poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 11

Hermiona szła przez korytarze Hogwartu, zmierzając w stronę biblioteki. Była dosłownie kilka stóp od wejścia, kiedy usłyszała jakiś hałas, dochodzący z  jednej z pobliskich klas. Zawahała się przez chwilę, wpatrując się w wejście do miejsca do którego zmierzała, jak i w wejście do pomieszczenia z którego dobiegał szmer. W końcu Gryfońska odwaga zwyciężyła. Choć może to była ciekawość. Ta cecha z pewnością nie należała do cech domu z którego pochodziła, ale trochę zaciekawienia jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Dziewczyna na palcach podeszła do drzwi owej klasy, choć właściwie nie wiedziała w jakim celu się skradała, bo rumor był już tak głośny, że bez problemu obudziłby cały Hogwart. Kiedy szatynka była przy sali, zrozumiała, że to nie z niego dobiega ten hałas. Teraz było wyraźnie słychać, że ten dźwięk dochodził jakby z góry, z piętra wyżej. Mimo wszystko, drzwi klasy, przy której stała, były lekko uchylone, co ją zaintrygowało. Przez szparę w drzwiach widziała, że w pokoju jest ciemno, więc bez wahania uchyliła drzwi bardziej, tak aby mogła zobaczyć wnętrze klasy. Gryfonka ujrzała puste pomieszczenie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kiedy bliżej się przyjrzała, ujrzała, że na jednej z ławce leżał świecznik, który był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Gdy Hermiona wytężyła wzrok, dostrzegła w kątach pokoju dwie postacie. Ich sylwetki były tylko zarysowane lekką łuną światła przez nikłe oświetlenie w klasie. Dziewczyna stojąca przy drzwiach mogła wywnioskować tylko tyle, że jedna z postaci jest wysoka, a druga ewidentnie niższa. Jedna z osób wyglądała na dziewczynę, a druga na chłopaka. Coś mówili, ale przez hałas dochodzący z góry niewiele było słychać z ich wymiany zdań. Jednak dało się usłyszeć głośniej wypowiedziane słowa. Reszta była tylko niezrozumiałym szumem.
- Czy ty kompletnie z tym powariowałaś? - zapytał męski głos, który Hermiona z pewnością znała, ale przez rumor z góry nie mogła jednoznacznie określić jego właściciela.
- Ja? Zwariowałam? Ty mi to dałeś - żachnęła się dziewczyna, która miała też dziwnie znajomą barwę głosu.
- Gdybym wiedział, że podasz to Fredowi, to w życiu bym ci tego nie dawał! Zdajesz sobie sprawę, że on miał uczulenie na jakiś składnik tego eliksiru? - powiedział z wyrzutem chłopak, a do Hermiony mimochodem dotarło, że mówią o eliksirze miłosnym, który został podany przez kogoś Fredowi. Czyli, że ma przed sobą sprawców tej całej sprawy, a nic nie może właściwie zrobić, bo różdżkę zostawiła w dormitorium, a do pokoju nauczycielskiego był kawał drogi. Zresztą nawet nie wiedziała kim jest dwójka nastolatków, a oni mogliby się przecież wszystkiego wyprzeć. Dziewczyna tak zastanawiała się przez chwilę co ma zrobić w tej sytuacji, kiedy damski głos znów rozbrzmiał wokół harmidru tłuczonego szkła i przesuwanych mebli z klasy wyżej.
- Zawrzyjmy układ, okej? Ty mi dasz eliksir, który zadziała, a ja nie powiem Fredowi, że to twoja sprawka - powiedziała przesadnie słodkim głosem dziewczyna.
Chłopak siedzący w kącie, na te słowa lekko się wzdrygnął.
- Mam zawierać układ z tobą? Już raz zawarłem i widzisz co z tego wyszło. Mogę ci go dać pod tym warunkiem, że obiecasz, że nie użyjesz go na nikim kogo znam - odrzekł.
- Tego niestety nie mogę ci obiecać - powiedziała dziewczyna z lekkim sarkazmem w głosie.
- W takim razie ja nie mogę zawierać z tobą żadnych układów - prychnął męski głos.
- Nie będę się przed tobą płaszczyć. Sama sobie poradzę.
- W takim razie powodzenia. Tylko pamiętaj - patrzę ci na ręce - odpowiedział jej chłopak.
- Jestem sprytniejsza niż myślisz - odparła dziewczyna
Nagle gdzieś za sobą Hermiona usłyszała głośne kroki. Przestraszyła się i schowała się za jedną z pobliskich kolumn. Okazało się, że to Filch zmierza w stronę schodów.
- Jak znajdę tego Irytka to porachuję mu kości! Dumbledore powinien już dawno zrobić z nim porządek - mamrotał niewyraźnie pod nosem Woźny.
Chwilę potem Hermiona spostrzegła zbliżającą się w jej stronę McGonagall i migiem dotarło do niej, że powinna już być w dormitorium.
Przez chwilę chciała zostać i zobaczyć kto był w klasie, ale rozwaga ją przed tym opamiętała. Szybko chwyciła torbę i ruszyła w stronę schodów, modląc się w duchu, żeby opiekunka Gryffindoru jej nie zauważyła. Na szczęście Minerva McGonagall zaczęła obchód po klasach, więc nie zauważyła Hermiony. Gryfonka szybkim krokiem ruszyła na 7 piętro do wieży jej domu.
***
Będąc na piątym piętrze, szatynka nieco zwolniła, bo po drodze nie napotkała na żadnego nauczyciela. Chciała pomyśleć i poukładać sobie to wszystko w głowie, a w Pokoju Wspólnym, a tym bardziej w jej dormitorium w którym Lavender i Parvati z pewnością czekają na rewelacje z Hogsmeade, nie dałoby się w spokoju zastanowić. No cóż, obie dziewczęta nieźle się zawiodą, kiedy się dowiedzą, że wypad Hermiony i Freda nie wypalił. Zresztą dziewczyna nie miała ochoty opowiadać Gryfonkom o ich "prawie pocałunku", więc kiedy już się uda do swojego pokoju, to z pewnością wtedy, kiedy obie dziewczęta już dawno będą znajdować się w krainie snów.
Hermiona idąc przez ciemny korytarz, zastanawiała się nad tym, kto mógł znajdować się w tej klasie.
Starała się utożsamić z kimś owe głosy, zrozumieć przekaz ich słów. Niewiele jednak z jej starań wychodziło. Ciągle jedyną rzeczą jaką wiedziała, było to, że ktoś próbował omamić Freda eliksirem miłosnym. Tylko kto mógłby to zrobić? Z tamtej rozmowy wynikało, że to ta dziewczyna starała się podać rudowłosemu ten eliksir. Można było też podejrzewać, że chłopak znajdujący się w tamtej klasie, dał jej owy eliksir. Cała ta teoria jednak nie bardzo trzymała się kupy. No, bo niby kto i w jakim celu miał podłożyć Weasley'owi ten eliksir? Kim była ta dziewczyna? Czy niedawna sytuacja w Sowiarni w jakiś sposób łączyła się z dzisiejszym zdarzeniem? Pierwsza myśl jaka ją naszła - Malfoy. Niby bliźniacy mu się narazili, ale jakoś trudno było uwierzyć dziewczynie, że kierowałaby nim taka żądza zemsty. Okej, jest arystokratycznym dupkiem, ale czymś nieprawdopodobnym by było, gdyby szanowny pan "Jestem-czystej-krwi-i-jestem lepszy" zawracał sobie głowę jakimiś "zdrajcami krwi". Nie mniej Hermiona obiecała sobie, że będzie uważniej obserwować tą tlenioną fretkę, tak na wszelki wypadek. Nie wiedziała też czy ma opowiedzieć o tej całej sytuacji Fredowi. To wszystko były tylko przypuszczenia, nie chciała rzucać w stronę nikogo żadnych bezpodstawnych oskarżeń, a Fred z pewnością wyszedłby ze skóry, żeby dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi. Złamałby tysiące zasad i wpakowałby się w niezłe kłopoty. Szatynka postanowiła, że na razie zachowa tą całą tajemniczą sytuację dla siebie. W jakiś sposób sama postara się znaleźć winnych tego zdarzenia.
 Kiedy tak Hermiona się zastanawiała nad tymi podejrzeniami, poczuła silny zapach wiśniowego sherry i spostrzegła wychodzącą zza rogu Sybillę Trelawney. Hermionę bardzo zdziwił widok spacerującej nauczycielki po korytarzach Hogwartu. Zwykle przesiadywała w swojej wieży, nie pojawiała się nawet w Wielkiej Sali na obiadach czy kolacjach. Gryfonka już miała zamiar udać się w drugą stronę, nawet się odwróciła, ale na jej nieszczęście profesor ją zauważyła.
