czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 4

Rankiem, kiedy młoda gryfonka szykowała się do zajęć, usłyszała pukanie do okna dormitorium. Podeszła do niego i za szybą ujrzała sowę - szarą płomykówkę. Otworzyła okno, wpuszczając ją do pomieszczenia. Odwiązała pergamin z jej nóżki i dała jej smakołyk dla sów. Płomykówka wyfrunęła szybko z dormitorium, wesoło pohukując. Hermiona rozwinęła pergamin i ujrzała schludne pismo, lekko pochylone w prawą stronę. Zaczęła czytać list.



Kochana Hermiono!
Najdroższa Hermiono! 
Droga Hermiono!

Dziś punkt 11 rano, szkolne błonia, niedaleko jeziora. 
Mam szczerą nadzieję, że się pojawisz.

Kochany, zabawny i przystojny
Fred Weasley

Gryfonka nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić. Nie chciała łamać zasad, ale z drugiej strony intuicja mówiła jej, że jeżeli nie pójdzie się spotkać się z Fredem, to ominie ją coś ciekawego.
Hermiona ostatniej nocy długo myślała o tej sprawie. I nie tylko o tej. Chłopak wczorajszego wieczora uświadomił jej (bynajmniej nie specjalnie), że jest dużo poważniejsza i dojrzalsza od swoich rówieśników. Nie łamała zasad (bez podstaw do tego), nie bawiła się na tych nielicznych gryfońskich imprezach i siedziała praktycznie przez cały czas z nosem w książkach. Nie żeby taki styl życia jej nie odpowiadał, bo bardzo lubiła swoje poukładane życie, ale w pewnym momencie w to wszystko wkradła się rutyna. Każdy dzień był taki sam. Patrzyła z podziwem na bliźniaków, dla których każda chwila życia była niespodzianką. Szatynka chciałaby mieć takie lekkie podejście do życia jak oni. Chciała coś zmienić w swoim życiu, pragnęła niespodzianek. Właśnie może dlatego postanowiła pierwszy raz od wielu dni posłuchać głosu serca i zerwać się z zajęć i spotkać się z jednym z bliźniaków.
A co! Raz się żyje! - myślała dziewczyna.
Zresztą o jedenastej miała Obronę Przed Czarną Magią, więc zrywając się z lekcji przy okazji zrobi na złość Umbridge. Na jej lekcje przychodziła ledwie garstka uczniów której zależało na ocenach. Wszyscy inni woleli oblać, niż użerać się z tą różową landryną. Tak, warto uciec z tej lekcji chociażby z tego powodu.
                                                                         ***
Kiedy dochodziła jedenasta Harry, Ron i Hermiona byli na szkolnym dziedzińcu. Chłopcy grali w Eksplodującego Durnia wraz z Nevillem i Deanem Thomasem. Hermiona siedziała z boku na ławce i powtarzała wiadomości z Transmutacji. Gryfoni chcieli, żeby dziewczyna z nimi zagrała, ale ona wywinęła się nauką. Nigdy nie przepadała za tą grą.
- O Kurcze! Harry! Zaraz Obrona przed Czarną Magią - powiedział Ron.
Jego przyjaciel popatrzył się i uśmiechnął się dziwnie.
- No i co z tego? Przecież nie chodzimy na zajęcia z tą ropuchą od początku roku. Co, zatęskniłeś za nią? - zażartował Harry, a Dean i Neville (którzy także opuszczali zajęcia prowadzone przez Umbridge) wybuchnęli śmiechem.
Ron nieco zmieszany i czerwony ze wstydu na twarzy powiedział:
- Nie! No coś ty! Ja tylko myślałem, że… trzeba powiedzieć Hermionie, bo ona mimo wszystko chodzi na te zajęcia - skinął głową w stronę dziewczyny.
