądu, więc dlaczego miałby patrzeć w taki sposób na nią?
- Halo ziemio, tutaj twój księżyc, musimy już iść! - usłyszała głos rudowłosego i momentalnie zaprzestała swoich rozmyślań.
- Och, no tak... Chodźmy już - jedynie tyle zdołała wydusić z siebie Gryfonka.
To będzie dobry dzień. To będzie miły dzień - pomyślała Hermiona. Bardziej mylić się nie mogła.
Kiedy Gryfoni byli już przy wyjściu z Pokoju Wspólnego, Fred nagle złapał się ramienia dziewczyny. Wszystko co było potem, stało się dosłownie w ułamku sekundy. Szatynka spojrzała na chłopaka zmartwiona. W jego oczach było widać strach i słabość. To było dość niecodziennym widokiem, bo Fred Weasley zwykle tryskał radością i pewnością siebie. Jakiś czas potem - może sekundy, a może godziny później - rudowłosy upadł z głuchym łoskotem na podłogę. Zemdlał. A Hermiona dosłownie zwariowała ze strachu.
Kilka słów (więcej) od Astry
Na samym początku chciałabym przeprosić za ten koniec. Naprawdę, naprawdę, naprawdę nie chciałam was zostawiać w takim momencie! Miałam do wyboru - zostawić was w strasznie nudnym momencie albo zostawić was w niepewności. Jak już wiecie - wybrałam tą drugą opcję. Jak już kiedyś mówiłam, dla osób takich jak ja jest przygotowane specjalne miejsce w piekle. Rozdział jest o 6 dni za późno, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie, bo ŚWIĘTA! Czas przebaczania i w ogóle, więc i może i mi dacie trochę przebaczenia za spóźnienie i tą końcówkę, co? ^^ Wiadomo - pieczenie ciast z tatą (tak, tak dobrze przeczytaliście, u mnie to tata rządzi w kuchni), rzucanie czekoladowymi jajkami w młodszą siostrę, malowanie pisanek i kłócenie się o to która jest ładniejsza - nie mogło się w końcu zrobić samo! Dobrze, dobrze, a teraz o rozdziale:
Nie będę narzekać, że nie miałam weny, czy coś w tym rodzaju, bo ja teraz to sama nie wiem kiedy ją mam, a kiedy nie. Zresztą pewnie już się wam to znudziło. Nie będę też błagać o komentarze, ale byłoby mi niezmiernie miło poczytać wasze opinie o mojej twórczości. Kochani, zwrot akcji is coming, więc ślubu Freda i Hermiony się nie spodziewajcie, bo ja jeszcze pogmatwam ich drogi (Łał, jestem chyba pierwszą autorką, która się do tego oficjalnie przyznaje!) Długie, długaśne te "kilka słówek" ode mnie, ale jestem w humorze to piszę wszystko co mi serce zapoda. Nowy rozdział będzie z pewnością po świętach, więc już teraz chciałabym wam życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT! MOKREGO JAJKA I SMACZNEGO DYNGUSA CZY CZEGO TAM SIĘ TERAZ ŻYCZY (tak, to miało być śmieszne, ale nie wyszło chyba).
Tak sobie pomyślałam, że mam ochotę dodać piosenki przy których pisałam ten rozdział, bo są po prostu genialne (jak i cały zespół), choć to nie do końca mój klimat, bo wolę raczej mocniejsze kawałki. Tak czy siak, moimi inspiracjami były:
Digital Daggers - Where the lonely ones roam
Co to ja miałam jeszcze? A, no tak. Ostatnio mówiłam, że "bawię się" programami graficznymi (bo czymś profesjonalnym to co robię raczej nie można nazwać) i tworzę obrazki o tematyce Fremione (i nie tylko). Jestem też także w trakcie tworzenia fanowskiego filmiku o tej parze, więc jak będzie gotowy to z pewnością się pochwalę (czytaj wypromuję). Chciałam wam pokazać moje trzy ulubione obrazki, tak korzystając z okazji. Resztę zobaczycie na moim Pintereście.
No cóż, jeśli ktoś chciałby jakieś tło czy coś w tym stylu to ja bardzo chętnie zrobię (niekoniecznie musi być o Fremione, może być nawet poza tematyką Potterowską). Rozpisałam się jak nigdy i już sobie idę, bo was zdemotywuję do zostawienia komentarza. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i nowy przewiduję na środę-czwartek. A teraz lecę skomentować rozdziały innym, bo mam w tym niezłe zaległości.
Ps. Dziękuje za prawie 3000 wyświetleń bloga. To bardzo motywuje do pracy!
Pozdrawiam cieplutko
~ Astrum Confusa