- Och, kochanieńka, czemuż to pałętasz się po zamku o tej porze? - zapytała nieco nieobecnym głosem Trelawney, podchodząc do szatynki.
Hermiona zdziwiła się, słysząc miły ton głosu nauczycielki. Była pewna, że nie dostanie punktów minusowych dla Gryffindoru, bo profesor nigdy nie przyznawała punktów, ani tych dodatnich, ani tych ujemnych (przynajmniej kiedy nastolatka uczęszczała na jej zajęcia), ale sądziła, że z faktu iż nie jest jej uczennicą, będzie dla niej bardziej oschła.
- Ja... Ja już wracam do swojego dormitorium - odparła zawstydzona Hermiona i ruszyła w stronę schodów, ale wtedy poczuła jak nauczycielka łapie ją za ramię. Dziewczyna odruchowo się odwróciła i pytająco spojrzała na kobietę.
- Nie tak szybko, kochana - powiedziała Sybilla. - Nie bój się, nie dam ci szlabanu za łażenie po Hogwarcie nocą. Chcę tylko się czegoś dowiedzieć.
Szatynka popatrzyła na nauczycielkę Wróżbiarstwa, jakby się zastanawiała czy to aby na pewno ona, a nie ktoś się pod nią podszywający. W końcu profesor Trelawney jaką znała, zwykła mówić zagadkami i co drugie zdanie przepowiadać śmierć albo jakiś wypadek. Po chwili doszła jednak do wniosku, że żadna osoba poza Trelawney nie zdołałaby wypić tyle wiśniowego sherry (a o jej pasji do tego trunku chodziło wiele plotek w murach zamku).
Nauczycielka wpatrywała się w Hermionę przez swoje wielkie, powiększające oczy okulary, jakby oczekiwała jakieś odpowiedzi ze strony dziewczyny.
- A... A  czego chce się pani dowiedzieć ode mnie? - spytała zdziwiona Gryfonka.
Sybila popatrzyła się na nią niepewnie i zerknęła ukradkiem na boki korytarza, jakby chciała się upewnić, że nikt ich nie obserwuje.
Potem zapytała szeptem:
- Kiedy szłaś, nie widziałaś czasem tej całej Umbridge?
Gryfonkę bardzo zaskoczyło to pytanie. Co Trelawney mogła mieć do Umbridge?
- Nie, nie widziałam jej - odparła zgodnie z prawdą dziewczyna.
Kobieta westchnęła z ulgą.
- Niech Wenusowi będą dzięki! Ostatnio cały czas za mną łazi. Nie mogę nawet spokojnie przejść się do kuchni. Podejrzewam, że mnie obserwuje - powiedziała nauczycielka już spokojniejszym tonem.
Hermionę zaintrygowało jedno ze zdań, które wypowiedziała Trelawney. Postanowiła zapytać o jej wątpliwość.
- Obserwuje? Jak to?
Sybilla tylko wzruszyła ramionami i usiadła na pobliskiej ławce. Dziewczyna usiadła niedaleko kobiety i spojrzała na nią wyczekująco. Nigdy nie przepadała za tą profesor, a już na pewno nie za przedmiotem którego nauczała, ale kiedy Umbridge prowadzi swoją dyktaturę, nawet nauczycielka nielubianych zajęć może stać się swojego rodzaju sojusznikiem.
- Podejrzewam, że chce mnie usunąć ze stanowiska nauczycielki Wróżbiarstwa. Te całe wizytacje, oceny nauczania... Czuję, że ta różowa ropucha tylko czeka na pretekst, żeby mnie wyrzucić z Hogwartu - rzekła Trelawney, a w jej głosie dało się usłyszeć gniew, odrazę i niepokój zarazem.
Hermionie w pewnym sensie zrobiło się żal profesor. Mimo iż uważała Wróżbiarstwo za niezbyt przydatny przedmiot, a nawet zupełnie niepotrzebny, to w głowie jej się nie mieściło, żeby Umbridge mogła robić takie zamieszanie w reformie nauczania. Może sama Gryfonka nie przepadała za przedmiotem, którego uczyła Sybilla, ale w końcu są w szkole osoby, które go lubią, zresztą coś musiało kierować Dumbledorem, kiedy ją zatrudniał.
- Nie może tego zrobić! Dumbledore jej nie pozwoli - powiedziała Hermiona.
- Tak uważasz? - zapytała niepewnym głosem nauczycielka.
  - Oczywiście. Dyrektor nie pozwoli, żeby ministerstwo magii ingerowało w sprawy Hogwartu w tak drastyczny sposób. Podobno przeznaczeniem tej landryny jest wprowadzanie reform w szkole, ale moim zdaniem dyrektor przynajmniej na razie trzyma nad wszystkim pieczę - wyraziła swoje zdanie na ten temat dziewczyna.
W tamtej chwili stało się coś dziwnego. Nauczycielka nagle jakby cała zesztywniała, a jej wzrok stał się tępy, nieobecny. Spojrzała na Hermionę, która nie lada się wystraszyła.
- Twoje przeznaczenie zajrzy w oczy śmierci. Twoje serce rozpadnie się na tysiąc kawałków, a każdy z nich będzie trucizną w czystej postaci. Przeznaczenie wskaże ci miłość, ale przeznaczenie jest ślepe, może się mylić. Groza przeszyje twe ciało, kiedy usłyszysz dźwięk zapomnianej melodii. Wszystko zależy od wyboru. Twojego wyboru. Wybierz jedno albo strać wszystko - powiedziała dziwnym, wysokim i nawet przerażającym głosem Trelawney.
Szatynka odsunęła się przestraszona od kobiety, ale mimo wszystko słuchała jej słów. Gryfonka nie miała pojęcia o co chodziło w tej wypowiedzi, nie wiedziała nawet czy te słowa odnosiły się do niej samej. Wpatrywała się tylko nieco przestraszona w nauczycielkę. Wtedy Sybilla zamrugała kilka razy, a jej wzrok stał się znów pokryty lekką mgłą, jaki to był jeszcze kilka chwil temu.
- Coś mówiłaś, dziecko? - zapytała już swoim normalnym głosem Trelawney.
  Dziewczyna tylko pokręciła lekko głową.
- Nie, ale pani... - zaczęła Hermiona, ale profesor jej przeszkodziła.
- Nazywasz się Hermiona... Hermiona Granger, czyż nie? I pochodzisz z mugolskiej rodziny, prawda? Dlaczego już nie chodzisz na moje zajęcia? - zapytała kobieta.
- Zrezygnowałam z Wróżbiarstwa na trzecim roku, kiedy to pani powiedziała, że jestem totalnym beztalenciem w tym przedmiocie - odparła zdziwiona szatynka.
Trelawney wydawała się być nieco zszokowana słowami dziewczyny.
- Ja coś takiego powiedziałam? Nonsens. Musiałaś mnie źle zrozumieć - oznajmiła nauczycielka.
- Może nie w ten sposób to pani ujęła, ale sens tych słów jest taki sam.
Sybilla tylko podrapała się po głowie i poprawiła chustę na swojej szyi, po czym rzekła:
- No cóż, w końcu nie każdy musi mieć talent do tego trudnego i majestatycznego przedmiotu jakim jest Wróżbiarstwo. Oczywiście nawet ja mogę się mylić, trzeci rok powiadasz... Och, to był 1993, czyż nie? Och, pamiętam ten czas. Ta ucieczka tego strasznego Blacka, później wieść o tym, że jeden z nauczycieli był wilkołakiem... Ciężki to był czas dla mojego wewnętrznego oka, nie przeczę... W dodatku to niesprzyjające ułożenie planet... Można by pokusić się na stwierdzenie, że moje decyzje w tamtym czasie były dość nieprzemyślane. Naprawdę nie chciałabyś znów uczęszczać na moje zajęcia?
- Emm... Wie pani, ja już chodzę na Numerologię, nawet gdyby chciała znów uczęszczać na Wróżbiarstwo, to kolidowało by to z moimi zajęciami... - wykręciła się z niefortunnej sytuacji Hermiona, która wcale nie miała ochoty znów chodzić na przedmiot profesor Trelawney.