Gryfonka zaczytała się i zapomniała o bożym świecie. Zawsze, gdy się uczyła albo czytała wyłączała się na wszystko wokół. Była w swoim małym, książkowym świecie, z którego mogła wyrwać ją tylko odpowiedzialność. No i ewentualnie Harry szturchający ją w ramię.
- Hermiono, za 10 minut zajęcia u Umbridge. Powinnaś się już zbierać, jeśli nie chcesz się spóźnić - powiedział chłopak, stojąc nad nią i szturchając ją w ramię.
Szatynka przez chwilę popatrzyła się na niego zawistnym wzrokiem, który oznaczał mniej więcej
"NIE-PRZESZKADZAJ-MI-KIEDY-CZYTAM-BO-SKOŃCZY-SIĘ-TO-DLA-CIEBIE-ŹLE", ale chwilę potem powiedziała spokojnie:
- Nigdzie nie idę.
- Cooo?! - zapytał z niedowierzaniem Ron, podchodząc do przyjaciół.
- Czy w tym coś dziwnego? Może ja też mam już dość tej różowej flądry, hmm? - powiedziała Hermiona - Och, i zapomniałabym, idę, ale na pewno nie na lekcje. Tak się składa, że ktoś na mnie czeka. - widząc malujące się zdziwienie na twarzach Gryfonów, spojrzała na zegarek, chwyciła torbę i pobiegła w stronę błoni.
Harry i Ron jeszcze przez chwilę stali zmieszani zachowaniem Hermiony. Ona, wzorowa uczennica, tak po prostu zrywa się z lekcji? To do niej wielce nie podobne. Po chwili ciszy Weasley odezwał się pierwszy:
- Jak myślisz, kto na nią czeka? Czy… Czy aby Krum nie przyjechał znowu do Hogwartu?
Harry tylko wzruszył ramionami i rzekł:
- Ja bym się raczej zastanawiał nad tym gdzie jest Hermiona Granger i co jej zrobiła ta dziewczyna która była tu przed chwilą.
                                                                       ***
Hermiona szła szybkim krokiem przez zamek, kierując się na błonia. Była obrażona na swoich przyjaciół, że nawet oni traktują ją jak kompletną kujonicę. Ze strony Freda to jeszcze można by zrozumieć, ale oni?! Jej przyjaciele którzy spędzają z nią tyle czasu? Ma przecież inne zainteresowania niż książki… 
No dobra, może nie ma, ale co z tego? Czy ktoś kto jest inteligentny musi być od razu kujonem i kompletnym sztywniakiem? Hermiona wcale kimś takim nie była. Albo tak się jej zdawało.
Gryfonka tak była zajęta monologiem wewnętrznym, że nawet nie zauważyła kiedy znalazła się na błoniach. Właśnie wtedy doszło do niej, że nie ma pojęcia, gdzie to Fred może na nią czekać. W jego liście pisało tylko "szkolne błonia, niedaleko jeziora". To mogło być praktycznie wszędzie! Błonia przecież rozciągały się właściwie praktycznie przez cały teren wokół jeziora.
Gdy szatynka tak się zastanawiała, gdzie to może rudowłosy na nią czekać, usłyszała świergotanie jakiegoś ptaka na pobliskim drzewie. Odwróciła się i zobaczyła kanarka. Jednak wyglądał trochę inaczej niż te kanarki które już kiedyś widywała. Miał żółte piórka, ale takie jakby wypłowiałe z koloru, prawie białe. Zresztą, może to dziwne, bo ptaki raczej nie mają w zwyczaju okazywania swojego nastroju, ale mogłaby przysiąc że wydawał się zirytowany i jakby trochę rozzłoszczony. Ciągle skakał po gałęzi i patrzył się na Hermionę jakby coś chciał jej przekazać.
W końcu zirytowany kanarek odleciał. Hermiona patrzyła jak odfruwa. W pewnej chwili zatrzymał się w powietrzu i obrócił w jej stronę. Znowu zaczął głośno świergotać i patrzeć się na nią.
