Fred otworzył nagle oczy. Czuł się bardzo zdezorientowany i może nawet oszołomiony. Bolała go też głowa. Leżał na jakimś łóżku. W pomieszczeniu było ciemno, a jedynym źródłem światła w pokoju była lampa, która stała na szafce obok łóżka. Po chwili dotarło do niego, że jest w Skrzydle Szpitalnym. I wtedy sobie wszystko przypomniał. Pamiętał właściwie wszystko, tylko w pewnym momencie wspomnienia mu się urywały. Pamiętał, że zrobiło mu się słabo i... No jasne! Musiał zemdleć. Tylko co mu się właściwie stało? Chłopak ciągle był zmieszany, a głowa zaczynała go coraz bardziej boleć, więc dopiero po chwili dostrzegł osobę siedzącą na krześle przy jego łóżku. Zamrugał kilka razy, żeby wyostrzyć wzrok. Hermiona siedziała skulona, a twarz miała schowaną w dłonie. Przez to nie zauważyła, że Fred się obudził. Rudowłosy pomyślał, że wygląda jakby zastygła tak na wieczność. Wyglądała jak posąg, jak piękny posąg. Była ubrana w tą samą fioletową sukienkę. I wtedy do Weasleya coś dotarło. Szybko obrócił głowę w stronę najbliższego okna. Słońce chyliło się ku zachodowi. Czyli wypad do Hogsmeade już minął. No genialnie! Hermionie pewnie było smutno, że nie mogła udać się do wioski. Zresztą on też był przygnębiony z tego powodu. Chciał spędzić z szatynką trochę czasu. Obiecał sobie, że gdy wszystko pójdzie po jego myśli, chociaż spróbuje powiedzieć Gryfonce, że coś do niej czuje. Może to były tylko słowa, może by się wcale na to nie odważył, ale chciał myśleć, że tak by postąpił. W co on się wkopał. Zakochał się w Hermionie Granger. Nie, po przemyśleniu - w co on JĄ wpakował. Tak piękna i mądra dziewczyna zasługuje na kogoś lepszego. Co jej po takim żartownisiu jak on?
Nie wiedzieć czemu, Fred miał ochotę jej dotknąć. Sprawdzić czy nie jest tylko omamem sennym. Nie miał pojęcia dlaczego akurat ona tutaj z nim była, ale chyba musiała mieć jakiś powód. Hermiona siedziała tak blisko niego, że bez problemu chłopak dotknął jej ramienia. Gryfonka drgnęła lekko i odsunęła dłonie z twarzy. Była zmartwiona i chyba nawet smutna. Kiedy jednak zobaczyła już przytomnego Freda, uśmiechnęła się lekko. Już chciała coś powiedzieć, kiedy z pokoju obok sali dwójkę Gryfonów dobiegły jakieś szmery. Z pewnością pani Pomfrey zmierzała do pomieszczenia. Weasley wiedział, że z pewnością chce przegonić stąd Hermionę, bo powoli robiło się późno. Jednak on wiedział jak nieco przedłużyć wizytę dziewczyny. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciał z nią jeszcze chwilę porozmawiać. Uniósł palec wskazujący do swoich ust w geście uciszenia. Szatynka lekko kiwnęła głową, dając znak, że wie o co chodzi chłopakowi. Przewrócił się na drugą stronę tego strasznie niewygodnego, szpitalnego łóżka i wtulił się w poduszkę. Kilka sekund później drzwi gabinetu szkolnej pielęgniarki otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Fred kątem oka obserwował zmierzającą w stronę uczniów panią Pomfrey. Kobieta stanęła koło łóżka i zwróciła się do Hermiony:
- Będziesz musiała już iść. Ściemnia się, opiekunka twojego domu nie będzie zadowolona, że szwendasz się po szkole późną porą - rzekła - Zresztą chłopak musi odpocząć - dodała, i spojrzała w stronę Freda.
- Owszem, ściemnia się, ale jeszcze nie trzeba wracać do dormitoriów. Zresztą Fred śpi. Ja tu tylko siedzę. W niczym mu nie przeszkadzam - wytłumaczyła spokojnie Hermiona.
- Skoro śpi, to jaki pożytek z tego, że tutaj siedzisz? - zapytała podejrzliwie pielęgniarka.
- Po prostu chciałabym być przy nim - powiedziała szatynka, a pani Pomfrey tylko pokręciła głową z dziwną miną.
- No dobrze. Tylko nie siedź za długo - oznajmiła kobieta i ruszyła w stronę swojego gabinetu. Fred mógł przysiąc, że słyszał jak pielęgniarka mamroce pod nosem coś w stylu "Ach, te nastoletnie miłości".
- Ekhem... - chrząknęła cicho Hermiona, a kobieta odwróciła się w jej stronę z nieodgadnioną miną. - Czy... Czy ja mogłabym dowiedzieć się, co stało się Fredowi? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
Chciała wiedzieć o co w tym wszystkim chodziło. Martwiła się o niego. Nawet nie starała się tego przed sobą ukrywać.
- Eliksir miłosny - oznajmiła pani Pomfrey.
Gryfonka poczuła, że zapada się w krzesło, na którym siedziała. Co to miało znaczyć? Ludzie po zażyciu tego eliksiru nie mają w zwyczaju mdleć w niewyjaśnionych okolicznościach.
- E... Eliksir miłosny? - wyjąkała niepewnie Gryfonka. Po co Fred miałby go zażywać? A może... Może ktoś mu go podał? Co jeśli... Co jeśli on pomyśli, że to Hermiona mogła to zrobić?
- Chłopak ma uczulenie na jakiś jego składnik. To nic poważnego, ale na noc zostanie w skrzydle - wyjaśniła pielęgniarka i weszła do swojego pokoju.
Hermiona siedziała spokojnie. Wpatrywała się niewodzącym wzrokiem w pobliską ścianę. Jednak w jej głowie kłębiło się tysiące myśli. O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw te fajerwerki, potem eliksir... Co będzie potem? O ile wydanie ich wynalazków można było uznać za żart (bardzo chamski, ale jednak) to przez ten eliksir mogło mu się coś stać. Tylko czy osoba która go mu podała, wiedziała, że chłopak ma na niego uczulenie? Może po prostu chciała go ośmieszyć. Kto chce zrobić na złość Fredowi? Co on sam o tym myśli?
Gryfonka była tak zajęta swoim monologiem wewnętrznym, że nie zauważyła kiedy Fred usiadł naprzeciwko niej na łóżku. Dotarło to dopiero do niej, kiedy poczuła, że rudowłosy dotyka dłonią jej podbródka. Popatrzyła na Freda zaniepokojonym wzrokiem. Właśnie wtedy dotarło do niej, że to wszystko zaszło za daleko. Te wszystkie rzeczy dzieją się od czasu, kiedy zaczęła spędzać więcej czasu z Gryfonem. Może to tylko zbieg okoliczności, ale nie chciało jej się wierzyć, że Malfoyowi tak bardzo zależało na zemście. Osoba odpowiedzialna za te wydarzenia musiała mieć jakiś większy powód. Zresztą to nie miało prawa bytu. Ona z Fredem? Co ona sobie wyobrażała? Mu się pewnie podoba Angelina czy Katie, czy jeszcze nie wiadomo kto. To wszystko było iluzją. Piękną iluzją, którą sobie wymyśliła. Chciał być po prostu miły, a ona zaczęła sobie coś wyobrażać. Nie, to nonsens. Hermiona Granger nie potrzebuje miłości. Do tej pory żyła bez niej i jakoś była szczęśliwa. Wszystko będzie po staremu.
Gryfon zauważył wahanie i lęk w jej oczach. Uśmiechnął się do niej blado. Wiedział, że szatynka musi mieć teraz mętlik w głowie. Zresztą on też miał. Jednak to nie było teraz ważne. Może to dziwnie zabrzmi, ale przy Hermionie wszystkie jego wątpliwości znikały. Była tylko ona i on.
Gryfoni wpatrywali się tak w swoje oczy przez dłuższą chwilę. Wzrok Freda był spokojny i jakby pełen fascynacji, Hermiony niepewny i zarazem nieobecny. Dłoń Weasleya ciągle spoczywała na jej podbródku. W pewnej chwili dziewczyna mrugnęła kilka razy i lekko odsunęła się do chłopaka. Złapała jego dłoń i starając się, żeby wyglądało to na naturalny gest, odsunęła ją od swojej twarzy. Widząc rozczarowanie w oczach Freda, miała ochotę go przytulić, a nawet pocałować. To strasznie nieodpowiedzialne, ale trudno było jej kontrolować potrzeby jej ciała i serca. Najważniejsze w jej życiu były mądrość i wiedza. Kto by pomyślał, że miłość może być tak skomplikowana. Nawet dla tak trzeźwo myślącej osoby, jaką była Hermiona. Miała ochotę przysunąć się do rudowłosego, zanurzyć swoje dłonie w jego płomiennych włosach i już nigdy go nie wypuszczać ze swoich objęć. Zakładając jednak, że on też coś do niej czuje, to ten fakt wiele nie zmieniał. Mogliby być razem. Mogliby być nawet szczęśliwi, ale szczęście się kończy. On w końcu złamie jej serce albo ona jemu. Tak przeciwstawne osobowości nie mają prawa bytu. To wszystko skończyłoby się szybciej niż zaczęło, a oni zostaliby z żalem.
Hermiona zmusiła się do sztucznego uśmiechu i zapytała:
- Jak się czujesz?
- Ja... Dobrze - odparł Fred i zawstydzony, odwrócił wzrok.
Zachował się idiotycznie. Powinien bardziej kontrolować swoje gesty. Jeszcze dziewczyna pomyśli, że jest jakiś nachalny.
- Przepraszam. Za to, że zniszczyłem nasze wyjście do Hogsmeade - mruknął cicho Weasley.
