poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 6

 Fred usłyszał huk za swoimi plecami. Przestraszył się i odruchowo cofnął, zahaczając stopami o Pelerynę-Niewidkę. Zupełnie zapomniał, że miał ją na sobie i upadł na podłogę. Peleryna spadła mu z ramion. Usłyszał kroki i skrzypienie otwieranych drzwi. Spojrzał w górę. Snape. No pięknie.
- Co się tu dzieje? - zapytał ozięble nauczyciel.
-  Ja nic nie zrobiłem! - powiedział przestraszony chłopak.
Nauczyciel eliksirów rozejrzał się po pomieszczeniu.
Severus Snape tylko zaśmiał się pod nosem.
- Tak, tak, a co robią tu te wszystkie pudła? Może mi powiesz, że je od kogoś dostałeś? - zapytał z pogardą nauczyciel eliksirów.
Rudowłosy wstał z ziemi i zawahał się. Jeszcze ani razu żadne nauczyciel nie przyłapał go z jego wynalazkami. Nie miał przygotowanej na taką sytuację wymówki.
- Ja... Znaczy się - jąkał się chłopak - To nie jest moje - powiedział w końcu.
Opiekun Slytherinu popatrzył na Freda ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
- A ten napis "Weasley&Weasley" to tylko przypadek, tak?
Chłopak spuścił wzrok na ziemię. Mówił bratu, że pomysł z tyn napisem jest niewiele wart.
- Ja... - zaczął, ale Severus Snape mu przerwał.
- Nie tłumacz się Weasley, bo to żałosne. Nie umiesz się nawet przyznać do winy. Doskonale wiesz, że produkowanie , sprzedawanie czy wysyłanie tych waszych rzeczy jak fajerwerki czy inne dziwne wynalazki, jest w Hogwarcie zakazane. Przez ciebie Gryffindor traci 50 punktów, a ty zarabiasz miesięczny szlaban - rzekł nauczyciel, ale widząc, że nie robi to na chłopaku wielkiego wrażenia, dodał - Aha i konfiskuję to wszystko - rzekł ozięble.
Fred na te słowa bardzo się oburzył.
- Nie może pan! - krzyknął.
- Oczywiście, że mogę. Następnym razem staraj się zwracać do nauczyciela z należytą powagą, bo za twoje szczeniackie zachowanie, twój dom traci kolejne 20 punktów.
Rudowłosy chciał coś powiedzieć, ale tylko warknął cicho i spojrzał na Snape'a nienawistnym wzrokiem.
- A teraz z łaski swojej wracaj do swojego dormitorium, bo będę zmuszony odjąć kolejne punkty kochanemu domu lwa.
Gryfon odwrócił się na pięcie i nie przeszedł nawet pięciu metrów, kiedy za plecami usłyszał:
- Czy aby o czymś nie zapomniałeś Weasley?
Chłopak odruchowo się odwrócił, słysząc swoje nazwisko. Nie wiedział o co chodzi profesorowi. Spojrzał na niego pytająco.
- Maniery, panie Weasley, maniery. Dobranoc Profesorze Snape - rzekł sucho.
Rudowłosy na te słowa zdziwił się jeszcze bardziej.
- Profesorze, ale ja nazywam się Fred Weasley. Po prostu Fred. Nie nazywam się Snape, a już na pewno nie jestem profesorem -  rzekł zaskoczony.
Mistrz eliksirów już miał odebrać Gryffindorowi kolejne punkty za bezczelną odpowiedź chłopaka,ale ten już biegł w stronę Wieży Gryffindoru. 

***
Fred idąc do dormitorium, myślał co, a raczej kogo tam zastanie. Już miał przed oczami miny zdziwionych Gryfonów, którzy będą pytać "Co się stało?" "Dlaczego był taki huk?". Na myśl o tym miał ochotę wszystkim, a zwłaszcza Georgeowi dać Kanarkową Kremówkę, aby nie mogli zadawać mu pytań. Jednak nie da. Może dlatego, że zostały przecież skonfiskowane przez tego przerośniętego nietoperza. To niedorzeczne. Miał tylko wysłać kilka przesyłek z ich dowcipami. Robił to już wiele razy. Tylko oczywiście akurat tym razem ktoś go musiał wkopać. Tylko kto?