Nauczycielka pokiwała głową ze zrozumieniem i rzekła jedynie:
- No cóż, mówi się trudno. Nie mniej moja propozycja jest zawsze aktualna, pamiętaj o tym. W obecnej sytuacji przyda mi się każdy uczeń, który także sprzeciwia się ukochanej pani z ministerstwa. Ty też na nią uważaj, coś czuję, że już niedługo zacznie węszyć wśród uczniów. A teraz zmykaj do swojego dormitorium, bo jak ta ropucha nas tutaj przyłapie, to obie będziemy miały problemy. Tymczasem ja udam się do kuchni... Tak tylko sprawdzić, czy czasem i tam już nie ma swoich wtyk - oznajmiła Sybilla i udała się w stronę piwnicy Hufflepuffu. Dziewczyna była wręcz przekonana, że udała się tam, by uzupełnić swoje zapasy sherry, ale w końcu Trelawney jej nie wydała, więc niesprawiedliwym było by teraz iść na nią komuś nakablować. Zwłaszcza w jej sytuacji. Hermiona zaczęła się wspinać po schodach na siódme piętro i zastanawiać się nad słowami Trelawney. Nie nad tymi, które wypowiedziała w pełni świadomie, ale nad tymi, kiedy zaczęła mówić tym wysokim głosem. Może to nieco dziwne, ale brzmiało to trochę jak jakaś przepowiednia. W końcu, okej, Sybilla mówiła zagadkami, ale te słowa były tak wyrwane z kontekstu, że nawet na tą kobietę było to bardzo surrealistyczne. Gryfonkę nawiedziła myśl, że zupełnie nie spodziewała się rankiem, gdy wstawała, że to będzie tak szalony dzień. Zwykle dziewczyna miała wszystko poukładane, zaplanowane, a ten dzień był jedną wielką niespodzianką. Tyle dziwnych wydarzeń, tyle niewytłumaczonych sytuacji. Gdy dziewczyna była przy obrazie prowadzącym do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, stwierdziła, że to naprawdę za dużo atrakcji jak na jeden dzień.
***
Szatynka przeszła przez dziurę w obrazie, kompletnie ignorując marudzenie Grubej Damy o budzeniu jej o tej porze. Dziewczyna spojrzała na zegar w Pokoju Wspólnym. Było już sporo po dwunastej w nocy. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nikogo już w nim nie było. Na pierwszy rzut oka. Po chwili Gryfonka spostrzegła, że ktoś siedzi na kanapie przed kominkiem. Hermiona była bardzo zmęczona, najchętniej udałaby się już do dormitorium, ale chciała się dowiedzieć kto to siedzi sam w pokoju o tej porze. Podeszła do kanapy i spostrzegła, że tą osobą był Harry. Wpatrywał się o ogień kominka i chyba się zamyślił. Szatynka położyła mu dłoń na ramieniu, a on lekko drgnął i spojrzał na nią.
- Och, cześć Hermiono - przywitał się z uśmiechem na twarzy.
- Hej Harry - oznajmiła dziewczyna, siadając na kanapie obok bruneta. - Co tutaj jeszcze robisz o tej porze? - zapytała.
- Czekam na ciebie. Chciałem z tobą porozmawiać - odrzekł chłopak.
Gryfonka lekko się zawstydziła się i rzekła:
- Wybacz, że musiałeś tyle na mnie czekać. Miałam po prostu... Ja... musiałam zrobić kilka rzeczy.
- Jasne, rozumiem. Nic nie szkodzi. Już jesteś, więc możemy pogadać - oznajmił Harry.
Dziewczyna promiennie uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Jasne, możemy, tylko najpierw opowiedz mi o twoim wypadzie z Cho - powiedziała wesoło.
Brunet zaśmiał się gardłowo i spojrzał na nią przyjaźnie.
- Właściwie to nie było nic ciekawego. Trochę mnie wkurzyła ta cała Marietta... - zaczął Harry, ale jego przyjaciółka mu przerwała.
- Czekaj, czekaj... Marietta? To ty byłeś w Hogsmeade z Cho czy Mariettą? - zapytała zdziwiona.
- Nie uwierzysz, ale Cho przyprowadziła na nasze wyjście, randkę, spotkanie czy jakkolwiek tego nie nazwiesz, swoją przyjaciółkę - rzekł Gryfon, a Hermionę tak zszokowała ta informacja, że jej oczy stały się wielkości Galeonów. - Szkoda, że teraz nie widzisz swojej miny - zaśmiał się Harry.
- Ale jak to? 
Brunet przeczesał sobie dłonią włosy i rzekł:
- No cóż, podobno Mariettę wystawił chłopak w ostatniej chwili, ale ja sądzę, że chciała mieć po prostu oko na mnie i jej przyjaciółkę. Przez cały pobyt w Trzech Miotłach namawiała Cho, żeby wrócić do zamku, a jak zauważyła, że jej przekonywania nic nie dają, zaczęła marudzić, więc po krótkim pobycie w pubie, Cho poszła z nią do zamku, a ja jeszcze zostałem trochę w Hogsmeade. Kiedy już się pożegnaliśmy, słyszałem jak w drodze do Hogwartu Cho krzyczy na Mariettę, że zniszczyła jej wypad - prychnął śmiechem Gryfon. 
Hermiona także roześmiała się szczerze.
- Czyli wypad można uznać za udany? - spytała.
- No jasne. Potem poszedłem z Ronem do Miodowego Królestwa i do Zonka, gdzie spotkaliśmy George'a, który zdradził nam, że zrobił kilka nowych kieszonkowych bagien, przez co nadszarpnie trochę nerwów Umbridge - oznajmił brunet. - Ale twojego wyjścia chyba nie można uznać za udane... Choć plany miałaś niezłe, nie przeczę - powiedział żartobliwie Harry.
Zawstydzona dziewczyna odwróciła wzrok na ułamek sekundy w drugą stronę, a potem znów spojrzała na przyjaciela niepewnie. Nie to, że nie chciała mu powiedzieć o tym, że wybiera się do Hogsmeade z Fredem, ale po prostu nie miała zbytnio okazji mu tego przekazać, a teraz kiedy on już o tym wie, może uznać, że mu nie ufa, czy coś w tym stylu, co oczywiście jest wielką bzdurą.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że cały Hogwart już o tym gada?
Gryfon pokręcił głową z rozbawieniem widocznym na twarzy.
- Nie, skąd. Dowiedziałem się tego od Lee. Nikt oprócz nas najwidoczniej o tym nie wiedział. Co jest dla ciebie dobrą informacją, no chyba, że lubisz być w centrum uwagi - odrzekł Harry.
- Och, tak, wręcz uwielbiam - oznajmiła sarkastycznie Hermiona. Zauważyła, że brunet wpatruje się w nią wyczekująco, więc zaczęła tłumaczyć. - Fred pokłócił się z Georgem, znaczy się teraz już się pogodzili, ale jeszcze rano byli posprzeczani, ja też nie bardzo miałam z kim udać się do wioski, bo ty szedłeś tam z Cho, a Ron... No Ron ciągle jest zły na mnie za to, że zadaję się z bliźniakami, a zwłaszcza z Fredem, więc tak jakoś się zgadaliśmy i mieliśmy udać się tam JAKO PRZYJACIELE - wyjaśniła dziewczyna, szczególnie akcentując dwa ostatnie słowa.
Chłopak spojrzał na nią przymrużonymi oczami z nieco nieodgadnioną miną.
- Jako przyjaciele powiadasz... Gdy szłaś do Hogsmeade ze mną czy Ronem, nie wystrajałaś się tak - oznajmił i wskazał na sukienkę, którą miała na sobie Gryfonka - Swoją drogą pięknie wyglądasz. Nie miałem okazji ci tego dziś powiedzieć.
Szatynka zaczęła gładzić brzeg sukienki dłońmi, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Przez chwilę przyjaciele siedzieli w ciszy.
- Ja... Ja nie wiem, Harry. Nie wiem dlaczego tak się ubrałam. Nie wiem dlaczego zgodziłam się iść do wioski właśnie z Fredem. Nie mam zielonego pojęcia...
Brunet spojrzał Hermionie w oczy i złapał jej dłonie w swoje.
- Ja wiem, Hermiono. On ci się podoba. Wiem, może to wypierasz, ale ja widzę w jaki sposób na niego patrzysz - powiedział Harry spokojnie.
- Masz rację. To prawda. W co ja się wpakowałam? Uczucia są takie dziwne - wyżaliła się dziewczyna.
Gryfon zdziwił się, kiedy jego przyjaciółka wszem i wobec przyznała się, że podoba jej się Fred Weasley. Spodziewał się, że uzna to za żart albo, że po prostu wyprze ten jakby nie było fakt.
- Tak... A właściwie to wiesz może co się stało Fredowi, że zemdlał? - spytał Harry.
- Ktoś podał mu eliksir miłosny, a on miał uczulenie na jakiś jego składnik czy coś w tym stylu.
- Pewnie nie wiadomo kto za tym stoi?
Hermiona na te słowa pokiwała głową.
- Ale jak szłam do biblioteki, usłyszałam pewną rozmowę i sądzę, że to mogła być rozmowa o tej całej sprawie - powiedziała Gryfonka i opowiedziała przyjacielowi o tym.