- Zniszczyłeś? Fred, co ty wygadujesz! Ktoś podał ci eliksir mi... miłosny i ty jeszcze się za to obwiniasz?
- Nie, nie obwiniam się. Pomyślałem po prostu, że może być ci przykro.
Na te słowa szatynka lekko się uśmiechnęła. Bardziej przejmował się tym, że nie poszli do wioski niż swoim stanem zdrowia. To było na swój sposób urocze.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało do Gryfona. Spojrzała nieco speszona w jego oczy, które w tej chwili były jakby uśmiechnięte i pełne swojego rodzaju śmiałości. Wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę, a po chwili mrugnęła kilka razy i zawstydzona odwróciła głowę. To co było pomiędzy nią, a Weasleyem trudno było opisać słowami. Trudno było w ogóle opisać czymkolwiek. Przyjaźń, zauroczenie, zakochanie? Ich relacja była zdecydowanie czymś więcej niż przyjaźń, ale z drugiej strony nie była też czymś tak zobowiązującym jak miłość. Jedno było pewne. I Fred, i Hermiona wypierali to bliżej niezidentyfikowane uczucie. Aż do tamtej chwili. Wpatrując się w swoje oczy, nie wiedzieć czemu, oboje poczuli, że to wszystko może nie jest tylko ich wymysłem. Może w tym coś jest. może to realniejsze niż sądzili.
Gryfoni przysunęli się do siebie tak, że stykali się kolanami. Ich twarze były dosłownie milimetry od siebie, a oni jak zaczarowani wpatrywali się w swoje oczy. Rozum szatynki krzyczał, że powinna to przerwać, to zajdzie za daleko, jeśli tego nie zrobi. Jednak nic nie robiła. Potrafiła tylko tępo wpatrywać się w rudowłosego. A po chwili zrobiła coś tak nieprzewidywalnego, że po fakcie nawet ją przestraszyła jej śmiałość. Złapała jego dłoń w swoją i wplotła w nią palce. Bliźniak spojrzał na ich splecione dłonie, po czym znów spojrzał na dziewczynę. Na jego ustach malował się tak szeroki uśmiech, niezwykle pełen radości nawet zważając na usposobienie rudowłosego. Wtedy doszło do Hermiony, że ten gest Gryfon odebrał jak jakieś wyznanie. Jakiś znak. Chciała wyrwać swoją dłoń z jego, uciec stamtąd i już nigdy nie pokazywać się na oczy Fredowi. Na szczęście nie musiała tego robić. Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się na oścież. Gryfoni jak poparzeni odskoczyli od siebie, jakby zrobili właśnie coś zakazanego, niewłaściwego. O ile zakazanym tego nazwać nie można było, to niewłaściwym owszem. Zwłaszcza dla nich nawzajem. Na ich twarzach malował się wstyd, a zarazem dziwna radość. Spojrzeli w stronę wejścia do pomieszczenia. W futrynie stał zaskoczony widokiem George. Wpatrywał się w Hermionę i brata na przemian z nieodgadnioną miną. W końcu jednak uśmiechnął się szelmowsko w ich stronę.
- No, no, co ja tutaj widzę. Nie spodziewałem się - powiedział George z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Bardziej ja się nie spodziewałem tutaj ciebie. Po co przychodziłeś do oszusta i lansera, jak to zwykłeś mnie ostatnio nazywać? - syknął przez zęby Fred.
Dziewczyna spojrzała w stronę chłopaka. Na jego twarzy malowała się złość i uraza. Ciągle miał żal do bliźniaka za to, że nie uwierzył mu w sprawie afery z wynalazkami. George momentalnie stracił pewność siebie. Spuścił wzrok na swoje buty i nerwowo przeczesał ręką włosy.
- Ja... Przepraszam. Wiem, że to nie ty. Dowiedziałem się kto za tym stoi. Znaczy się myślę, że wiem kto cię wkopał - wyznał młodszy brat.
Nagle twarz Freda zmieniła swój wyraz ze wściekłego na zaintrygowanego. Szatynka wiedziała, że już wybaczył bratu ten cały incydent. Rudowłosy spojrzał przenikliwie na chłopaka stojącego w drzwiach i rzekł:
- Wiesz? W takim razie siadaj i opowiadaj.
Bliźniak podszedł do łóżka brata i przysunął sobie krzesło obok Hermiony. W tamtej właśnie chwili Gryfonka ocknęła się jakby ze snu. Myślała głównie o całej sytuacji przed przybyciem George'a do skrzydła. To nieporozumienie. To nie powinno się stać. Właściwie do niczego nie doszło, ale sekundy dzieliły ją od popełnienia wielkiego głupstwa. Nie wiedziałaby co by było, gdyby młodszy bliźniak im nie przerwał. Jej głupie emocje nie chciały jej słuchać. Robiły co chciały. Potrafiły ją zmusić do złapania ręki Freda, a gdyby zechciały to i do pocałunku. Wstała ze swojego krzesła i spojrzała na Freda. Weasley uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niej. Jej policzki zmieniły momentalnie swoją barwę na lekko purpurową. Przeklęła w duchu, bo jej emocje znowu wzięły górę. Nie powinna tak na niego reagować. Odwróciła szybko wzrok, bo gdyby tak wpatrywała się w niego dłużej, z pewnością jeszcze bardziej dałaby się omotać tej gorączce.
- To... To ja już w takim razie pójdę - oznajmiła dziewczyna i zrobiła już dwa kroki w stronę wyjścia, kiedy poczuła, że ktoś ją łapie za nadgarstek. Odruchowo odwróciła się i ujrzała Freda, który stał obok niej. Rudowłosy uśmiechnął się lekko w stronę Gryfonki i ujął jej dłoń w swoją. Dziewczyna spojrzała speszona na ich splecione dłonie. George siedział przecież zaraz obok nich. Co on sobie o tym wszystkim pomyśli?
Fred przysunął delikatnie dłoń Hermiony do swoich ust i musnął ją wargami. Na ten gest szatynka zadrżała. Spojrzała w oczy chłopaka. Ich źrenice były powiększone, a wzrok miał pełen oczarowania.
- Proszę, zostań - szepnął Fred, a ona jak zaczarowana, kiwnęła głową i usiadła na swoim krześle.
Rudowłosy z powrotem usiadł na łóżku i spojrzał w stronę swojego brata. George miał wysoko uniesione brwi, a usta wykrzywione miał w nieco złośliwym uśmieszku. Już otwierał usta, żeby skomentować scenę, która miała miejsce przed chwilą, ale uprzedził go brat.
- Jeżeli masz zamiar naśmiewać się z emm... - przez chwilę szukał właściwego słowa. - ...relacji mojej i Hermiony, to możesz teraz już wyjść. Tylko, że wiesz, ja nie jestem z natury wybaczającą osobą, a ty już raz mnie wkurzyłeś, więc nie radziłbym - odparł Fred nieco oschłym tonem.
- Nie no, coś ty, to ten... Pewnie chcesz wiedzieć kto to taki cię wkopał - zmienił temat George. Właściwie mógłby rzucić jakimś komentarzem, ale dopiero co się pogodził z bratem i nie chciał dawać mu powodów do kolejnej kłótni, więc powściągnął język.
- Dobre sobie! Mnie dosłownie zżera ciekawość komu to mi przyjdzie skopać za to tyłek! - powiedział głośno Fred, trochę zbyt głośno, bo spojrzał nerwowo w stronę gabinetu pielęgniarki i zakrył sobie usta dłonią. Przez chwilę trójka Gryfonów tępo wpatrywała się w drzwi gabinetu, jakby spodziewała się, że pani Pomfrey wypadnie z pomieszczenia i wygoni George'a i Hermionę. Nic takiego jednak się nie stało.
Fred kiwnął w stronę brata, żeby w końcu zdradził mu tą tajemnicę, kto to stoi za owym wydarzeniem. George sprawiał wrażenie, jakby wcale nie zależało mu na opowiedzeniu wszystkiego co wie. Był chyba trochę zdenerwowany, bo wpatrywał się osowiale w podłogę.
- Ron - rzekł nagle bliźniak.
Hermiona odwróciła się w stronę wejścia do skrzydła. Myślała, że brat Gryfonów tu przyszedł, dlatego jego imię wypowiedział George. Jednak po chwili doszło do niej o co chodziło chłopakowi.
- RON? - zdziwiona dziewczyna wstała z krzesła i spojrzała na bliźniaków. George był spokojny, ale na twarzy Freda malował się cień wściekłości. - Ale po co on to miał robić? Jesteś tego pewny?
- Usiądź Hermiono, a ty Fred, postaraj się chociaż uspokoić. Zaraz wam wszystko wyjaśnię.
Szatynka z powrotem usiadła na krześle, a starszy z bliźniaków starał się zachować pozory spokoju. George'owi chyba jednak nie śpieszyło się do wyjaśnienia całej tej sprawy, bo wpatrywał się tępo w ścianę. W końcu spojrzał na Gryfonów nieco znużonym wzrokiem i zaczął:
- Bo widzicie, byłem dziś na dziedzińcu. Tak się jakoś złożyło, że niedaleko mnie siedział Ron w towarzystwie Seamusa. Seamus narzekał na to, że od poniedziałku będzie musiał znowu chodzić na zajęcia do Umbridge, bo w związku z niedawną sytuacją w Sowiarni, Fred i ja straciliśmy prawie wszystkie zapasy krwotoczek i wymiotek , które ostatnimi czasy były na zbyciu, bo niewielu uczniów chciało chodzić na zajęcia do tej różowej landryny - mówił George spokojnie. Jego brat słuchał go uważnie, Hermiona również, ale ona przysłuchiwała się słowom Gryfona z niemrawą miną i założonymi rękoma na klatce piersiowej. - Wtedy Ron zachował się dziwnie, nawet zważając na to, że, no wiecie... to on. Pokręcił tylko głową i powiedział, że wcale się nie dziwi, że wpadliśmy. Mówił, że to była kwestia czasu. Dodał też, że nigdy nie pochwalał tej naszej działalności - tłumaczył George, gdy Hermiona nagle mu przerwała.