***
Hermiona jak oparzona wyskoczyła z dormitorium dziewcząt, gdy usłyszała huk. Zupełnie zapominając o tym, że niedawno nakrzyczała na swoich przyjaciół, podeszła do okna przy którym stali.
- Co się stało? - zapytała, a Gryfoni stojący obok, odruchowo odskoczyli w bok.
Wtedy też do dziewczyny doszło, że źle zachowała się względem przyjaciół. Co by nie było, oni nie naskakiwali na nią z wrzaskiem, a nawet w pewnym sensie jej pomagali.
George spojrzał nieco zdziwiony na Hermionę.
- Nie mam pojęcia - rzekł, a w duchu prosił o to, żeby nie miało to nic wspólnego z wysyłkami jego brata.
Wyglądali tak przez okno, gdy nastąpił drugi wybuch. Z sowiarni wydobyły się wielkie kolorowe światła, które chwilę potem rozmyły się w powietrzu.George na ten widok już wiedział, że ten poprzedni huk był też winą Freda. Czyli już po nich. Tylko co u licha odbiło mu, że odpalił te fajerwerki?
Reszta Gryfonów patrzyła w przestrzeń zdumiona. Ginny spojrzała na swojego brata. Przez chwilę próbowała odszyfrować jego wyraz twarzy, po czym powiedziała:
- Ty coś wiesz.
Rudowłosy tylko westchnął ciężko. Harry i Hermiona także spojrzeli na chłopaka wyczekująco. Gryfon odwrócił się do nich plecami i udał się na fotel przed kominkiem. Przyjaciele podążyli za nim, siadając na reszcie siedzeń.
- A więc...? - zaczęła Ginny.
- To Fred - odpowiedział George.
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- To Fred? - zapytali, nie wiedząc o co chodzi.
- Miał wysłać kilka prywatnych zamówień. Wiecie, może wszyscy uczniowie znają nasze dowcipy, ale względem nauczycieli nie mieliśmy jeszcze zbyt poważnych problemów. Jakby nie było, na razie nikt nam nie może udowodnić, że te wymioty czy krwotoki z nosa uczniów są spowodowane słodyczami i to w dodatku naszymi.Pamiętam jak kiedyś Mcgonagall przyłapała mnie z paczką krwotoczek. Prawie mnie nakryła, ale powiedziałem, że po prostu kupiłem je u Zonka. Ona nie chodzi do tego sklepu, nie wie co tam sprzedają. No i dała mi spokój. Mam nadzieję, że Fred nie napatoczył się na żadnego nauczyciela, a jeśli już to na Hagrida czy Trelawney. Po prostu na jakiegoś, któremu będzie to obojętne, a jeśli spotka innego, to niech wymyśli coś prawdopodobnego - wytłumaczył George, bardziej sobie niż im.
Przez kilka minut wszyscy siedzieli w ciszy, wyczekując powrotu Freda. Nagle usłyszeli jak ktoś przechodzi przez dziurę w obrazie. Doskoczyli do wejścia do Pokoju Wspólnego. Ron spojrzał na nich jak na wariatów.
- Co się tak gapicie? Mam coś na nosie? - zapytał.
- Nie, ale powinieneś się cieszyć, że go w ogóle masz - zażartował Harry, odnosząc się do Sami-Wiecie-Kogo.
Wszyscy oprócz George'a mimowolnie się zaśmiali.
Gryfoni wrócili na swoje miejsca i wytłumaczyli chłopakowi zaistniałą sytuację.
- Szczerze to się nie dziwię. Fred ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje. Nie żartuje tak często jak ostatnio, jest jakby poważniejszy, jeśli on to w ogóle potrafi i ewidentnie podrywa Hermionę - powiedział Ron.
Wszyscy spojrzeli na rudowłosego zszokowani jego słowami. Dokładniej dwoma ostatnimi.
- Co ty bredzisz, Ron? - zapytała dziewczyna.
Chłopak tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie zauważyłaś, że jakoś często ostatnio na niego wpadasz? I on jakoś często o tobie wspomina, co George? - zwrócił się do brata.
- Może coś tam wspomniał, ale nie przesadzaj Ron.
- No właśnie. Jak Fred się zakocha to będzie wiedział o tym cały świat. On jest jedną z tych osób, które nie potrafią kryć się ze swoimi uczuciami - poparła George'a, Ginny.
Ron tylko zmrużył oczy tajemniczo na słowa siostry.
- Zakochać się, a podrywać to dwie różne rzeczy - zauważył chłopak.
Hermiona już nie mogła znieść tych oskarżeń względem jednego z bliźniaków.
- Na Marlina, Ron! My jesteśmy tylko przyjaciółmi! Może spędzam z Fredem trochę więcej czasu niż zwykle, ale to i tak nawet nie jest w połowie tyle ile spędzam z tobą i Harrym! I wiesz co? Fred mógłby mi się nawet oświadczyć, a tobie nic do tego! Nie traktuj mnie jak swojej własności! Mam prawo przyjaźnić się z kim chcę - krzyknęła Gryfonka i pobiegła w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.
- Jesteś idiotą Ron, totalnym idiotą - oznajmił Harry.
***
Hermiona miała już wyjść z dormitorium, gdy pech (a może szczęście?) chciał, że w tej samej chwili do pomieszczenia ktoś chciał wejść.
Zderzyła się z Fredem i upadła na niego jak długa. Hermiona leżała tak przez chwilę na torsie chłopaka, oszołomiona upadkiem. Kiedy doszło do niej co właściwie się stało, zarumieniła się bardzo i szybko wstała z podłogi. Gryfon poszedł za jej przykładem.
- Ja... przepraszam...ja nie powinnam... - jąkała się dziewczyna.
- Nie... to moja wina... znaczy się... Nic nie szkodzi - rudowłosy też miał problemy z płynnym wysłowieniem się. Nie wiedział co było tego przyczyną: Zdenerwowanie z powodu nieudanej wysyłki czy to niefortunne zderzenie. Chyba nie chodziło tu o Hermionę... Nie, on się nie denerwuje przy dziewczynach... zwykle.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Hermiona znów otworzyła wejście i udała się w stronę dormitorium dziewcząt. Chłopakowi nie zostało nic innego jak wejście do Pokoju Wspólnego. Było dość późno, ale i tak dość dziwnym był fakt, że w pomieszczeniu znajdowali się tylko Ron, Harry, Ginny i George.
Bliźniak chłopaka widząc go, szybko do niego podszedł.
- Co się tam stało? - zapytał?
- Ktoś mnie wkopał i odpalił kilka fajerwerków, żeby jakiś nauczyciel to zobaczył - wytłumaczył Fred.
- Kto? - zapytał niepewnie George.
Na twarzy drugiego brata pojawił się grymas.
- Snape - powiedział cicho.
Nagle między braćmi zapanowała głucha cisza. Po chwili pierwszy odezwał się George:
- No i jak?
- Dostałem szlaban, minus pięćdziesiąt dla Gryffindoru, a właściwie minus siedemdziesiąt i... skonfiskował wszystko.
Młodszemu z bliźniaków opadła szczęka ze zdziwienia.
- Wszystko? - spytał z niedowierzaniem.
Fred na to tylko pokiwał głową.
- No nie. Nie mogłeś wcisnąć mu jakiegoś kitu, że to od mamy albo coś?
Starszy z braci skrzywił się na te słowa.
- Może i bym mógł, gdyby nie to, że ktoś mądry opisał wszystkie kartony napisami nazw produktów i w dodatku opisał je "Weasley&Weasley".
George wyraźnie zezłościł się na brata za to co powiedział.
- Dobrze wiesz, że to dla tego, żeby nikt sobie nie przywłaszczył naszej pracy - rzekł rudowłosy.
- No jasne, łatwo ci mówić, to nie ty będziesz musiał się przez miesiąc uganiać ze Snapem na szlabanie! Zresztą jak jesteś taki mądry, to mogłeś tam iść sam! - krzyknął Fred i oddalił się w stronę dormitorium chłopców.
Harry, Ron i Ginny, którzy do tej pory siedzieli na sofie przy kominku i obserwowali tą kłótnię, byli bardzo zmieszani.
- Wariatkowo. To prawdziwe wariatkowo - szepnęła Ginny.