Brunet wysłuchał jej uważnie.
- Masz choć cień podejrzenia kto to mógł być? - zapytał.
- Właśnie nie. Tam było bardzo ciemno, niewiele było widać i słychać zresztą też, Irytek harcował w klasie wyżej.
Harry spojrzał w ogień kominka, zastanawiając się nad słowami Hermiony.
- Jedno jest pewne - trzeba będzie uważniej obserwować towarzystwo w jakim obraca się Fred.
- Też tak sądzę - poparła go dziewczyna. - Ale chyba nie powiesz mi, że czekałeś tutaj tylko, aby poplotkować sobie o naszych "romansach"? - żażartowała Gryfonka, na co brunet zaśmiał się pod nosem.
- No cóż, poniekąd tak, ale prawda jest taka, że mamy do obgadania poważniejszy temat - odrzekł Harry. - Pamiętasz jak jakieś dwa tygodnie temu mówiłaś mi o swoim pomyśle, o tym, abym zaczął uczyć obrony magicznej innych uczniów? - spytał.
- Jasne, że pamiętam. Jednak ty byłeś do tego sceptycznie nastawiony, to sobie odpuściłam - rzekła Hermiona.
- No właśnie. Ja to przemyślałem i... uważam, że można by chociaż spróbować.
Szatynka na te słowa uśmiechnęła się promiennie i przytuliła swojego przyjaciela tak mocno, że przez chwilę miał problem ze złapaniem oddechu.
- Naprawdę? To wspaniale, Harry! Nie masz pojęcia ile to będzie dla nas wszystkich znaczyć! - zawołała radośnie dziewczyna. - Nie uwierzysz, ale kiedy szłam tutaj, spotkałam Trelawney i Umbridge podobno chce ją wywalić! Chce też podobno wprowadzić jakieś zmiany w Hogwarcie, więc przy okazji jej się sprzeciwimy!
Harry spojrzał na nią pytająco, więc opowiedziała mu o spotkaniu z Trelawney. Przez chwilę zastanawiała się czy też nie powiedzieć o jej dziwnych słowach, ale doszła do wniosku, że najpierw sama chce na spokojnie to przemyśleć.
- Późno już, obgadamy to jutro. Dosłownie padam ze zmęczenia, ty pewnie też?
Hermiona pokiwała głową i ziewnęła przeciągle.
Gryfoni wstali i udali się do wejść do ich dormitoriów. Przed przejściem do dormitoriów, Hermiona przystanęła i przytuliła mocno Harry'ego.
Chłopak się do niej uśmiechnął i spytał:
- Za co to?
- Za to, że jesteś - oznajmiła Hermiona radośnie. - Za to, że jesteś moim przyjacielem.
Kiedy już oboje mieli udać się do swoich sypialni, Harry rzekł:
- Ekhem... Hermiono, miałem ci przekazać, że Ron chce z tobą porozmawiać - oznajmił, a widząc niemrawą minę przyjaciółki, dodał - on naprawdę żałuje swojego zachowania, Hermiono. Tylko z nim porozmawiaj - poprosił.
Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że się zgadza i życząc kolorowych snów brunetowi, udała się do swojego pokoju. Na szczęście Lavender i Parvati już spały. Jednak wiedziała, że się Gryfonkom nie wywinie i rano odbędzie się szczegółowe przesłuchanie na temat relacji jej i Freda. Szatynka zaśmiała się pod nosem. Przyjaźń jest naprawdę wspaniałą relacją. Pod każda postacią.

Kilka słów od Astry
 Na wstępie - Sorki gregorki za to malutkie spóźnienie, ale rozdział miałam napisany już w piątek, ale internet odmówił mi posłuszeństwa, dlatego stwierdzam zgon, bo umar, ale ożył i już jest ze mną, więc rozdział z szybkością rakiety ląduje na blogu!
Ależ żem namieszała! - no ja musiałam to po prostu napisać! Nie mogę się doczekać waszych spekulacji, podejrzeń, teorii spiskowych, któż to mógł znajdować się w owej klasie, o co chodziło ze słowami Trelawney i ogólnie czekam na wasze odczucia tu i teraz ^^
To taka mała przerwa rozdziałowa względem relacji Freda i Hermiony, ale i ja musiałam trochę odsapnąć od tych wyznań miłosnych, bo czułam, że się robi mdło.
Czy mogę dać wam jakąś podpowiedź? Czytajcie między wierszami. I spodziewajcie się niespodziewanego, bo ja nie mam zamiaru prowadzić tej historii prostymi drogami :)
Och, i zapomniałabym! 
Mam do was sprawę, a właściwie to chciałam się wyżalić.
Ostatni post zobaczyło ponad 150 osób, co cieszy mnie niezmiernie, ale liczba komentarzy była niezbyt adekwatna do wyświetleń.
Ja tu zgrzytam zębami i zastanawiam się, tworząc różne scenariusze, czy wam się podobało czy nie...
Albo wchodzicie na post i w ogóle go nie czytacie, albo nie podoba wam się to co piszę, albo czytacie i wam się podoba, ale nie chce wam się skomentować... I JA TAKICH SCENARIUSZY MAM JESZCZE WIĘCEJ! Okej, ja też jestem totalnym leniem, przyznaję się bez bicia, ale tak często sobie myślę "Czy to co piszesz nie jest idiotyczne?", "Może po prostu przestaniesz pisać, a nie będziesz użerać się z własnym sumieniem?". Mniej więcej takie myśli chodzą po mojej głowie, a wasze komentarze, nie ważne czy długie czy krótkie, niszczą we mnie to dziwne przekonanie. Chciałabym powiedzieć także, że aby komentować rozdziały na blogu, nie musicie mieć żadnego konta - co więcej - możecie komentować anonimowo! Jeśli więc, jesteś tutaj, czytasz to co piszę - proszę skomentuj. Do niczego oczywiście niczego nie zmuszam, ale opinie (nawet negatywne, oczywiście uzasadnione) dają mi moc do pracy, do pisania. To chyba by było tyle ode mnie. Jeśli spóźnię się z następnym rozdziałem o dzień czy dwa, to przepraszam bardzo, ale ostatnimi czasy tak strasznie wciągnęła mnie pierwsza część gry "Dragon Age", że po prostu nie potrafię się od niej oderwać (polecam przy okazji wszystkim! Jest świetna!). To tak jakby kogoś interesowało co robię, jak nie piszę rozdziałów :)

Rozdział ten chciałabym zadedykować Kate Potter, Eli A, Alice Lovegood, Gwiazdeczce 21, Tricii, Marcie Weasley - no po prostu moim stałym czytelniczkom. Dziewczyny - wasze komentarze zawsze wywołują na mojej twarzy ogromny uśmiech. Jak to powiedziała Hermiona do Harry'ego - Dziękuję, że jesteście <3

Pozdrawiam wszystkich cieplutko, mam szczera nadzieję, że pod tym rozdziałem ujawni się trochę moich do tej pory niekomentujących czytelników, bo prośbę pisałam z samego dna mojego serducha i zmotywujecie mnie szalenie, jeśli tak się stanie :)
~ Astrum Confusa





czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział 10

Fred otworzył nagle oczy. Czuł się bardzo zdezorientowany i może nawet oszołomiony. Bolała go też głowa. Leżał na jakimś łóżku. W pomieszczeniu było ciemno, a jedynym źródłem światła w pokoju była lampa, która stała na szafce obok łóżka. Po chwili dotarło do niego, że jest w Skrzydle Szpitalnym. I wtedy sobie wszystko przypomniał. Pamiętał właściwie wszystko, tylko w pewnym momencie wspomnienia mu się urywały. Pamiętał, że zrobiło mu się słabo i... No jasne! Musiał zemdleć. Tylko co mu się właściwie stało?  Chłopak ciągle był zmieszany, a głowa zaczynała go coraz bardziej boleć, więc dopiero po chwili dostrzegł osobę siedzącą na krześle przy jego łóżku. Zamrugał kilka razy, żeby wyostrzyć wzrok. Hermiona siedziała skulona, a twarz miała schowaną w dłonie. Przez to nie zauważyła, że Fred się obudził. Rudowłosy pomyślał, że wygląda jakby zastygła tak na wieczność. Wyglądała jak posąg, jak piękny posąg. Była ubrana w tą samą fioletową sukienkę. I wtedy do Weasleya coś dotarło. Szybko obrócił głowę w stronę najbliższego okna. Słońce chyliło się ku zachodowi. Czyli wypad do Hogsmeade już minął. No genialnie! Hermionie pewnie było smutno, że nie mogła udać się do wioski. Zresztą on też był przygnębiony z tego powodu. Chciał spędzić z szatynką trochę czasu. Obiecał sobie, że gdy wszystko pójdzie po jego myśli, chociaż spróbuje powiedzieć Gryfonce, że coś do niej czuje. Może to były tylko słowa, może by się wcale na to nie odważył, ale chciał myśleć, że tak by postąpił. W co on się wkopał. Zakochał się w Hermionie Granger. Nie, po przemyśleniu - w co on JĄ wpakował. Tak piękna i mądra dziewczyna zasługuje na kogoś lepszego. Co jej po takim żartownisiu jak on?