- Przepraszam bardzo, ale o czym to ma świadczyć? Ja też nie pochwalam waszych wynalazków, a może raczej tego, że rozprowadzacie je nielegalnie po Hogwarcie, ale nikt mnie chyba nie oskarża, że mogłam zrobić taki "żart" - prychnęła sceptycznie nastawiona do całej tej teorii Hermiona.
Młodszy z bliźniaków popatrzył na nią z cierpkim uśmiechem na ustach, a Fred z nieco oburzoną miną, spowodowaną pewnie tym, że nie pochwala bronienia Rona. I to by było właściwie na tyle z tej "romantycznej" atmosfery. Oczywiście wiele z niej uleciało podczas niespodziewanej wizyty George'a, ale mimo jego obecności, do tej pory dało się wyczuć swojego rodzaju chemię między jednym z Weasleyów, a nastolatką.
- Tak Hermiono, nikt by cię o to nie oskarżył. Byłaś z nami w wieży tamtego wieczora - powiedział Gryfon siedzący na krześle.
- Zresztą nikt by cię nie podejrzewał o złamanie zasad z własnej woli - Fred nie mógł się powstrzymać od żartobliwego komentarza.
Dziewczyna słysząc te słowa, zmierzyła rudowłosego lodowatym spojrzeniem, przez co jego uśmiech nieco zbladł.
- Potrafię łamać zasady - syknęła przez zęby Hermiona.
Gryfonka nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego jeszcze chwilę temu nie mogła oderwać od Freda wzroku. W tamtej chwili był dziecinny do ból, ale nawet przed samą sobą trudno było jej ukryć, że to nieco słodkie. Oszalała? Definitywnie.
- Niedługo się o tym przekonamy - mruknął tajemniczo Fred i uśmiechnął się lubieżnie do Hermiony, przez co szatynce zrobiło się nieco goręcej, za co od razu skarciła się w myślach.
Gryfoni przez chwilę przyglądali się rudowłosemu się Fredowi, ale chłopak tylko machnął ręką w stronę swojego brata, żeby kontynuował. George pokiwał głową jakby się nad czymś zastanawiał, po czym znów zaczął:
- No więc... Tak Hermiono, nigdy nie pochwalałaś naszej działalności w szkole, ale nie w ten sposób co Ron. Jemu nie podobało się to, bo najzwyczajniej w świecie nam zazdrościł. Zazdrościł naszych umiejętności i popularności. Całe życie ciągnie się za nim to pragnienie bycia lepszym od innych. Był najmłodszym chłopakiem w naszej rodzinie, nawet nieświadomie często był lekceważony. Byłem pewny, że ta presja kiedyś z niego wyjdzie. Tylko nie spodziewałem się, że tak szybko.
Hermiona z niemrawą miną słuchała bliźniaka. Ciągle nie wybaczyła Ronowi, ale nie podobało jej się robienie z jej przyjaciela jakiegoś kozła ofiarnego. W pewnej chwili już miała coś powiedzieć, ale w gruncie rzeczy wiedziała, że George ma rację. Przypomniała sobie tą sytuację z... pocałunkiem. Wtedy ta cała układanka ułożyła się w głowie dziewczyny w względną całość. Ron musiał to zrobić, bo zauważył, że Fred kręci się w jej otoczeniu. To z tymi wynalazkami też pasowało do tej teorii. Tylko czy Gryfon byłby do tego zdolny? Czy ta sprawka z eliksirem miłosnym to jego zasługa? Czy byłby do tego zdolny? Hermiona wiedziała, że Fred i Ron nie mieli nigdy zbyt dobrych relacji. Słyszała o tych historiach z ich dzieciństwa, kiedy to starszy z bliźniaków zamienił misia Gryfona w pająka albo próbował go namówić do złożenia wieczystej przysięgi, ale nie chciało jej się wierzyć, że mogą żywić do siebie taką złość jak i zarazem żal. Jakby nie było Ron niedługo miał mieć 16 lat, a Fred według magicznego prawa był już dorosły. Zachowania najmłodszego z chłopaków w rodzinie Weasleyów nie dało się racjonalnie wytłumaczyć, ale próżno było szukać dorosłego zachowania starszego z braci Weasley. Bliźniacy byli przecież znani głównie ze swojej infantylności.
- Ale mimo wszystko to wasz brat! Zresztą okej, może ostatnimi czasy zachowuje się dość dziwnie, ale to nie musi o niczym świadczyć - broniła przyjaciela dziewczyna.
Fred popatrzył na nią oskarżycielskim wzrokiem i powiedział:
- Jak tak bardzo chcesz bronić naszego braciszka, to idź załóż jego fanklub albo coś w tym stylu, bo tutaj są omawiane ważne rzeczy.
Hermiona wstała z krzesła i popatrzyła na chłopaka wściekłym wzrokiem, przez co rudowłosy, który chciał tylko niewinnie zażartować, nerwowo spojrzał na dziewczynę. Nie chciał jej denerwować, po prostu irytowało go to, że broni jego brata, skoro on jej też nadepnął na odcisk.
- Fredzie Weasleyu! Zachowujesz się jak dziecko! Twoje bezpodstawne oskarżenia są krzywdzące względem Rona. Nie, nie założę jego fanklubu, on też potrafi mnie wkurzyć, jak chyba wszyscy Weasleyowie oprócz waszych rodziców i Ginny! Ron jest moim przyjacielem, nawet mimo tej chwilowej sprzeczki przyjaciółmi pozostaniemy. Po prostu staram się bronić jego honoru, tak jak broniłam twojego! - szepnęła oschłym tonem Hermiona. Po sekundzie dotarło do niej, że powiedziała o jedno zdanie za dużo i zarumieniła się bardzo, na co Gryfon siedzący na łóżku uśmiechnął się szelmowsko.
- Broniłaś mojego honoru? - zapytał Fred, kątem oka przyglądając się zawstydzonej dziewczynie.
Szatynka tylko pokręciła głową, jakby sama nie mogła uwierzyć, że takie słowa wyszły z jej ust. Kolejna emocja, która przejmuje nad nią kontrolę. Tym razem była to złość.
- Tak. Teraz widzę, że nie powinnam tego robić. Powinnam wam dać wolną drogę, żebyście mogli oskarżać się nawzajem o wszelkie możliwe świństwa - syknęła Gryfonka, ciągle rozzłoszczona, choć starała się opanować nerwy. Opadła z powrotem na krzesło i odwróciła się w stronę George'a, bo nie wiedziała, czy zniesie dłużej widok dziwnie uśmiechającego się Freda. - I to wszystko? Na tym opierasz zarzuty wobec Rona? - zwróciła się do młodszego z bliźniaków.
- Nie, to nie wszystko. Właśnie chciałem o tym powiedzieć - odparł rudowłosy. - Wracając do dzisiejszego popołudnia. Kiedy Seamus poszedł z dziedzińca, Ron wymamrotał pod nosem coś w stylu "Ja im jeszcze pokażę". Otworzył swoją torbę i zaczął czegoś w niej szukać. Nagle wiatr wywiał mu z niej jakąś kartkę. Na początku myślałem, że to zwyczajna kartka pergaminu, ale gdy wyostrzyłem wzrok, spostrzegłem, że to jeden z moich i Freda formularzy wysyłkowych.
Bliźniak chłopaka wydawał się bardzo zaskoczony słowami brata. Miał rozdziawioną szczękę i szeroko otwarte oczy. Z drugiej jednak strony wyglądał tak, jakby spodziewał się czegoś podobnego.
Szatynka zaś, ciągle sceptycznie nastawiona do tej sprawy, uniosła lekko brwi i powiedziała:
- Te wasze formularze walają się wszędzie. Sama kiedyś znalazłam kilka w moich książkach.
Fred spojrzał w jej stronę. Zirytowana zachowaniem chłopaka chciała posłać mu chłodne spojrzenie, ale widząc jego szeroki uśmiech, nie mogła się na to zdobyć, więc tylko nieśmiało się do niego uśmiechnęła. Chwilę później dotarło do dziewczyny, że znowu zaczyna lekceważyć rozsądek, więc spojrzała tylko na Freda z nieodgadnioną miną.
- Owszem, można było znaleźć je wszędzie jakiś czas temu, ale dziś nie, bo wszystkie zostały przekazane naszej mamie z resztą wynalazków - mruknął pod nosem Fred.
- I co w związku z tym? To waszym zdaniem wystarczający dowód? Niby w jaki sposób Ron miałby mieć ten formularz skoro wasza mama je ma? - rzekła Hermiona z nutą ironii w głosie i spojrzała wyczekująco w stronę George'a.
Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- To niby nie jest jakiś mocny dowód, ale czy to wszystko do siebie nie pasuje? - spytał młodszy z braci.
Dziewczyna spojrzała na braci karcącym wzrokiem i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Ech, najpierw znajdźcie PRAWDZIWE dowody, a dopiero potem oskarżajcie niczemu winnych ludzi - odparła szatynka i wstała z krzesła. - A teraz wybaczcie, ale zaraz zaczną się nocne obchody nauczycieli, a ja nie chciałabym zostać przyłapana na chodzeniu po zamku nocą, zresztą mam jeszcze książkę do oddania w bibliotece - powiedziała Hermiona i ruszyła w stronę wyjścia znużonym krokiem z pomieszczenia. Była zmęczona tymi rewelacjami. Fred zemdlał, Fred chciał ją pocałować, Fred oskarża jej przyjaciela. To trochę dużo atrakcji jak na jeden dzień.
- No ten, to ja już też pójdę - odparł George. - Pogadamy później - zwrócił się do brata i także ruszył w stronę drzwi. Wyprzedził dziewczynę i życząc jej dobranoc, zniknął za drzwiami.