***
 Pani Weasley została poinformowana o wybryku Freda. Zostały jej przekazane wszystkie słodycze, wynalazki i dowcipy bliźniaków znalezione "na miejscu przestępstwa" w konsekwencji czego braciom zostało bardzo niewiele ich własnych produktów. Matka Freda i George'a nie kryła oburzenia i rozczarowania ich zachowaniem. Bliźniacy ciągle się do siebie nie odzywali, choć od feralnego dnia minął już tydzień. Tak samo było zresztą z Ronem i Hermioną. Z tą różnicą, że bracia Weasley unikali się jak ognia, a Ron nieustannie starał się przeprosić dziewczynę. Jednak ona była nieugięta.
W poniedziałek starszy z bliźniaków został poinformowany, że odrobi swój szlaban na lekcji Eliksirów.
- Ale ja nie mam Eliksirów, przecież nie zaliczyłem SUM-a z tego przedmiotu - zauważył Fred.
- Nie będziesz robił Eliksirów. Będziesz sprzątał - odpowiedział drwiąco Snape.
- Sprzątał? A czy ja wyglądam jak jakaś sprzątaczka? - żachnął się chłopak.
Opiekun Slytherinu spojrzał na niego złowrogo.
- Jesteś chyba najbezczelniejszym Gryfonem zaraz po Potterze. Gryffindor traci przez ciebie 15 punktów. Masz się pojawić dziś w południe w lochach. I nie interesuje mnie, czy będziesz miał wtedy lekcje czy nie.
- Normalnie super. Będę robił za sprzątaczkę i to w dodatku za darmo. Już chyba bym wolał iść na zajęcia z tą całą Umbridge - żalił się Fred do Lee w Pokoju Wspólnym.
- Może nie będzie tak źle. W końcu to tylko miesiąc.
- Chyba AŻ miesiąc - mruknął Weasley.
- Może i tak, ale pomyśl. Mogłeś dostać taki szlaban do końca roku. To, że dostałeś tylko miesiąc może świadczyć o tym, że Snape był tego dnia w dobrym humorze - oznajmił Lee.
- Może i masz ... - zaczął bliźniak, ale przerwał słysząc wbiegającą do pokoju Hermionę. Wyglądała na bardzo zdezorientowaną. Uśmiechnęła się delikatnie w stronę Freda i przyłożyła sobie palec do ust jakby w geście uciszenia kogoś. Chwilę potem wbiegła po schodach do dormitorium dziewcząt. Nie minęły dwie minuty kiedy do pomieszczenia wpadł Ron. Rozejrzał się po pokoju i podbiegł do przyjaciół.
- Widzieliście może Hermionę? - zapytał.
Lee i Fred popatrzyli na siebie i pokręcili głowami.
- Ehh. Chciałem ją przeprosić. Cały czas ma mi za złe tamto zachowanie - powiedział Ron i wyszedł przez portret z pokoju.
Fred pomyślał wtedy, że musi się kiedyś dowiedzieć za co Hermiona obraziła się na jednego ze swoich przyjaciół.
***
- Wszyscy do klasy - mruknął Snape na uczniów - I ty też - spojrzał na Freda stojącego obok klasy.
Chłopak wszedł razem z uczniami do lochu. Nie widział tego pomieszczenia od prawie dwóch lat i niespecjalnie za nim tęsknił. Pomieszczenie sprawiało wrażenie zimnego i oślizgłego, więc Fred wątpił, żeby ktokolwiek wspominał tu dobrze lekcje.
Chłopak chciał schować się gdzieś z tyły klasy, ale nauczyciel oczywiście na to nie pozwolił. Złapał go za kołnierz szaty i wskazał krzesło niedaleko swojego biurka.
- Chciałem poinformować wszystkich, że obecny tutaj uczeń Gryffindoru, Fred Wealsey będzie odrabiał swój szlaban, który będzie trwał miesiąc - rzekł Snape - Jeśli oczywiście kogokolwiek to interesuje - dodał.
Chłopak miał ochotę zapaść się pod ziemię. To co powiedział nie było zbyt obraźliwe dla jego dumy, ale wiedział, że tego człowieka stać na o wiele gorsze słowa krytyki. Wiedział, że najgorsze jeszcze przed nim.
Severus Snape stanął za swoim biurkiem i zaczął prowadzić lekcje.
- Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się Amortencją. Jest ona najsilniejszym miłosnym eliksirem. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zadurzenie albo obsesję. Czy ktoś wie po czym ją poznajemy? - zapytał klasę.
Rękę podniosłą jakaś dziewczyna z Ravenclawu. Snape kiwnął głową, aby mówiła.
- Łatwo poznać ją po szczególnym, przypominającym macicę perłową połysku i parze wzbijającej się w charakterystycznych spiralach - oznajmiła.
- Dokładnie. Plus pięć punktów dla twojego domu - powiedział Snape, a Fred wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Pierwszy raz widział jak nauczyciel Eliksirów daje punkty domowi innemu niż Slytherin.
- Zapach Amortencji każdy odczuwa inaczej, w zależności od tego, co go najbardziej pociąga - kontynuował Opiekun Slytherinu - Czy mogę tu pana na chwilę prosić, panie Weasley? - zapytał spokojnie nauczyciel, ale w jego oczach dało się ujrzeć pogardę.
- Ale, przecież jeszcze nikt nic nie rozlał ani nic - rzekł rudowłosy.
- Po prostu tu podejdź - powiedział chłodno nauczyciel.
Fred niepewnie podszedł do biurka. Stanął koło Snape'a.
- Powiedz nam łaskawie, jakie zapachy czujesz - powiedział.
Chłopak przysunął się lekko do kociołka i zaczął:
- Ja... ja czuję... wanilię, tak to wanilia. I wydaje mi się, że to woń pergaminu. I jest coś jeszcze... jaśmin. Zapach jaśminów - oznajmił.
- Dobrze. Możesz odejść - powiedział Snape.
Weasley uśmiechnął się w duchu.
- Znaczy się z lekcji? - zapytał niepewnie.
Nauczyciel Eliksirów zaśmiał się pogardliwie. Połączenie śmiechu i głosu tego człowieka było naprawdę dziwne. Nawet, jeśli był to pogardliwy śmiech.
- Oczywiście, że nie. Możesz odejść na swoje miejsce - powiedział Snape.
Chłopak udał się na miejsce z zawiedzioną miną. Na owej lekcji nie miał zbyt wiele do roboty, ku niezadowoleniu nauczyciela. Kilka razy musiał coś wytrzeć czy posprzątać, ale nie namęczył się zbyt przy tych czynnościach. Miał dużo czasu na myślenie o tym co poczuł przy Amortencji. Nigdy by nie pomyślał, że takie zapachy mu się najbardziej podobają. Były ładne i takie delikatne. Był pewien, że gdzieś je już czuł. Tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie. 

Kilka słów od Astry
Cześć i czołem (dokończcie sami) :) Jak i obiecałam tak jest - 2 rozdziały w tygodniu. To ten pierwszy - drugi pojawi się niedługo. Początek rozdziału pisało mi się naprawdę ciężko, sama nie umiem powiedzieć dlaczego, ale końcówka była dla mnie bardzo lekka. W tym rozdziale dzieje się dużo więcej niż w poprzednich (moim zdaniem) i wreszcie zaczyna się Fremione. Tak, może tego nie zauważyliście, ale pod początki tej zażyłości można to podpisać. Trochę się martwię, że robię z Hermiony trochę Mary Sue przez to jej "obrażalstwo", ale ocenę pozostawiam wam. Ładnie proszę o komentarze, bo naprawdę dają niezłego kopa do pracy. 

Zapraszam was również na 2 część miniaturki Fremione "Nasze Magiczne Miejsce", którą znajdziecie pod adresem: http://fremione-co-znaczy-przeznaczenie.blogspot.com/p/fremione-cz-2.html

Po napisaniu tylu rzeczy na raz czuję się troszeczkę wypalona, więc te komentarze naprawdę się przydadzą :)
 To jak? Pozostawisz tu po sobie jakiś ślad?
Pozdrawiam Gorąco 
~Astrum Confusa







niedziela, 28 lutego 2016

Harry Potter Tag

W ostatnim poście wspomniałam, że zostałam nominowana do "Harry Potter Tag" przez Elę A.
Chodzi tu o to, że odpowiem na pytania zadane właśnie przez Elę (a raczej znalezione) a osoby które nominuję, kolejny raz odpowiedzą na te pytania. Jednak o tym potem :)
Odpowiedzi Eli znajdziecie tu : http://opowiadaniaoptymistki.blogspot.com/2016/02/harry-potter-tag.html
Cóż, droga Elu, podnoszę rękawicę ^^
Mam nadzieję, że spodobają się wam moje odpowiedzi.

1. Ulubiona książka?
No i mam dylemat. Moje dwie ukochane pozycje to "Książę Półkrwi" i "Więzień Azkabanu". Po przemyśleniu jednak stwierdzam, że ta pierwsza jest moją ulubioną. Dlaczego? Mimo swojej wielkości czytało mi się ją szybko i lekko. Dzieje się w niej sporo rzeczy, zresztą bardzo lubię postać Severusa Snape'a i intrygowała mnie zagadka tytułowego " Księcia".

2. Ulubiony film?
Uwielbiam dwa pierwsze filmy z serii wyreżyserowane przez Chrisa Columbusa. Są one chyba najbardziej "magiczne" ze wszystkich. Każda kolejna część jest coraz mroczniejsza, zresztą tak samo było z książkami. Wybiorę chyba "Kamień Filozoficzny", bo jako mała dziewczynka po prostu uwielbiałam go oglądać i do dziś został mi sentyment po tej ekranizacji.