Nie wiedzieć czemu, Fred miał ochotę jej dotknąć. Sprawdzić czy nie jest tylko omamem sennym. Nie miał pojęcia dlaczego akurat ona tutaj z nim była, ale chyba musiała mieć jakiś powód. Hermiona siedziała tak blisko niego, że bez problemu chłopak dotknął jej ramienia. Gryfonka drgnęła lekko i odsunęła dłonie z twarzy. Była zmartwiona i chyba nawet smutna. Kiedy jednak zobaczyła już przytomnego Freda, uśmiechnęła się lekko. Już chciała coś powiedzieć, kiedy z pokoju obok sali dwójkę Gryfonów dobiegły jakieś szmery. Z pewnością pani Pomfrey zmierzała do pomieszczenia. Weasley wiedział, że z pewnością chce przegonić stąd Hermionę, bo powoli robiło się późno. Jednak on wiedział jak nieco przedłużyć wizytę dziewczyny. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciał z nią jeszcze chwilę porozmawiać. Uniósł palec wskazujący do swoich ust w geście uciszenia. Szatynka lekko kiwnęła głową, dając znak, że wie o co chodzi chłopakowi. Przewrócił się na drugą stronę tego strasznie niewygodnego, szpitalnego łóżka i wtulił się w poduszkę. Kilka sekund później drzwi gabinetu szkolnej pielęgniarki otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Fred kątem oka obserwował zmierzającą w stronę uczniów panią Pomfrey. Kobieta stanęła koło łóżka i zwróciła się do Hermiony:
- Będziesz musiała już iść. Ściemnia się, opiekunka twojego domu nie będzie zadowolona, że szwendasz się po szkole późną porą - rzekła - Zresztą chłopak musi odpocząć - dodała, i spojrzała w stronę Freda.
- Owszem, ściemnia się, ale jeszcze nie trzeba wracać do dormitoriów. Zresztą Fred śpi. Ja tu tylko siedzę. W niczym mu nie przeszkadzam - wytłumaczyła spokojnie Hermiona.
- Skoro śpi, to jaki pożytek z tego, że tutaj siedzisz? - zapytała podejrzliwie pielęgniarka.
- Po prostu chciałabym być przy nim - powiedziała szatynka, a pani Pomfrey tylko pokręciła głową z dziwną miną.
- No dobrze. Tylko nie siedź za długo - oznajmiła kobieta i ruszyła w stronę swojego gabinetu. Fred mógł przysiąc, że słyszał jak pielęgniarka mamroce pod nosem coś w stylu "Ach, te nastoletnie miłości".
- Ekhem... - chrząknęła cicho Hermiona, a kobieta odwróciła się w jej stronę z nieodgadnioną miną. - Czy... Czy ja mogłabym dowiedzieć się, co stało się Fredowi? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
Chciała wiedzieć o co w tym wszystkim chodziło. Martwiła się o niego. Nawet nie starała się tego przed sobą ukrywać.
- Eliksir miłosny - oznajmiła pani Pomfrey.
Gryfonka poczuła, że zapada się w krzesło, na którym siedziała. Co to miało znaczyć? Ludzie po zażyciu tego eliksiru nie mają w zwyczaju mdleć w niewyjaśnionych okolicznościach.
- E... Eliksir miłosny?  - wyjąkała niepewnie Gryfonka. Po co Fred miałby go zażywać? A może... Może ktoś mu go podał? Co jeśli... Co jeśli on pomyśli, że to Hermiona mogła to zrobić?
- Chłopak ma uczulenie na jakiś jego składnik. To nic poważnego, ale na noc zostanie w skrzydle - wyjaśniła pielęgniarka i weszła do swojego pokoju.
Hermiona siedziała spokojnie. Wpatrywała się niewodzącym wzrokiem w pobliską ścianę. Jednak w jej głowie kłębiło się tysiące myśli. O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw te fajerwerki, potem eliksir... Co będzie potem? O ile wydanie ich wynalazków można było uznać za żart (bardzo chamski, ale jednak) to przez ten eliksir mogło mu się coś stać. Tylko czy osoba która go mu podała, wiedziała, że chłopak ma na niego uczulenie? Może po prostu chciała go ośmieszyć. Kto chce zrobić na złość Fredowi? Co on sam o tym myśli?
Gryfonka była tak zajęta swoim monologiem wewnętrznym, że nie zauważyła kiedy Fred usiadł naprzeciwko niej na łóżku. Dotarło to dopiero do niej, kiedy poczuła, że rudowłosy dotyka dłonią jej podbródka. Popatrzyła na Freda zaniepokojonym wzrokiem. Właśnie wtedy dotarło do niej, że to wszystko zaszło za daleko. Te wszystkie rzeczy dzieją się od czasu, kiedy zaczęła spędzać więcej czasu z Gryfonem. Może to tylko zbieg okoliczności, ale nie chciało jej się wierzyć, że Malfoyowi tak bardzo zależało na zemście. Osoba odpowiedzialna za te wydarzenia musiała mieć jakiś większy powód. Zresztą to nie miało prawa bytu. Ona z Fredem? Co ona sobie wyobrażała? Mu się pewnie podoba Angelina czy Katie, czy jeszcze nie wiadomo kto. To wszystko było iluzją. Piękną iluzją, którą sobie wymyśliła. Chciał być po prostu miły, a ona zaczęła sobie coś wyobrażać. Nie, to nonsens. Hermiona Granger nie potrzebuje miłości. Do tej pory żyła bez niej i jakoś była szczęśliwa. Wszystko będzie po staremu.
Gryfon zauważył wahanie i lęk w jej oczach. Uśmiechnął się do niej blado. Wiedział, że szatynka musi mieć teraz mętlik w głowie. Zresztą on też miał. Jednak to nie było teraz ważne. Może to dziwnie zabrzmi, ale przy Hermionie wszystkie jego wątpliwości znikały. Była tylko ona i on.
Gryfoni wpatrywali się tak w swoje oczy przez dłuższą chwilę. Wzrok Freda był spokojny i jakby pełen fascynacji, Hermiony niepewny i zarazem nieobecny. Dłoń Weasleya ciągle spoczywała na jej podbródku. W pewnej chwili dziewczyna mrugnęła kilka razy i lekko odsunęła się do chłopaka. Złapała jego dłoń i starając się, żeby wyglądało to na naturalny gest, odsunęła ją od swojej twarzy. Widząc rozczarowanie w oczach Freda, miała ochotę go przytulić, a nawet pocałować. To strasznie nieodpowiedzialne, ale trudno było jej kontrolować potrzeby jej ciała i serca. Najważniejsze w jej życiu były mądrość i wiedza. Kto by pomyślał, że miłość może być tak skomplikowana. Nawet dla tak trzeźwo myślącej osoby, jaką była Hermiona. Miała ochotę przysunąć się do rudowłosego, zanurzyć swoje dłonie w jego płomiennych włosach i już nigdy go nie wypuszczać ze swoich objęć. Zakładając jednak, że on też coś do niej czuje, to ten fakt wiele nie zmieniał. Mogliby być razem. Mogliby być nawet szczęśliwi, ale szczęście się kończy. On w końcu złamie jej serce albo ona jemu. Tak przeciwstawne osobowości nie mają prawa bytu. To wszystko skończyłoby się szybciej niż zaczęło, a oni zostaliby z żalem.
 Hermiona zmusiła się do sztucznego uśmiechu i zapytała:
- Jak się czujesz?
- Ja... Dobrze - odparł Fred i zawstydzony, odwrócił wzrok.
Zachował się idiotycznie. Powinien bardziej kontrolować swoje gesty. Jeszcze dziewczyna pomyśli, że jest jakiś nachalny.
- Przepraszam. Za to, że zniszczyłem nasze wyjście do Hogsmeade - mruknął cicho Weasley.
- Zniszczyłeś? Fred, co ty wygadujesz! Ktoś podał ci eliksir mi... miłosny i ty jeszcze się za to obwiniasz?
- Nie, nie obwiniam się. Pomyślałem po prostu, że może być ci przykro.