Gdy Gryfonka była już kilka kroków od wyjścia, poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odruchowo się odwróciła i zobaczyła Freda, który uśmiechał się od ucha do ucha. Ona wpatrywała się w niego nieco podejrzliwym wzrokiem.
- Wiesz, że się założyliśmy? - zapytał chłopak.
- Niby o co?
- O to, że złamiesz zasady. Dla mnie - odparł lekko rudowłosy.
- Jakoś sobie nie przypominam - rzekła Hermiona.
- Powiedziałaś, że potrafisz łamać zasady. Mogłem zinterpretować te słowa jak chcę. Teraz chcę się przekonać, czy to co mówiłaś jest prawdą.
Hermiona spojrzała na niego śmiałym wzrokiem z widoczną odwagą w oczach.
- Z przyjemnością ci to udowodnię - szepnęła. W końcu była Gryfonką! Kto jak kto, ale ona potrafi bronić swojego honoru.
Weasley spojrzał na dziewczynę z radością w oczach i odparł:
- Niezmiernie mnie to cieszy - powiedział i nachylił się w stronę szatynki. Przez chwilę dziewczyna myślała, że znowu chce spróbować ją pocałować, ale na szczęście tylko przysunął się do jej ucha. - Za tydzień o 10 wieczorem na błoniach - wyszeptał.
Hermiona chciała zapytać po co niby ma się tam udać, ale wtedy Fred pocałował ją delikatnie w policzek. Zaskoczyło ją to bardzo, ale i zarazem ucieszyło. Kiedy chłopak znów na nią spojrzał, na jej ustach malował się nieśmiały uśmiech. Rudowłosy najwyraźniej uznał jej milczenie za zgodę, więc odparł:
- No to jesteśmy umówieni.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i udał się do swojego łóżka. Hermiona stała przez chwilę niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, po czym dotarła do niej ta cała scena, na co wyraźnie się zawstydziła i jak strzała wypadła ze Skrzydła Szpitalnego. Idąc w stronę biblioteki, dotknęła dłonią policzka, na którym Fred złożył pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o tym całym zdarzeniu. Może to niewłaściwe, może to złudne, ale chciała się zatracić w tej dziwnej lekkości, którą czuła przez cały czas, kiedy przebywała z chłopakiem. To nieprawdopodobne, że to właśnie Fred Weasley, żartowniś jakich mało, mógł zawrócić w głowie tak poukładanej i rozważnej dziewczynie, jaką była Hermiona Granger.
Fred Weasley mnie wkurza, Fred Weasley mnie rozbawia, Fred Weasley mi się podoba - Gryfonka sama zaśmiała się, słysząc myśli, które przekazywały jej emocje. Chyba pierwszy raz w życiu przyznała przed sobą, że czasami warto im się ponieść.
Okej, przez chwilę i ja chciałam, żeby Fred i Hermiona się pocałowali w tamtym momencie. Jednak stwierdziłam, że to za wcześnie. Spalicie mnie za to żywcem, ale w taki, a nie inny sposób postanowiłam to rozegrać. W tych 10 rozdziałach stworzyłam tyle wątków, że sama powoli się w tym gubię, a tu doszły dwa nowe: Fred i eliksir miłosny oraz oskarżenie względem Rona. Wiem, w tym świetle Ron wygląda jak totalna ofiara, ale mam już pomysł względem jego osoby, więc przynajmniej postarajcie się wytrzymać bez osądu jego osoby. Zresztą nie, powiedźcie co wam leży na sercu, łatwiej mi będzie odszyfrować wasze odczucia względem tej sprawy. Ten rozdział miał być takim obrotem akcji, a wyszedł mi taki hmm... romantico, ale to chyba dla was dobrze, czyż nie? Zwrot akcji będzie niedługo, cierpliwości. Z maślanymi oczami małego szczeniaczka, proszę ślicznie o komentarze, choć wiem, że przez to spóźnienie na nie nie zasłużyłam. Może jednak znajdzie się dobra duszyczka, która zechce skomentować ten rozdział, co?
Nie wiedzieć czemu, Fred miał ochotę jej dotknąć. Sprawdzić czy nie jest tylko omamem sennym. Nie miał pojęcia dlaczego akurat ona tutaj z nim była, ale chyba musiała mieć jakiś powód. Hermiona siedziała tak blisko niego, że bez problemu chłopak dotknął jej ramienia. Gryfonka drgnęła lekko i odsunęła dłonie z twarzy. Była zmartwiona i chyba nawet smutna. Kiedy jednak zobaczyła już przytomnego Freda, uśmiechnęła się lekko. Już chciała coś powiedzieć, kiedy z pokoju obok sali dwójkę Gryfonów dobiegły jakieś szmery. Z pewnością pani Pomfrey zmierzała do pomieszczenia. Weasley wiedział, że z pewnością chce przegonić stąd Hermionę, bo powoli robiło się późno. Jednak on wiedział jak nieco przedłużyć wizytę dziewczyny. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciał z nią jeszcze chwilę porozmawiać. Uniósł palec wskazujący do swoich ust w geście uciszenia. Szatynka lekko kiwnęła głową, dając znak, że wie o co chodzi chłopakowi. Przewrócił się na drugą stronę tego strasznie niewygodnego, szpitalnego łóżka i wtulił się w poduszkę. Kilka sekund później drzwi gabinetu szkolnej pielęgniarki otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Fred kątem oka obserwował zmierzającą w stronę uczniów panią Pomfrey. Kobieta stanęła koło łóżka i zwróciła się do Hermiony:
- Będziesz musiała już iść. Ściemnia się, opiekunka twojego domu nie będzie zadowolona, że szwendasz się po szkole późną porą - rzekła - Zresztą chłopak musi odpocząć - dodała, i spojrzała w stronę Freda.
- Owszem, ściemnia się, ale jeszcze nie trzeba wracać do dormitoriów. Zresztą Fred śpi. Ja tu tylko siedzę. W niczym mu nie przeszkadzam - wytłumaczyła spokojnie Hermiona.
- Skoro śpi, to jaki pożytek z tego, że tutaj siedzisz? - zapytała podejrzliwie pielęgniarka.
- Po prostu chciałabym być przy nim - powiedziała szatynka, a pani Pomfrey tylko pokręciła głową z dziwną miną.
- No dobrze. Tylko nie siedź za długo - oznajmiła kobieta i ruszyła w stronę swojego gabinetu. Fred mógł przysiąc, że słyszał jak pielęgniarka mamroce pod nosem coś w stylu "Ach, te nastoletnie miłości".
- Ekhem... - chrząknęła cicho Hermiona, a kobieta odwróciła się w jej stronę z nieodgadnioną miną. - Czy... Czy ja mogłabym dowiedzieć się, co stało się Fredowi? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
Chciała wiedzieć o co w tym wszystkim chodziło. Martwiła się o niego. Nawet nie starała się tego przed sobą ukrywać.
- Eliksir miłosny - oznajmiła pani Pomfrey.
Gryfonka poczuła, że zapada się w krzesło, na którym siedziała. Co to miało znaczyć? Ludzie po zażyciu tego eliksiru nie mają w zwyczaju mdleć w niewyjaśnionych okolicznościach.
- E... Eliksir miłosny? - wyjąkała niepewnie Gryfonka. Po co Fred miałby go zażywać? A może... Może ktoś mu go podał? Co jeśli... Co jeśli on pomyśli, że to Hermiona mogła to zrobić?
- Chłopak ma uczulenie na jakiś jego składnik. To nic poważnego, ale na noc zostanie w skrzydle - wyjaśniła pielęgniarka i weszła do swojego pokoju.
Hermiona siedziała spokojnie. Wpatrywała się niewodzącym wzrokiem w pobliską ścianę. Jednak w jej głowie kłębiło się tysiące myśli. O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw te fajerwerki, potem eliksir... Co będzie potem? O ile wydanie ich wynalazków można było uznać za żart (bardzo chamski, ale jednak) to przez ten eliksir mogło mu się coś stać. Tylko czy osoba która go mu podała, wiedziała, że chłopak ma na niego uczulenie? Może po prostu chciała go ośmieszyć. Kto chce zrobić na złość Fredowi? Co on sam o tym myśli?
Gryfonka była tak zajęta swoim monologiem wewnętrznym, że nie zauważyła kiedy Fred usiadł naprzeciwko niej na łóżku. Dotarło to dopiero do niej, kiedy poczuła, że rudowłosy dotyka dłonią jej podbródka. Popatrzyła na Freda zaniepokojonym wzrokiem. Właśnie wtedy dotarło do niej, że to wszystko zaszło za daleko. Te wszystkie rzeczy dzieją się od czasu, kiedy zaczęła spędzać więcej czasu z Gryfonem. Może to tylko zbieg okoliczności, ale nie chciało jej się wierzyć, że Malfoyowi tak bardzo zależało na zemście. Osoba odpowiedzialna za te wydarzenia musiała mieć jakiś większy powód. Zresztą to nie miało prawa bytu. Ona z Fredem? Co ona sobie wyobrażała? Mu się pewnie podoba Angelina czy Katie, czy jeszcze nie wiadomo kto. To wszystko było iluzją. Piękną iluzją, którą sobie wymyśliła. Chciał być po prostu miły, a ona zaczęła sobie coś wyobrażać. Nie, to nonsens. Hermiona Granger nie potrzebuje miłości. Do tej pory żyła bez niej i jakoś była szczęśliwa. Wszystko będzie po staremu.
Gryfon zauważył wahanie i lęk w jej oczach. Uśmiechnął się do niej blado. Wiedział, że szatynka musi mieć teraz mętlik w głowie. Zresztą on też miał. Jednak to nie było teraz ważne. Może to dziwnie zabrzmi, ale przy Hermionie wszystkie jego wątpliwości znikały. Była tylko ona i on.