3. Najmniej lubiana książka?
Wydaje mi się, że " Komnata Tajemnic". Nie jest jakąś złą książką, naprawdę lekko mi się ją czytało, ale akcja zaczyna się dziać tak naprawdę pod koniec książki. Mamy też irytującego do wszelkiej możliwości Lockharta, Aragoga i Jęczącą Martę. Książka jest ok, ale wypada słabo pod względem reszty powieści.

4. Części książek/filmów przy których płakałaś?
"Insygnia Śmierci". A dokładniej śmierć Freda. Jak dotąd nie płakałam przy żadnej książce, tak przy tej scenie ryczałam jak bóbr. No bo jak tak można? Zabić jedną z moich ulubionych postaci?! Do dziś nie wybaczyłam tego pani Rowling. Nie akceptuje właściwie sporo kanonicznych rzeczy, jak na przykład kilku pairingów, a już w ogóle śmierci Freda. Dziękuję J.K Rowling za stworzenie serii wspaniałych książek, magicznego świata i wielu innych rzeczy, ale ze śmiercią Freda się nie pogodzę. Koniec kropka. Dla mnie on żyje i już.
Co do filmów - nie płakałam przy żadnym, może dlatego, że filmy oglądałam zwykle z rodziną czy przyjaciółmi, a to tak odrobinkę głupio rozpłakać się przy innych. Jednak bardzo mnie wzruszyła scena płaczącego George'a nad ciałem Freda.

5. Gdybyś mogła być dowolnym bohaterem, kto by to był?
Wydaje mi się, że Luną Lovegood.
Bardzo ją lubiłam i sądzę, że miała oryginalne usposobienie. Na początku " Zakonu Feniksa" trochę mnie drażniła, ale potem ją polubiłam. Luna po prostu jest przykładem, że inność wcale nie jest taka zła, co bardzo mi w niej imponuje ^^

6. Ulubiona postać?
Nie zaskoczę tu was, ale Fred i George Weasleyowie. Do mniej więcej "Czary Ognia" nie myślałam o tym kto mógłby być moją ulubioną postacią. Po prostu jednego lubiłam bardziej, a drugiego mniej. W "Zakonie Feniksa" moje serce skradli bracia Weasley. Lubiłam ich już wcześniej, ale dopiero w tym tomie wybrałam ich sobie na moich ulubieńców. Bardzo podobała mi się ich spektakularna ucieczka ze szkoły, choć miałam nadzieję, że kiedyś do niej wrócą. Wprost uwielbiam ich za "Magiczne Dowcipy Weasleyów". Zaimponowała mi w nich determinacja. Jeśli o czymś marzysz, to zacznij działać. Nie ważne co mówią inni. Tego właśnie mnie nauczyli.

7. Jaki by był twój patronus?
Wydaje mi się, że feniks lub wilk.

8. Jakbyś mogła mieć Czarną Różdżkę, Kamień Wskrzeszenia lub Pelerynę Niewidkę, co byś wybrała?
Pelerynę Niewidkę. Mogłabym się tu rozpisać co i jak, ale moim zdaniem historia braci Peverellów wystarczająco ukazuje, że ta Insygnia jest hmm… najbardziej wartościowa.

9. W jakim byś była domu?
I tutaj wszystkich zaskoczę, bo sądzę, że W SLYTHERINIE! Tak, ja, osoba która wyżywa się na Malfoyu i wszystkich możliwych Ślizgonach w swoim fancition! Osobiście nie mam nic do tego domu, ale wydaje mi się, że Gryfoni mieli inne zdanie na ten temat, więc tak, a nie inaczej kreuje postacie. Ogółem rzecz biorąc jestem czymś pomiędzy Gryffindorem, a Slytherinem. Mam sporo cech z domu węża takich jak spryt czy ambicja, a i nie brakuje mi cech z domu lwa takich jak odwaga i sprawiedliwość. Wydaje mi się, że jednak lepiej odnalazłabym się w domu Salzara Slytherina. Tak, więc - jestem Ślizgonką.

10. Gdybyś mogła spotkać dowolną osobę z obsady kto by to był?
Tutaj żadnej niespodzianki nie będzie, bo oczywiście Jamesa i Olivera Phelpsów. Choć pytanie powinno brzmieć "Za kogo z obsady chciałabyś wyjść" albo właściwie… Dobra, następne pytanie ^^

11. Czy grałaś w gry komputerowe?
Moje dzieciństwo to gra "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Uwielbiałam w nią grać i do dziś miło ją wspominam. Niedawno grałam w " Zakon Feniksa" na komputerze, ale mi się znudziła i zostawiłam ją chyba w połowie rozgrywki.

12. Na jakiej pozycji w quidditchu byś grała?
Ścigająca. Definitywnie.

13. Czy podobało ci się zakończenie serii?
Nie za bardzo. Bo Fred. Bo Remus i Tonks. Epilog nie był zły, ale na koniec serii spodziewałam się czegoś lepszego. Naprawdę.

14. Ile znaczy dla ciebie Harry Potter?
Jestem wielką Potterhead albo jak kto woli Potteromaniaczką. O ile niezbyt utożsamiałam się z głównym bohaterem, to poboczne postacie ujęły moje serce. Seria dla mnie znaczy bardzo dużo, bo jakby nie było jest moją ulubioną książkową sagą. Lubię sobie wyobrażać własne wersje książkowych wydarzeń (czego potwierdzeniem jest ten blog). "Harry Potter" jest częścią mojego życia i na zawsze nią pozostanie.

Okej, to by było na tyle :)
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli osoby które nominuje odpowiedzą na powyższe pytania.
Nie macie żadnego limitu czasowego, jeśli o to chodzi.

Teraz wasza kolej, żeby podnieść rękawicę.
Czekam na wasze odpowiedzi ;)

A teraz dodam jakiś element od siebie.
Wszyscy kochają bliźniaków to dlaczego by tego nie wykorzystać?
Okej, macie kochanych braci Weasley ^^


Pozdrawiam gorąco 
~ Astrum Confusa


czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 5

 STO LAT! STO LAT!

Ale dla kogo?

Na wstępie chciałabym złożyć życzenia moim ulubionym aktorom, którzy dziś obchodzą swoje 30 urodziny!

 Mowa oczywiście o przecudownych, przegenialnych i najprzystojniejszych aktorach jakich widział nasz świat - Wszystkiego Najlepszego dla Jamesa i Olivera Phelpsa!

 

Znani są głównie z roli Freda i George'a z ekranizacji książek z serii "Harry Potter"!

 

Ok, wiem, że tego nie przeczytają, a nawet jeśli jakimś cudem by to zrobili, to nic by z tego nie zrozumieli, ale muszę to po prostu gdzieś napisać.

 

Moje życzenia brzmią następująco: 


Życzę wam jeszcze więcej radości z życia, szczęścia ze strony prywatnej, jak i zawodowej, więcej projektów (No serio, grajcie w filmach!) i tego, żeby ludzie wreszcie nauczyli się was rozróżniać! (JA TO POTRAFIĘ! JA TO POTRAFIĘ!)