Na te słowa szatynka lekko się uśmiechnęła. Bardziej przejmował się tym, że nie poszli do wioski niż swoim stanem zdrowia. To było na swój sposób urocze.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało do Gryfona. Spojrzała nieco speszona w jego oczy, które w tej chwili były jakby uśmiechnięte i pełne swojego rodzaju śmiałości. Wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę, a po chwili mrugnęła kilka razy i zawstydzona odwróciła głowę. To co było pomiędzy nią, a Weasleyem trudno było opisać słowami. Trudno było w ogóle opisać czymkolwiek. Przyjaźń, zauroczenie, zakochanie? Ich relacja była zdecydowanie czymś więcej niż przyjaźń, ale z drugiej strony nie była też czymś tak zobowiązującym jak miłość. Jedno było pewne. I Fred, i Hermiona wypierali to bliżej niezidentyfikowane uczucie. Aż do tamtej chwili. Wpatrując się w swoje oczy, nie wiedzieć czemu, oboje poczuli, że to wszystko może nie jest tylko ich wymysłem. Może w tym coś jest. może to realniejsze niż sądzili.
Gryfoni przysunęli się do siebie tak, że stykali się kolanami. Ich twarze były dosłownie milimetry od siebie, a oni jak zaczarowani wpatrywali się w swoje oczy. Rozum szatynki krzyczał, że powinna to przerwać, to zajdzie za daleko, jeśli tego nie zrobi. Jednak nic nie robiła. Potrafiła tylko tępo wpatrywać się w rudowłosego. A po chwili zrobiła coś tak nieprzewidywalnego, że po fakcie nawet ją przestraszyła jej śmiałość. Złapała jego dłoń w swoją i wplotła w nią palce. Bliźniak spojrzał na ich splecione dłonie, po czym znów spojrzał na dziewczynę. Na jego ustach malował się tak szeroki uśmiech, niezwykle pełen radości nawet zważając na usposobienie rudowłosego. Wtedy doszło do Hermiony, że ten gest Gryfon odebrał jak jakieś wyznanie. Jakiś znak. Chciała wyrwać swoją dłoń z jego, uciec stamtąd i już nigdy nie pokazywać się na oczy Fredowi. Na szczęście nie musiała tego robić. Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się na oścież. Gryfoni jak poparzeni odskoczyli od siebie, jakby zrobili właśnie coś zakazanego, niewłaściwego. O ile zakazanym  tego nazwać nie można było, to niewłaściwym owszem. Zwłaszcza dla nich nawzajem. Na ich twarzach malował się wstyd, a zarazem dziwna radość. Spojrzeli w stronę wejścia do pomieszczenia. W futrynie stał zaskoczony widokiem George. Wpatrywał się w Hermionę i brata na przemian z nieodgadnioną miną. W końcu jednak uśmiechnął się szelmowsko w ich stronę.
- No, no, co ja tutaj widzę. Nie spodziewałem się - powiedział George z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Bardziej ja się nie spodziewałem tutaj ciebie. Po co przychodziłeś do oszusta i lansera, jak to zwykłeś mnie ostatnio nazywać? - syknął przez zęby Fred.
Dziewczyna spojrzała w stronę chłopaka. Na jego twarzy malowała się złość i uraza. Ciągle miał żal do bliźniaka za to, że nie uwierzył mu w sprawie afery z wynalazkami. George momentalnie stracił pewność siebie. Spuścił wzrok na swoje buty i nerwowo przeczesał ręką włosy.
- Ja... Przepraszam. Wiem, że to nie ty. Dowiedziałem się kto za tym stoi. Znaczy się myślę, że wiem kto cię wkopał - wyznał młodszy brat.
Nagle twarz Freda zmieniła swój wyraz ze wściekłego na zaintrygowanego. Szatynka wiedziała, że już wybaczył bratu ten cały incydent. Rudowłosy spojrzał przenikliwie na chłopaka stojącego w drzwiach i rzekł:
- Wiesz? W takim razie siadaj i opowiadaj.
Bliźniak podszedł do łóżka brata i przysunął sobie krzesło obok Hermiony. W tamtej właśnie chwili Gryfonka ocknęła się jakby ze snu. Myślała głównie o całej sytuacji przed przybyciem George'a do skrzydła. To nieporozumienie. To nie powinno się stać. Właściwie do niczego nie doszło, ale sekundy dzieliły ją od popełnienia wielkiego głupstwa. Nie wiedziałaby co by było, gdyby młodszy bliźniak im nie przerwał. Jej głupie emocje nie chciały jej słuchać. Robiły co chciały. Potrafiły ją zmusić do złapania ręki Freda, a gdyby zechciały to i do pocałunku. Wstała ze swojego krzesła i spojrzała na Freda. Weasley uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niej. Jej policzki zmieniły momentalnie swoją barwę na lekko purpurową. Przeklęła w duchu, bo jej emocje znowu wzięły górę. Nie powinna tak na niego reagować. Odwróciła szybko wzrok, bo gdyby tak wpatrywała się w niego dłużej, z pewnością  jeszcze bardziej dałaby się omotać tej gorączce.
- To... To ja już w takim razie pójdę - oznajmiła dziewczyna i zrobiła już dwa kroki w stronę wyjścia, kiedy poczuła, że ktoś ją łapie za nadgarstek. Odruchowo odwróciła się i ujrzała Freda, który stał obok niej. Rudowłosy uśmiechnął się lekko w stronę Gryfonki i ujął jej dłoń w swoją. Dziewczyna spojrzała speszona na ich splecione dłonie. George siedział przecież zaraz obok nich. Co on sobie o tym wszystkim pomyśli?
Fred przysunął delikatnie dłoń Hermiony do swoich ust i musnął ją wargami. Na ten gest szatynka zadrżała. Spojrzała w oczy chłopaka. Ich źrenice były powiększone, a wzrok miał pełen oczarowania.
- Proszę, zostań - szepnął Fred, a ona jak zaczarowana, kiwnęła głową i usiadła na swoim krześle.
Rudowłosy z powrotem usiadł na łóżku i spojrzał w stronę swojego brata. George miał wysoko uniesione brwi, a usta wykrzywione miał w nieco złośliwym uśmieszku. Już otwierał usta, żeby skomentować scenę, która miała miejsce przed chwilą, ale uprzedził go brat.
- Jeżeli masz zamiar naśmiewać się z emm... - przez chwilę szukał właściwego słowa. - ...relacji mojej i Hermiony, to możesz teraz już wyjść. Tylko, że wiesz, ja nie jestem z natury wybaczającą osobą, a ty już raz mnie wkurzyłeś, więc nie radziłbym - odparł Fred nieco oschłym tonem.
- Nie no, coś ty, to ten... Pewnie chcesz wiedzieć kto to taki cię wkopał - zmienił temat George. Właściwie mógłby rzucić jakimś komentarzem, ale dopiero co się pogodził z bratem i nie chciał dawać mu powodów do kolejnej kłótni, więc powściągnął język.
- Dobre sobie! Mnie dosłownie zżera ciekawość komu to mi przyjdzie skopać za to tyłek! - powiedział głośno Fred, trochę zbyt głośno, bo spojrzał nerwowo w stronę gabinetu pielęgniarki i zakrył sobie usta dłonią. Przez chwilę trójka Gryfonów tępo wpatrywała się w drzwi gabinetu, jakby spodziewała się, że pani Pomfrey wypadnie z pomieszczenia i wygoni George'a i Hermionę. Nic takiego jednak się nie stało.
Fred kiwnął w stronę brata, żeby w końcu zdradził mu tą tajemnicę, kto to stoi za owym wydarzeniem. George sprawiał wrażenie, jakby wcale nie zależało mu na opowiedzeniu wszystkiego co wie. Był chyba trochę zdenerwowany, bo wpatrywał się osowiale w podłogę.
- Ron - rzekł nagle bliźniak.
Hermiona odwróciła się w stronę wejścia do skrzydła. Myślała, że brat Gryfonów tu przyszedł, dlatego jego imię wypowiedział George. Jednak po chwili doszło do niej o co chodziło chłopakowi.
- RON? - zdziwiona dziewczyna wstała z krzesła i spojrzała na bliźniaków. George był spokojny, ale na twarzy Freda malował się cień wściekłości. - Ale po co on to miał robić? Jesteś tego pewny?
- Usiądź Hermiono, a ty Fred, postaraj się chociaż uspokoić. Zaraz wam wszystko wyjaśnię.