Gryfoni wpatrywali się tak w swoje oczy przez dłuższą chwilę. Wzrok Freda był spokojny i jakby pełen fascynacji, Hermiony niepewny i zarazem nieobecny. Dłoń Weasleya ciągle spoczywała na jej podbródku. W pewnej chwili dziewczyna mrugnęła kilka razy i lekko odsunęła się do chłopaka. Złapała jego dłoń i starając się, żeby wyglądało to na naturalny gest, odsunęła ją od swojej twarzy. Widząc rozczarowanie w oczach Freda, miała ochotę go przytulić, a nawet pocałować. To strasznie nieodpowiedzialne, ale trudno było jej kontrolować potrzeby jej ciała i serca. Najważniejsze w jej życiu były mądrość i wiedza. Kto by pomyślał, że miłość może być tak skomplikowana. Nawet dla tak trzeźwo myślącej osoby, jaką była Hermiona. Miała ochotę przysunąć się do rudowłosego, zanurzyć swoje dłonie w jego płomiennych włosach i już nigdy go nie wypuszczać ze swoich objęć. Zakładając jednak, że on też coś do niej czuje, to ten fakt wiele nie zmieniał. Mogliby być razem. Mogliby być nawet szczęśliwi, ale szczęście się kończy. On w końcu złamie jej serce albo ona jemu. Tak przeciwstawne osobowości nie mają prawa bytu. To wszystko skończyłoby się szybciej niż zaczęło, a oni zostaliby z żalem.
Hermiona zmusiła się do sztucznego uśmiechu i zapytała:
- Jak się czujesz?
- Ja... Dobrze - odparł Fred i zawstydzony, odwrócił wzrok.
Zachował się idiotycznie. Powinien bardziej kontrolować swoje gesty. Jeszcze dziewczyna pomyśli, że jest jakiś nachalny.
- Przepraszam. Za to, że zniszczyłem nasze wyjście do Hogsmeade - mruknął cicho Weasley.
- Zniszczyłeś? Fred, co ty wygadujesz! Ktoś podał ci eliksir mi... miłosny i ty jeszcze się za to obwiniasz?
- Nie, nie obwiniam się. Pomyślałem po prostu, że może być ci przykro.
Na te słowa szatynka lekko się uśmiechnęła. Bardziej przejmował się tym, że nie poszli do wioski niż swoim stanem zdrowia. To było na swój sposób urocze.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało do Gryfona. Spojrzała nieco speszona w jego oczy, które w tej chwili były jakby uśmiechnięte i pełne swojego rodzaju śmiałości. Wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę, a po chwili mrugnęła kilka razy i zawstydzona odwróciła głowę. To co było pomiędzy nią, a Weasleyem trudno było opisać słowami. Trudno było w ogóle opisać czymkolwiek. Przyjaźń, zauroczenie, zakochanie? Ich relacja była zdecydowanie czymś więcej niż przyjaźń, ale z drugiej strony nie była też czymś tak zobowiązującym jak miłość. Jedno było pewne. I Fred, i Hermiona wypierali to bliżej niezidentyfikowane uczucie. Aż do tamtej chwili. Wpatrując się w swoje oczy, nie wiedzieć czemu, oboje poczuli, że to wszystko może nie jest tylko ich wymysłem. Może w tym coś jest. może to realniejsze niż sądzili.
Gryfoni przysunęli się do siebie tak, że stykali się kolanami. Ich twarze były dosłownie milimetry od siebie, a oni jak zaczarowani wpatrywali się w swoje oczy. Rozum szatynki krzyczał, że powinna to przerwać, to zajdzie za daleko, jeśli tego nie zrobi. Jednak nic nie robiła. Potrafiła tylko tępo wpatrywać się w rudowłosego. A po chwili zrobiła coś tak nieprzewidywalnego, że po fakcie nawet ją przestraszyła jej śmiałość. Złapała jego dłoń w swoją i wplotła w nią palce. Bliźniak spojrzał na ich splecione dłonie, po czym znów spojrzał na dziewczynę. Na jego ustach malował się tak szeroki uśmiech, niezwykle pełen radości nawet zważając na usposobienie rudowłosego. Wtedy doszło do Hermiony, że ten gest Gryfon odebrał jak jakieś wyznanie. Jakiś znak. Chciała wyrwać swoją dłoń z jego, uciec stamtąd i już nigdy nie pokazywać się na oczy Fredowi. Na szczęście nie musiała tego robić. Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się na oścież. Gryfoni jak poparzeni odskoczyli od siebie, jakby zrobili właśnie coś zakazanego, niewłaściwego. O ile zakazanym tego nazwać nie można było, to niewłaściwym owszem. Zwłaszcza dla nich nawzajem. Na ich twarzach malował się wstyd, a zarazem dziwna radość. Spojrzeli w stronę wejścia do pomieszczenia. W futrynie stał zaskoczony widokiem George. Wpatrywał się w Hermionę i brata na przemian z nieodgadnioną miną. W końcu jednak uśmiechnął się szelmowsko w ich stronę.
- No, no, co ja tutaj widzę. Nie spodziewałem się - powiedział George z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Bardziej ja się nie spodziewałem tutaj ciebie. Po co przychodziłeś do oszusta i lansera, jak to zwykłeś mnie ostatnio nazywać? - syknął przez zęby Fred.
Dziewczyna spojrzała w stronę chłopaka. Na jego twarzy malowała się złość i uraza. Ciągle miał żal do bliźniaka za to, że nie uwierzył mu w sprawie afery z wynalazkami. George momentalnie stracił pewność siebie. Spuścił wzrok na swoje buty i nerwowo przeczesał ręką włosy.
- Ja... Przepraszam. Wiem, że to nie ty. Dowiedziałem się kto za tym stoi. Znaczy się myślę, że wiem kto cię wkopał - wyznał młodszy brat.
Nagle twarz Freda zmieniła swój wyraz ze wściekłego na zaintrygowanego. Szatynka wiedziała, że już wybaczył bratu ten cały incydent. Rudowłosy spojrzał przenikliwie na chłopaka stojącego w drzwiach i rzekł:
- Wiesz? W takim razie siadaj i opowiadaj.
Bliźniak podszedł do łóżka brata i przysunął sobie krzesło obok Hermiony. W tamtej właśnie chwili Gryfonka ocknęła się jakby ze snu. Myślała głównie o całej sytuacji przed przybyciem George'a do skrzydła. To nieporozumienie. To nie powinno się stać. Właściwie do niczego nie doszło, ale sekundy dzieliły ją od popełnienia wielkiego głupstwa. Nie wiedziałaby co by było, gdyby młodszy bliźniak im nie przerwał. Jej głupie emocje nie chciały jej słuchać. Robiły co chciały. Potrafiły ją zmusić do złapania ręki Freda, a gdyby zechciały to i do pocałunku. Wstała ze swojego krzesła i spojrzała na Freda. Weasley uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niej. Jej policzki zmieniły momentalnie swoją barwę na lekko purpurową. Przeklęła w duchu, bo jej emocje znowu wzięły górę. Nie powinna tak na niego reagować. Odwróciła szybko wzrok, bo gdyby tak wpatrywała się w niego dłużej, z pewnością jeszcze bardziej dałaby się omotać tej gorączce.
- To... To ja już w takim razie pójdę - oznajmiła dziewczyna i zrobiła już dwa kroki w stronę wyjścia, kiedy poczuła, że ktoś ją łapie za nadgarstek. Odruchowo odwróciła się i ujrzała Freda, który stał obok niej. Rudowłosy uśmiechnął się lekko w stronę Gryfonki i ujął jej dłoń w swoją. Dziewczyna spojrzała speszona na ich splecione dłonie. George siedział przecież zaraz obok nich. Co on sobie o tym wszystkim pomyśli?
Fred przysunął delikatnie dłoń Hermiony do swoich ust i musnął ją wargami. Na ten gest szatynka zadrżała. Spojrzała w oczy chłopaka. Ich źrenice były powiększone, a wzrok miał pełen oczarowania.
- Proszę, zostań - szepnął Fred, a ona jak zaczarowana, kiwnęła głową i usiadła na swoim krześle.
Rudowłosy z powrotem usiadł na łóżku i spojrzał w stronę swojego brata. George miał wysoko uniesione brwi, a usta wykrzywione miał w nieco złośliwym uśmieszku. Już otwierał usta, żeby skomentować scenę, która miała miejsce przed chwilą, ale uprzedził go brat.
- Jeżeli masz zamiar naśmiewać się z emm... - przez chwilę szukał właściwego słowa. - ...relacji mojej i Hermiony, to możesz teraz już wyjść. Tylko, że wiesz, ja nie jestem z natury wybaczającą osobą, a ty już raz mnie wkurzyłeś, więc nie radziłbym - odparł Fred nieco oschłym tonem.
- Nie no, coś ty, to ten... Pewnie chcesz wiedzieć kto to taki cię wkopał - zmienił temat George. Właściwie mógłby rzucić jakimś komentarzem, ale dopiero co się pogodził z bratem i nie chciał dawać mu powodów do kolejnej kłótni, więc powściągnął język.
- Dobre sobie! Mnie dosłownie zżera ciekawość komu to mi przyjdzie skopać za to tyłek! - powiedział głośno Fred, trochę zbyt głośno, bo spojrzał nerwowo w stronę gabinetu pielęgniarki i zakrył sobie usta dłonią. Przez chwilę trójka Gryfonów tępo wpatrywała się w drzwi gabinetu, jakby spodziewała się, że pani Pomfrey wypadnie z pomieszczenia i wygoni George'a i Hermionę. Nic takiego jednak się nie stało.
Fred kiwnął w stronę brata, żeby w końcu zdradził mu tą tajemnicę, kto to stoi za owym wydarzeniem. George sprawiał wrażenie, jakby wcale nie zależało mu na opowiedzeniu wszystkiego co wie. Był chyba trochę zdenerwowany, bo wpatrywał się osowiale w podłogę.