 

Jeśli jeszcze tego nie zauważyliście, to powiem wam w sekrecie, że mam totalną obsesję (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) na braci Phelps! Nie są dla mnie tylko aktorami, którzy odgrywali moje ulubione książkowe postacie, ale częścią mojego małego, książkowego serduszka.
Wiem jakie są ich ulubione kolory, rodzaj muzyki czy nawet kreskówki z dzieciństwa (to zabrzmiało tak skromnie ^^). 

Ps. Ciągle skrycie wierzę, że James zostanie moim mężem <3 (Co z tego, że jestem od niego prawie dwa razy młodsza) ^^

Dobra, koniec paplania - Do rozdziału Marsz!

 

Hermiona Granger siedziała w fotelu przy kominku w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Obok niej byli usadowieni Harry, który rozmawiał z Ginny oraz George który wydawał się być spięty. Albo może dziewczynie tylko tak się zdawało. Sama Hermiona czytała książkę, ale za nic nie mogła skupić się na jej treści. Ciągle rozglądała się po pokoju i przyłapywała samą siebie na spoglądaniu w ogień kominka. Jedna sprawa ciągle nie dawała jej spokoju.. W końcu zmęczona domyślaniem się, postanowiła spytać o swoją wątpliwość jednego z bliźniaków.
- George? - zapytała szatynka.
Chłopak drgnął na dźwięk jej głosu jakby wybudził się z transu. Spojrzał na nią trochę nieobecnym wzrokiem.
 - Tak?
- Wiesz, bo mnie nurtuje jedna rzecz. Myślę o tym i myślę, ale nie mogę znaleźć racjonalnego wytłumaczenia dla tej całej sprawy. Wtedy jak zamieniliście Malfoya w kanarka na błoniach...
Harry i Ginny nagle poderwali się ze swoich siedzeń i krzyknęli na całe pomieszczenie:
- Co zrobiliście Malfoyowi?
George i Hermiona zaśmiali się na widok zszokowanych twarzy Gryfonów.
Wszyscy obecni uczniowie domu Godryka Gryffindora spojrzeli w ich stronę. Harry lekko zakłopotany tym nagłym zainteresowaniem powiedział na cały głos:
- Co zrobiliście Malfoyowi? No, no ten kawał z krwotoczkami na treningu quidditcha był niezły...
 Kilka osób zaśmiało się pod nosem, ale większość osób po chwili wróciło do swoich zajęć. Bracia Weasley byli znanymi na cały Hogwart żartownisiami i nikogo już nie dziwiły żarty z ich słodyczami w roli głównej.
Weasley szepnął do Hermiony:
- Nie powiedziałaś im?
Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki grymas niepewności.
- Nie miałam okazji...
Ginny i Harry znów usiedli na kanapie. Rudowłosa zapytała już ciszej:
- Zamieniliście Malfoya w kanarka?
Hermiona uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Właściwie to sprawka twoich braci - powiedziała.
- Użyliście Kanarkowej Kremówki?  Tak jak na Neville'u w zeszłym roku? - zapytał brunet, patrząc na George'a.
- Yhym. Swoją drogą byłeś blisko z tymi krwotoczkami. Kiedyś nawet o tym myśleliśmy, ale doszliśmy do wniosku, że już i tak dużo skarg nasza mama dostała z Hogwartu, a my zbyt wiele razy dostawaliśmy reprymendy na ten temat - wytłumaczył rudowłosy.
- To dlaczego to zrobiliście? - wypaliła bez zastanowienia Hermiona. Po chwili jednak pomyślała, że to może niegrzecznie tak pytać po prostu dlaczego postanowili zażartować ze Ślizgona. Lekko się zawstydziła, ale chyba nikt tego nie zauważył.
George oparł łokieć o oparcie fotela i uśmiechnął się zgryźliwie.
- Cóż, zalazł nam, znaczy się mi i Fredowi za skórę - odparł.
- A dokładniej co masz na myśli? - zapytała siostra chłopaka.
- Ten idiota znalazł nasze wynalazki. Odgrażał się, że pójdzie z tym do Umbridge. No i tak "przez przypadek" kilka dni potem zamienił się w małego, bezbronnego ptaszka - powiedział George.
Przyjaciele słuchający chłopaka wybuchnęli śmiechem.
- Ale ja tutaj czegoś nie rozumiem. Skoro to był tylko głupi kawał, to dlaczego Malfoy unika was od ponad tygodnia? Wiesz, trudno nie zauważyć, że nie jest już tak złośliwy dla Gryfonów jak kiedyś, a jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylko z powodu tego dowcipu porzucił swoje hobby - powiedział Harry.
Rudowłosy uśmiechnął się szeroko.
- No tak, bo wy nie wiecie najlepszego. Daliśmy mu Nakaz Chwili*.
- Nakaz Chwili? - zapytali zdziwieni uczniowie.
- To taki napój magiczny który wymyśliliśmy z Fredem - powiedział George - Bazuje na czymś w rodzaju tego zaklęcia niewybaczalnego Imperius, ale oczywiście jego działanie jest tysiąc razy mniej szkodliwe - dodał szybko, widząc malujące się na twarzy Hermiony oburzenie.
- To może tak łaskawie nam wyjaśnisz, w jaki sposób działa ten "eliksir"? - zapytała podejrzliwie przyjaciółka Harry'ego.
- Cóż, spektrum jego działania jest ograniczone. Działa jak coś w rodzaju przymusu. Działa tylko pół godziny. Jego przeznaczeniem jest głównie robienie żartów z innych. Można robić jedynie nieszkodliwe dowcipy. Wiemy, jakie uczniowie mogą mieć pomysły i właśnie dlatego ograniczyliśmy jego możliwości. Zresztą w razie czego nie chcielibyśmy mieć potem problemów - wyjaśnił chłopak.
- WY POWARIOWALIŚCIE! - oburzyła się Hermiona, wstając z fotela - I to ma być śmieszne? Nie wystarczają wam te wszystkie bombonierki i Bóg wie co?!
George wyraźnie zbladł na słowa dziewczyny. Harry i Ginny wydawali się być zdziwieni jej reakcją.
- Znowu będziecie sobie robić żarty z niewinnych uczniów! Czy wam nie wstyd?!  - powiedziała wkurzona szatynka.
- Hermiono, ale to... - zaczął George, ale Gryfonka biegła już w stronę dormitorium dziewcząt.
Chłopak był zdezorientowany zachowaniem dziewczyny. Wszyscy którym o tym mówił byli zachwyceni tym pomysłem. Gryfoni siedzieli chwilę cicho, zastanawiając się o co chodziło Hermionie.
- Ale jakie "żarty" mieliście na myśli? - zapytała w końcu Ginny, przerywając ciszę.
- Jak już mówiłem nieszkodliwe. Dla przykładu można kazać komuś żeby powiedział, że się w kimś zakochał albo kazać się dziwacznie ubrać. Bynajmniej tego próbowaliśmy - wytłumaczył Weasley.
- Czekaj, czekaj... Pogubiłam się. Daliście ten napój Malfoyowi prawda?
- Tak. Kazaliśmy mu przyprowadzić Hermionę na błonia.
- I każdy uczeń może stać się ofiarą tego żartu, tak?
Chłopak zaśmiał się gardłowo.
 - Oczywiście, że nie. Tylko Ślizgoni. Chyba o tym wspominałem, prawda? - zapytał się chłopaka i dziewczyny, siedzących przed nim.
Na jego słowa zrobili zbolałą minę. No to już wiadomo co tak oburzyło Hermionę.
- Ale skąd wiecie jakie ma działanie skoro działa tylko na Ślizgonów? - zapytał Harry.
Słysząc pytanie bruneta, rudowłosy uśmiechnął się pod nosem, jakby coś śmiesznego mu się przypomniało.
- Chociażby z przykładu Malfoya. Ale próbowaliśmy to też na sobie, jeszcze przed tym jak wprowadziliśmy ten plan względem wyłącznie uczniów Slytherinu. Mi Fred kazał ubrać się dziwacznie, a ja kazałem Fredowi wyznać komuś miłość... Oczywiście dla żartu...- rzekł George.
Oczy Harry'ego i Ginny nagle zrobiły się wielkie jak złote galeony ze zdziwienia.
- Chwileczkę... Wtedy jak ubrałeś na lekcje koszulkę z napisem "Kocham Slytherin", to było działanie tego waszego... wynalazku? - zapytała rudowłosa.
Zawstydzony chłopak spuścił głowę na podłogę. Było to dla niego strasznie upokarzające wspomnienie. Przez jedną lekcję, dokładniej Zaklęć, siedział w ławce ubrany w ową koszulkę którą kazał mu założyć Fred, kiedy był pod wpływem ich eliksiru. Warto dodać, że była to lekcja łączona z domem węża. Na szczęście miał już okazję odpłacić się bratu.
- Tak - wymamrotał pod nosem rudowłosy, bacznie przyglądając się swoim butom.
- A Fredowi kazałeś powiedzieć, że się w kimś zabujał, tak? - kontynuowała swój "wywiad" Ginny.
George słysząc pytanie siostry wyraźnie odzyskał pewność siebie. Był naprawdę dumny ze swojej nauczki dla bliźniaka. Fred bez wątpienia zapamięta jego "żart".
- Dokładnie - potwierdził rudowłosy, uśmiechając się szeroko.
- A komu to powiedział, jeśli można wiedzieć? - zapytał Harry.
- Angelinie - zaśmiał się George.
- Angelinie Johnson? - zapytała osłupiała Ginny.
Brat dziewczyny na te słowa kiwnął głową.
- I z tego co wiem, ma względem tego niezłe "nieprzyjemności"...
- Nieprzyjemności? - spytali się zdziwieni Gryfoni.
- Pewnie wiecie, że mój ukochany braciszek nie czuje niczego do Angeliny. Są po prostu przyjaciółmi. Jednak kiedy ja kazałem powiedzieć Fredowi, że ją kocha, ona wzięła to na serio! I Nie uwierzycie, ale on się jej podoba! Próbował jej to tłumaczyć, że to był żart i w ogóle, ale ona nie chce go słuchać i ciągle za nim łazi! Za każdym razem jak to widzę, mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Tylko nie mówcie tego mojemu bratu. On myśli, że strasznie mu współczuję - oznajmił rudowłosy i zaczął się głośno śmiać.
- Obaj macie bardzo prymitywne poczucie humoru - burknęła Ginny, kiedy już jej brat przestał się śmiać.
- Może i mamy, ale pomyśl, ludzie lubią takie poczucie humoru, ty tylko masz z nami do czynienia od dzieciństwa, więc ci się to przejadło.
- A właściwie gdzie jest Fred? I może wiesz dlaczego ode mnie pożyczył Pelerynę-Niewidkę? -
zagadnął Harry, który przez chwilę nie udzielał się w rozmowie.
- Jasne, że wiem. To ja mu kazałem to zrobić. Jeśli pójdzie wszystko z planem, to zaraz powinien tu być - oznajmił George zerkając na zegar w Pokoju Wspólnym.
W tej chwili wszyscy usłyszeli głośny huk, gdzieś za oknami wieży Gryffindoru.