No tak! Chce żebym za nim poszła! - pomyślała Gryfonka.
Pobiegła za nim w stronę błoni wokół jeziora. Kilka razy prawie zgubiła kanarka, bo te błonia wokoła jeziora były bardziej zarośnięte, ale po kilku jego (jak jej się wydawało) zirytowanych świergotach, odnajdywała go z powrotem.
Nie minęło kilka minut, kiedy dotarła ze swoim "przewodnikiem" na małą polankę. Było na niej mnóstwo kwiatów, ciągnął się z niej cudowny widok na jezioro i nawet z boku płynął mały strumyczek. Pierwsza myśl Gryfonki kiedy ją ujrzała była "Jak tu pięknie". Nie wiedziała, że Hogwardzkie błonia kryją w sobie takie piękne miejsca.
Nagle zza drzew wyszli dwaj młodzi, rośli chłopcy z włosami odcienia płomienie rudego. Byli właściwie identyczni, jeśli nie liczyć kilku szczegółów. Z daleka jednak praktycznie nie dało się ich odróżnić.
Kanarek, który przyprowadził Hermionę w to miejsce, podleciał do jednego z bliźniaków i usiadł mu na ramieniu. Być może dziewczynie się coś przewidziało, ale wydawało jej się, że chłopak coś szepnął do kanarka.
Hermiona ruszyła pewnym krokiem w stronę Gryfonów, zafascynowana tym zdarzeniem.
W jakiś sposób musieli zmusić tego małego ptaszka, żeby poleciał i tu ją przyprowadził. Może go wytresowali?
Kiedy do nich podeszła, z uśmiechem na twarzy powiedzieli równocześnie:
- Cześć Hermiono.
Szatynka też się do nich uśmiechnęła i powiedziała:
- Cześć George, cześć Fred.
- To miłe z twojej strony, że się jednak pojawiłaś - powiedział Fred i puścił jej oczko.
Hermiona uśmiechnęła się zgryźliwie.
- Demoralizujecie mnie. Jak tak dalej będzie to mnie przez was wywalą ze szkoły - powiedziała dziewczyna z dramatycznym akcentem, co rozśmieszyło braci. Przypomniała się jej sytuacja z pierwszego roku. Tyle, że wtedy brała jeszcze na poważniej szkolne zasady niż dziś.
- O niczym innym nie marzymy! - odezwał się Fred.
- Gdyby to zależało od Umbridge, to połowa uczniów już dawno wyleciałaby ze szkoły - dodał George - Auu - syknął kiedy kanarek siedzący mu na ramieniu dziabnął go w szyję - No dobra, już dobra - powiedział Gryfon.
Hermiona była strasznie zdziwiona. Dlaczego George mówi do tego kanarka? To ewidentnie nie mógł być zwyczajny ptak…
- Hermiono. Teraz się nie przestrasz. Uwierz, chcieliśmy mu tylko dać nauczkę - szepnął do niej Fred, kiedy George wyciągnął różdżkę i skierował ją na kanarka.
Po chwili ptak zaczął rosnąć i  zmieniać się gwałtownie. Przed trójką uczniów Gryffindoru leżał Dracon Malfoy.
- Malfoy?! - krzyknęła dziewczyna.
Ślizgon wstał i popatrzył się na nią i Weasleyów z pogardą.
- Mój ojciec się o tym dowie! - wrzasnął do nich.
Bliźniacy tylko uśmiechnęli się szerzej.
- O, na pewno? A czy chciałbyś, żeby ktokolwiek dowiedział się, że ci "zdrajcy krwi" Weasleyowie zamienili cię w małego, bezbronnego ptaszka, co? - powiedział kpiąco Fred.
- Tak potężny i złowrogi czarodziej jak Lucjusz Malfoy, chyba by się zapadł ze wstydu, gdyby się dowiedział, że jego synek nie potrafi nawet ustrzec się przed tak głupim żartem - rzekł George.
Draco wyraźnie zbladł na słowa bliźniaków i momentalnie stracił swoją pewność siebie.