- Ron - rzekł nagle bliźniak.
Hermiona odwróciła się w stronę wejścia do skrzydła. Myślała, że brat Gryfonów tu przyszedł, dlatego jego imię wypowiedział George. Jednak po chwili doszło do niej o co chodziło chłopakowi.
- RON? - zdziwiona dziewczyna wstała z krzesła i spojrzała na bliźniaków. George był spokojny, ale na twarzy Freda malował się cień wściekłości. - Ale po co on to miał robić? Jesteś tego pewny?
- Usiądź Hermiono, a ty Fred, postaraj się chociaż uspokoić. Zaraz wam wszystko wyjaśnię.
Szatynka z powrotem usiadła na krześle, a starszy z bliźniaków starał się zachować pozory spokoju. George'owi chyba jednak nie śpieszyło się do wyjaśnienia całej tej sprawy, bo wpatrywał się tępo w ścianę. W końcu spojrzał na Gryfonów nieco znużonym wzrokiem i zaczął:
- Bo widzicie, byłem dziś na dziedzińcu. Tak się jakoś złożyło, że niedaleko mnie siedział Ron w towarzystwie Seamusa. Seamus narzekał na to, że od poniedziałku będzie musiał znowu chodzić na zajęcia do Umbridge, bo w związku z niedawną sytuacją w Sowiarni, Fred i ja straciliśmy prawie wszystkie zapasy krwotoczek i wymiotek , które ostatnimi czasy były na zbyciu, bo niewielu uczniów chciało chodzić na zajęcia do tej różowej landryny - mówił George spokojnie. Jego brat słuchał go uważnie, Hermiona również, ale ona przysłuchiwała się słowom Gryfona z niemrawą miną i założonymi rękoma na klatce piersiowej. - Wtedy Ron zachował się dziwnie, nawet zważając na to, że, no wiecie... to on. Pokręcił tylko głową i powiedział, że wcale się nie dziwi, że wpadliśmy. Mówił, że to była kwestia czasu. Dodał też, że nigdy nie pochwalał tej naszej działalności - tłumaczył George, gdy Hermiona nagle mu przerwała.
- Przepraszam bardzo, ale o czym to ma świadczyć? Ja też nie pochwalam waszych wynalazków, a może raczej tego, że rozprowadzacie je nielegalnie po Hogwarcie, ale nikt mnie chyba nie oskarża, że mogłam zrobić taki "żart" - prychnęła sceptycznie nastawiona do całej tej teorii Hermiona.
Młodszy z bliźniaków popatrzył na nią z cierpkim uśmiechem na ustach, a Fred z nieco oburzoną miną, spowodowaną pewnie tym, że nie pochwala bronienia Rona. I to by było właściwie na tyle z tej "romantycznej" atmosfery. Oczywiście wiele z niej uleciało podczas niespodziewanej wizyty George'a, ale mimo jego obecności, do tej pory dało się wyczuć swojego rodzaju chemię między jednym z Weasleyów, a nastolatką.
- Tak Hermiono, nikt by cię o to nie oskarżył. Byłaś z nami w wieży tamtego wieczora - powiedział Gryfon siedzący na krześle.
- Zresztą nikt by cię nie podejrzewał o złamanie zasad z własnej woli - Fred nie mógł się powstrzymać od żartobliwego komentarza.
Dziewczyna słysząc te słowa, zmierzyła rudowłosego lodowatym spojrzeniem, przez co jego uśmiech nieco zbladł.
- Potrafię łamać zasady - syknęła przez zęby Hermiona.
Gryfonka nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego jeszcze chwilę temu nie mogła oderwać od Freda wzroku. W tamtej chwili był dziecinny do ból, ale nawet przed samą sobą trudno było jej ukryć, że to nieco słodkie. Oszalała? Definitywnie.
- Niedługo się o tym przekonamy - mruknął tajemniczo Fred i uśmiechnął się lubieżnie do Hermiony, przez co szatynce zrobiło się nieco goręcej, za co od razu skarciła się w myślach.
Gryfoni przez chwilę przyglądali się rudowłosemu się Fredowi, ale chłopak tylko machnął ręką w stronę swojego brata, żeby kontynuował. George pokiwał głową jakby się nad czymś zastanawiał, po czym znów zaczął:
- No więc... Tak Hermiono, nigdy nie pochwalałaś naszej działalności w szkole, ale nie w ten sposób co Ron. Jemu nie podobało się to, bo najzwyczajniej w świecie nam zazdrościł. Zazdrościł naszych umiejętności i popularności. Całe życie ciągnie się za nim to pragnienie bycia lepszym od innych. Był najmłodszym chłopakiem w naszej rodzinie, nawet nieświadomie często był lekceważony. Byłem pewny, że ta presja kiedyś z niego wyjdzie. Tylko nie spodziewałem się, że tak szybko.
Hermiona z niemrawą miną słuchała bliźniaka. Ciągle nie wybaczyła Ronowi, ale nie podobało jej się robienie z jej przyjaciela jakiegoś kozła ofiarnego. W pewnej chwili już miała coś powiedzieć, ale w gruncie rzeczy wiedziała, że George ma rację. Przypomniała sobie tą sytuację z... pocałunkiem. Wtedy ta cała układanka ułożyła się w głowie dziewczyny w względną całość. Ron musiał to zrobić, bo zauważył, że Fred kręci się w jej otoczeniu. To z tymi wynalazkami też pasowało do tej teorii. Tylko czy Gryfon byłby do tego zdolny? Czy ta sprawka z eliksirem miłosnym to jego zasługa? Czy byłby do tego zdolny? Hermiona wiedziała, że Fred i Ron nie mieli nigdy zbyt dobrych relacji. Słyszała o tych historiach z ich dzieciństwa, kiedy to starszy z bliźniaków zamienił misia Gryfona w pająka albo próbował go namówić do złożenia wieczystej przysięgi, ale nie chciało jej się wierzyć, że mogą żywić do siebie taką złość jak i zarazem żal. Jakby nie było Ron niedługo miał mieć 16 lat, a Fred według magicznego prawa był już dorosły. Zachowania najmłodszego z chłopaków w rodzinie Weasleyów nie dało się racjonalnie wytłumaczyć, ale próżno było szukać dorosłego zachowania starszego z braci Weasley. Bliźniacy byli przecież znani głównie ze swojej infantylności.
- Ale mimo wszystko to wasz brat! Zresztą okej, może ostatnimi czasy zachowuje się dość dziwnie, ale to nie musi o niczym świadczyć - broniła przyjaciela dziewczyna.
Fred popatrzył na nią oskarżycielskim wzrokiem i powiedział:
- Jak tak bardzo chcesz bronić naszego braciszka, to idź załóż jego fanklub albo coś w tym stylu, bo tutaj są omawiane ważne rzeczy.
Hermiona wstała z krzesła i popatrzyła na chłopaka wściekłym wzrokiem, przez co rudowłosy, który chciał tylko niewinnie zażartować, nerwowo spojrzał na dziewczynę. Nie chciał jej denerwować, po prostu irytowało go to, że broni jego brata, skoro on jej też nadepnął na odcisk.
- Fredzie Weasleyu! Zachowujesz się jak dziecko! Twoje bezpodstawne oskarżenia są krzywdzące względem Rona. Nie, nie założę jego fanklubu, on też potrafi mnie wkurzyć, jak chyba wszyscy Weasleyowie oprócz waszych rodziców i Ginny! Ron jest moim przyjacielem, nawet mimo tej chwilowej sprzeczki przyjaciółmi pozostaniemy. Po prostu staram się bronić jego honoru, tak jak broniłam twojego! - szepnęła oschłym tonem Hermiona. Po sekundzie dotarło do niej, że powiedziała o jedno zdanie za dużo i zarumieniła się bardzo, na co Gryfon siedzący na łóżku uśmiechnął się szelmowsko.
- Broniłaś mojego honoru? - zapytał Fred, kątem oka przyglądając się zawstydzonej dziewczynie.
Szatynka tylko pokręciła głową, jakby sama nie mogła uwierzyć, że takie słowa wyszły z jej ust. Kolejna emocja, która przejmuje nad nią kontrolę. Tym razem była to złość.
- Tak. Teraz widzę, że nie powinnam tego robić. Powinnam wam dać wolną drogę, żebyście mogli oskarżać się nawzajem o wszelkie możliwe świństwa - syknęła Gryfonka, ciągle rozzłoszczona, choć starała się opanować nerwy. Opadła z powrotem na krzesło i odwróciła się w stronę George'a, bo nie wiedziała, czy zniesie dłużej widok dziwnie uśmiechającego się Freda. - I to wszystko? Na tym opierasz zarzuty wobec Rona? - zwróciła się do młodszego z bliźniaków.
- Nie, to nie wszystko. Właśnie chciałem o tym powiedzieć - odparł rudowłosy. - Wracając do dzisiejszego popołudnia. Kiedy Seamus poszedł z dziedzińca, Ron wymamrotał pod nosem coś w stylu "Ja im jeszcze pokażę". Otworzył swoją torbę i zaczął czegoś w niej szukać. Nagle wiatr wywiał mu z niej jakąś kartkę. Na początku myślałem, że to zwyczajna kartka pergaminu, ale gdy wyostrzyłem wzrok, spostrzegłem, że to jeden z moich i Freda formularzy wysyłkowych.
Bliźniak chłopaka wydawał się bardzo zaskoczony słowami brata. Miał rozdziawioną szczękę i szeroko otwarte oczy. Z drugiej jednak strony wyglądał tak, jakby spodziewał się czegoś podobnego.
Szatynka zaś, ciągle sceptycznie nastawiona do tej sprawy, uniosła lekko brwi i powiedziała:
- Te wasze formularze walają się wszędzie. Sama kiedyś znalazłam kilka w moich książkach.