*Nakaz Chwili - eliksir albo jak kto woli napój magiczny, wymyślony przeze mnie, a tylko wykonany przez braci Weasley. Jego działanie było opisane w rozdziale.
Kilka słów od Astry
Tak, wiem jestem okropna, że zostawiam was w takim momencie. Przytoczę tu jednak cytat "Apetyt rośnie w miarę jedzenia". Cierpliwości, bo zostanie ona wam wynagrodzona! 
Jak nie będzie komentarza - za krótki albo za dużo dialogów, to się chyba na was obrażę. 
Moim skromnym zdaniem za mało tu Hermiony i Freda i rozdział podoba mi się średnio. Jest jak dla mnie za dużo dialogów, a za mało opisów. Jednak cóż, wenie nie dogodzisz. 
Dziękuję za miłe komentarze pod ostatnim postem, bo naprawdę motywują do pracy.
Co do informowania o rozdziałach - jeśli ktoś chce być informowany o rozdziałach, to ładnie proszę o podanie swojego e-maila w komentarzu, a ja już zrobię resztę :) 
Ze względu na to, że taki krótki jest ten rozdział, w następnym tygodniu postaram się dodać aż 2.

Z góry dziękuję Eli A. za nominację do "Harry Potter Tag". Postaram się jak najszybciej odpowiedzieć na zadane mi pytania ^^

Jeśli ktoś by jeszcze nie wiedział, zaczęłam pisać miniaturkę pt. "Nasze magiczne miejsce". Oczywiście z Fremione w roli głównej. Na razie na blogu możecie znaleźć 1 część. Na początku przewidywałam 2 części, ale jak widzę ile mi się napisało, to zastanawiam się nad podzieleniem jej na 3 części. Zresztą to się zobaczy.

Miniaturkę znajdziecie pod adresem: 
http://fremione-co-znaczy-przeznaczenie.blogspot.com/p/miniaturki.html

No cóż, to chyba na tyle. Pozdrawiam wszystkich serdecznie :)
 ~Astrum Confusa





czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 4

Rankiem, kiedy młoda gryfonka szykowała się do zajęć, usłyszała pukanie do okna dormitorium. Podeszła do niego i za szybą ujrzała sowę - szarą płomykówkę. Otworzyła okno, wpuszczając ją do pomieszczenia. Odwiązała pergamin z jej nóżki i dała jej smakołyk dla sów. Płomykówka wyfrunęła szybko z dormitorium, wesoło pohukując. Hermiona rozwinęła pergamin i ujrzała schludne pismo, lekko pochylone w prawą stronę. Zaczęła czytać list.



Kochana Hermiono!
Najdroższa Hermiono! 
Droga Hermiono!

Dziś punkt 11 rano, szkolne błonia, niedaleko jeziora. 
Mam szczerą nadzieję, że się pojawisz.