Szatynka z powrotem usiadła na krześle, a starszy z bliźniaków starał się zachować pozory spokoju. George'owi chyba jednak nie śpieszyło się do wyjaśnienia całej tej sprawy, bo wpatrywał się tępo w ścianę. W końcu spojrzał na Gryfonów nieco znużonym wzrokiem i zaczął:
- Bo widzicie, byłem dziś na dziedzińcu. Tak się jakoś złożyło, że niedaleko mnie siedział Ron w towarzystwie Seamusa. Seamus narzekał na to, że od poniedziałku będzie musiał znowu chodzić na zajęcia do Umbridge, bo w związku z niedawną sytuacją w Sowiarni, Fred i ja straciliśmy prawie wszystkie zapasy krwotoczek i wymiotek , które ostatnimi czasy były na zbyciu, bo niewielu uczniów chciało chodzić na zajęcia do tej różowej landryny - mówił George spokojnie. Jego brat słuchał go uważnie, Hermiona również, ale ona przysłuchiwała się słowom Gryfona z niemrawą miną i założonymi rękoma na klatce piersiowej. - Wtedy Ron zachował się dziwnie, nawet zważając  na to, że, no wiecie... to on. Pokręcił tylko głową i powiedział, że wcale się nie dziwi, że wpadliśmy. Mówił, że to była kwestia czasu. Dodał też, że nigdy nie pochwalał tej naszej działalności - tłumaczył George, gdy Hermiona nagle mu przerwała.
- Przepraszam bardzo, ale o czym to ma świadczyć? Ja też nie pochwalam waszych wynalazków, a może raczej tego, że rozprowadzacie je nielegalnie po Hogwarcie, ale nikt mnie chyba nie oskarża, że mogłam zrobić taki "żart" - prychnęła sceptycznie nastawiona do całej tej teorii Hermiona.
Młodszy z bliźniaków popatrzył na nią z cierpkim uśmiechem na ustach, a Fred z nieco oburzoną miną, spowodowaną pewnie tym, że nie pochwala bronienia Rona. I to by było właściwie na tyle z tej "romantycznej" atmosfery. Oczywiście wiele z niej uleciało podczas niespodziewanej wizyty George'a, ale mimo jego obecności, do tej pory dało się wyczuć swojego rodzaju chemię między jednym z Weasleyów, a nastolatką.
- Tak Hermiono, nikt by cię o to nie oskarżył. Byłaś z nami w wieży tamtego wieczora - powiedział Gryfon siedzący na krześle.
- Zresztą nikt by cię nie podejrzewał o złamanie zasad z własnej woli - Fred nie mógł się powstrzymać od żartobliwego komentarza.
Dziewczyna słysząc te słowa, zmierzyła rudowłosego lodowatym spojrzeniem, przez co jego uśmiech nieco zbladł.
- Potrafię łamać zasady - syknęła przez zęby Hermiona.
Gryfonka nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego jeszcze chwilę temu nie mogła oderwać od Freda wzroku. W tamtej chwili był dziecinny do ból, ale nawet przed samą sobą trudno było jej ukryć, że to nieco słodkie. Oszalała? Definitywnie.
- Niedługo się o tym przekonamy - mruknął tajemniczo Fred i uśmiechnął się lubieżnie do Hermiony, przez co szatynce zrobiło się nieco goręcej, za co od razu skarciła się w myślach.
Gryfoni przez chwilę przyglądali się rudowłosemu się Fredowi, ale chłopak tylko machnął ręką w stronę swojego brata, żeby kontynuował. George pokiwał głową jakby się nad czymś zastanawiał, po czym znów zaczął:
- No więc... Tak Hermiono, nigdy nie pochwalałaś naszej działalności w szkole, ale nie w ten sposób co Ron. Jemu nie podobało się to, bo najzwyczajniej w świecie nam zazdrościł. Zazdrościł naszych umiejętności i popularności. Całe życie ciągnie się za nim to pragnienie bycia lepszym od innych. Był najmłodszym chłopakiem w naszej rodzinie, nawet nieświadomie często był lekceważony. Byłem pewny, że ta presja kiedyś z niego wyjdzie. Tylko nie spodziewałem się, że tak szybko.
Hermiona z niemrawą miną słuchała bliźniaka. Ciągle nie wybaczyła Ronowi, ale nie podobało jej się robienie z jej przyjaciela jakiegoś kozła ofiarnego. W pewnej chwili już miała coś powiedzieć, ale w gruncie rzeczy wiedziała, że George ma rację. Przypomniała sobie tą sytuację z... pocałunkiem. Wtedy ta cała układanka ułożyła się w głowie dziewczyny w względną całość. Ron musiał to zrobić, bo zauważył, że Fred kręci się w jej otoczeniu. To z tymi wynalazkami też pasowało do tej teorii. Tylko czy Gryfon byłby do tego zdolny? Czy ta sprawka z eliksirem miłosnym to jego zasługa? Czy byłby do tego zdolny? Hermiona wiedziała, że Fred i Ron nie mieli nigdy zbyt dobrych relacji. Słyszała o tych historiach z ich dzieciństwa, kiedy to starszy z bliźniaków zamienił misia Gryfona w pająka albo próbował go namówić do złożenia wieczystej przysięgi, ale nie chciało jej się wierzyć, że mogą żywić do siebie taką złość jak i zarazem żal. Jakby nie było Ron niedługo miał mieć 16 lat, a Fred według magicznego prawa był już dorosły. Zachowania najmłodszego z chłopaków w rodzinie Weasleyów nie dało się racjonalnie wytłumaczyć, ale próżno było szukać dorosłego zachowania starszego z braci Weasley. Bliźniacy byli przecież znani głównie ze swojej infantylności.
- Ale mimo wszystko to wasz brat! Zresztą okej, może ostatnimi czasy zachowuje się dość dziwnie, ale to nie musi o niczym świadczyć - broniła przyjaciela dziewczyna.
Fred popatrzył na nią oskarżycielskim wzrokiem i powiedział:
- Jak tak bardzo chcesz bronić naszego braciszka, to idź załóż jego fanklub albo coś w tym stylu, bo tutaj są omawiane ważne rzeczy.
Hermiona wstała z krzesła i popatrzyła na chłopaka wściekłym wzrokiem, przez co rudowłosy, który chciał tylko niewinnie zażartować, nerwowo spojrzał na dziewczynę. Nie chciał jej denerwować, po prostu irytowało go to, że broni jego brata, skoro on jej też nadepnął na odcisk.
- Fredzie Weasleyu! Zachowujesz się jak dziecko! Twoje bezpodstawne oskarżenia są krzywdzące względem Rona. Nie, nie założę jego fanklubu, on też potrafi mnie wkurzyć, jak chyba wszyscy Weasleyowie oprócz waszych rodziców i Ginny! Ron jest moim przyjacielem, nawet mimo tej chwilowej sprzeczki przyjaciółmi pozostaniemy. Po prostu staram się bronić jego honoru, tak jak broniłam twojego! - szepnęła oschłym tonem Hermiona. Po sekundzie dotarło do niej, że powiedziała o jedno zdanie za dużo i zarumieniła się bardzo, na co Gryfon siedzący na łóżku uśmiechnął się szelmowsko.
- Broniłaś mojego honoru? - zapytał Fred, kątem oka przyglądając się zawstydzonej dziewczynie.
Szatynka tylko pokręciła głową, jakby sama nie mogła uwierzyć, że takie słowa wyszły z jej ust. Kolejna emocja, która przejmuje nad nią kontrolę. Tym razem była to złość.
- Tak. Teraz widzę, że nie powinnam tego robić. Powinnam wam dać wolną drogę, żebyście mogli oskarżać się nawzajem o wszelkie możliwe świństwa - syknęła Gryfonka, ciągle rozzłoszczona, choć starała się opanować nerwy. Opadła z powrotem na krzesło i odwróciła się w stronę George'a, bo nie wiedziała, czy zniesie dłużej widok dziwnie uśmiechającego się Freda. - I to wszystko? Na tym opierasz zarzuty wobec Rona? - zwróciła się do młodszego z bliźniaków.
- Nie, to nie wszystko. Właśnie chciałem o tym powiedzieć - odparł rudowłosy. - Wracając do dzisiejszego popołudnia. Kiedy Seamus poszedł z dziedzińca, Ron wymamrotał pod nosem coś w stylu "Ja im jeszcze pokażę". Otworzył swoją torbę i zaczął czegoś w niej szukać. Nagle wiatr wywiał mu z niej jakąś kartkę. Na początku myślałem, że to zwyczajna kartka pergaminu, ale gdy wyostrzyłem wzrok, spostrzegłem, że to jeden z moich i Freda formularzy wysyłkowych.
Bliźniak chłopaka wydawał się bardzo zaskoczony słowami brata. Miał rozdziawioną szczękę i szeroko otwarte oczy. Z drugiej jednak strony wyglądał tak, jakby spodziewał się czegoś podobnego.
Szatynka zaś, ciągle sceptycznie nastawiona do tej sprawy, uniosła lekko brwi i powiedziała:
- Te wasze formularze walają się wszędzie. Sama kiedyś znalazłam kilka w moich książkach.