Fred spojrzał w jej stronę. Zirytowana zachowaniem chłopaka chciała posłać mu chłodne spojrzenie, ale widząc jego szeroki uśmiech, nie mogła się na to zdobyć, więc tylko nieśmiało się do niego uśmiechnęła. Chwilę później dotarło do dziewczyny, że znowu zaczyna lekceważyć rozsądek, więc spojrzała tylko na Freda z nieodgadnioną miną.
- Owszem, można było znaleźć je wszędzie jakiś czas temu, ale dziś nie, bo wszystkie zostały przekazane naszej mamie z resztą wynalazków - mruknął pod nosem Fred.
- I co w związku z tym? To waszym zdaniem wystarczający dowód? Niby w jaki sposób Ron miałby mieć ten formularz skoro wasza mama je ma? - rzekła Hermiona z nutą ironii w głosie i spojrzała wyczekująco w stronę George'a.
Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- To niby nie jest jakiś mocny dowód, ale czy to wszystko do siebie nie pasuje? - spytał młodszy z braci.
Dziewczyna spojrzała na braci karcącym wzrokiem i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Ech, najpierw znajdźcie PRAWDZIWE dowody, a dopiero potem oskarżajcie niczemu winnych ludzi - odparła szatynka i wstała z krzesła. - A teraz wybaczcie, ale zaraz zaczną się nocne obchody nauczycieli, a ja nie chciałabym zostać przyłapana na chodzeniu po zamku nocą, zresztą mam jeszcze książkę do oddania w bibliotece - powiedziała Hermiona i ruszyła w stronę wyjścia znużonym krokiem z pomieszczenia. Była zmęczona tymi rewelacjami. Fred zemdlał, Fred chciał ją pocałować, Fred oskarża jej przyjaciela. To trochę dużo atrakcji jak na jeden dzień.
- No ten, to ja już też pójdę - odparł George. - Pogadamy później - zwrócił się do brata i także ruszył w stronę drzwi. Wyprzedził dziewczynę i życząc jej dobranoc, zniknął za drzwiami.
Gdy Gryfonka była już kilka kroków od wyjścia, poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odruchowo się odwróciła i zobaczyła Freda, który uśmiechał się od ucha do ucha. Ona wpatrywała się w niego nieco podejrzliwym wzrokiem.
- Wiesz, że się założyliśmy? - zapytał chłopak.
- Niby o co?
- O to, że złamiesz zasady. Dla mnie - odparł lekko rudowłosy.
- Jakoś sobie nie przypominam - rzekła Hermiona.
- Powiedziałaś, że potrafisz łamać zasady. Mogłem zinterpretować te słowa jak chcę. Teraz chcę się przekonać, czy to co mówiłaś jest prawdą.
Hermiona spojrzała na niego śmiałym wzrokiem z widoczną odwagą w oczach.
- Z przyjemnością ci to udowodnię - szepnęła. W końcu była Gryfonką! Kto jak kto, ale ona potrafi bronić swojego honoru.
Weasley spojrzał na dziewczynę z radością w oczach i odparł:
- Niezmiernie mnie to cieszy - powiedział i nachylił się w stronę szatynki. Przez chwilę dziewczyna myślała, że znowu chce spróbować ją pocałować, ale na szczęście tylko przysunął się do jej ucha. - Za tydzień o 10 wieczorem na błoniach - wyszeptał.
Hermiona chciała zapytać po co niby ma się tam udać, ale wtedy Fred pocałował ją delikatnie w policzek. Zaskoczyło ją to bardzo, ale i zarazem ucieszyło. Kiedy chłopak znów na nią spojrzał, na jej ustach malował się nieśmiały uśmiech. Rudowłosy najwyraźniej uznał jej milczenie za zgodę, więc odparł:
- No to jesteśmy umówieni.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i udał się do swojego łóżka. Hermiona stała przez chwilę niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, po czym dotarła do niej ta cała scena, na co wyraźnie się zawstydziła i jak strzała wypadła ze Skrzydła Szpitalnego. Idąc w stronę biblioteki, dotknęła dłonią policzka, na którym Fred złożył pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o tym całym zdarzeniu. Może to niewłaściwe, może to złudne, ale chciała się zatracić w tej dziwnej lekkości, którą czuła przez cały czas, kiedy przebywała z chłopakiem. To nieprawdopodobne, że to właśnie Fred Weasley, żartowniś jakich mało, mógł zawrócić w głowie tak poukładanej i rozważnej dziewczynie, jaką była Hermiona Granger.
Fred Weasley mnie wkurza, Fred Weasley mnie rozbawia, Fred Weasley mi się podoba - Gryfonka sama zaśmiała się, słysząc myśli, które przekazywały jej emocje. Chyba pierwszy raz w życiu przyznała przed sobą, że czasami warto im się ponieść.
Kilka słów od Astry
Na samym wstępie chciałabym was wszystkich bardzo, bardzo przeprosić. Nie wiem czy ktokolwiek z was liczył ten czas, ale ostatni rozdział był dodany dokładnie trzy tygodnie temu. Nawet dla mnie to ogromna wyrwa czasowa względem dodawania rozdziałów. Na swoje usprawiedliwienie muszę powiedzieć, że sama tego nie planowałam. Po prostu samo tak jakoś wyszło. Miałam (a właściwie jeszcze mam) mnóstwo nauki, ostatnio jeszcze dostałam szlaban na komputer za moje oceny z przedmiotów ścisłych i nie miałam jak dodać tego rozdziału, choć miałam go już napisanego jakiś tydzień temu. Mam nadzieję, że to mi wybaczycie gołąbeczki moje (jak mawia moja babcia) i będziecie się jeszcze zagłębiać w moim tworze. Teraz postaram się oczywiście dotrzymywać tygodniowego terminu, a jeśli nie będę mogła, to postaram się was informować o tym przed czasem albo będę dodawała ogłoszenia o tym iż się spóźnię. A teraz o moich odczuciach względem rozdziału.
Krótki opis tworzenia rozdziału powyżej:
Wena: Hej, hej, hej, mam genialne pomysły! Chcesz może z nich skorzystać?
Astrum: No jasne! Razem stworzymy coś super!
Wena: Pisz to... O! I to! Nie! Już wiem! Tam mają się pocałować!
Astrum: To dopiero 10 rozdział... Nie sądzisz, że to za wcześnie?
Wena: No skąd! Dawaj ten pocałunek tam!
Astrum: Ale...
Wena: POCAŁUNEK!
*Astrum myśli i stwierdza, że to jednak za wcześnie. Pomysł weny odrzucony*
Wena: Idę sobie stąd! Tam mieli się pocałować. Już ci nigdy nie pomogę!
Astrum: No... no dobrze. Dam pocałunek w policzek. Może być?
Wena: No okej, ale i tak jestem na ciebie obrażona!
Rozdział pisałam w smutnym i melancholijnym nastroju, więc jeśli się to w jakikolwiek sposób na nim odbija to z góry przepraszam. Może to trochę wina muzyki, której słuchałam. W pamięć zapadła mi na pewno ta piosenka:
Jeszcze raz przepraszam za to spóźnienie, następny rozdział będzie na czas. Pozdrawiam was cieplutko moje gołąbeczki ^^
~Astrum Confusa
Ps. Dziękuję Eli za nominację do tagu "50 przypadkowych pytań o mnie". Jak najszybciej postaram się odpowiedzieć na pytania :)
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że już ( w końcu ) dodałaś rozdział. Rozumiem, że nauka i szlaban i w ogóle, ale nie mogłam się już doczekać.
Rozdział bardzo mi się podobał a zwłaszcza ta scena kiedy Fred i Kate mieli się pocałować <3 No kocham tą scenę no. Dlaczego oni się nie pocałowali?!?!? Przecież ja już tak siedzę i myślę " JEJJ!! W końcu się pocałują!! " I tu taki George wchodzi. Tak, wiem, że teraz się czepiam, a u mnie dokładnie ( no nie dokładnie, ale wiesz o co chodzi ) tak samo przeszkodził Fredowi i Kate Lupin ^^
Ron wzbudził we mnie bardzo negatywne emocje, ale postaram się wstrzymać z oceną. Nie powiem, nigdy nie za bardzo lubiłam Rona i to może dlatego uważam, że mógłby zrobić coś takiego. Mam nadzieję, że okaże się, że to jednak nie on.
Pozdrawiam i weny życzę
Ela ^^
P.S. U mnie rozdział jutro albo w sobotę.
Poprawka. Fred i Hermiona. Nie Kate. Hermiona. Ty się u mnie pomyliłaś ja u Ciebie i kwita jesteśmy :*
UsuńZapraszam na rozdział ^^ http://jednaznich.blogspot.com/2016/04/rozdzia-3.html
UsuńDziękuję Bogu, że na czas czytania zamknęłam się w pokoju, bo gdyby ktokolwiek zobaczył jak wyglądałam w czasie czytania tego cudeńka to wysłałby mnie do Munga.
OdpowiedzUsuńKurcze, uciekam za granicę. uciekam na koniec świata, bo nikt już nie będzie pamiętał o nudnym blogu Kate Potter, gdy Astrum łapie za pióro! Albo klawiaturę, bez różnicy.
Dobra, dobra, ale na początku - JA CIĘ KOCHANA PRZEPRASZAM, ŻE TAK PÓŹNO KOMENTUJĘ! Ale przynajmniej jesteśmy kwita;) i Ty mi się tu nie karz, łap *Kate rzuca skarpetkę* jesteś wolna moja droga!;))) więc skoro już mi nie służysz, to mogę Ci życzyć już od razu weny (z która stuprocentowo się zgadzam! Znalazłam wreszcie jakiegoś sojusznika! Czekam na pocałunek<33 ) i czasu, byś mi tu szybko dała następny rozdział!
Widzisz jaka promocja, życzonka już zaraz na początku komentarza! No nieźle się podziało!
Po drugie - EMMA WATSON KOŃCZY DZIŚ 26 LAT, JUPI JA JEJ!!! STO LAT, GRANGER!