Kochany, zabawny i przystojny
Fred Weasley

Gryfonka nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić. Nie chciała łamać zasad, ale z drugiej strony intuicja mówiła jej, że jeżeli nie pójdzie się spotkać się z Fredem, to ominie ją coś ciekawego.
Hermiona ostatniej nocy długo myślała o tej sprawie. I nie tylko o tej. Chłopak wczorajszego wieczora uświadomił jej (bynajmniej nie specjalnie), że jest dużo poważniejsza i dojrzalsza od swoich rówieśników. Nie łamała zasad (bez podstaw do tego), nie bawiła się na tych nielicznych gryfońskich imprezach i siedziała praktycznie przez cały czas z nosem w książkach. Nie żeby taki styl życia jej nie odpowiadał, bo bardzo lubiła swoje poukładane życie, ale w pewnym momencie w to wszystko wkradła się rutyna. Każdy dzień był taki sam. Patrzyła z podziwem na bliźniaków, dla których każda chwila życia była niespodzianką. Szatynka chciałaby mieć takie lekkie podejście do życia jak oni. Chciała coś zmienić w swoim życiu, pragnęła niespodzianek. Właśnie może dlatego postanowiła pierwszy raz od wielu dni posłuchać głosu serca i zerwać się z zajęć i spotkać się z jednym z bliźniaków.
A co! Raz się żyje! - myślała dziewczyna.
Zresztą o jedenastej miała Obronę Przed Czarną Magią, więc zrywając się z lekcji przy okazji zrobi na złość Umbridge. Na jej lekcje przychodziła ledwie garstka uczniów której zależało na ocenach. Wszyscy inni woleli oblać, niż użerać się z tą różową landryną. Tak, warto uciec z tej lekcji chociażby z tego powodu.
                                                                         ***
Kiedy dochodziła jedenasta Harry, Ron i Hermiona byli na szkolnym dziedzińcu. Chłopcy grali w Eksplodującego Durnia wraz z Nevillem i Deanem Thomasem. Hermiona siedziała z boku na ławce i powtarzała wiadomości z Transmutacji. Gryfoni chcieli, żeby dziewczyna z nimi zagrała, ale ona wywinęła się nauką. Nigdy nie przepadała za tą grą.
- O Kurcze! Harry! Zaraz Obrona przed Czarną Magią - powiedział Ron.
Jego przyjaciel popatrzył się i uśmiechnął się dziwnie.
- No i co z tego? Przecież nie chodzimy na zajęcia z tą ropuchą od początku roku. Co, zatęskniłeś za nią? - zażartował Harry, a Dean i Neville (którzy także opuszczali zajęcia prowadzone przez Umbridge) wybuchnęli śmiechem.
Ron nieco zmieszany i czerwony ze wstydu na twarzy powiedział:
- Nie! No coś ty! Ja tylko myślałem, że… trzeba powiedzieć Hermionie, bo ona mimo wszystko chodzi na te zajęcia - skinął głową w stronę dziewczyny.
Gryfonka zaczytała się i zapomniała o bożym świecie. Zawsze, gdy się uczyła albo czytała wyłączała się na wszystko wokół. Była w swoim małym, książkowym świecie, z którego mogła wyrwać ją tylko odpowiedzialność. No i ewentualnie Harry szturchający ją w ramię.
- Hermiono, za 10 minut zajęcia u Umbridge. Powinnaś się już zbierać, jeśli nie chcesz się spóźnić - powiedział chłopak, stojąc nad nią i szturchając ją w ramię.
Szatynka przez chwilę popatrzyła się na niego zawistnym wzrokiem, który oznaczał mniej więcej
"NIE-PRZESZKADZAJ-MI-KIEDY-CZYTAM-BO-SKOŃCZY-SIĘ-TO-DLA-CIEBIE-ŹLE", ale chwilę potem powiedziała spokojnie:
- Nigdzie nie idę.
- Cooo?! - zapytał z niedowierzaniem Ron, podchodząc do przyjaciół.
- Czy w tym coś dziwnego? Może ja też mam już dość tej różowej flądry, hmm? - powiedziała Hermiona - Och, i zapomniałabym, idę, ale na pewno nie na lekcje. Tak się składa, że ktoś na mnie czeka. - widząc malujące się zdziwienie na twarzach Gryfonów, spojrzała na zegarek, chwyciła torbę i pobiegła w stronę błoni.
Harry i Ron jeszcze przez chwilę stali zmieszani zachowaniem Hermiony. Ona, wzorowa uczennica, tak po prostu zrywa się z lekcji? To do niej wielce nie podobne. Po chwili ciszy Weasley odezwał się pierwszy:
- Jak myślisz, kto na nią czeka? Czy… Czy aby Krum nie przyjechał znowu do Hogwartu?
Harry tylko wzruszył ramionami i rzekł:
- Ja bym się raczej zastanawiał nad tym gdzie jest Hermiona Granger i co jej zrobiła ta dziewczyna która była tu przed chwilą.
                                                                       ***
Hermiona szła szybkim krokiem przez zamek, kierując się na błonia. Była obrażona na swoich przyjaciół, że nawet oni traktują ją jak kompletną kujonicę. Ze strony Freda to jeszcze można by zrozumieć, ale oni?! Jej przyjaciele którzy spędzają z nią tyle czasu? Ma przecież inne zainteresowania niż książki… 
No dobra, może nie ma, ale co z tego? Czy ktoś kto jest inteligentny musi być od razu kujonem i kompletnym sztywniakiem? Hermiona wcale kimś takim nie była. Albo tak się jej zdawało.
Gryfonka tak była zajęta monologiem wewnętrznym, że nawet nie zauważyła kiedy znalazła się na błoniach. Właśnie wtedy doszło do niej, że nie ma pojęcia, gdzie to Fred może na nią czekać. W jego liście pisało tylko "szkolne błonia, niedaleko jeziora". To mogło być praktycznie wszędzie! Błonia przecież rozciągały się właściwie praktycznie przez cały teren wokół jeziora.
Gdy szatynka tak się zastanawiała, gdzie to może rudowłosy na nią czekać, usłyszała świergotanie jakiegoś ptaka na pobliskim drzewie. Odwróciła się i zobaczyła kanarka. Jednak wyglądał trochę inaczej niż te kanarki które już kiedyś widywała. Miał żółte piórka, ale takie jakby wypłowiałe z koloru, prawie białe. Zresztą, może to dziwne, bo ptaki raczej nie mają w zwyczaju okazywania swojego nastroju, ale mogłaby przysiąc że wydawał się zirytowany i jakby trochę rozzłoszczony. Ciągle skakał po gałęzi i patrzył się na Hermionę jakby coś chciał jej przekazać.
W końcu zirytowany kanarek odleciał. Hermiona patrzyła jak odfruwa. W pewnej chwili zatrzymał się w powietrzu i obrócił w jej stronę. Znowu zaczął głośno świergotać i patrzeć się na nią.
No tak! Chce żebym za nim poszła! - pomyślała Gryfonka.
Pobiegła za nim w stronę błoni wokół jeziora. Kilka razy prawie zgubiła kanarka, bo te błonia wokoła jeziora były bardziej zarośnięte, ale po kilku jego (jak jej się wydawało) zirytowanych świergotach, odnajdywała go z powrotem.
Nie minęło kilka minut, kiedy dotarła ze swoim "przewodnikiem" na małą polankę. Było na niej mnóstwo kwiatów, ciągnął się z niej cudowny widok na jezioro i nawet z boku płynął mały strumyczek. Pierwsza myśl Gryfonki kiedy ją ujrzała była "Jak tu pięknie". Nie wiedziała, że Hogwardzkie błonia kryją w sobie takie piękne miejsca.