Fred spojrzał w jej stronę. Zirytowana zachowaniem chłopaka chciała posłać mu chłodne spojrzenie, ale widząc jego szeroki uśmiech, nie mogła się na to zdobyć, więc tylko nieśmiało się do niego uśmiechnęła. Chwilę później dotarło do dziewczyny, że znowu zaczyna lekceważyć rozsądek, więc spojrzała tylko na Freda z nieodgadnioną miną.
- Owszem, można było znaleźć je wszędzie jakiś czas temu, ale dziś nie, bo wszystkie zostały przekazane naszej mamie z resztą wynalazków - mruknął pod nosem Fred.
- I co w związku z tym? To waszym zdaniem wystarczający dowód? Niby w jaki sposób Ron miałby mieć ten formularz skoro wasza mama je ma? - rzekła Hermiona z nutą ironii w głosie i spojrzała wyczekująco w stronę George'a.
Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- To niby nie jest jakiś mocny dowód, ale czy to wszystko do siebie nie pasuje? - spytał młodszy z braci.
Dziewczyna spojrzała na braci karcącym wzrokiem i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Ech, najpierw znajdźcie PRAWDZIWE dowody, a dopiero potem oskarżajcie niczemu winnych ludzi - odparła szatynka i wstała z krzesła. - A teraz wybaczcie, ale zaraz zaczną się nocne obchody nauczycieli, a ja nie chciałabym zostać przyłapana na chodzeniu po zamku nocą, zresztą mam jeszcze książkę do oddania w bibliotece - powiedziała Hermiona i ruszyła w stronę wyjścia znużonym krokiem z pomieszczenia. Była zmęczona tymi rewelacjami. Fred zemdlał, Fred chciał ją pocałować, Fred oskarża jej przyjaciela. To trochę dużo atrakcji jak na jeden dzień.
- No ten, to ja już też pójdę - odparł George. - Pogadamy później - zwrócił się do brata i także ruszył w stronę drzwi. Wyprzedził dziewczynę i życząc jej dobranoc, zniknął za drzwiami.
Gdy Gryfonka była już kilka kroków od wyjścia, poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odruchowo się odwróciła i zobaczyła Freda, który uśmiechał się od ucha do ucha. Ona wpatrywała się w niego nieco podejrzliwym wzrokiem.
- Wiesz, że się założyliśmy? - zapytał chłopak.
- Niby o co?
- O to, że złamiesz zasady. Dla mnie - odparł lekko rudowłosy.
- Jakoś sobie nie przypominam - rzekła Hermiona.
- Powiedziałaś, że potrafisz łamać zasady. Mogłem zinterpretować te słowa jak chcę. Teraz chcę się przekonać, czy to co mówiłaś jest prawdą.
Hermiona spojrzała na niego śmiałym wzrokiem z widoczną odwagą w oczach.
- Z przyjemnością ci to udowodnię - szepnęła. W końcu była Gryfonką! Kto jak kto, ale ona potrafi bronić swojego honoru.
Weasley spojrzał na dziewczynę z radością w oczach i odparł:
- Niezmiernie mnie to cieszy - powiedział i nachylił się w stronę szatynki. Przez chwilę dziewczyna myślała, że znowu chce spróbować ją pocałować, ale na szczęście tylko przysunął się do jej ucha. - Za tydzień o 10 wieczorem na błoniach - wyszeptał.
Hermiona chciała zapytać po co niby ma się tam udać, ale wtedy Fred pocałował ją delikatnie w policzek. Zaskoczyło ją to bardzo, ale i zarazem ucieszyło. Kiedy chłopak znów na nią spojrzał, na jej ustach malował się nieśmiały uśmiech. Rudowłosy najwyraźniej uznał jej milczenie za zgodę, więc odparł:
- No to jesteśmy umówieni.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i udał się do swojego łóżka. Hermiona stała przez chwilę niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, po czym dotarła do niej ta cała scena, na co wyraźnie się zawstydziła i jak strzała wypadła ze Skrzydła Szpitalnego. Idąc w stronę biblioteki, dotknęła dłonią policzka, na którym Fred złożył pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o tym całym zdarzeniu. Może to niewłaściwe, może to złudne, ale chciała się zatracić w tej dziwnej lekkości, którą czuła przez cały czas, kiedy przebywała z chłopakiem. To nieprawdopodobne, że to właśnie Fred Weasley, żartowniś jakich mało, mógł zawrócić w głowie tak poukładanej i rozważnej dziewczynie, jaką była Hermiona Granger.
Fred Weasley mnie wkurza, Fred Weasley mnie rozbawia, Fred Weasley mi się podoba - Gryfonka sama zaśmiała się, słysząc myśli, które przekazywały jej emocje. Chyba pierwszy raz w życiu przyznała przed sobą, że czasami warto im się ponieść.

Kilka słów od Astry
Na samym wstępie chciałabym was wszystkich bardzo, bardzo przeprosić. Nie wiem czy ktokolwiek z was liczył ten czas, ale ostatni rozdział był dodany dokładnie trzy tygodnie temu. Nawet dla mnie to ogromna wyrwa czasowa względem dodawania rozdziałów. Na swoje usprawiedliwienie muszę powiedzieć, że sama tego nie planowałam. Po prostu samo tak jakoś wyszło. Miałam (a właściwie jeszcze mam) mnóstwo nauki, ostatnio jeszcze dostałam szlaban na komputer za moje oceny z przedmiotów ścisłych i nie miałam jak dodać tego rozdziału, choć miałam go już napisanego jakiś tydzień temu. Mam nadzieję, że to mi wybaczycie gołąbeczki moje (jak mawia moja babcia) i będziecie się jeszcze zagłębiać w moim tworze. Teraz postaram się oczywiście dotrzymywać tygodniowego terminu, a jeśli nie będę mogła, to postaram się was informować o tym przed czasem albo będę dodawała ogłoszenia o tym iż się spóźnię. A teraz o moich odczuciach względem rozdziału.

Krótki opis tworzenia rozdziału powyżej:

Wena: Hej, hej, hej, mam genialne pomysły! Chcesz może z nich skorzystać?
Astrum: No jasne! Razem stworzymy coś super!
Wena: Pisz to... O! I to! Nie! Już wiem! Tam mają się pocałować!
Astrum: To dopiero 10 rozdział... Nie sądzisz, że to za wcześnie?
Wena: No skąd! Dawaj ten pocałunek tam!
Astrum: Ale...
Wena: POCAŁUNEK!

*Astrum myśli i stwierdza, że to jednak za wcześnie. Pomysł weny odrzucony*

Wena: Idę sobie stąd! Tam mieli się pocałować. Już ci nigdy nie pomogę!
Astrum: No... no dobrze. Dam pocałunek w policzek. Może być?
Wena: No okej, ale i tak jestem na ciebie obrażona!

Okej, przez chwilę i ja chciałam, żeby Fred i Hermiona się pocałowali w tamtym momencie. Jednak stwierdziłam, że to za wcześnie. Spalicie mnie za to żywcem, ale w taki, a nie inny sposób postanowiłam to rozegrać. W tych 10 rozdziałach stworzyłam tyle wątków, że sama powoli się w tym gubię, a tu doszły dwa nowe: Fred i eliksir miłosny oraz oskarżenie względem Rona. Wiem, w tym świetle Ron wygląda jak totalna ofiara, ale mam już pomysł względem jego osoby, więc przynajmniej postarajcie się wytrzymać bez osądu jego osoby. Zresztą nie, powiedźcie co wam leży na sercu, łatwiej mi będzie odszyfrować wasze odczucia względem tej sprawy. Ten rozdział miał być takim obrotem akcji, a wyszedł mi taki hmm... romantico, ale to chyba dla was dobrze, czyż nie? Zwrot akcji będzie niedługo, cierpliwości. Z maślanymi oczami małego szczeniaczka, proszę ślicznie o komentarze, choć wiem, że przez to spóźnienie na nie nie zasłużyłam. Może jednak znajdzie się dobra duszyczka, która zechce skomentować ten rozdział, co? 
Rozdział pisałam w smutnym i melancholijnym nastroju, więc jeśli się to w jakikolwiek sposób na nim odbija to z góry przepraszam. Może to trochę wina muzyki, której słuchałam. W pamięć zapadła mi na pewno ta piosenka:
 
Jeszcze raz przepraszam za to spóźnienie, następny rozdział będzie na czas. Pozdrawiam was cieplutko moje gołąbeczki ^^
~Astrum Confusa

Ps. Dziękuję Eli za nominację do tagu "50 przypadkowych pytań o mnie". Jak najszybciej postaram się odpowiedzieć na pytania :)