Po trzecie - kurcze, przechodzę do rozdziału! Jestem strasznie roztargniona!
Zostawiłaś nas w niepewności. W takim momencie, że na gacie mojej matki, stać i umierać tylko! I powiem Ci, wredziuchu, że świetniastycznie to rozegrałaś! No aj, scena gdy budzi się Fred i jego rozmyślania! No dziewczyno no, aaaaa! Te opisy ich uczuć i te domysły i te wątpliwości, do kurki wodnej! Ja się naprawdę dziwię, że masz opory pokazać Twojego bloga mamie, jako polonistka byłaby na pewno zachwycona! JA WIEM! WBIJAM DZIŚ DO WAS NA CHATĘ I JEJ WSZYTSKO POKAŻE! Przy okazji ją ponownie pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa<3 masz super mamę:)) ale i tak uciekam na koniec świata!
A i spokojnie, masz moje alibi przed tatą! Już moja w tym głowa, że wszytsko Ci się upiecze!
-Potter! Rozdział do jasnej cholery!- upomina się grzecznie Astrum.
-Ależ oczywiście, wybacz mi to rozgadanie, już milczę.
A więc - lecimy dalej, panie i panowie!
To było takie kochane, jak się zrozumieli po kilku znakach, gdy Pomfrey wpadła, no<3 jeszcze nie było całusku, ale już kontakt jest:))
NO JA PIERPAPIER! Przepraszam za ten POTRZEBNY wulgaryzm, ale ja inaczej nie wyrażę swych emocji. Złe przyzwyczajenie, ale kto się wychował na Pradze Północ inaczej sobie w życiu nie poradzi! Nie no dobra żarcik, jestem z Ochoty;)))
-Kate, kochaniutka... -przerywa uprzejmie Astrum. -Oczywiście interesuje mnie Twe miejsce zamieszkania, ale...
JA WIEM, ROZDZIAŁ, JUŻ JUŻ!
Zaraz stop, a po co było to brzydkie słowo? Aha, już wiem. Eliksir Miłosny na nos Voldemorta?! Że co ja proszę! To mnie dzieciaku zaskoczyłaś!
I znowu, znowu, znowu... OPISY TWE TO MIŁOŚĆ MA! Możemy zawrzeć układ - Ty mnie nauczysz pisać takie cuda, a ja Cię mogę (chociaż w sumie nie wiem czego mam uczyć takiej genialnej pisarki jak Ty) podszkolić w kreowaniu postaci, hehe. Deal?
Kurde blade, oni byli już tak bliziuteńko! No ajajja, on dotykał jej twarzy, potem ona jego ręki, kurcze! To było TAKIE SŁODZIUSIE MATKO SAŁATKO!
"Gryfoni przysunęli się do siebie tak, że stykali się kolanami" - no to zdanie zdecydowanie podbiło moje serducho! Raz policzki, raz kolana, ten blog powinien być 18+ ! :'))) taki sucharek sytuacyjny hahah ja przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie, cos się ze mną dzieje:)))
I aaaaaa ja myślałam, że umrę, gdy drzwi się otworzyły. Moja pierwsza reakcja wyglądała w miarę tak - "PINCE DO CHOLERY CO TY TAM ROBISZ?!", ale po chwili zastanowienia - "POMFREY NAWET MI SIĘ NIE WAŻ!", i już gotowa wgnieść pielęgniarkę w ziemię, to wtedy pojawia się... George. O mój Merlinie, mój mózg eksplodował.
Dobra, kocham George. Jak go sobie wyobraziłam, gdy Hermiona i Fred się tykają za rączki i do siebie szepczą, z miną idioty, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, to zaczęłam się dusić ze śmiechu. uwielbiam Cię za to Wanda! Swoja drogą zupełnie nie miałam pojęcia, że masz na imię Wanda! Ale bardzo ładne imię masz, przyznaję. Raz miałam lalkę, która tak nazwałam:')
W tył zwrot! Rozdział!
Jako honorowa gryfonka poddaje się bez bicia - naśladuję ślizgonkę i muszę podzielić komentarz na dwie części! (ale się nie śmiej, wężu wredny!)
UsuńI lecimy z drugą!
"Relacja" jaka wiąże Freda z Hermioną, no to określenie było takie cutie, cutie, cutie!
Przeskoczę kilka moich zachwyceni nad Twoimi opisami...
-Alez nie przeszkadzaj sobie, Kate. -szczerzy się Astrum.
No dobra, a co mi tam! Już walnę tu opis wszystkich opisów. A zatem - SUPER SLICZNIE GENILANIE BOSKO I CUDOWNIE! I na koniec - fantastico bombastico!
Dobra, a teraz uwaga, uwaga.
Werble.
RONALDZIE WEASLEY! Nie mam siły krzyczeć na gostka (choć zdnerwował mnie on bardzo) bo tak ładnie ujełas to w tych zdaniach, że ach!
-Ok, Kate, zrozumiałam, jesteś fanką #1 moich opisów, luzik, ale ja chce wiedzieć co myślisz o Ronie!
Gdybys mi dała dokończyć to byś wiedziała! Pfff.... Chciałam powiedzieć, że Ron to prawda, nie mam siły na niego krzyczeć, ale sądzę, że coś tam wychrypię.
A zatem - gdybym popierała bliźniaków to byłabym wściekła! I to jak! Przepraszam bardzo, ale Wieczysta Przysięga vs rozsadzenie całego ich zapasu wynalazków i wrobienie ich?! Przecież Ron mógł tylko umrzeć, a bliźniacy! O la Boga, Ronald ma chyba troszkę pogmatwany system wartości.
Ale tak by było, gdybym popierała bliźniaków.
-Potter!
Dobra, przynaję się popieram ich tak w 30%. Ale bardziej jest mi bliżej do stanowiska Hermiony! I mogłabym wstawić jakiś wykład, ale droczenie się Granger i Weasley'a wypaliły mój wojowniczy nastrój:')) No to było po prostu urocze<33
I JESZCZE WZMIANKA O HONORZE NO TO BYŁ SZCZYT MOJEJ FREMIONOWEJ MIŁOŚCI!!!
I oczywiście, nasza para jest umówiona!<333 ja wiem, to niby nie "tak", ale ja przecież wiem, że "tak"!
I oczywiście ostatnie słowa w głowie Hermiony były cudne!
Dochodzę do wniosku, że:
-napisałam cholernie długi i nieposkładany i niezroumiały komentarz
-świat wynalazł za mało epitetów, bym mogła się wysłowić
słówka od Kate, troszkę nieformalnie, ale szybko cos powiem
Ja liczyłam! Liczyłam dni! Każdy jeden dzień! I uważam, że to stanowczo za długo moja droga! Ale nie umiałabym się na Ciebie gniewać. Poza tym życie życiem, egzaminy, szlaban... co ludzkie nie jest nam obce.
Ale filozofią strzeliłam na koniec!
Dobra kończę to wszystko! Mam nadzieję, że mimo uwag jesteś usatysfakcjonowana moim komentarzem, a ja czekam na więcej!
I powodzenia na egzaminach (bo analizując Twój komentarz u mnie, dotarłam do wniosku, że jesteś w trzeciej gim i piszesz testy), polski zdasz na stówę! jestem tego pewna<3
Dobra, lecę, całusy kaktusy!
~Kate
Łohoho, przeczytałam ten rozdział, jak jeszcze komentarzy nie było, a że byłam zmęczona: ,,jutro skomentuje"
OdpowiedzUsuń#leniwaalis do teraz nie skomentowała. Do Azkabanu z nią!
- Co?! No chyba nie!! Nie chcę do szkoły!
- Należy ci się!
- Wiem, ale szkoła?... *płacze*
Więc nie bądź taka surowa, zlituj się... Za to teraz dostaniesz słowa prosto z serduszka 💞:
Rozdział cudowny x10000000
George mnie wkurzył, nie powiem >.< albo ta... Pomfrey...
Ale opis uczucia, z którego sobie zdają sprawę, boski <33
Brakuje mi słów...
A teraz wybacz, dokończę później, bo idę zaraz na korki z angielskiego ;-;
Wieczorem wracam ;)
Jestem dopiero teraz, przepraszam ;)
UsuńRozdział wprawił we mnie emocje, czułam i słodkość, i niepewność <3
Był to na pewno duży dla nich krok, czyli akcja nabiera tempa ^^
Z weną to już tak jest. Szczęśliwi ci, którzy mają jej pod dostatkiem. Niestety, ale nie jestem szczęśliwa ;d łaj!!! I też dlatego u mnie takie opóźnienia, ale chyba zarwę nockę i go napiszę dzisiaj... Wracając...
Melancholijny nastrój to mój nastrój, więc tego nie widzę. Zresztą życie nie składa się tylko i wyłącznie ze szczęści i radości ~Alice Pesymistka :^)
Nie byłabym pewna, czy to od muzyki zależy. Np. ja słucham rocka, w tym wiele piosenek dających kopa w tyłek, czyli mnie to podtrzymuje przy życiu... No widzisz, do czego ja tu dochodzę xDD
Zależy też od człowieka.
Masz oficjalnie nową psychofankę :^)
Pozdrawiam i życzę weny!
Alice Lovegood
Siemanko!!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć, ze jestem pod wrażeniem. Świetnie opisujesz sytuacje i genialne są dialogi między postaciami. Wszystko jest w ogóle superaśne. Fred i Mionka, no kocham po prostu <3
A właśnie, zapomniałabym. Wydaje mi się,że jednak Ron stoi za tym eliksirem. Osobiście lubię jego postać, ale w filmie. W Twoim opowiadaniu go nie znoszę.
Czekam na nexta i życzę Ci duuuuzo weny!!!
PS. Zapraszam też do mnie http://onieznosnejpanniepotter.blogspot.com/ wprawdzie nie jest to Fremione, ale Freda jest tam dużo xD