Nagle zza drzew wyszli dwaj młodzi, rośli chłopcy z włosami odcienia płomienie rudego. Byli właściwie identyczni, jeśli nie liczyć kilku szczegółów. Z daleka jednak praktycznie nie dało się ich odróżnić.
Kanarek, który przyprowadził Hermionę w to miejsce, podleciał do jednego z bliźniaków i usiadł mu na ramieniu. Być może dziewczynie się coś przewidziało, ale wydawało jej się, że chłopak coś szepnął do kanarka.
Hermiona ruszyła pewnym krokiem w stronę Gryfonów, zafascynowana tym zdarzeniem.
W jakiś sposób musieli zmusić tego małego ptaszka, żeby poleciał i tu ją przyprowadził. Może go wytresowali?
Kiedy do nich podeszła, z uśmiechem na twarzy powiedzieli równocześnie:
- Cześć Hermiono.
Szatynka też się do nich uśmiechnęła i powiedziała:
- Cześć George, cześć Fred.
- To miłe z twojej strony, że się jednak pojawiłaś - powiedział Fred i puścił jej oczko.
Hermiona uśmiechnęła się zgryźliwie.
- Demoralizujecie mnie. Jak tak dalej będzie to mnie przez was wywalą ze szkoły - powiedziała dziewczyna z dramatycznym akcentem, co rozśmieszyło braci. Przypomniała się jej sytuacja z pierwszego roku. Tyle, że wtedy brała jeszcze na poważniej szkolne zasady niż dziś.
- O niczym innym nie marzymy! - odezwał się Fred.
- Gdyby to zależało od Umbridge, to połowa uczniów już dawno wyleciałaby ze szkoły - dodał George - Auu - syknął kiedy kanarek siedzący mu na ramieniu dziabnął go w szyję - No dobra, już dobra - powiedział Gryfon.
Hermiona była strasznie zdziwiona. Dlaczego George mówi do tego kanarka? To ewidentnie nie mógł być zwyczajny ptak…
- Hermiono. Teraz się nie przestrasz. Uwierz, chcieliśmy mu tylko dać nauczkę - szepnął do niej Fred, kiedy George wyciągnął różdżkę i skierował ją na kanarka.
Po chwili ptak zaczął rosnąć i  zmieniać się gwałtownie. Przed trójką uczniów Gryffindoru leżał Dracon Malfoy.
- Malfoy?! - krzyknęła dziewczyna.
Ślizgon wstał i popatrzył się na nią i Weasleyów z pogardą.
- Mój ojciec się o tym dowie! - wrzasnął do nich.
Bliźniacy tylko uśmiechnęli się szerzej.
- O, na pewno? A czy chciałbyś, żeby ktokolwiek dowiedział się, że ci "zdrajcy krwi" Weasleyowie zamienili cię w małego, bezbronnego ptaszka, co? - powiedział kpiąco Fred.
- Tak potężny i złowrogi czarodziej jak Lucjusz Malfoy, chyba by się zapadł ze wstydu, gdyby się dowiedział, że jego synek nie potrafi nawet ustrzec się przed tak głupim żartem - rzekł George.
Draco wyraźnie zbladł na słowa bliźniaków i momentalnie stracił swoją pewność siebie.
- A teraz bądź tak łaskaw i spadaj stąd albo zamienimy cię w coś jeszcze gorszego - powiedział Fred.
- I pamiętaj na przyszłość - z Gryfonami się nie zadziera! - dodał George.
Malfoy spojrzał na nich nienawistnie, ale pobiegł w stronę zamku.
Nastolatka stała zaskoczona całą sceną. Z jednej strony była zszokowana zachowaniem bliźniaków, a z drugiej miała ochotę śmiać się do rozpuku z faktu, że to Malfoy padł ofiarą ich dowcipu. Niestety, ten pojedynek wygrała racjonalnie myśląca Hermiona.
- CZY WYŚCIE POWARIOWALI? - krzyknęła Gryfonka - NIE MOŻNA TAK PO PROSTU ZAMIENIAĆ UCZNIÓW W KANARKI!
Bliźniacy momentalnie zbledli.
- A nie mówiłem, że tak będzie? - szepnął George do Freda.
Fred miał już mu coś odpowiedzieć, kiedy zobaczył, że Hermiona zaczęła się bardzo głośno śmiać.
Śmiała się i śmiała. Bliźniacy byli strasznie rozkojarzeni taką nagłą zmianą nastroju dziewczyny.
- Czy ona czasem nie ma jakiegoś rozdwojenia jaźni? - spytał George Freda.
Gryfon tylko wzruszył ramionami.
- Hermiono, wszystko w porządku? - zapytał delikatnie Fred.
Szatynka spojrzała na niego oczami pełnymi łez ze śmiechu. Otarła sobie je rękawem i starała się opanować ten napad śmiechu. Kiedy już by się wydawało, że się skończył i dziewczyna otwierała usta, żeby coś powiedzieć, nagle znowu wybuchnęła śmiechem.
Bliźniacy patrzyli na dziewczynę bardzo zdziwieni. Rzadko widzieli Gryfonkę chociażby się uśmiechającą, a co dopiero tak szczerze się śmiejąca.
- Chyba powinniśmy zanieść ją do skrzydła szpitalnego - powiedział Fred.
- Też tak myślę - rzekł George.
- Nieee… Hahahahaa… wszystko… hahaha… jest w… hahaha porządku - wydusiła z siebie nastolatka, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Nagle Fred zaczął śmiać się równie głośno jak Hermiona.
George popatrzył na niego zdziwiony.
- Stary, ty też? Co z wami jest? Czy to zaraźliwe? - zapytał George.
- Tak… Hahahaha… Śmiech jest zaraźliwy… - wydyszała szatynka między wybuchami śmiechu.
George już miał iść powiadomić o tym dziwnym zdarzeniu panią Pomfrey, kiedy sam, nie wiadomo dlaczego zaczął się śmiać do rozpuku. Chciał to przerwać, ale nie potrafił.
Pierwsza przestała się śmiać Hermiona. Chwilę później Fred, a na końcu George.
- Hermiono, co to miało być? - zapytał Fred.
Gryfonka lekko się zarumieniła.
- Ja… ja nie wiem. To było po prostu takie śmieszne. I ten wyraz twarzy Malfoya. Po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem - wyjaśniła szatynka.
- Uważasz, że nasze kawały są śmieszne? - zapytał George.
- Dobrze wiecie, że nie pochwalam waszych żartów, ale osoba której zrobiliście ten kawał i ogólnie jego koncepcja była genialna - powiedziała Hermiona.
Bliźniacy szczerze się do niej uśmiechnęli.
Dziewczyna spojrzała na zegarek. Za 15 minut ma Zaklęcia.
- Za chwilę mam Zaklęcia. Muszę już iść. Chcieliście mi coś jeszcze przekazać? - zapytała nastolatka.
- Właściwie, to tak… - zaczął Fred.
- Powiecie mi to później. Aha… I dziękuję. Już nie pamiętam kiedy tak bardzo coś mnie rozbawiło - powiedziała Hermiona.
- Cała przyjemność po naszej stronie - krzyknęli za nią Weasleyowie, kiedy biegła na zajęcia.
 
         Kilka słów od Astry
Witajcie kochani! Na początku chciałabym podziękować wam za komentarze pod poprzednimi rozdziałami. One naprawdę motywują do pracy! Jeśli więc jesteś tu, czytasz i zaglądasz, to moją prośbą do ciebie jest to, abyś skomentował/a ten post :)
Co do rozdziału - szczerze? Niezbyt mi się podoba. Pisałam go w trochę złym humorze, co ewidentnie się na nim odbija. Nie przejmujcie się, Fremione "z prawdziwego zdarzenia" zacznie się już niedługo, na razie musicie przetrwać kreowanie osobowości Freda i Hermiony i ogólnie wszystkiego tylko nie ich zażyłości :)
Pozdrawiam gorąco
~Astrum Confusa