- A teraz bądź tak łaskaw i spadaj stąd albo zamienimy cię w coś jeszcze gorszego - powiedział Fred.
- I pamiętaj na przyszłość - z Gryfonami się nie zadziera! - dodał George.
Malfoy spojrzał na nich nienawistnie, ale pobiegł w stronę zamku.
Nastolatka stała zaskoczona całą sceną. Z jednej strony była zszokowana zachowaniem bliźniaków, a z drugiej miała ochotę śmiać się do rozpuku z faktu, że to Malfoy padł ofiarą ich dowcipu. Niestety, ten pojedynek wygrała racjonalnie myśląca Hermiona.
- CZY WYŚCIE POWARIOWALI? - krzyknęła Gryfonka - NIE MOŻNA TAK PO PROSTU ZAMIENIAĆ UCZNIÓW W KANARKI!
Bliźniacy momentalnie zbledli.
- A nie mówiłem, że tak będzie? - szepnął George do Freda.
Fred miał już mu coś odpowiedzieć, kiedy zobaczył, że Hermiona zaczęła się bardzo głośno śmiać.
Śmiała się i śmiała. Bliźniacy byli strasznie rozkojarzeni taką nagłą zmianą nastroju dziewczyny.
- Czy ona czasem nie ma jakiegoś rozdwojenia jaźni? - spytał George Freda.
Gryfon tylko wzruszył ramionami.
- Hermiono, wszystko w porządku? - zapytał delikatnie Fred.
Szatynka spojrzała na niego oczami pełnymi łez ze śmiechu. Otarła sobie je rękawem i starała się opanować ten napad śmiechu. Kiedy już by się wydawało, że się skończył i dziewczyna otwierała usta, żeby coś powiedzieć, nagle znowu wybuchnęła śmiechem.
Bliźniacy patrzyli na dziewczynę bardzo zdziwieni. Rzadko widzieli Gryfonkę chociażby się uśmiechającą, a co dopiero tak szczerze się śmiejąca.
- Chyba powinniśmy zanieść ją do skrzydła szpitalnego - powiedział Fred.
- Też tak myślę - rzekł George.
- Nieee… Hahahahaa… wszystko… hahaha… jest w… hahaha porządku - wydusiła z siebie nastolatka, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Nagle Fred zaczął śmiać się równie głośno jak Hermiona.
George popatrzył na niego zdziwiony.
- Stary, ty też? Co z wami jest? Czy to zaraźliwe? - zapytał George.
- Tak… Hahahaha… Śmiech jest zaraźliwy… - wydyszała szatynka między wybuchami śmiechu.
George już miał iść powiadomić o tym dziwnym zdarzeniu panią Pomfrey, kiedy sam, nie wiadomo dlaczego zaczął się śmiać do rozpuku. Chciał to przerwać, ale nie potrafił.
Pierwsza przestała się śmiać Hermiona. Chwilę później Fred, a na końcu George.
- Hermiono, co to miało być? - zapytał Fred.
Gryfonka lekko się zarumieniła.
- Ja… ja nie wiem. To było po prostu takie śmieszne. I ten wyraz twarzy Malfoya. Po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem - wyjaśniła szatynka.
- Uważasz, że nasze kawały są śmieszne? - zapytał George.
- Dobrze wiecie, że nie pochwalam waszych żartów, ale osoba której zrobiliście ten kawał i ogólnie jego koncepcja była genialna - powiedziała Hermiona.
Bliźniacy szczerze się do niej uśmiechnęli.
Dziewczyna spojrzała na zegarek. Za 15 minut ma Zaklęcia.
- Za chwilę mam Zaklęcia. Muszę już iść. Chcieliście mi coś jeszcze przekazać? - zapytała nastolatka.
- Właściwie, to tak… - zaczął Fred.
- Powiecie mi to później. Aha… I dziękuję. Już nie pamiętam kiedy tak bardzo coś mnie rozbawiło - powiedziała Hermiona.
- Cała przyjemność po naszej stronie - krzyknęli za nią Weasleyowie, kiedy biegła na zajęcia.
 
         Kilka słów od Astry
Witajcie kochani! Na początku chciałabym podziękować wam za komentarze pod poprzednimi rozdziałami. One naprawdę motywują do pracy! Jeśli więc jesteś tu, czytasz i zaglądasz, to moją prośbą do ciebie jest to, abyś skomentował/a ten post :)
Co do rozdziału - szczerze? Niezbyt mi się podoba. Pisałam go w trochę złym humorze, co ewidentnie się na nim odbija. Nie przejmujcie się, Fremione "z prawdziwego zdarzenia" zacznie się już niedługo, na razie musicie przetrwać kreowanie osobowości Freda i Hermiony i ogólnie wszystkiego tylko nie ich zażyłości :)
Pozdrawiam gorąco
~Astrum Confusa

7 komentarzy:

  1. BOŻEEEE za Malfoya ja Cię kocham dziewczyn! Ta scena wygrała wszystko:')))Zaczęłam się śmiać do ekranu. Dosłownie. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że było to na lekcji matematyki. Nie mogłam się przestać śmiać i nauczycielka wyrzuciła mnie za drzwi:')) demoralizujesz mnie:'))
    ogólnie co do rozdziału to bardzo fajny. Naprawdę! Bardzo mi się podobały opisy, które wyszły ci wprost genialnie. Ach, no co tu jeszcze powiedzieć, no nic dodać nic ująć! Może zadziwiłaś mnie tym, że nikt nie chodzi do Umbridge, w końcu to "Wielki Inkwizytor Hogwartu". Ale to twoja inwencja twórcza, ale przyznaję ciekawy pomysł hahah :))) co do "fremione z prawdziwego zdarzenia", według mnie już zaczęłaś fajnie wprowadzać samym listem. Przecież przyjaciel nie wahałby się jak do Hermiony napisać, a u Freda jak widać było niezdecydowanie heheh:))) ogólnie ślicznie i nie rozumiemco znaczy, ze ci się rozdział nie podoba. To ja się zastanawiam jak super musi być rozdział, który Tobie się będzie podobał!
    Weny, weny i informuj mnie ładnie proszę<3
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń
  2. DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ! Tyle w temacie :) Cieszę się, że zaskoczyłam cię sceną z Malfoyem, bo szczerze chciałam zaskoczyć cię choć w połowie tak jak ty mnie z Pansy. Nie wiem czemu tak się uwzięłam na Dracona, bo ogólnie jako postać to go nawet lubię, a w tym Fremione robię z niego jakiegoś kozła ofiarnego. Ale cóż, weny nie zrozumiesz :D
    Może nie czytaj moich następnych rozdziałów na lekcjach matematyki, bo mam jeszcze kilka asów w rękawie, a gdybyś znowu została "wyproszona" z klasy, niewiele bym ci pomogła, bo nie jestem dobra z przedmiotów ścisłych :D
    Co do Inkwizytora Hogwartu - jak na razie minęły dopiero 3 tygodnie roku szkolnego i z tego co mi się wydaje na razie Umbridge jest tylko nauczycielem OPCM i niewiele ma do gadania, ale mogę się mylić bo Zakon czytałam dość dawno.
    To, że mi się nie podoba, świadczyło o tym, że dość ciężko mi się go pisało i wałkowałam go chyba z 10 razy, szukając ewentualnych błędów i najzwyczajniej w świecie mi się przejadł ;) Ale po twojej opinii chyba znowu zacznę go lubić ^^
    Miałam dziś naprawdę do kitu dzień i twój komentarz dodał mi nastroju! Dziękuję <3
    I czekam na następny rozdział u ciebie, bo już się nie mogę doczekać, żeby się dowiedzieć co tam Weasleyowie wykombinowali :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię za Malfoya. Na początku myślałam, że ten kanarek to Fred czy coś takiego. Kiedy tak zaśmiewałam się z tego numeru do mojego pokoju wpadł mój tata i spytał czy wszystko w porządku, ja zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej a on chyba się zastanawiała czy nie zadzwonić po lekarza. Wracając do tematu piszesz po prostu bosko i cudownie, w ogóle nie umiem komentować a więc napiszę po prostu: Kocham Cię za Malfoya i za wszystko, już sie nie mogę doczekać następnego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do siebie : http://opowiadaniaoptymistki.blogspot.com/

      Usuń
  4. Heeeloł, it's meee :D
    W końcu znalazłam chwilę, żeby napisać komentarz. Twojego bloga przeczytałam już kilka dni temu na lekcji języka polskiego (rozszerzonko z polskiego, a ja blogi czytam! A pfe, zła ja xD), więc komentarz dopiero dzsiaj piszę, bo jak zwykle zapomniałam wcześniej ;D
    Ale koniec moich życiowych story. Przechodzę do tematu właściwego czyli bloga^^
    Po przeczytaniu pierwszego rozdziału pomyślałam sobie "oho, to będzie to czego Tygryski najbardziej nie lubią, czyli akcja od razu poleci jak z bicza strzelił", ale przeszłam dalej i całe szczęście okazało się, że się pomyliłam. Akcja fajnie zwolniła, ale ten nie popadł w melancholijny nastrój przez co szybko i przyjemnie można przez nią przebrnąć.  W tym rozdziale widzę, że nawet znalazło się miejsce dla mojej ukochanej Kanarkowej Kremówki <3
    Opisy bardzo ładne, nie przesadzone, błędów też nie wyłapałam, więc jest gitez majonez :D
    Na chwilę obecną nic więcej nie mogę powiedzieć, czekam jak dalej rozwiniesz akcje :D
    Ty zawsze życzysz mi inspiracji, co bardzo mi się podoba, więc ja również życzę Ci tego samego. Jak najwięcej inspiracji moja droga, żeby Twoja wyobraźnia wszędzie odnajdywała kopniaka do tworzenia^^
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział u mnie
    http://fremione-w-otchlani-marzen.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział i blog też^^, fajnie piszesz :) weny i czekam na nexta :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cię do Harry Potter Tag szczegóły na :http://opowiadaniaoptymistki.blogspot.com/2016/02/harry-potter-tag.html ^^

    OdpowiedzUsuń